11 grudnia 2021

Wychowawca klasy: homo amans versus homo iners

 






Nie każdy nauczyciel może być wychowawcą klasy szkolnej, a zdarza się, że dyrekcja szkoły obsadza go w tej roli wraz z dodatkiem do pensji, którego nie potrzebuje, bo jest niski. Nikt nie podejmuje się tej roli ze względów finansowych. Nie przypuszczam, by któryś nauczyciel był lepszym/wspaniałym wychowawcą, gdyby dodatek do podstawowej pensji nauczycielskiej wynosił 6 tys. złotych. Nie każdemu nauczycielowi powinna dyrekcja szkoły powierzać tak ważną rolę pedagogiczną.  

W jednej ze szkół podstawowych powierzono ją nauczycielce klasy ósmej, która nie tylko nie wie, co to znaczy pełnić rolę wychowawczyni, nie rozumie istoty tej funkcji, ale traktuje ją jedynie jako obowiązek. Musi się z niego wywiązać pod względem formalnym, żeby mieć święty spokój ze strony dyrekcji.

Nie można powiedzieć złego słowa, bo rzetelnie prowadzi dokumentację klasy, przygotowuje dla dyrekcji sprawozdania i prowadzi - z wielkim "cierpieniem" - zebrania z rodzicami. Oczywiście, tych ostatnich jest tylko tyle, ile być musi, a byłoby najlepiej, gdyby ich w ogóle nie musiała prowadzić. Nikt zresztą nie narzeka na spełnianie przez nią powyższej roli, bo właściwie wszystko, co czyni, jest administracyjnie poprawne. 

Nastolatkowie jednak mają już większą zdolność do rozumienia świata i ludzkich zachowań. Są wnikliwymi obserwatorami postaw także swojej wychowawczyni, toteż w tak minimalistycznym jej podejściu do ich spraw i problemów mają poczucie bycia niejako osieroconymi. Porównują bowiem swoją sytuację do równoległych klas ósmych, którym przypadł w roli wychowawcy znacznie lepszy - osobowościowo nauczyciel.

W innych klasach widać, słychać i czuć nie tylko świetną atmosferę współpracy ich wychowawcy z uczniami, ale także z wszystkimi nauczycielami, którzy prowadzą w danej klasie lekcje przedmiotowe. To są wychowawcy, którzy konfrontują opinię uczniów o wewnątrzszkolnych uwarunkowaniach ich sukcesów i porażek z tym, jak klasa jest postrzegana przez część członków rady pedagogicznej. Bywa, że nawet interesują się ich osobistymi problemami.

Postrzegani przez uczniów jako znakomici wychowawcy klasowi zachęcają swoich podopiecznych do współorganizowania klasowych wydarzeń, jakimi są kilkudniowe wycieczki, wyprawy do teatru, filharmonii, kina, a nawet na koncerty artystów czy zespołów rockowych. Co tydzień tętni życie w czasie godziny wychowawczej, bo wszyscy widzą, czują i cieszą się kolejnym spotkaniem, które nie podlega żadnym ocenom, nie wiąże się ze sprawdzianami, klasówkami, odpytywaniem uczniów przy tablicy, wymówkami itp. To jest czas ofiarowany uczniom z wzajemnością, który przebiega w atmosferze szacunku, zaufania, otwartości, ba! radości bycia ze sobą. 

Tylko w tej jednej klasie wychowawczyni jest "sztywna", "zimna", jakby wyalienowana przesyłając uczniom sygnał, że w czasie godziny wychowawczej traci czas, a oni przeszkadzają jej w pracy. Najlepiej, gdyby ich nie było a ona nie musiałaby zajmować się nimi. Tyle tylko, że "musi", chociaż nie chce. Uczniowie to czują, widzą, toteż z każdym tygodniem narasta w nich gorycz bycia niechcianymi dziećmi. Zamykają się w sobie i nawet cieszą, kiedy w wyniku doraźnego przejścia na edukację zdalną mogą wyłączyć kamerę, by nie patrzeć, a nawet i nie słuchać swojej pseudo-wychowawczyni. 

Przed nimi jest pierwszy, poważny egzamin zewnętrzny. Wychowawczyni jest zainteresowana tylko ilością nieusprawiedliwionych nieobecności, negatywnych ocen z kluczowych przedmiotów   

Zapytani, czy lubią szkołę, odpowiadają, że tak, ale nie ze względu na tę instytucję, tylko na możliwość spotykania się w niej z rówieśnikami oraz niektórymi nauczycielami, pasjonatami wiedzy i sztuki jej przekazywania. Nic dziwnego, że mogliby ich określić mianem homo amans. A jak określić tę wychowawczynię, której los  powierzonych jej uczniów jest właściwie obojętny?   Może homo iners?                                 


10 grudnia 2021

Homo Amans… Marii Łopatkowej

 






Dziś odbędzie się SYMPOZJUM  Homo Amans… Marii Łopatkowej in memoriam TWÓRCZYNI „PEDAGOGIKI SERCA” W PIĄTĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI

Z Marią Łopatkową spotykałem się w Polskim Towarzystwie Pedagogicznym i Polskim Stowarzyszeniu im. Janusza Korczaka, które na początku lat 90. XX w. organizowały otwarte seminaria oświatowe poświęcone pedagogice humanistycznej. W czasie jednej z debat na ten temat dyskutowaliśmy o Jej pedagogice serca w konfrontacji z antypedagogiką, której jeden z liderów Hubertus von Schoenebeck przyznał rację, że dotychczasowy leit motiv tego nurtu "Wychowanie. Nie - Dziękuję" ("Erziehung! Nein - Danke") należy zastąpić innym, pozytywnym: "Relacje zamiast wychowania" (Beziehung statt Erziehung). Pod koniec lat 90. Hubertu powołał Stowarzyszenie "AMICATION", by rozwijać ruch przyjaciół dzieci, młodzieży i dorosłych. 

Pani Maria postanowiła pisząc swoją książkę pt. "Pedagogika serca" odnieść się w jej końcowej części właśnie do postpedagogiki.  W swoich kolejnych książkach powracała do istoty wychowania pozytywnego.  

 


Od tej pory korespondowaliśmy ze sobą, dyskutując na temat potrzeby wzmocnienia współczesnej myśli i praktyki pedagogicznej o wychowanie emocjonalne. Przypominam, że Daniel Goleman znacznie później od Łopatkowej napisał i wydał swoją książkę na temat konieczności rozwoju inteligencji emocjonalnej u dzieci i młodzieży i osób dorosłych. No, ale jak słusznie wypomniał Polakom "gen imitacji" profesor Adam Rotfeld, odrzucamy własnych pedagogów i autorów, by znacznie później zachwycać się zagranicznymi rozprawami i ich autorami.

Zapewne będziemy w czasie Sympozjum wspominać nie tylko bardzo trudne czasy i dokonania dr Marii  Łopatkowej na rzecz ochrony najmłodszych, ale przede wszystkim powrócimy do jej fenoemenalnego zaangażowania na rzecz nie tylko krzywdzonych dzieci, ale i konieczności wspomagania kobiet samotnie je wychowujących. 

W ostatnich latach swojego życia fascynowała także jej aktywność w nurcie pozytywnej resocjalizacji (koncepcja prof. Marka Konopczyńskiego) w Zakładach Karnych. Odbywający karę dożywotniego więzienia sprawcy przestępstw powierzali Marii Łopatkowej swoje myśli, przeżycia, ale i wytwory pracy twórczej (wiersze, rysunki itp.). Wspierała ich resocjalizację spotkaniami, prowadzeniem z nimi korespondencji, ale też zachęcaniem ich do dzielenia się własną twórczością, za pośrednictwem której mogli wyrazić zachodzące zmiany w ich życiu za kratami ZK.

    Na przesłanej do mnie kopii listu więźnia - Maria Łopatkowa dopisała ołówkiem: Skazany na dożywocie a on już jest zresocjalizowany. Zawsze wierzyła w dobro natury ludzkiej, do którego egzystencjalnego rdzenia powrót okazał się możliwy.



        Oto dwie z udostępnionych mi prac tej samej osoby, która napisała powyższy list. Maria Łopatkowa poprosiła, by p. M. zilustrował  DOBRO i ZŁO. Oto jego prace:   

   

   

 

  

09 grudnia 2021

Wielka polityka w rozmagnetyzowanym świecie



Prof. dr hab. Renata Nowakowska-Siuta zainicjowała w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej cykl Seminariów Otwartych, które adresowane są nie tylko do naukowców, ale także nauczycieli,  dziennikarzy czy zainteresowanych problematyką badań, analiz, studiów międzynarodowych, porównawczych. Pierwszym Prelegentem  Seminarium, które odbyło się z końcem listopada 2021 r. był wybitny przedstawiciel świata nauki, kultury i dyplomacji - profesor Adam Rotfeld

Spotkanie z tak wysokiej klasy dyplomatą, byłym ministrem spraw zagranicznych III RP, byłym członkiem Kolegium Doradców Sekretarza Generalnego ONZ ds. rozbrojenia oraz ekspertem grupy ekspertów przygotowującej Koncepcję Strategii NATO 2020, było okazją nie tylko do wysłuchania znakomitego wykładu na temat "Rozmagnetyzowanego świata", ale także możliwością uzyskania w dyskusji odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Już na wstępie spontanicznie wygłoszonego wykładu Profesor zwrócił uwagę na trafność formułowanych przez uczonych diagnoz, ale politycy, z różnych zresztą powodów, traktują naukę jako rodzaj dekoracji. 

Chcąc nadać powagę swoim sądom zwołują różnego rodzaju ciała konsultacyjne, natomiast nie zwracają już uwagi na to, co te ciała im sugerują.   

Ta opinia nie odnosiła się do bieżącej sytuacji związanej z pandemią, ale miała znacznie szerszy zakres. Rządzący powołują bowiem ekspertów, także ze świata nauki, ale nie po to, by uwzględnić ich propozycje, uwagi czy sugestie, tyko by osłonić swoje decyzje powodowane zupełnie innymi interesami. To sprawia, że intelektualiści mają bardzo ograniczony wpływ na to, co dzieje się w polityce państwa.   

Przypomniał mi się ten wykład w związku z gromadzeniem wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą. Profesor rekonstruując bieg politycznych wydarzeń na świecie po II wojnie światowej aż po kończący się rok 2021, przypomniał ustalenia między największymi mocarstwami świata (USA-Rosja), które miały gwarantować suwerenne prawa każdemu z państw naszego kontynentu do organizowania własnego bezpieczeństwa, także w ramach przynależności do różnego rodzaju sojuszy wojskowych.    

O ile z Rosją było uzgadniane wejście Polski do NATO, to jednak rosyjskie władze były zapewniane, że po przyzwoleniu na Zjednoczenie Niemiec, zostaną dotrzymane zobowiązania w kwestii nierozszerzania przez NATO dalszej ekspansji na wschód Europy, m.in. na teren Ukrainy. Rosja nie akceptuje świata zachodnioeuropejskich wartości. Zdaniem A. Rotfelda, to NATO złamało zobowiązanie wobec Rosji. 

Inna rzecz, że i Rosja zdradziła ów pakt dokonując aneksji Krymu, mimo złożonej w Budapeszcie w 1994 r. obietnicy, że jak Ukraina zniszczy swój nuklearny arsenał, to będzie chroniona jej suwerenność. Zdaniem A. Rotfelda: Porządek międzynarodowy kształtuje się przez życie, a nie przez spotkania przywódców największych mocarstw świata i zwoływane przez nie szczyty. Słowa mają znaczenie, jeśli odpowiadają faktom. O bezpieczeństwie decydują fakty i życie, a nie słowa i zapewnienia. Dokumenty to są puste zapewnienia, bo nie kształtują rzeczywistości. 

W czasie dyskusji pytano prof. A. Rotfelda o rolę naukowców w polityce innych państw. Podkreślił w swojej odpowiedzi m.in. kwestię typowego dla polskiej mentalności "genu imitacji", który polega na usilnym nasladowaniu obcych rozwiązań edukacyjnych.  Skoro już tak bardzo poszukujemy czegoś lepszego poza granicami, to byłoby znacznie korzystniejsze sięgnięcie do reform w Finlandii, której ustrój szkolny jest bliższy polskiemu, a i historia tego kraju jest także częściowo podobna do naszej. 

Inna rzecz, że to nie edukacja, ale reforma systemu bankowego sprawiła, że Finlandia stała się potęgą gospodarczą (jej telefony komórkowe opanowały w swoim czasie 35% światowego ryku). To był kraj znacznie biedniejszy od Polski, w kórym pijaństwo było więkze niż w naszym kraju, a poziom bezrobocia sięgał na początku lat 90. XX w. 25% (wśród młodych dorosłych nawet 50%). W badaniach poczucia szczęścia wśród mieszkańców kraj ten znajduje się na I miejscu na świecie. Czy zatem ma sens porównywanie się do Niemiec, Francji, USA, skoro można uczyć się od innych, ale bliższych nam pod pewnym względem? 


(źródło fot. ChAT)