27 maja 2020

Prof. UŁ dr hab. Alina Wróbel dziekanem Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ na kadencję 2020-2024





Trwają w uczelniach wybory władz jednostek na nową kadencję 2020-2024. 


Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego rektor zatwierdził rekomendację naszej Rady dla dotychczasowej prodziekan prof. UŁ dr hab. Aliny Wróbel, by powierzył jej funkcję dziekana. 


Prof. UŁ Alina Wróbel była jedyną kandydatką na tę funkcję, co potwierdza pełną akceptację całego środowiska naukowego pedagogów i psychologów na naszym Wydziale dla Osoby, która przez ostatnie cztery lata wykazywała wysoką kulturę uniwersytecką w rozwiązywaniu problemów związanych z procesem kształcenia studentów na kierunku pedagogia. 


Nie był to okres łatwy, bo powstawał odrębny kierunek studiów, jakim jest pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. Zmiany organizacji i planów kształcenia, dbałość o jakość tego procesu pochłaniają  bardzo dużo czasu w sytuacji, gdy prawo w szkolnictwie wyższym nie jest stabilne. Przed nami kolejne procesy dostosowawcze do dalszych etapów reformy. 


Mogę wyrazić radość, że jedna z moich pierwszych Doktorantek na przełomie XX i XXI  w. systematycznie podwyższała swoje kwalifikacje naukowe, dydaktyczne i organizacyjne włączając się nie tylko we własnej jednostce uniwersyteckiej, ale także w skali krajowego środowiska akademickiego w debaty naukowe i wydając niezwykle interesujące rozprawy.  


Nie wszyscy wiedzą, że zainteresowanie wydaną w Polsce doktorską dysertacją Aliny Wróbel czescy naukowcy zwrócili się przed laty o prawo do przekładu na język czeski i możliwość opublikowania jej w ich kraju. Tak też się stało. Rozprawa p.t. "Manipulacja a wychowanie" (Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls" 2006) ukazała się w tłumaczeniu Filipa Koky'ego na język czeski w oficynie: Grada Publishing w 2008 w Pradze.     

         
            




Prof. UŁ dr hab. Alina Wróbel jest zatrudniona w Uniwersytecie Łódzkim od 1996 r. Cała Jej dotychczasowa kariera naukowa związana jest z tą Uczelnią. Tu kończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika, obroniła dysertację doktorską na Wydziale Nauk o Wychowaniu UŁ uzyskując stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, na podstawie rozprawy doktorskiej pt.: Wychowanie a manipulacja. Konteksty teoretyczne a praktyka pedagogiczna.  

Dziesięć lat później, bo w 2015 r., habilitowała się na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie, uzyskując stopień doktora habilitowanego nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. Jej monografia habilitacyjna jest z badań podstawowych dla nauk pedagogicznych i nosi tytuł: Problem intencjonalności działania wychowawczego. Studium teoretyczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2014.
            


W Uniwersytecie Łódzkim realizuje swoje pasje naukowo-badawcze kierując także Zakładem Teorii Kształcenia i Wychowania. Należy do nielicznego grona uczonych, którzy uzyskali na realizację własnych projektów badawczych grant z Narodowego Centrum Nauki, czego efektem jest międzynarodowa monografia członków kierowanego przez Nią zespołu badawczego p.t. Nauczyciel w krajach postsocjalistycznych jako sprawca i ofiara manipulacji. Studium teoretyczno-empiryczne, (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2010). 

Dziekan-elekt wydała 3 monografie autorskie, trzy prace zbiorowe (jako redaktor czy współredaktor) oraz opublikowała ponad 50 artykułów w recenzowanych czasopismach naukowych i pracach zbiorowych. Jedną z nich była wydana w 2013 r. wspólnie z moją drugą doktorantką - dr Magdaleną Błędowską) studium analityczno-krytyczne poglądów wybitnego filozofa wychowania, współzałożyciela Katedry Pedagogiki na Uniwersytecie Łódzkim  -  prof. Sergiusza Hessena


Aktywność w towarzystwach naukowych i zespołach działających przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN czy w Łódzkim Towarzystwie Pedagogicznym przekłada się na kształcenie młodych kadr naukowych oraz nauczycieli i kandydatów do tej profesji. 

Od 5 lat A. Wróbel współkieruje ze mną Ogólnopolskim Seminarium Doktorskim i Podoktorskim przy Katedrze Teorii Wychowania UŁ, opiniuje także projekty dysertacji habilitacyjnych czy jako recenzent wydawniczy rozprawy młodych naukowców z kraju.



Otwiera się zupełnie nowy rozdział na akademickiej ścieżce. Trudny, bo każda administracyjnie konstytuowana funkcja niesie z sobą wiele sprzeczności, rodzi mnóstwo konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych. Trzeba podejmować decyzje ze względu na instytucje, wspólnotę, ale także naukę, zaś w tym wszystkim istotne są osoby o różnym stopniu motywacji, zaangażowania, szczerości i wiarygodności.
Można życzyć dziekan-elekt przede wszystkim dużo spokoju wewnętrznego, a zarazem mocnego wsparcia wśród osób, które rozumieją nie tylko aspekty prawne, organizacyjne, ale także naukowe standardy, jakie powinny obowiązywać w uniwersyteckiej pedagogice. 

Przyjdzie zatem czas budowania własnego zespołu, także czas zachwytu, satysfakcji, radości, ale i rozczarowań, pozorów, gry fałszywymi kartami. Dużo zatem zdrowia, mocy odporności na przeszkody i wsparcia wśród pracowników tak własnej Katedry Teorii Wychowania, jak i całego Wydziału, bo pełnienie takiej funkcji jest szczególnego rodzaju zobowiązaniem dla każdego z nas.



26 maja 2020

O zdalnej pracy w uniwersytecie



Stan zagrożenia epidemicznego Covid-19 sprawia, że inaczej wykorzystuję czas, jaki mam do dyspozycji. Jest go teraz znacznie więcej, bo nie "tracę" go na dojazdy autem, pociągiem, autobusem na różnego rodzaju wydarzenia akademickie czy oświatowe.  

Z moimi studentami, magistrantami od lat komunikuję się zdalnie, by nie czekali na dzień zaplanowanego w toku studiów seminarium, tylko czytali, prowadzili badania i na bieżąco przesyłali do mnie swoje teksty.  Czasem jakiś mail może trafić do spamu, czy zawieruszyć się w dziesiątkach listów i prac, jakie trafiają do mojej skrzynki pocztowej. Studenci mogą bez obaw upomnieć się, przypomnieć, że coś wysłali, a ja im nie odpowiadam.   

Brakuje mi możliwości bezpośredniej rozmowy w sytuacji, gdy są problemy, trudności, gdy studenci czegoś nie rozumieją, nie potrafią, a tłumaczenie tego droga pisemną zabrałoby zbytecznie dużo czasu.  Nie wiem, czyt byłoby to dla nich zrozumiałe, skoro mają do dyspozycji literaturę naukową, metodologiczną, a mimo to nie radzą sobie z czytaniem ze zrozumieniem, z refleksją.    

W kształceniu akademickim zdalna edukacja jest czymś zupełnie naturalnym, toteż warto ją rozwijać, doskonalić, uczyć się nowych form pracy i wykorzystywania technologii do lepszej komunikacji. Nie trzeba nawet uczęszczać na specjalne kursy czy szkolenia, gdyż w sieci jest bardzo dużo instruktażowych materiałów filmowych. Nic, tylko korzystać. 

Studenci odsłaniają w cyfrowej edukacji swoje aspiracje i rzeczywiste zaangażowanie.  Z jednej strony muszą inaczej poszukiwać dostępu do źródeł wiedzy, z drugiej pojawia się pokusa powierzchownego podejścia do badań. 

Kiedy zadamy im prace w zespołach, to dość łatwo mogą sami rozpoznać, kto naprawdę pracował, przyczynił się do końcowego efektu, a kto się migał lub uniemożliwił całej grupie zaliczenie zadania.  Naturalnie uruchamiają się procesy dynamiki grupowej. 

Odcięci od naturalnych i instytucjonalnych środowisk badawczych magistranci mają poważny problem z prowadzeniem badań. Obawiam się, że zacznie dominować w tzw. empirii sondowanie opinii via aplikacje w Internecie, a tu - niestety - ale poziom jakości i wiarygodności uzyskiwanych danych jest bardzo niski. Takie sondaże stają się zatem  po trosze sztuką dla sztuki. 

Jak tu zachęcić studentów - badaczy do prowadzenia wywiadów, nawet z zastosowaniem mediów, skoro nie mają dostępu do numerów telefonów potencjalnych, a wylosowanych respondentów.  W naukach społecznych jest niesłychanie ważny dobór próby badawczej. Jak tu ją ustalić, skoro barierą jest RODO.     

W uczelni już zastanawiamy się nad tym, jak kontynuować doświadczenie z okresu przymusowej kwarantanny dla wszystkich studentów, naukowców i pracowników administracji. Dzięki temu wydarzeniu nareszcie można załatwić wiele spraw szybciej, bez konieczności fizycznej obecności. Oby to przetrwało i było kontynuowane w nowszych formach.

Może dzięki edukacji na dystans zmniejszymy liczebność grup ćwiczeniowych z 40 do 15-20, by w trakcie spotkań w realu można było nareszcie normalnie omówić, przedyskutować, sproblematyzować, poddać krytyce czy aktywnie doświadczyć interesujących kwestii w symulacyjnych warunkach. Powinien być czas na kształtowanie postaw społecznych, uwrażliwianie na problemy wynikające z międzyludzkich relacji.    

Nie ulega wątpliwości, że dzięki pracy zdalnej administracji znikną kolejki przed dziekanatem, bo dokumenty będzie można przesyłać nie przeszkadzając pracownikom w wykonywaniu obowiązków. Pracownicy uczelnianej administracji mogą rozwiązywać większość spraw  o dowolnej dla nich porze dnia czy nawet nocy, nie wychodząc z domu.  

Zadanie i tak trzeba wykonać, toteż  oby zniknął formalny obowiązek odsiadywania w pomieszczeniach, sekretariatach, gabinetach w sytuacji, gdy wiele spraw można załatwić bez straty czasu na czekanie, dojazd, obsługę itp. 

Niektórzy narzekają, że stracili nad pracownikami kontrolę. Ja nie narzekam. Całe szczęście, że tak się stało, bo dopiero teraz widać, kto i jak pracuje, w co angażuje się i w jakim zakresie, i to nie dlatego, że jest kontrolowany, że musi, tylko że albo pracuje z poczucia obowiązku, lojalności wobec innych i instytucji, albo korzysta z "wolności nicnierobienia".  

Nareszcie aktywność zależy od wewnętrznej motywacji i umiejętności zarządzania własnym czasem, a nie od nadzorowanej w czasie i przestrzeni pracy. Obyśmy tylko teraz nie mnożyli formularzy, w których trzeba będzie zapisywać niemalże wszystko, byle udowodnić, że pracowaliśmy. Tu powinny liczyć się finalne efekty naszej pracy. 

Uniwersytet na dystans staje się zupełnie nowym środowiskiem postnowoczesnej pracy, odmiennej potrzeby i sensu zagospodarowania czasu oraz rozliczania się z wykonywanych zadań. Studenci trochę się gubią, podobnie jak niektórzy ich nauczyciele akademiccy, ale nareszcie mogą wypełniać sensownie czas własnych studiów czerpiąc z tego, co jest im dostępne w nowej formie, innym trybie. 

Po części ma miejsce w naszej codzienności powstawanie pozaformalnej sieci komunikacyjnej między nauczycielami a studentami, profesorami a doktorantami, autorami rozpraw a recenzentami. Znakomicie służy to demitologizacji i większej trosce o autentyczną, wiarygodną i wspierającą współpracę, a nie antagonistycznej rywalizacji i skrywanemu pasożytnictwu czy pozoranctwu. 

Praca zdalna, tak jak cyfrowy uniwersytet mogą być szansą dla każdego, kto jest członkiem akademickiej wspólnoty. Warto zatem szukać i wzmacniać jej zalety, by w świecie realnym kształtować i oferować zupełnie inne, a niezbędne umiejętności.        




       

25 maja 2020

Akademicka puszka z Pandorą, czyli hodowli troglodytów ciąg dalszy



W grudniu 2014 r. zachęcałem w blogu do lektury esejów naukowych prof. Piotra Nowaka, które filozof Uniwersytetu w Białymstoku opublikował w rozprawie p.t. "Hodowanie troglodytów. Uwagi o szkolnictwie wyższym i kulturze umysłowej człowieka współczesnego(Warszawa: Kronos 2014)

W dwa lata później ukazała się kolejna część niezwykle trafnych analiz i refleksji, którym jednak nie poświęciłem już  uwagi w blogu. Nie uczyniłem tego ze względu na ich mniejszą wartość, ale wprost przeciwnie, postanowiłem odroczyć swoją opinię na jej temat, kierując się oceną autora piszącego w rozprawie z 2016 r. m.in.:

Dla mnie ważne jest, czy artykuł  lub książka, które przepychają się do sfery nauki, do kultury, będą dyskutowane przez najbliższe pięć lat. Jeśli tak,są to rzeczy dobre. Jeżeli mówi się o nich przez dziesięć lat, mamy do czynienia z pracami wybitnymi, a jeśli dłużej, to prawdopodobieństwo, że tekst ten pozostanie w kulturze, że zmieni coś w nauce, jest już bardzo wysokie. I nastąpi to lub nie nastąpi niezależnie od tego, czy opublikuje Pan swoją pracę w czasopiśmie z listy ERIH, filadelfijskiej, czy jakiejś jeszcze innej [s.43].

Od wydania książki przez Fundację Augusta hr.Cieszkowskiego upłynie wkrótce pięć lat, więc można spojrzeć wstecz, by zastanowić się nad tym, czy zawarte w niej słowa krytyki wobec polityki władz aksjonormatywnego przełomu coś uległo zmianie na lepsze w stosunku do tego, co miało miejsce kilka lat wcześniej. 

Tę pierwszą publikację profesora filozofii z Uniwersytetu w Białymstoku otrzymałem od pochłaniającej setki książek rocznie prof. Marii Dudzikowej na gwiazdkę z poniższą dedykacją: 



Istotnie, zachwyciły mnie styl i treść rozprawy upominającego się o zaprzestanie deprecjonowania polskiej kultury, której nośnikiem i nerwem jest Uniwersytet. Wówczas P. Nowak pisał:

Pod naporem chwili obecnej dzisiejszy Uniwersytet osuwa się w niebyt, stając się karykaturą Uniwersytetu. Jego program pisze rynek potrzeb, a więc człowiek masowy, nie człowiek wolny; biuralista, nie naukowiec [Hodowla..., s. 8].



Być może czas kwarantanny narodowej filozof wykorzystuje do napisania, a może nawet i wydania  następnej części komediodramatu o polskiej nauce i uniwersytetach, a więc o dewaluowanej przez kolejną formację władzy polskiej kulturze. A może nie? 

W końcu to, co było przedmiotem krytyki częściowo uległo poprawie, chociaż w sprzecznym z intencjami autora zakresie. Dobra zmiana w rzeczy samej nie wyeliminowała spodziewanej przez P. Nowaka patologii w akademickiej polityce, ale pojawiły się częściowo procesy skanalizowania krytyki przez obłaskawienie jej sprawców. 

Co ma teraz począć ów autor, który najpierw narzekał na kategoryzację czasopism naukowych w wykazie ministra (periodyki listy A-B-C), którego lista w założeniach nie miała, ale po części nobilitowała, zawarte w nich artykuły - bez względu na ich rzeczywistą wartość naukową, by samemu doświadczyć kolejnego wykazu, tym razem punktowanych wydawnictw?  

Na szczęście dla filozofa jako wydawca przywołanych tu książek znalazł się na ministerialnej liście (pozycja 118), a zatem trudno już będzie kwestionować jej sens, chyba że ze względu na zdumiewające zestawienie obok siebie w tej samej randze oficyn uniwersyteckich, prywatnych i państwowych szkół wyższych czy podmiotów pozaakademickich. Nie zmieni się zatem w kraju dyskurs "doskonałościowy" na ten temat, skoro administracyjnie poszerzono zakres ewaluacji osiągnięć naukowych.  

Z punktozy nikt nie zrezygnuje, natomiast rządzący spełnili oczekiwanie filozofa, by w parametryzacji dyscyplin naukowych stosować odmienne kryteria dla nauk przyrodniczych, technicznych czy humanistycznych (w tym społecznych). Jak słusznie mówił P. Nowak w opublikowanym w tej książce wywiadzie:

Nawet kryteria, które pozwalają ocenić wysiłek filozofa i wysiłek socjologa, powinny być inne. Z doświadczenia wiem, że socjolog, psycholog i filozof, jeśli nawet znajdą się w jednym pokoju, nie są w stanie wypracować wspólnego stanowiska w sprawie jakości poszczególnych projektów badawczych z tych dyscyplin. Filozof może się zastanawiać, czy wniosek o dofinansowanie badan psychologicznych jest dobrze przygotowany od strony formalnej, ale to wszystko. Strona merytoryczna tego wniosku to będą dla niego czary-mary. Ale już nie odwrotnie.  Zorientowany scjentystycznie i "nierozumiejąco" psycholog czy socjolog zawsze będzie starał się dowieść, że wnioski z dziedziny filozofii mają niewiele wspólnego  z nauką [2016, s.71].

Otóż ta konstatacja jest w pełni uzasadniona naukowo, ale absolutnie lekceważona przez ministra, dyrekcję i przewodniczących paneli w Narodowym Centrum Nauki!  Zasady podziału środków i system oceniania w tym urzędzie odległym od istoty kultury i nauki, a także od fundamentalnych zasad etyki, socjolog i psycholog ocenia merytorycznie, a nie tylko formalnie, wnioski  pedagogów. Wnioski filozofów oceniają uczeni innych nauk humanistycznych. W końcu nie o naukę i odrębność metodologiczną oraz merytoryczną badań tam chodzi, ale o biznes i drenowanie kasy dla swoich (casus w NCBiR braci Szumowskich nie jest tu wyjątkiem).

Idealnie pasuje do tej polityki opinia prof. P. Nowaka: To nie jest żadne państwo, tylko pastwisko, gdzie każdy po swojemu "tutejszy". Moja chata z kraja. Konsumenci nie mają żadnej tożsamości. Ich chwiejna lojalność wynika z przywiązania do marki czy sklepu, do niczego więcej [s. 37].

Po cichutku minister zlikwidował dla monografii kryterium objętościowe. Do 2019 r. obowiązywało dla uznania jakiejś publikacji za monografię naukową m.in. to, że w naukach humanistycznych i społecznych jej objętość liczy co najmniej 6 arkuszy wydawniczych. Teraz nie tylko ten filozof może już pisać i publikować monografie liczące nawet 2 czy 3 arkusze wydawnicze, bo przecież liczy się treść, a nie ilość.    
 
Nic się nie zmieniło i długo nie zmieni w dostępie większości polskich naukowców do najwyżej punktowanych czasopism zagranicznych, (...) ponieważ o sukcesie za granicami kraju decydują albo znajomości, albo koniunktura, albo czysty przypadek [s.63]. 

Co będzie w tym roku koniunkturą w periodykach światowych? Analizowany na sto różnych sposobów COVID-19. Szwajcarzy już wydali książkę z pierwszych diagnoz społecznych.  Teraz czekamy na kolejne książki o epidemiach, wirusach, szczepieniach, psychozach, kwarantannach, cyfrowej edukacji czy filozofii lęku i samotności, z tanatopedagogiki i psychologii umierania.

Absolutnie, rację ma filozof przywołanej tu publikacji - nie jesteśmy (...) pierwszymi niezadowolonymi ze zmian, jakie dotknęły Uniwersytet [s. 91]. Pojawi się jeszcze wiele rozpraw, także pełnych banałów, na temat tego, jak ważny jest Uniwersytet dla kultury każdego narodu.  

Korporacyjna wydajność jest fundamentem troglodytów u władzy.  Nie ma żadnych wspólnot, ponieważ obowiązuje (...) brak trwałego porozumienia (community of dissensus), wzajemne uzależnianie od siebie wszystkich stron, z których każda już w punkcie wyjścia rezygnuje z własnej tożsamości i roszczeń do autonomii (...) [s. 89]. 

Będziemy uczestniczyć w pandemii "grantozy", doświadczać zakulisowych decyzji tych, co bliżej władzy, radykalnie spadnie zainteresowanie dydaktyką, skoro rozliczani jesteśmy za osiągnięcia naukowe, młodzi będą walczyć z ostrym cieniem  Wielkich Zmarłych, by wykazać, że nic nie znaczyli i nie znaczą. Wspominanie dawnych Mistrzów być może - jak u P. Nowaka - stanie się aneksem do autorefleksyjnych esejów, za które i tak przysługuje 100 pkt.  Najgorsze dopiero przed nami [s. 175]. 

Puszka z Pandorą jest otwarta od trzydziestu lat, ale unosi się nad nią smród wojny polsko-polskiej, konfrontacji populizmu z merkantylizmem, hipokryzji cynicznych troglodytów z sumieniem i mądrością uczonych. Niektórym już lustra nie przeszkadzają.