10 marca 2019

Kształcić można wszystkich i wszędzie

Od kilku lat monitoruję wdrażanie ustrojowej reformy szkolnej, która jest także zmianą programową kształcenia dzieci i młodzieży. W rzeczy samej, nie struktura ustroju szkolnego jest tu ważna, ale to, co dzięki niej może być realizowane z punktu widzenia centralistycznego nadzoru "pedagogicznego". Używam cudzysłowu, bowiem z pedagogiką żadna z reform w III RP nie miała wiele wspólnego. Może tylko tyle, że niektórzy pedagodzy ocierali się o ich projektowanie, wdrażanie czy diagnozowanie wybranych procesów.

Żadna zmiana ustrojowa szkolnictwa w latach 1989-2019 nie była poprzedzona naukową diagnozą rzeczywistego stanu kształcenia oraz wychowywania dzieci i młodzieży w przedszkolach czy szkołach publicznych, bowiem politycy dochodzący do władzy w resorcie edukacji traktowali swoje stanowisko jako trampolinę do zupełnie innych "konfitur". Edukacja publiczna była i jest środowiskiem politycznie sterowalnym dla realizacji tzw. bliskich celów władzy, która ma świadomość czteroletniej kadencji z wątpliwą szansą na jej przedłużenie.

Wyjątkowym okresem jej sprawowania były lata 2007-2015, w trakcie których Ministerstwo Edukacji Narodowej i kuratoria oświaty, a także częściowo zdobyte w wyborach samorządowych organy prowadzące przedszkola i szkoły przez koalicję partyjną PO i PSL, miały niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie istotnie jakościowej zmiany w polskim szkolnictwie.

Nie były tym jednak zainteresowane, poza możliwością "wydojenia unijnej krowy" w ramach środków EFS Kapitał Ludzki na rzekome reformy infrastrukturalne, strukturalne i programowe bez naukowego ich uzasadnienia. Politycy lepiej wiedzą, co jest dla nich dobre, a jak należy społeczeństwu wmówić, że także i dla niego. Nic dziwnego, że co kilka lat zmieniali się także ministrowie edukacji w ramach tej samej koalicji rządowej, by uciec od odpowiedzialności za parcjalność i nonsensowność wprowadzanych "reform".

Te bowiem miały przede wszystkim generować miejsca pracy lub niezłych dochodów dla "SWOICH", z czego także korzystają przedstawiciele kolejnej koalicji rządzącej. Nic tak dobrze nie służy indywidualnym dochodom części elit politycznych, jak realizowanie zadań rzekomo ważnych dla społeczeństwa, jego młodszej reprezentacji. Kiedy jednak przyjrzymy się im bliżej, to przekonamy się, że do reform programowych w ogóle nie był potrzebny powrót do ustroju szkolnego 8+4, podobnie jak nonsensowna pedagogicznie było przesunięcie wieku obowiązku szkolnego z siódmego na szósty rok życia dzieci.

Nie od struktury systemu szkolnego, nie od wielkości budynków, sieci szkolnej, ani też od ich wyposażenia zależy jakość kształcenia. Tę można uzyskiwać w każdych warunkach strukturalnych, o ile są do nich przygotowani zawodowo, finansowo, kulturowo oraz motywacyjnie nauczyciele. Nie ma także znaczenia to, czy owi pedagodzy będą kształcić dzieci w modelu autorytarnym, opartym na silnej dyscyplinie, karności zewnętrznej, czy może antyautorytarnym, permisywnym, gdyż wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

Kluczowe w edukacji jest bowiem środowisko rodzinne, jego kapitał kulturowy i ekonomiczny oraz osobowość NAUCZYCIELA, EDUKATORA, także w edukacji domowej. Reszta nie ma znaczenia, czy będzie w tej edukacji podręcznik szkolny (jeden lub jeden z kilkudziesięciu do wyboru), bo można kształcić bez podręczników, także bez e-podręczników, jak ma to miejsce np. w szkołach steinerowskich. Można edukować dzieci w architektonicznej przestrzeni zamkniętej lub otwartej, a także w przyrodzie (ostatnia moda - przedszkola i szkoły leśne) czy w społeczności religijnej, stowarzyszeniowej itp.

Edukacja może przebiegać w grupach homogenicznych lub heterogenicznych wiekowo, płciowo, światopoglądowo, kulturowo, społecznie, socjalnie itp. Ilość wariantów jest nieograniczona, gdyż można dowolnie zestawiać ze sobą różne elementy, ogniwa i podmioty procesu kształcenia i wychowania, by osiągać zakładane cele. Z ich realizacji i tak nikt jeszcze w Polsce nie rozliczył żadnej z ekip rządzących. Sektor edukacji należy do nielicznych, których efektywność, skuteczność, wiarygodność nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia odpowiedzialności ministra i jego/jej urzędników przed obywatelami, przed społeczeństwem za (nie-)uzyskiwane efekty, także uboczne.

Właśnie dlatego premierzy jednym ministrom zapewniają pełną ochronę, szczególnie w sytuacji podejmowania przez opozycję prób odwołania ich ze stanowiska, a innym dają ofertę nie do odrzucenia wraz z pakietem czyniącym zadość poniesionej przez nich stracie (wizerunkowej, ekonomicznej, moralnej, społecznej-statusowej itp.). Tylko nauczyciele i ich uczniowie muszą godzić się na zmiany, których sens lub bezsens jest coraz łatwiej rozpoznawalny. Uczniowie nie mają wyjście - muszą realizować obowiązek szkolny, podobnie jak nauczyciele, dla których ich profesja jest przecież warunkiem nie tylko ich samorealizacji, ale także zaspokajania własnych potrzeb.





09 marca 2019

Nowe definicje osiągnięć naukowych


W świetle wspomnianego we wcześniejszym wpisie na temat rozporządzenia MNiSW o ewaluacji naukowej dyscyplin mamy nie tylko normę określającą to, co i w jaki sposób będzie przedmiotem oceny, ale także jak należy ów przedmiot identyfikować:

Oceny poziomu naukowego prowadzonej działalności naukowej w zakresie badań naukowych i prac rozwojowych dokonuje się z uwzględnieniem następujących rodzajów osiągnięć naukowych:

1) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych i w recenzowanych materiałach z międzynarodowych konferencji naukowych, zamieszczonych w wykazie tych czasopism i materiałów sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem czasopism”; (zgodnie z tym wykazem artykuł otrzyma: 20, 40, 70, 100, 140 albo 200 pkt);

2) artykułów naukowych opublikowanych w czasopismach naukowych niezamieszczonych w wykazie czasopism; (wynosi 5 pkt.

3) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa zamieszczone w wykazie tych wydawnictw sporządzonym zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 267 ust. 2 pkt 2 ustawy, zwanym dalej „wykazem wydawnictw”, redakcji naukowych takich monografii i rozdziałów w takich monografiach; (wynosi zgodnie z wykazem wydawnictw 80 albo 200 pkt; całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej wynosi: 50 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 200 pkt. oraz 20 pkt – jeżeli całkowita wartość punktowa tej monografii wynosi 80 pkt);

4) monografii naukowych wydanych przez wydawnictwa niezamieszczone w wykazie wydawnictw, redakcji naukowych takich monografii i autorstwa rozdziałów w takich monografiach; (wynosi 20 pkt.) (całkowita wartość punktowa rozdziału w monografii naukowej 5 pkt.)(...) "

Pomijam tu patenty, gdyż w pedagogice ich nie ma.

Będą też wyjątki od reguły, a mianowicie: "W przypadku działalności naukowej prowadzonej w ramach dyscyplin naukowych należących do dziedziny nauk humanistycznych, dziedziny nauk społecznych i dziedziny nauk teologicznych całkowitą wartość punktową:

1) monografii naukowej wynoszącą – zgodnie z przepisem ust. 2 pkt 1:

a) 200 pkt, zwiększa się o 50%,

b) 80 pkt, zwiększa się o 25%".

Nie wchodzę w dalsze szczegóły, bo jeszcze ktoś pomyśli, że najważniejsze są punkty, a nie treść monografii lub jej rozdziałów.

No dobrze, ale czym jest artykuł naukowy a czym monografia naukowa? Tego ponoć naukowcy nie wiedzą, więc ministerstwo musiało im to zdefiniować:

Artykuł naukowy jest to recenzowany artykuł opublikowany w czasopiśmie naukowym albo w recenzowanych materiałach z międzynarodowej konferencji naukowej:

1) przedstawiający określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy, problemowy albo przekrojowy;

2) opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.

2. Artykułem naukowym jest również artykuł recenzyjny opublikowany w czasopiśmie naukowym zamieszczonym w wykazie czasopism.

3. Artykułem naukowym nie jest: edytorial, abstrakt, rozszerzony abstrakt, list, errata i nota redakcyjna.


§ 10. 1. Monografia naukowa jest to recenzowana publikacja książkowa:

1) przedstawiająca określone zagadnienie naukowe w sposób oryginalny i twórczy;

2) opatrzona przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym.

2. Monografią naukową jest również:

1) recenzowany i opatrzony przypisami, bibliografią lub innym właściwym dla danej dyscypliny naukowej aparatem naukowym przekład:

a) na język polski dzieła istotnego dla nauki lub kultury,

b) na inny język nowożytny dzieła istotnego dla nauki lub kultury, wydanego w języku polskim;

2) edycja naukowa tekstów źródłowych.

Niestety, urzędnicy nie przewidzieli dla monografii określenia, co nią nie jest, jak ma to miejsce w przypadku artykułów naukowych w czasopismach. Dotychczas wskazywano np. minimalną liczbę arkuszy wydawniczych dla rozpraw monograficznych i artykułów w naukach humanistycznych i społecznych. Teraz, jak rozumiem, broszura nawet 60 stronicowa musi być uznana za monografię, zaś artykuł liczący 0,25 ark.wyd. jako także naukowy.

08 marca 2019

Czego Jaś się nie nauczył , to jako dorosły sięgnie po korki



Czego Jaś się nie nauczył, to nauczy się jako dorosły, kiedy będzie mu to potrzebne. Tak, tak, pewne przysłowia tracą swoją moc prawdy w obliczu zmieniającego się świata, dynamiki rynku pracy i konieczności uczenia się przez całe życie. Są takie zawody, które od początku swojego zaistnienia wymagały ustawicznej edukacji i samokształcenia. W związku z nowym rynkiem pracy, jakim stała się Unia Europejska, a w niej także stanowiska świetnie płatnej pracy politycznej, także nasi politycy muszą się uczyć.

Pamiętam doskonale jak premier Donald Tusk musiał uczyć się angielskiego, kiedy został wybrany Przewodniczącym PE. Hasło: "polish your english" upowszechniało się z każdym rokiem zachęcając średnie i starsze pokolenie Polaków do językowej autoedukacji. Korzystanie przez rządzących z tłumaczy przysięgłych może być niebezpieczne dla tych ostatnich, jeśli uczestniczą w trudnych i być może na granicy prawa prowadzonych negocjacjach.

Szkoły językowe są oblegane w Polsce głównie z kilku powodów:

- pierwszy, to fatalny poziom kształcenia językowego w szkolnictwie publicznym. Nie chcę teraz określać powodu tego stanu rzeczy, gdyż wymaga on poważnej debaty naukowej, a nie tylko oświatowej. Ambitna młodzież, która chce w przyszłości studiować na poziomie europejskim, musi sama finansować swoje kompetencje językowe;

- drugi, to globalizacja rynku pracy wymuszająca na dorosłych, już zatrudnionych w różnych sektorach gospodarki czy usług znajomość co najmniej języka angielskiego. Ostatnio zwiększa się zainteresowanie uczeniem się języka chińskiego;

- trzeci, to pełnienie ról w strukturach władzy wykonawczej, ustawodawczej czy kontrolnej. Tu jest konieczna znajomość języka angielskiego.

Efekt? Proszę bardzo. Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. Wicepremier Beata Szydło już uczy się angielskiego, przy czym - jak twierdzi - za własne pieniądze. Natomiast minister edukacji Anna Zalewska uczy się języka angielskiego na koszt Polaków, korzystając z funduszy budżetowych. Mało zarabia, z 500+ już nie skorzysta mimo zachęt K. Szczerskiego, więc czerpie z państwowych źródeł.


Uczmy się angielskiego póki jeszcze nie wypadł z światowej komunikacji. Być może następne pokolenia nie będą uczyć się języka angielskiego, niemieckiego czy rosyjskiego, ale chińskiego.