27 września 2016

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi

Socjolog i kulturoznawca z Uniwersytetu Łódzkiego - Karol Franczak w swojej rozprawie pt. „Kalający własne gniazdo. Artyści i obrachunek z przeszłością” (Kraków: 2013) podejmuje temat, który chyba w większości środowisk stanowi nadal tabu. Jego wprawdzie interesuje tak zwana socjologia historyczna, bowiem podchodzi do problemu „kalania gniazda” jako rozliczenia i obrachunku nazistów z niechlubną dla nich przeszłością, kiedy to sami Niemcy starają się zdjąć zasłonę milczenia z oprawców.

Autor książki odwołuje się do niemieckiego terminu „Nestbeschmutzer”, który rewiduje oficjalną wersję historii tego kraju, przeszłości jego elit. Pisze o artystach, którzy ujawniają w sferze publicznej swoje nonkonformistyczne postawy wobec państwa nazistowskiego. Jak pisze: W szczególny sposób interesuje mnie więc temat werbalizacji i wizualizacji problemu świadomości zbiorowej po 1945 roku w twórczości i publicznych wystąpieniach przedstawicieli austriackiego świata artystycznego (pisarzy, dramaturgów, reżyserów teatralnych i reprezentantów sztuk wizualnych). (s.11)

W jęz. łacińskim odpowiada tej postawie przysłowie: Turpis avis, proprium quae foedat stercore nidumi – czyli „Zły to ptak, co własne gniazdo kala”. Kto bowiem chce być postrzegany jako ten, co krytykuje własne gniazdo, skoro jest oczywiste, że czeka go ekskluzja społeczna? Co musi zaistnieć, żeby ktoś przełamał w sobie lęk i postanowił sprzeciwić się ogółowi, w tym dużej jego milczącej części, która wprawdzie solidaryzuje się z nim, ale nie chce tego ujawniać.

Bezpieczniej jest żyć i być w cieniu, wtopionym w tłum konformistów. Czy musi pojawić się wśród insiderów jakiś outsider, nonkonformista, który z określonego powodu podejmuje i przejawia bunt przeciwko czemuś i/lub komuś, łamie utrwalony porządek, ciszę i bezpieczeństwo i nakaz grupowej lub przywódczej lojalności?

Prawdopodobnie musi dojść do problematyczności zdarzeń, konfliktu osób, procesów, które wymagają oporu, podjęcia walki, wyrażenia wobec nich sprzeciwu lub afirmacji. Tego typu postawa pojawia się wśród osób sfery publicznej, które (...) przedstawiają niejednokrotnie konkurencyjny wobec dominującego (tzn. wspieranego przez państwo) system wiedzy. Oficjalne narracje, traktowane jako dyskurs dominujący i wiedza prawomocna, zostają przeciwstawione kontrdyskursowi niepokornych (...) (tamże)

Współcześnie jednak tego typu postawa czy sytuacja „kalania gniazda” ma stygmatyzujące znaczenie dla jej nosiciela, bowiem ci, którzy stanowią większość starają się go pomniejszyć, zmarginalizować, a nawet naznaczyć piętnem zdrajcy, kwestionującego określony stan rzeczy, denuncjującego jego nieprawidłowości czy też oskarżającego osoby o niewłaściwe działania czy postawy.

Łódzki socjolog, wprawdzie w odniesieniu do środowiska artystycznego, docieka istoty owej roli społecznej przez pryzmat założeń interpretatywnej socjologii stawiając ważne pytanie - Czy owa praktyka „kalania gniazda” przyczynia się do poprawy jakości demokracji i stanu sfery publicznej?

Odpowiedź na nie zależy od tego, jak prowadzona jest przez "skandalistów" artykulacja ich postaw sprzeciwu. Czy ma ona charakter destruktywny czy produktywny? Czy jest tak, jak opisuje to teoria oporu, że może wiązać się z artykulacją postaw oporu negatywnego albo transformatywnego (pozytywnego)?

Kalający gniazdo dokonuje jakiegoś obrachunku, rozliczenia kierując się etyką i sumieniem. Zjawisku temu towarzyszy świadomość nie tylko sprawców zła czy osób popełniających jakieś błędy, niegodne czyny, które są przedmiotem jego oceny, krytyki, ale także „milczącego audytorium”, biernych świadków zła, obserwatorów. Oni też stają się współsprawcami niegodnych zdarzeń, co psychologia społeczna określa mianem dezindywiduacji. Tego typu postaci uruchamiają proces obrachunkowy wobec osób, które przekroczyły jakieś normy, reguły nie spotykając się z krytyką społeczną czy sankcjami prawnymi.

Brak krytyki zawsze prowadzi do wynaturzeń.

26 września 2016

Stanowisko IX Zjazdu Pedagogicznego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w sprawie przemocy wobec dzieci


Od tygodnia krąży na Facebooku załącznik do artykułu filozofa UKSW dra hab. Zbigniewa Stawrowskiego, który zbulwersował wrażliwych etycznie i humanistycznych pedagogów. Upowszechnianie publicystycznego tekstu osoby o autorytarnym i ortodoksyjnie konserwatywnym podejściu do wychowania uważam za sprzeczne z racją polskiej pedagogiki, bowiem są podmioty, którym zależy na tym, by odwracać uwagę polskiego społeczeństwa od spraw dla niego kluczowych.

Od lat piszę o grach politycznych i socjotechnicznych różnych środowisk, w tym także mediów. Było już o aborcji, o religii na maturze, a teraz jest o imperatywie bicia dzieci, by jeszcze powrócić w najbliższym czasie do kwestii edukacji seksualnej, i koło nam się zamknie. A potem od nowa to samo, tylko może nawet w legislatywnym ubranku.

Poprosiłem moich studentów o eseistyczną wypowiedź na temat istoty przesłania pana Z. Stawrowskiego, ale "młodziaki" nie bardzo sobie z tym radzą. Może po trzech latach studiów będzie im łatwiej zająć stanowisko, bo tymczasem bardzo są uzależnieni od pedagogiki radykalnego humanizmu Ericha Fromma czy pedagogiki serca w wydaniu Marii Łopatkowej. Dobrze, że poznali te teorie socjalizacji i wychowania. Przed nimi studia i oby krytyczne analizy także polskiej rzeczywistości. Filozof nie czyta dzieł Janusza Korczaka. Zapewne obojętna jest jemu każda kampania społeczna przeciwko biciu dzieci.

Pytają mnie czytelnicy bloga o treść Stanowiska PTP w powyższej kwestii, więc je publikuję także jako jego jeden ze 116 sygnatariuszy. Nadałbym temu Stanowisku nieco inny tytuł, gdyż poruszony w nim problem jest reakcją na artykuł w Rzepie (to nie jest - w świetle prawa prasowego - czasopismo tylko ogólnopolski dziennik), ale w pełni szanuję i akceptuję jego treść:


Stanowisko IX Zjazdu Pedagogicznego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego w sprawie przemocy wobec dzieci

W czasopiśmie Rzeczpospolita Plus Minus z dnia 17-18 września br. ukazał się materiał zatytułowany Klaps jako imperatyw kategoryczny autorstwa prof. UKSW dr hab. Zbigniewa Stawrowskiego filozofa- polityka zatrudnionego w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pan Profesor głosi tezę, iż klaps nie jest żadnym biciem, nie jest nawet czymś szkodliwym, lecz przeciwnie - jest czynem wysokiej wartości wychowawczej i dlatego zasługuje wręcz na pochwałę. Nic bardziej mylnego i szkodliwego!

Środowisko pedagogów zgromadzonych na IX Zjeździe Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, który obradował w dniach 21-23 września br. w Białymstoku wyraża stanowczy sprzeciw wobec takiego stanowiska wygłaszanego przez profesora nauk społecznych.

Zwracamy uwagę, iż pan Profesor w swoim artykule publicznie nawołuje do łamania prawa. W Polsce, tak jak i w innych 49 rozwiniętych krajach, od czerwca 2010 roku obowiązuje ustawowy zakaz przemocy wobec dzieci, chroniący ich prawa do życia i zdrowia oraz poszanowania godności osobistej. Takie stanowisko wyrażone jest jednoznacznie także w przyjętej przez ONZ z inicjatywy Polski - Konwencji o Prawach Dziecka.

Jako pedagodzy podkreślamy, iż wszelkie formy przemocy fizycznej, i psychicznej wobec dzieci: bicie, tzw. lanie, uderzanie nazywane klapsami są dziecięcą krzywdą. Powodują szkody w rozwoju fizycznym, emocjonalnym i społecznym dziecka, zaburzają jego zdolności uczenia się, ograniczają pamięć i koncentrację, przyczyniają się do zwiększenia zachowań agresywnych. Są antywychowawcze. O wychowanie dzieci bez przemocy upominali się m. in. Jan Bosko, Janusz Korczak, Jan Paweł II.

Przemoc w rodzinie, w szkole, w życiu społecznym niszczy relacje międzyludzkie. Jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, zagraża dzieciom i dorosłym, buduje społeczeństwo walki i agresji. Jako pedagodzy mamy obowiązek zaprotestować przeciwko łamaniu podstawowych pedagogicznych i etycznych zasad wychowania dzieci oraz budowania ładu społecznego.

Z zażenowaniem odczytujemy nieprawdziwe, naiwne, powierzchowne, niegodne profesora uniwersyteckiego argumenty przedstawione przez Autora artykułu. Pan Profesor nie zadał sobie trudu przeprowadzenia podstawowej kwerendy, która pokazałaby mu ogrom badań psychologicznych, pedagogicznych, prawnych, medycznych, historycznych prowadzonych przez międzynarodowe i polskie ośrodki naukowe zajmujące się związkami między przemocą, w tym także klapsami (ang. spank) a rozwojem mózgu dziecka, wpływem przemocy na funkcje poznawcze dziecka, na jego zachowanie, na biografie edukacyjne i życiowe dzieci oraz ich przyszłych dzieci.

Żadne, powtarzamy żadne badania nie dowodzą pozytywnego wpływu przemocy, bicia, naruszania nietykalności cielesnej dzieci na ich rozwój.

Zabieramy głos w tej sprawie, bo nie chcemy i nie możemy milczeć. Zabieramy głos na ten temat, aby w przestrzeni publicznej nie pojawiały się zdania nieprawdziwe, bałamutne wypaczające zasady wychowania i jawnie nawołujące do krzywdzenia dzieci

Białystok, 23 września 2016 r.



Sygnatariusze stanowiska (w załączniku 116 podpisów)

25 września 2016

Akademicki honor na wyprzedaży


Triada cnót - Bóg, Honor, Ojczyzna od wieków wyznacza w polskiej kulturze imperatyw, którego naruszenie osłabia szanse na jakiekolwiek pojednanie. Pamięć ludzka reprodukowana jest w pamięci społecznej, bo faktów niegodnych postaw przemilczeć się nie da. One wpisują się w naszą codzienność i są przekazywane oralnie z miejsca na miejsce, z pokolenia na pokolenie. Jak ktoś raz stracił honor lub naruszył godność innej osoby, człowieka honoru - jest "wymazywany" przez ludzi o powyższej kondycji.

Nic dziwnego, że jeszcze nie dojechałem z Białegostoku do domu, a już w poczcie elektronicznej zawrzało od komentarzy, zapytań, które związane były z sensacyjnym newsem portalu Onet na temat pobicia przez założyciela (właściciela) jednej z czołowych w kraju niepublicznych szkół wyższych jej rektora, profesora tytularnego, a zarazem członka Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. Po raz kolejny dowiadujemy się o tym, że to nie uczeni zarządzają wyższą szkołą i procesem kształcenia przyszłej inteligencji, ale biznes i jego moralnie zdegradowane podmioty.

Dochodzenie w tej sprawie prowadzi policja, a o zdarzeniu został poinformowany odrębnym pismem przez profesora minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. Do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN wpłynęło Oświadczenie dwóch profesorów tej uczelni o wycofaniu swojego członkostwa z jej Rady Naukowej, a tym samym o odmowie poparcia dla jej nowych władz - tak założycielskich, jak i rektorskich. Jestem pełen najwyższego szacunku dla profesorów Andrzeja Bałandynowicza i Brunona Hołysta, którzy w piśmie do nowej Rektor napisali:

Szanowna Pani Profesor,
Zwracamy się z formalnym wnioskiem o rezygnację z pełnionych funkcji członków Rady Naukowej (...) i tym samym odstępujemy od wykonywania zadań akademickich na rzecz uczelni -(...).

Powodem uzasadniającym naszą decyzję było zdarzenie o charakterze zachowania patologicznego i niedopuszczalnego na terenie miejsca realizacji edukacji uniwersyteckiej. Nie do pomyślenia jest fakt zachowań nieuważnych i niedojrzałych o cechach działań eksternalizacyjnych w stosunku do byłego założyciela Uczelni i aktualnego wieloletniego jej Rektora (...) przez obecnego założyciela tejże Uczelni Pana (...).

W duchu zachowania uczciwości zawodowej dalsze pozostawanie w roli członka Rady Naukowej Uczelni, w której dochodzi do tego typu zachowań jest niemożliwe i tym samym składamy swoją rezygnację.


Senat zachował się w tej sprawie poniżej oczywistych norm, jakie powinny obowiązywać w świecie akademickim, bo "przyklepał", a więc i poparł zaistniałą sytuację. Nie mówię tu o normach moralnych, o tytułowej dla tego wpisu cnocie, bo nawet jeśli ktoś nie wie, czym jest godność uczonego, to powinien pamiętać o funkcjach założonych roli społecznej i kulturowej. Nie chodzi tu o zwykłą przyzwoitość społeczną, moralną lojalność wobec dotychczasowego lidera szkoły, profesora, któremu wiele osób zawdzięcza być może nawet więcej, niż są w stanie zdać sobie z tego sprawę.

Istotą tego wydarzenia jest upadek wartości moralnych osób, które bez względu na swój status społeczny, "rynkowy", dają przyzwolenie na naruszenie praw i dobrych obyczajów, zapewne nie tylko dotyczących naruszenia cielesności byłego już Rektora. Zdrada wartości zaprzecza powołaniu. Jest się wówczas już tylko posiadaczem dyplomów, bo autorytet, szacunek traci się w takich sytuacjach znacznie szybciej, niż go uzyskuje.

Cóż dzisiaj znaczy - nie tylko w tej społeczności "akademickiej" - ale w ogóle w polskim społeczeństwie PROFESOR, REKTOR, MINISTER, SĘDZIA, itd., skoro można - w wyniku toczącej się od szeregu lat w naszym państwie obrzydliwej wojny polsko-polskiej, hybrydowej wojny wartości niskiego rzędu, bo przecież nie o kulturę, nie o cnoty, wartości duchowe czy dobra wspólne - sprowadzać wzajemne relacje do instrumentalnych lub najniższych potrzeb?

Zaprzecza się w ten sposób conditio humana pod szyldem zmiany kulturowej, zmiany w zarządzaniu instytucjami, placówkami edukacyjnymi, kulturowymi itd. Wystarczy insynuacja, pomówienie, najniższego wymiaru, "targowy handel ludźmi" (także tymi ze stopniami czy tytułami naukowymi), traktowanie ich jak zbyteczne dla kogoś meble do wymiany, by pozyskać kolejnych, a poddanych niewolników. Kto się na to godzi, niech nie myśli, że jego to nie spotka.

Od szeregu lat piszę w blogu o tym, jak niektórzy założyciele/właściciele wyższych szkół prywatnych stosują bezwzględną zasadę poniżania, upokarzania kadr nauczycielskich, by "zaprząc ich do powozu koni, które można "okładać batem" nie płacąc im pensji, oszukując na umowach o zatrudnienie, nie płacąc ZUS, podatków, okradając także państwo i młode pokolenia z wiary w to, że szkołą wyższa powinna być świątynią najwyższych wartości, a więc kultury.

Piotr Sztompka pisał przez kilku laty: "Społeczeństwo nie istnieje, lecz staje się, bowiem w każdym momencie o jego kształcie decyduje to, co ludzie robią, jak działają z innymi, wobec innych, przeciw innym, we współpracy, konkurencji i walce, w miłości i nienawiści, przyjaźni i wrogości." (Nauka, 2012 nr 4, s. 9)

Mieliśmy już wiele przykładów takich wyższych szkół, których właściciele korumpowali na prawo i lewo urzędników PKA czy MNiSW zakładając swój "czarny biznes" w murach rzekomo szkół wyższych, prowadząc nielegalnie kształcenie zamiejscowe, w tym także poza granicami kraju. Pseudobiznesmeni skutecznie wylobbowali w ministerstwie i u oddanych ich interesom posłów czy senatorów takie zapisy w ustawach, by organy władzy państwowej de facto niewiele mogły zdziałać. W tym sensie "państwo jest teoretyczne".

Upadek szkolnictwa wyższego, także w sferze publicznej, ma swoje ukryte pola zdarzeń, niegodne postawy i zachowania części nauczycieli akademickich i kadr zarządzających. Są rektorzy, którzy ewidentnie naruszali normy etyki, łamali prawo przyzwalając jako świadkowie na "zamiecenie pod dywan" malwersacji własnych czy/i pracowników, byle tylko nie wyszło to na jaw. Co jakiś czas wierzchołek góry lodowej wyłania się z głębi akademickiej patologii, a pomaga w tym oddolne ciśnienie dociekliwych mediów.

W przypadku niektórych państwowych szkół wyższych - ich dysfunkcje i zaprzeczanie ustawowym celom starają się zepchnąć w otchłań ukrywanego kłamstwa lokalne - a powiązane z rządzącymi lub z opozycją wobec nich - władze różnej maści. Jakże trafna jest teza etyka Jacka Hołówki: "Najgorsze instynkty, najniższe pragnienia, brak smaku, wulgarność, cynizm, przyziemność, interesowność wyszły na jaw jak liszaj. Z tym nie ma sensu iść do dermatologa. Z tym trzeba najpierw pójść do lustra". ("Polityka 2001 nr 30, s. 49)

W uczelni z akademickimi uprawnieniami trzeba grać w otwarte karty, pokazywać własne stanowisko, bronić wartości akademickiej edukacji, universitas, etosu uczonego, bo jest to - być może już ostatnia - próba sprawdzianu własnej wartości i godności. Niektórzy nadal chcą mieć swój udział w brudnym interesie kierując się zasadą "pecunia non olet". Czyżby byli pewni, że "non olet"?