23 marca 2021

Kłamstwo w polityce

 


    W zwiazku z toczącą się z każdym dniem odsłoną kolejnych afer w naszym kraju przypomniał mi się jeden z tekstów Marcina Króla, w którym pisał: 

   Jeżeli polityk dla zdobycia władzy gotów jest zaprzedać duszę diabłu kłamstwa, a my na to nie reagujemy, to znaczy, że stajemy się wspólnikami w kłamstwie [Kłamstwo robi z nas idiotów, GW 28-29.09.2012, s. 14]. 

    Powyższy imperatyw etyczny nie dotyczył tylko polityków, ale także naukowców, którzy - w odróżnieniu od innych obywateli naszego kraju - zdecydowanie lepiej czytają i rozumieją dyskurs władzy politycznej manipulującej społeczeństwem. Kłamstwo polityków jest coraz częściej skrywane za pomocą subtelnych technik public relation, a więc z zastosowaniem wiedzy naukowej. 

Kłamstwo w polityce jest intencjonalne, podobnie jak jego niedostrzeganie przez naukowców, którzy, jeśli go nie odkrywają społeczeństwu, to w równej mierze co jego sprawcy przyczyniają się do niszczenia sfery publicznej, a tym samym i do destrukcji demokracji. Nieświadomi zagrożeń ze strony władzy obywatele tracą na tym nie tylko osobiście, ale i społecznie, bowiem tłumiona jest w nich konieczna dla istnienia w społeczeństwie obywatelskim wrażliwości na dysfunkcje, patologie,  które rozwijają się w wyniku nieświadomości ich rzeczywistych źródeł.  

Być może nawet łatwiej jest niektórym naukowcom chować się za wynikami zmanipulowanych badań sondażowych, bo zawsze mogą uniknąć odpowiedzialności za decyzje polityków, które powstały na podstawie ich naukowych diagnoz czy interpretacji. Można jednak zapytać, czy ich milczenie wobec manipulacji władzy nie tyle danymi, chociaż i to ma miejsce, ale przede wszystkim ich interpretacją, usprawiedliwia ich milczenie lub uczestniczenie w kłamstwie? Czy może ten rodzaj współsprawstwa jest usprawiedliwiony wynikami sondaży, które zostały przeprowadzone zgodnie z obowiązującą w naukach społecznych metodologią? 

Kto spoza ekspertów, a więc wśród przeciętnych (w sensie statystycznym) obywateli jest w stanie stwierdzić, czy owa metodologia uwzględniła kluczowe dla diagnozy zmienne oraz jak były skonstruowane pytania? W tym sensie przyznaję rację historykowi idei, że: 

Politycy, publicyści, eksperci i specjaliści chcą, byśmy  byli ich wspólnikami w kłamstwie. Po pierwsze – wtedy mniej widać, że kłamią. Po drugie – jak nas zdeprawują, to łatwiej będzie rządzić w kłamstwie, i po trzecie  - im więcej kłamstwa, tym bardziej odległy staje się horyzont prawdy.(...) Kłamstwo bowiem poniża nas wszystkich, czyni z nas idiotów, którzy biernie go słuchają lub próbują wybrnąć z błota kłamstw z pomocą innych kłamstw lub pokrętnych wyjaśnień [tamże, s. 15].

W 2012 r., kiedy u władzy była Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe  Artur Balazs, były minister rolnictwa, polityk prawicy udzielił wywiadu "Rzeczpospolitej". Jak stwierdził w rozmowie z Mariuszem Staniszewskim i Bartoszem Marczukiem: 

Jeszcze nigdy w ostatnim dwudziestoleciu nie było w Polsce takiego poziomu nepotyzmu i kolesiostwa(...) Dla PO życie partyjne jest znacznie ważniejsze niż służba państwu. Ale tafla lodu, po której stąpa premier i jego ugrupowanie jest coraz cieńsza. Nie wystarczy już opanowany do perfekcji marketing polityczny. Pod względem nepotyzmu i kolesiostwa tak źle jak obecnie w historii ostatnich dwudziestu lat jeszcze nie było. Żaden rząd tak ostentacyjnie nie ignorował obywateli i nie lekceważył składanych przez siebie obietnic [Władza Tuska jest zepsuta, 25.09.2012].

Mogłoby się wydawać, że jako przedstawiciel opozycyjnej formacji przerysowywał obraz tamtych rządów. Chwalił zatem działania Jarosława Kaczyńskiego za kierowanie przez niego rządem w latach 2006-2007 mówiąc, że wówczas [k]orupcja rzeczywiście była wypalana gorącym żelazem. Pewnie byli ludzie z otoczenia Kaczyńskiego, którzy się tym zajmowali i czasem przesadzali. Są przykłady, które to potwierdzają. To jednak były epizody [tamże]

Czyżby dzisiaj też miały miejsce epizody, które Polacy mają tolerować? Czy niektórzy naukowcy popierając kłamstwa władzy i jej akademickich popleczników nie zdają sobie sprawy z tego, że uczestniczą w Złu?   

 


22 marca 2021

Jak polscy podatnicy finansują zagranicznych wydawców "drapieżnych" czasopism naukowych

 



Powraca na łamy "Forum Akademickiego" problem wykazu czasopism, który zawiera w grupie wysoko punktowanych periodyków specjalnie wydawane numery pod autorów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, z państw postsocjalistycznych. Wydawcy tzw. "drapieżnych" czasopism zorientowali się, że można na "biedakach" z tych państw dobrze zarobić, tym bardziej że władze resortów odpowiadających za finansowanie nauki i politykę w sferze szkolnictwa wyższego nie zorientowały się jeszcze w przebiegłym procederze. 

Jak pisze we wstępie do numeru 3/2021 redaktor Piotr Kieraciński: 

Od dwóch lat wiele zagranicznych czasopism, wcześniej całkiem rzetelnych, poczuło, że polska nauka (być może dotyczy to także innych krajów) ma pieniądze do wydania. Zmieniło zatem zasady publikacji. Zaczęło tworzyć specjalne numery (special issue) dla polskich naukowców. Oczywiście za pieniądze, różne – od niecałych 300 dolarów do nawet 2 tys. franków szwajcarskich (o takich kwotach wiem, może są też wyższe stawki…) za artykuł. Niektóre z tych publikatorów są w międzynarodowych bazach, nawet mają IF, a zgłaszane artykuły poddają recenzjom. Często należą one do wydawców, którzy mają wiele czasopism (od kilku do kilkuset). Zwykle wydawnictwa te powstały w ostatnich kilkunastu latach, czując koniunkturę na publikacje naukowe w otwartym dostępie – płatne przez autorów i instytucje naukowe, które ich zatrudniają. Pojawia się wzajemne cytowanie – łatwo to zorganizować, gdy się ma kilka, a co mówić o kilkudziesięciu czy większej liczbie czasopism – a zatem także IF.

Niektórzy naukowcy zastanawiają się, kiedy polscy wydawcy pism lokujących się w górnej strefie B (od 20 przez 40 i 70 do 100 punktów) zaczną drenować finanse publiczne z tytułu publikowania artykułów nadsyłanych do redakcji.  To, o czym pisze się w ostatnich dwóch miesiącach tylko potwierdza, że dopisanie do wykazu nowych czasopism z punktacją na poziomie dolnej strefy B czy nawet podwyższenie już istniejącym periodykom punktów z 20 do 70, niczego  w istocie nie poprawi, nie pomoże dyscyplinom naukowym, których przedstawicielom powiedzie się zamieszczenie artykułów w tych pismach.

Jak wynika z badań prof. Marka Kwieka w 91 krajach najlepsze pisma naukowe - a więc te ze strefy A (od 100 do 200 punktów) - są zalewane manuskryptami, a do tych poniżej średnich trzeba szukać chętnych... .   Jak stwierdza M. Kwiek: 

Generalnie zlicza się tylko artykuły w tych najlepszych czasopismach - reszta jest albo mało istotna, albo się jej w ogóle nie bierze pod uwagę przy wzajemnych rozliczeniach: państwo - uczelnie, a potem uczelnie - wydziały oraz różni sponsorzy badań typu NCN czy ERC - naukowcy. Upraszczając to na schemacie "Cykl Wiarygodności w Nauce" -  jak najlepsze artykuły podlegają konwersji w nowe granty, środki, infrastrukturę, zasoby, nowe artykuły - i znowu nowe granty.  


Schemat 1. Zamknięty "Cykl Wiarygodności w Nauce" (Latour i Woolgar 1986). 

Temu cyklowi pomagają zarządzający panelami w NCN i/lub urzędnicy MEiN, o czym mogliśmy przekonać się nie tylko w związku z aferą finansowania grantów brata b.ministra zdrowia. Nikt nie skontroluje sieci wzajemnie popierających się w niektórych naukach "kluby" recenzentów piszących pozytywne recenzje i forsujących wnioski grantowe na szczyt rankingu do ich finansowania, po czym prędzej czy później zatrudniani są w uczelni, w której te granty są realizowane. Koło jest zamknięte.    

Ok. 95 proc. naukowców z Polski nie ma najmniejszych nawet szans na opublikowanie swoich rozpraw w periodykach strefy A w bieżącym roku, żeby mogły być uwzględnione w ewaluacji dyscyplin naukowych w 2022 r.  Środki na badania w naukach społecznych i humanistycznych w NCN zostały pomniejszone ze względu na ... pandemię i konieczność wspierania innych dziedzin nauk. 

Słusznie - przysłowiowe "rzucenie obgryzionych kości pod stół, nie zaszkodzi szczekającym psom, bo wozy i tak jadą dalej". Czyje?       

Krążą w środowisku akademickim spekulacje na temat tego, czy aby minister P. Czarnek pomoże ręcznym sterowaniem, a więc w wyniku realizacji hidden curriculum, tym uczelniom z uprawnieniami do nadawania stopni naukowych, których władze jawnie wspierają politykę rządu?  W taki sposób rząd potraktował samorządy przy rozdziale środków na inwestycje, by uzyskały je tylko te politycznie "zasłużone".        

Prawica tak narzekała na wyprzedaż polskiego majątku, ale to samo akceptuje w polskiej nauce. Prowadzi do upadku wielu czasopism naukowych nie dlatego, że są niskiej jakości, ale ze względu na ich zdegradowanie rankingową listą, która ma niewiele wspólnego z jakością. Kogo zresztą obchodzi jakość?   

   

21 marca 2021

WSPÓŁCZESNA PEDAGOGIKA WCZESNOSZKOLNA I PRZEDSZKOLNA. INNOWACYJNIE - KREATYWNIE - NOWOCZEŚNIE”

 


Nie ulega wątpliwości, że pandemia zmuszająca nas do spotkań w wirtualnym świecie ma także dobre strony, bowiem zorganizowana już po  raz czwarty przez Instytut Pedagogiki Akademii Pomorskiej w Słupsku (przez dr Jolantę Maciąg) Ogólnopolska Konferencja dla nauczycieli wczesnej edukacji oraz badaczy tego poziomu kształcenia, nie miałaby zapewne kilkuset uczestników.  

Nie chodzi tu o kwestię problematyki konferencyjnej, ale o dość trudny dojazd do Słupska z wszystkich stron kraju, by w ciągu jednego dnia można było wysłuchać od rana do wieczora referaty ekspertów w powyższym zakresie i uczestniczyć w metodycznych warsztatach. 

Po  krótkim panelu inauguracyjny z udziałem trzech profesorów  Bogusława Śliwerskiego (Nie obawiajmy się alternatyw w edukacji wczesnoszkolnej); Bolesława Niemierko (Wielobarwna twórczość dzieci) i Danuty Waloszek (Niedostrzegane obszary kwalifikacji nauczycielskich- etyczność, niepewność), odbyły się jeszcze cztery sesje plenarne: 

I Wymiary odpowiedzialności i troski za dziecko i ucznia

II Wybrane obszary koniecznej zmiany w edukacji

III Nauczyciel jako kreator i innowator 

IV Przykłady rozwiązań edukacyjnych

oraz warsztaty metodyczne:    

1. Program zajęć rozwijających "Plastelinografia dla dużych i małych"

2. Tworzenie prostych i zaawansowanych animacji 3D, przy pomocy darmowego programu BLENDER 

3. Kształtowanie motywacji u uczniów oraz psychologiczne założenia pracy grupowe

4. Pomyśleć przestrzeń 

5. Formy aktywności muzycznej w klasach I – III 

6. O Gordonie w wychowaniu przedszkolnym

7. Scratch - warsztaty programowania blokowego od podstaw

8. Wiosenna kreatywność w działalności plastycznej dzieci w wieku przedszkolnym

9. Kreatywny nauczyciel- kreatywny wychowanek/uczeń

10.Praktyczne sposoby wykorzystania narzędzi do nauki zdalnej.

Wszystkie formy debaty, analiz i ćwiczeń odbywały się na platformie GoogleMeet. 

    Bardzo dobrze zostały zaplanowane poszczególne sesje, dając nauczycielom odpowiedniego poziomu edukacji możliwość wyboru tej problematyki, która jest im najbardziej bliska i potrzebna. W całej pełni popieram idee takich konferencji oświatowych, w których uczestniczą naukowcy i nauczyciele powszechnej oświaty, by wzajemnie obdarzać się własnym doświadczeniem, wynikami badań naukowych czy refleksją krytyczną.



(printScreen - prof. Bolesław Niemierko) 

Dawno nie miałem okazji słyszeć profesora Bolesława Niemierki, toteż ucieszyła mnie Jego obecność w panelu, w trakcie którego  przedstawił własne stanowisko na temat istoty i roli twórczości w edukacji wczesnoszkolnej. 


Zapowiedział też wydanie wkrótce swojej nowej książki z dydaktyki, która odsłoni konieczność dopełnienia taksonomii celów kształcenia B. Blooma z 1956 roku, a wciąż uważanej za aktualną (sic!), o najwyższy cel, jakim powinna być twórczość dzieci.   

 Profesor przywoływał wprawdzie dość odległe w czasie, bo z 2004 roku  badania Turskiej w szkołach średnich (w gimnazjach i liceach), z których wynikało, że najwyższy poziom twórczości wcale nie mieli uczniowie o najwyższym  stopniu inteligencji, ale przeciętni. Pytał zatem, jak to jest możliwe, że z każdym rokiem uczęszczania dzieci i młodzieży do szkoły, poziom ich inteligencji i potencjał twórczy są redukowane, niedostrzegane lub niedoceniane  przez większość nauczycieli? 



Profesor Niemierko przedstawił zarazem znany od starożytności podział ludzkich charakterów na cztery typy (melancholik, sangwinik, choleryk i flegmatyk), którym przypisał odmiany twórczości. Zidentyfikowanie tych typów charakteru przez nauczycieli u ich uczniów oraz uwzględniane w oferowanych im formach i metodach uczenia się powinno sprzyjać zrównoważonemu rozwojowi osobowości. 




Na czacie pojawiły się pytania i komentarze słuchaczy, biernych uczestników konferencji: m.in. 

Szanowni Państwo, jak powinna być zorganizowana - z Państwa perspektywy badawczej - edukacja akademicka przygotowująca nauczycieli do tworzenia postulowanej w Państwa wystąpieniach "szkoły przyszłości"? Czego nam brakuje w uwalnianiu szkoły w kierunku modelu "edukacji nowego wymiaru": wiedzy, umiejętności, woli? Co jest najsłabszym ogniwem w systemie blokującym rozwój "szkół przyszłości"?

Od kogo zależy to, czy dzieci siedzą godzinami przed komputerami? Kto za to odpowiada? Kto zmusza nauczycieli do takiej organizacji zajęć hybrydowych, jak w zaprezentowanym przez Panią Profesor przykładzie?

Zgadzam się, a jeśli z kolei rodzice systematycznie słyszą, że ich dziecko jest słabe, nie potrafi tego czy tamtego to unikają szkoły jak ognia, gdyby usłyszeli odrobinę pozytywnych informacji na temat swojej pociechy myślę, że kontakt i współpraca ze szkołą byłyby dużo lepsze ...  i bardziej owocne.