22 maja 2017

Raport z lektur pedagoga




Na biurku piętrzy się sterta książek, które cierpliwie czekają na przeczytanie. Dochodzi do tego codzienna prasa, a ta nie może być odłożona na później, bo informacje stają się nieaktualne. Później można powrócić jedynie do tekstów publicystycznych, reportaży czy recenzji. Te są nieustannie aktualne, gdyż tworzą szczególny rodzaj zapisu wydarzeń czy ludzkich postaw w syntetycznie zredagowanej refleksji i wrażliwości ich autorów.

Polacy ponoć nie czytają, ale wystarczy, że kilkadziesiąt tysięcy naukowców czyta chociaż jedną książkę miesięcznie, podnosząc średnią krajową.Nie rozumiem zatem, czemu nas tak niepokoi to, że wskaźniki czytelnictwa maleją, skoro dotyczą one literatury w wersji drukowanej. Tymczasem wiele osób czyta wersje elektroniczne. To prawda, że spada sprzedaż prasy codziennej i tygodniowej, miesięczników i kwartalników, półroczników i roczników. Jak nie kupujemy czasopism i książek, to redakcje nie mają środków na wydawanie kolejnych numerów czy tytułów.

W mojej najnowszej publikacji proponuję wycieczkę do świata książek, które są adresowane przede wszystkim do nauczycieli, nadzoru pedagogicznego, odpowiedzialnych za edukację samorządowców, pedagogów, refleksyjnych wychowawców, w tym także rodziców. Pragnę pokazać w swoich komentarzach do ukazujących się w ostatnich latach książek o edukacji czy wychowaniu sposób myślenia czy kreowania rzeczywistości szkolnej i pozaszkolnej, a nawet politycznej.

Brakuje w procesie kształcenia i budowania przez nauczycieli czy profesjonalnych edukatorów krytycznego spojrzenia na literaturę z nauk społecznych i humanistycznych w sprawach, które bezpośrednio dotyczą także ich codziennego życia, aktywności społecznej, rodzicielskiej czy zawodowej. Wybrałem zatem kilkadziesiąt książek, które w ostatnich latach stały się przedmiotem moich lektur.

Sięgałem po nie jako pedagog, który chce dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, w którym sam jest zaangażowany w różne role społeczno-zawodowe. Mam nadzieję, że czytelnicy wskazanych przeze mnie lektur zainteresują się niektórymi w zależności od własnych zainteresowań, potrzeb czy wspólnoty myśli z wybranymi autorami przywoływanych tu książek.

Układ treści został tak pomyślany, by przejść od publikacji traktujących o makropolitycznych, społecznych uwarunkowaniach szkolnictwa, poprzez książki opisujące różne podejścia do kształcenia, kreowania alternatyw czy innowacji pedagogicznych, do publikacji ukazujących zagrożenia pojawiające się w codziennym życiu dzieci i młodzieży, ale także świata dorosłych.

Może odsłona nauczycielskich pasji, twórczości literackiej czy artystycznej wraz z egzystencjalnymi problemami każdego z nas pozwoli inaczej
spojrzeć na samych autorów rozpraw naukowych, popularyzujących czy prognostycznych. Przewiduję przygotowanie kolejnego tomu z recenzjami rozpraw, które w dużej mierze stawały się przedmiotem awansów naukowych uczonych w różnym wieku i o zróżnicowanym statusie akademickim w pedagogice, socjologii a nawet naukach o polityce.

21 maja 2017

Obrona doktoratu i posiedzenie komisji habilitacyjnej - na odległość


ROZPORZĄDZENIE MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 26 września 2016 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora wprowadziło możliwość zastosowania nowej formy przeprowadzenia obrony rozprawy doktorskiej oraz utrzymało ją w mocy w przypadku posiedzeń komisji habilitacyjnych.

§ 8. 2.
Obrona doktoratu (...) może być przeprowadzona przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających jej przeprowadzenie na odległość z jednoczesnym bezpośrednim przekazem obrazu i dźwięku.

§ 14. 3.
Obrady komisji habilitacyjnej mogą odbywać się przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających prowadzenie obrad na odległość z jednoczesnym bezpośrednim przekazem obrazu i dźwięku, chyba że habilitant złoży wniosek o przeprowadzenie głosowania nad uchwałą zawierającą opinię w sprawie nadania lub odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego w trybie tajnym.

Ciekaw jestem, ile obron pracy doktorskiej odbyło się z wykorzystaniem nowych mediów oraz czy przewodniczący komisji habilitacyjnych mają za sobą doświadczenie wykorzystania urządzeń technicznych w przeprowadzeniu obrad na dystans? Osobiście zachęcam sekretarzy komisji habilitacyjnych, by zapewnili członkom komisji spoza jednostki naukowej, która przeprowadza postępowanie habilitacyjne, możliwość uczestniczenia w analizie osiągnięć habilitanta na odległość.

Jest to możliwe tylko wówczas, kiedy habilitant nie zastrzeże we wniosku o wszczęcie postępowania, że chce, aby głosowanie komisji habilitacyjnej miało tajny charakter. Z informacji przewodniczących komisji i analizy wniosków wynika, że takich zastrzeżeń jest zaledwie kilka proc. w stosunku do wszystkich wniosków z danej dyscypliny naukowej. Tym samym obrady na dystans pozwalają profesorom czy doktorom habilitowanym, którzy mieszkają w dużej odległości (często kilkaset kilometrów od siedziby jednostki prowadzącej postępowanie) na udział w posiedzeniu bez ponoszenia dużych strat w czasie pracy natomiast habilitantom znacznie obniżają koszty postępowania. Są one bowiem pomniejszone o wydatki na noclegi, diety i refundację przejazdu recenzentów czy członków komisji.

Najczęściej w składzie komisji habilitacyjnej jest 3 członków z jednostki prowadzącej postępowanie: sekretarz, recenzent i członek komisji, toteż wskazani przez Centralną Komisję pozostali czterej samodzielni pracownicy naukowi (dwóch recenzentów, przewodniczący komisji i jeden członek komisji) muszą dojechać do siedziby prowadzącej postępowanie. W zależności od odległości koszty postępowania są mniejsze lub większe. Trudniej jest poza tym spowodować przewodniczącemu komisji habilitacyjnej, żeby w określonym dniu co najmniej sześciu profesorów mogło stawić się na posiedzenie, skoro każdy ma swoje rozliczne obowiązki akademickie we własnej uczelni.

Należy pamiętać, że obsługę techniczną komisji musi zapewnić jednostka prowadząca postępowanie. Tam zatem musi być zarejestrowany dostęp i rejestracja dźwięku oraz obrazu z przebiegu obrad wideo. Członkowie komisji mogą się łączyć z dowolnego miejsca.

Obrady na dystans są gwarantem nie tylko redukcji kosztów, ale także skracania czasu przebiegu całego postępowania habilitacyjnego. Czy korzystanie z nowych mediów ma swoje mankamenty? Zapewne tak, jak każda forma obrad. Nie unikniemy bowiem zdarzeń losowych, jak np. awaria sieci Wi-Fi w uczelni, "zawieszanie się" połączenia internetowego czy zakłócenia w komunikacji, kiedy zastosowany do obsługi program nie jest w stanie "obsłużyć" czterech nadawców i odbiorców, z których co najmniej jeden jest poza granicami kraju.

Zdarzyło się, że trzeba było poprosić recenzenta przebywającego w Niemczech o to, by jednak wyłączył się z obrad, gdyż łącze komunikacyjne z nim narusza stabilność i klarowność komunikacji pozostałych sześciu członków komisji. Wówczas w protokole jest to odnotowane np. recenzent pani dr hab. X była obecna on-line w formie wideokonferencji (aplikacja ...) na początku obrad. Niestety z powodu nieustannie zrywającego się połączenia, komisja wspólnie podjęła decyzję o wyłączeniu pani prof. X z obrad za jej akceptacją (drogą telefoniczną), na podstawie przepisów, które dopuszczają nieobecność podczas posiedzenia komisji habilitacyjnej jednego spośród siedmiu członków komisji.

Nadal niektóre jednostki uniwersyteckie nie są technologicznie przygotowane do obrad wideo, toteż korzystamy z aplikacji, które nie zapewniają ciągłości komunikacji i prawidłowego przebiegu obrad. Zdarza się, że następuje nagłe rozłączenie jednego z członków komisji i trzeba ponawiać połączenie z nim oraz powtarzać tę część wypowiedzi, która nie była wszystkim dostępna w tym samym czasie. Mimo wszystko, zachęcam do korzystania z wideokonferencji, by nie czekać tygodniami na znalezienie terminu odpowiadającego wszystkim członkom komisji do stawienia się w siedzibie obrad bezpośrednich.

20 maja 2017

Były minister edukacji - Mirosław Handke straszy Trybunałem Stanu. Szkoda, że nie siebie samego




Portal WP opublikował wywiad z prof. Mirosławem Handke - byłym ministrem edukacji w rządzie prof. Jerzego Buzka. Dzisiaj ów polityk straszy minister Annę Zalewską postawieniem jej przed Trybunałem Stanu za to, że likwiduje gimnazja oraz przywraca ustrój szkolny sprzed 1999 r. Chyba zapomniał, że sam był fatalnym szefem resortu. Jedyne, za co można go chwalić, to za podanie się do dymisji, bo generalnie niewiele było takich osób wśród ministrów. Jego rezygnacja z ministerialnej posady wynikała z błędnego wyliczenia przez resort koniecznych środków finansowych na nauczycielskie płace. Taki - w każdym bądź razie - był oficjalny powód dymisji tego ministra.

Zastanawiam się nad tym, jak to jest możliwe, że w trakcie wprowadzania w 1999 r. zmiany ustroju szkolnego M. Handke wyraźnie i jednoznacznie wskazywał na to, że każdy typ szkoły musi stanowić odrębną całość, a wieńczący ją cykl kształcenia będzie weryfikowany egzaminem zewnętrznym. Ba, nawet administracyjnie przydzielono przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja gminom, zaś szkoły ponadgimnazjalne - powiatom. Dzisiaj przecieram ze zdumienia oczy, bowiem M. Handke zaczyna tworzyć bajki na temat założeń własnej reformy. Powiada bowiem tak:

"Trzyletnie gimnazjum i trzyletnie liceum miały stanowić jedność. Zaproponowałem w ustawie zapis, który zabraniał łączenia szkół podstawowych i gimnazjów, a zalecał łączenia gimnazja z liceami. Pani Łybacka zlikwidowała ten zapis. Nie był on na rękę wójtom i burmistrzom, którzy szli po najmniejszej linii oporu i tworzyli gimnazja przy szkołach podstawowych. Tym samym osłabiło to licea. Cały program, który opiewał dalsze kształcenie i w ogóle idea gimnazjów, siadły."

Jak gimnazjum z liceum miały stanowić jedność, skoro każdy z tych typów szkół miał inny organ prowadzący? Czy były minister ma już miażdżycowe zmiany? Profesor nauk chemicznych, specjalista od spektroskopii oscylacyjnej i fizykochemii krzemianów, b. rektor Akademii Górniczo-Hutniczej powiada, że minister "(...) Zalewska powinna stanąć za to przed Trybunałem Stanu. Dziewięcioletni system kształcenia, który wprowadziliśmy, to teraz standard na świecie.

Otóż mimo upływu tylu lat i pełnienia roli ministra M. Handke niczego się nie nauczył, a ponadto sam sobie zaprzecza twierdząc, że dziewięcioletni system kształcenia jest standardem na świecie. Jak bowiem ów standard ma się do powyższej wypowiedzi na temat rzekomych planów łączenia gimnazjów z liceami? Komu chce wmawiać taki pogląd? Gdyby tak miało być, to ustrojowy standard musiałby liczyć 6+6, a nie 9 + trzy. Tymczasem sam zaordynował model 9+3 i nie było w nim mowy o jakimkolwiek łączeniu różnych typów szkół ze sobą.

To "Solidarność" powinna postawić Mirosława Handke przed Trybunałem Stanu za to, że scentralizował ustrój szkolny wbrew uchwałom Zjazdu "Solidarności" z 1981 r., wbrew Porozumieniom okrągłego stołu oraz wbrew standardom cywilizowanych, rozwiniętych państw demokratycznych. Przypomnę zatem - Akcja Wyborcza Solidarność z rządzącym z tylnego fotela Marianem Krzaklewskim zablokowała nie tylko konieczną decentralizację systemu szkolnego, ale i decentrację władzy oświatowej, uspołecznienie szkolnictwa oraz zagwarantowanie szkołom autonomii pedagogicznej.

To właśnie przez etatystyczną blokadę w wydaniu M. Handke i w wyniku upartyjnienia nadzoru pedagogicznego mamy od 1999 r. kontynuację socjalistycznej polityki oświatowej, socjotechnicznej manipulacji władz partyjnych kosztem koniecznych zmian w edukacji szkolnej. To właśnie AWS, a potem kontynuujący jej program minister E. Wittbrodt zniszczył podstawy do demokratyzacji szkolnictwa. Reforma M. Handke wypaliła do końca gotowość nauczycieli do oddolnych innowacji i eksperymentów pedagogicznych w szkołach publicznych.