08 stycznia 2014

To nie jest upadek czy potknięcie polskiego harcerstwa tylko zmiana metod dofinansowywania?

(fot. Jerzy Pajewski, Zlot ZHP Kraków- 100-lecia Harcerstwa)














Początkowo przypuszczałem, że doświadczam poważnego upadku polskiego harcerstwa jako stowarzyszenia i ruchu społecznego dzieci, młodzieży i dorosłych. W czasach mojej harcerskiej służby ZHP liczył 2 mln członków, z czego - nie ulega wątpliwości - milion stanowili usidleni w tej organizacji przez swoich nauczycieli, zwierzchników czy partyjnych kacyków uczniowie różnych typów szkół. W pozostałym milionie członków ówczesnego ZHP zapewne ok. 40% stanowili ci, którzy nie identyfikowali się z harcerstwem, jego wartościami, ale przynależeli doń, bo oferowało ono w miarę atrakcyjny sposób spędzania czasu wolnego, w tym bezpłatny przecież udział w koloniach zuchowych/obozach harcerskich/żeglarskich, biwakach itp. Pozostała część dzieci i młodzieży uczestniczyła w życiu prawdziwego harcerstwa, odwołującego się do założeń skautingu i przedwojennego, polskiego harcerstwa. To była rzeczywiście służba Bogu i Ojczyźnie, samorealizacja i solidarność (braterstwo).

Nie oceniam tego, co wydarzyło się w ciągu minionego 25-lecia transformacji ustrojowej, gdyż w 1990 r. złożyłem publicznie rezygnację z godności członka Rady Naczelnej ZHP na znak protestu przeciwko hamowaniu prawa alternatywnych ruchów harcerskich do działania w naszym kraju, a było wówczas ich wiele: ZHR, ZHP 1918, POH, "Zawiszacy" itp. Na szczęście część harcerzy i ich instruktorów wyzwoliła się wraz z upadkiem komuny, bez niczyjej łaski, chociaż manipulacje polityczne w tym zakresie trwały nadal. Lata 90.XX w. to okres także powracania do władzy postsocjalistycznej lewicy, która wykorzystywała przywilej dostępu do środków finansowych i dalej tępiła tzw. niezależne (czytaj: prawicowe) harcerstwo, przykręcając mu dostęp do publicznych środków na jego działalność.

Tak więc polskie władze, w tym szczególnie MEN, swoją postsowiecką polityką "dzielenia i rządzenia", dopłacało do działalności ZHP (bo to harcerstwo zawsze traktowano jako właściwe, prorządowe), natomiast lekceważyło np. ZHR czy "Zawiszaków". Małe harcerskie ugrupowania, o odmiennej metodyce pełnienia służby wygasały, zaś w kraju uzyskano tą strategią podział na "swoich" i "obcych". Jak w MEN rządziła prawica, to zyskiwało na tym ZHR, a nieco więcej traciło ZHP. Od sześciu lat jest problem, bo właściwie nie wiadomo, czy MEN jest bardziej za lub przeciw ZHP czy za lub przeciw ZHR? W roku wyborczym zapewne czołowi politycy różnych ideologicznie ugrupowań będą chcieli spotykać się z harcerzami przy ogniskach... , na wędrownych szlakach lecz już nie przy kominku, bo izby harcerskie zostały polikwidowane w szkołach publicznych.

Nie o tym jednak chciałem pisać, ale o wolontariacie harcerskim. Kiedy zobaczyłem w BIP ogłoszenie otwartego konkursu ofert na realizację zadania publicznego na podstawie art. 11 ust. 2 oraz art. 13 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (Dz. U. z 2010 r. Nr 234, poz. 1536, z późn. zm.), nie wierzyłem własnym oczom. Oto Minister Edukacji Narodowej ogłosiła konkurs ofert na realizację zadania publicznego pn.: „Wolontariat harcerski”!

Oferty realizacji zadania mogły składać organizacje pozarządowe w rozumieniu art. 3 ust. 2 ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie oraz podmioty wymienione w art. 3 ust. 3 tej ustawy. Celem konkursu było wyłonienie najkorzystniejszej oferty wnioskodawcy, który przeprowadzi szkolenia dla instruktorów harcerskich – wolontariuszy zaangażowanych w pracę z drużynami i gromadami zuchowymi zgodnie z założeniami metody harcerskiej na podstawie regulaminu konkursu, stanowiącego załącznik nr 1 do ogłoszenia. Zadanie to miało zostać zrealizowane do dnia 31 grudnia 2013 r.

W tym dostrzegałem upadek polskiego harcerstwa. Jeśli bowiem władze państwowe, jacyś urzędnicy rozstrzygają o tym, jaki podmiot pozaharcerski będzie szkolił kadry dla tej organizacji na warunkach określonych w MEN-owskim regulaminie, w świetle którego szkolenie miało:

a) mieć charakter ogólnopolski i obejmować uczestnictwem grupy młodzieży ze wszystkich województw;
b) upowszechniać wiedzę na temat regulacji prawnych dotyczących wolontariatu i podstaw działalności społecznej;
c) uwzględniać program kursów kształcących wolontariuszy;
d) upowszechniać wiedzę na temat turystyki i krajoznawstwa;
e) uwzględniać zagadnienia kształtowania umiejętności liderskich, pracy w grupie, zarządzania zespołem, radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, motywowania innych oraz wiedzy o etapach rozwoju psychofizycznego dzieci i młodzieży;
f) być realizowana przy użyciu metod i narzędzi edukacji pozaformalnej, np. poprzez warsztaty, które mają być prowadzone przez doświadczonych trenerów i specjalistów;
g) upowszechniać i wykorzystywać rezultaty projektu w formie publikacji materiałów lub szkolenia z wykorzystaniem nowoczesnych metod komunikacji,
h) przeprowadzić ewaluację projektu.

to oznacza, że albo jest to ukryta forma dofinansowywania kolejnych firm i firemek "swoich" działaczy partyjnych, albo harcerstwo zatraciło instynkt samozachowawczy i zmierza ku modelowi rosyjskiego Komsomołu? Kursy zastępowych, drużynowych, szczepowych itp., szkolenia, warsztaty - albo są prowadzone przez doświadczonych instruktorów, albo przez obcych, ale wówczas nie mówcie mi, że to jest harcerstwo, bo nie ma to z nim nic wspólnego. To jest przejaw jego upadku! Andrzej Małkowski, Aleksander Kamiński, ale i Stanisław Broniewski - chyba się w grobach przewracają.

Tymczasem z komentarzy czytelników wynika, że konkurs został rozpisany dla ZHP pod ZHP i dla ZHR pod ZHR. Nie wiedziałem, że ZHP jest podmiotem zewnętrznym wobec ZHP, ale może nie znam się na tych trikach neoliberalnej ekonomii i kreowania konkursów pod wiadomego beneficjenta. Nie przypuszczałem, że dofinansowanie ruchu społecznego wymaga takich krętactw. Dawniej Związek składał wniosek o dofinansowanie akcji letniej czy zimowej i otrzymywał na to kasę. Teraz ma szkolić wolontariuszy harcerskich?? Co to jest? To dla jednych podmiotów organizuje się niby konkursy pod pozorem kształcenia wolontariuszy? Co ma wspólnego harcerstwo z wolontariatem i ustawą jemu poświęconą?



07 stycznia 2014

MEN w nowym opakowaniu








Nowa pani minister chyba wyjechała na zimowe wakacje, bo od 17 grudnia 2013 r. nie pojawiła się już żadna informacja na temat jej jakiejkolwiek oficjalnej aktywności w nowej roli. Może to i dobrze, bo zapewne uczy się nowego dla siebie resortu i przypomina sobie, jak to bywało we własnej szkole. Do szkoły przyszłości się nie odwoła, bo wymagałoby to jednak pokonania wielu lektur. Na szczęście nie udzielała wywiadów, bo tylko ośmieszała urząd ministra. Inna rzecz, że Polacy przyzwyczaili się już do tego, że tylko ministrem zdrowia musi być lekarz, zaś pozostałymi mogą kierować politycy, także ignoranci.

Tymczasem widać, że nowa ministra zleciła swojej administracji, aby przez czas jej nieobecności publicznej przygotowano nową stronę internetową. Każdy minister edukacji odcinał się od swojego poprzednika w różny sposób. Jak nie chce się niczego w resorcie zmieniać, bo jest przecież doskonale, a nawet jeszcze lepiej, to pozostaje już tylko propaganda, kreowanie niby innego wizerunku. To tak, jakby znanemu na rynku towarowi dać nowe opakowanie. A świstak zawija....

Co zatem uległo zmianie? Poprzestawiano "klocki", a niektóre ukryto.

W dziale: Ministerstwo nie ma już takich danych, jak:
- Profesorowie Oświaty (zostali przeniesienie do działu "Jakość edukacji")
- System Informacji Oświatowej (został przeniesiony do działu "Finansowanie edukacji")
- Kalendarz prac - (póki nie ma szefa, to nikt nie wie, co będzie robił?)

Noworocznych życzeń już nie składa pani minister, tylko nowy celebryta - Marcin Gortat. Mnie to akurat odpowiada, bo koszykarz jest z Łodzi i do swoich sukcesów doszedł własną pracą, treningami, a nie w wyniku nominacji politycznej. Jest zatem autentyczny w tym, co czyni i zna się na tym, co czyni i z czego żyje, czego o wielu politykach i ministrach powiedzieć nie można. Tak więc nauczycielom wychowania fizycznego i wychowania przedszkolnego za udział w akcji "Ćwiczyć każdy może" dziękuje świetny sportowiec, którego doceniono de facto w USA. Polska młodzież ma wyraźny przekaz: u nas bawcie się, ćwiczcie i trenujcie, ale po uznanie i wsparcie jedźcie zagranicę! Świetny narodowy chwyt reklamowy!

Warto odnotować, że każda kolejno uruchamiana przez MEN akcja, wiąże się z drenowaniem unijnych środków na konsumpcję "dobranych" lub "zgłaszających się" szkół, które z tego tytułu mają doraźne profity. Potem i tak wszystko wraca do poprzedniego stanu rzeczy.

Tak było i będzie z każdą akcją, bowiem oświaty w tym kraju nie traktuje się poważnie, całościowo, tylko selektywnie. Najpierw pojawia się grupa pasożytów (koniecznie zobaczcie film fabularny Martina Scorsese "Wilk z Wall Street", żeby przekonać się, co mam na myśli), którzy wymyślają ideę, oczywiście dla siebie, po czym szukają "zainteresowanych" do jej realizacji. Właśnie dlatego w tych akcjach nie może uczestniczyć 25 tysięcy szkół z całej Polski, bo nie przeszłoby to przez unijnych asesorów wniosków.

Wystarczy zajrzeć na strony MEN, by poczytać sobie o kolejnych akcjach dla... nielicznych, ale za to jaki dających splendor, wyróżnienie i dobra materialne? Nareszcie widać mechanizmy oświatowej gry rynkowej pod kolejnych pasożytów. A szkoła - w sensie ogólnym, powszechnym, a nie konkretnym, jak się nie zmieniła, tak się nie zmienia i nie zmieni, bo nie zmienia się... MEN, poza rzecz jasna jego wizualnym opakowaniem.



06 stycznia 2014

Kierunki i koncepcje pedagogiki katolickiej w Polsce (1919-1939)












Święto "Trzech Króli", które zamyka cykl uroczystości religijnych - cykl świąteczny Bożego Narodzenia jako jedno z najstarszych świąt w chrześcijaństwie postanowiłem usankcjonować w blogu naukowo, zachęcając czytelników, badaczy, środowiska wyznaniowe (nie tylko katolickie) do zapoznania się z wyjątkowymi w naszym kraju wynikami badań zespołowych i indywidualnych w zakresie pedagogiki katolickiej, które prowadzi od połowy lat 90. XX w. pedagog - prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego dr hab. Janina Kostkiewicz. Wydana przez nią monografia profesorska - pt. Kierunki i koncepcje pedagogiki katolickiej w Polsce (1919-1939) (Kraków: IMPULS 2012, ss. 733!) stanowi fenomen wśród świeckich badaczy jednego z najważniejszych nurtów pedagogiki humanistycznej w świecie. Autorka nie tylko tej rozprawy jest ceniona w polskim środowisku pedagogicznym za rzetelność naukowo-badawczą, a zarazem niezwykłą skromność, za którą kryje się wprost tytaniczna praca naukowa, indywidualna i zespołowa.

Kiedy J. Kostkiewicz rozpoczynała karierę naukową w Instytucie Pedagogiki WSP w Rzeszowie (obecnie Uniwersytet Rzeszowski), miała za sobą badania empiryczne z zakresu pedagogiki szkolnej. Jej dysertacja doktorska dotyczyła bowiem diagnozy braków w wiadomościach i umiejętnościach absolwentów szkół podstawowych i sposobów ich wyrównywania w pierwszej klasie liceum ogólnokształcącego. Napisała ją na podstawie znajomości tak teorii kształcenia, jak i przeprowadzonych badań empirycznych, w ramach których poddała analizie statystycznej m.in. ponad 3 tys. testów osiągnięć szkolnych licealistów.

Późniejsze lata pracy naukowo-badawczej pani Profesor w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a od niemalże dziesięciu już lat w Uniwersytecie Jagiellońskim sprzyjały reorientacji zainteresowań badawczych w kierunku pedagogiki ogólnej, w tym szczególnie tego jej nurtu, który obejmował historię wychowania oraz dzieje myśli pedagogicznej. Całe szczęście, bo ostatnie lata pracy wydały niepowtarzalny owoc twórczy, jakim jest nie tylko wspomniana powyżej rozprawa, ale także wydane pod Jej redakcją i współredakcją dwa tomy rozpraw o wyjątkowej wartości poznawczej, a mianowicie:


1) Pedagogie katolickich zgromadzeń zakonnych. Historia i współczesność, tom 1 (Kraków: Impuls 2012, ss.570);

2) Pedagogie katolickich zgromadzeń zakonnych. Historia i współczesność, współred. Kazimierz Misiaszek SDB, tom 2 (Kraków: Impuls 2013, ss.457).


O tomie I pisze prof. Stanisław Palka z UJ, że jest on pierwszym tego typu opracowaniem przygotowanym przez grupę specjalistów. Odsłania nie tylko twórców i organizatorów szkolnictwa w Europie i na świecie w przeszłości, ale także koncepcje pedagogiki opiekuńczej, społecznej, resocjalizacyjnej i przedszkolnej doskonale sprawdzające się we współczesnej praktyce pedagogicznej. Aktualność zawartych tu koncepcji teoretyczno–praktycznych w czasach współczesnych – kiedy wychowanie ponosi powszechne fiasko – jawi się jako szansa… , zaś tom drugi - jak napisała prof. dr hab. Krystyna Chałas - stanowi cenną skarbnicę wzorów działania wychowawczo-dydaktycznego, formacyjnego, opiekuńczego i resocjalizacyjnego w różnego rodzaju grupach i instytucjach, z których to wzorów mogą czerpać wszyscy zainteresowani wychowaniem i formacją człowieka".

Od przełomu politycznego 1989 r. polska pedagogika musiała nadrabiać okres nieobecności wielu dokonań minionych pokoleń nie dlatego, że ktoś nie potrafił ich dostrzec, opracować naukowo czy uwydatnić ich wartość, ale z powodów obowiązującej w okresie PRL cenzury i dodatkowo doktrynalnej oraz bezwzględnej politycznie walki władz państwa z Kościołem katolickim.

Dzisiaj, kiedy wydawałoby się, że już nic nie stoi na przeszkodzie, by podjąć w naukowej debacie nieobecne dyskursy, teorie czy modelowe doświadczenia wychowawcze okazuje się, że nie jest to takie łatwe, gdyż z jednej strony ma miejsce niezwykle dynamiczne tempo przyrostu nowej wiedzy, w tym także historycznych odkryć i interpretacji minionych wydarzeń, procesów i doświadczeń edukacyjnych, z drugiej zaś następuje odwrót od transcendencji i religii w procesie socjalizacji na skutek prowadzonych walk między stronnictwami politycznymi w III RP. Bezwzględnie stronnictwa pokityczne wyłuskują każdą dysfunkcję czy patologię Kościoła katolickiego jako okazję do przywracania w debacie publicznej wartości i praktyk laickich pedagogów.

Mnie jednak zafascynowała rozprawa Janiny Kostkiewicz o kierunkach i koncepcjach pedagogiki katolickiej w Polsce, bowiem nie było tego rodzaju studium filozoficzno-pedagogicznego w naukach o wychowaniu. Jej książka pojawiła się zatem w samą porę, wzbogacając naszą wiedzę o dokonania, których istnienie było poza świadomością naszego społeczeństwa, w tym także akademickiego środowiska pedagogów w wyniku rozproszonej, mało dostępnej lub częściowo niepożądanej wiedzy.

Otrzymujemy niezwykle rzetelne dzieło naukowe, znakomitą monografię z pogranicza pedagogiki ogólnej, historii myśli pedagogicznej i filozofii wychowania, której treść, struktura i stylistyka narracji wzbudza ogromny szacunek dla Autorki, prowadzącej przecież przez wiele lat żmudne, czasochłonne badania. Te zaś są kluczowe nie tylko dla pedagogiki, ale i kultury naszego narodu. Jak słusznie pisze we wstępie: Łatwo rekonstruować jest dzieje nowych idei, nowych nurtów pedagogicznych, teorii proponowanych światu dla skierowania go na nowe tory biegu dziejów. Trudniej odnosić się do tych, na których zbudowano podwaliny nowożytnej kultury europejskiej”.

Istotnie, trzeba umieć połączyć metodologię badań historycznych z metodami badań idei, myśli, praktyk wychowawczych i częściowo także badań biograficznych, by stworzyć własną strukturę przekazu wiedzy językiem współczesnej humanistyki.

Autorka dokonuje w swojej rozprawie także znaczącego przewartościowania zakorzenionych w naszym społeczeństwie - na skutek kilkudziesięcioletniej indoktrynacji antykatolickiej i doktrynalnie niszczącej wszelką myśl z zakresu szeroko pojmowanego humanizmu – stereotypów, uprzedzeń, mitów, celowych zafałszowań i niewiedzy dotyczących wychowania katolickiego. Podaje także liczne przykłady błędnej wówczas – bo sprzecznej ze stanowiskiem chociażby Soboru Watykańskiego II - interpretacji doktryn, dogmatów czy etyki wychowania katolickiego.

Przeprowadzenie badań nieobecnej i/lub niechcianej w Polsce spuścizny wiedzy w powyższym zakresie jest wielkim wkładem krakowskiej pedagog w przywrócenie „własnego oblicza” wielopokoleniowo tworzonej przecież pedagogii, która była i nieustannie jest „sprawdzana” w często dramatycznie trudnych warunkach codziennego życia tak rekonstruowanej tu doby okresu II Rzeczypospolitej, jak i w ponowoczesności III RP.

Nie jest to bowiem praca tylko historiozoficzna, ale także współczesna. Pedagogika katolicka istnieje i wpisuje się w życie kolejnych generacji dzieci i młodzieży w naszym kraju, której wychowawcy wcale nie muszą być świadomi wszystkich jej korzeni, natomiast ważne jest, by kolejni edukatorzy nauczycieli, pedeutolodzy i badacze teorii i praktyk wychowania katolickiego mogli pełniej odczytać i zrozumieć własny kod kulturowy.

Bardzo cenne są uwagi Autorki o własnym warsztacie badawczym, klarowne postawienie problemu badawczego (por. Rozdział I W poszukiwaniu istoty katolickości pedagogiki: jakiej pedagogice można nadać miano katolickiej? Dwie płaszczyzny odpowiedzi), wyłonienie najważniejszych źródeł wiedzy (czasopisma, literatura naukowa – o czym pisze nie tylko we Wstępie), a także podzielenie się z czytelnikami przyjętymi przez siebie ograniczeniami, a nawet wątpliwościami, jakie muszą towarzyszyć w trakcie rzetelnie prowadzonych badań naukowych o tak rozległym zasięgu i głębi merytorycznych dociekań. Przyjęte jako „wspólny mianownik” źródła konstytuujące pedagogikę katolicką, jakimi stały się w tym procesie badawczym m.in. religia katolicka, jej teologiczno-filozoficzne podstawy oraz czynnik instytucjonalny w postaci dokumentów Kościoła, pozwoliły na stworzenie pierwszego, tak precyzyjnego tożsamościowo studium pedagogiki katolickiej, które jest bogate źródłowo i przekonywujące wartością merytorycznych uzasadnień.

Dzięki tej rozprawie lepiej zrozumiemy pojmowanie istoty wychowania przez współczesnych nam teologów i etyków katolickiej myśli czy filozofii, jak np. Józef Tischner czy Karol Wojtyła (Jan Paweł II), mających przecież ogromny wpływ na pedagogikę katolicką w naszym kraju. Pojawiają się w dziele Janiny Kostkiewicz znakomicie oddane i udokumentowane spory o istotę wychowania moralnego między np. Wincentym Granatem a Sergiuszem Hessenem czy o. J. Woronieckim a ks. Z. Bielawskim, zaś wydobyty przez Autorkę na jaw niepokojący tomistę w latach 30. XX w. problem płynności i zmienności ideałów wychowawczych wskazuje, że to nie Zygmuntowi Baumanowi powinno się przypisywać kilkadziesiąt lat później tak ujęte spojrzenie na społeczeństwo otwarte i pluralistyczne jako ponowoczesne (płynna nowoczesność), ale jeśli już, to właśnie W. Granatowi.

Ważnym wkładem w naszą wiedzę o pedagogice kultury jest rozdział 3 pt."Katolicki nurt pedagogiki kultury", w którym po raz pierwszy potraktowano tak szeroko i mądrze źródłowo poglądy na pedagogikę ks. Jana Ciemniewskiego, ks. Zygmunta Bielawskiego, s. Barbary Żulińskiej i ks. Henryka Weryńskiego. Można westchnąć z poczuciem ulgi i radości duchowej – nareszcie!

Tu znajdziemy jakże typowo polskie wątki do chrześcijańskich korzeni dla współczesnej pedagogiki serca, pedagogiki miłości. Wystarczy bowiem sięgnąć do wydanej mniej więcej w tym samym czasie imponującej rozprawy prof. Lecha Witkowskiego pt. Przełom dwoistości w pedagogice polskiej. Historia, Teoria. Krytyka (Kraków 2013), by zobaczyć jak odczytywane jest dziedzictwo myśli pedagogiki ogólnej przez neofrankfurtczyka, który zupełnie nie dostrzegł tak ogromnego dziedzictwa myśli w nauce tego samego przecież okresu międzywojennego! To tylko świadczy o tym, z jak poważnym autyzmem pedagogicznym w polskich badaniach podstawowych mamy nadal do czynienia.

Z bogactwa i logiki treści tej rozprawy powinni skorzystać nie tylko pedagodzy, ale także filozofowie, socjolodzy religii, teolodzy i historycy. Sami pedagodzy będą mogli pogłębiać historię swoich subdyscyplin, jak pedagogika społeczna, pedagogika ogólna, pedagogika filozoficzna, historia oświaty i myśli pedagogicznej, dydaktyka czy andragogika, gdyż omawiane tu kierunki i koncepcje odnoszą się do różnych dziedzin i przedmiotów badań, także pedagogiki każdej doby.

Znakomicie, że ta książka wreszcie się ukazała, gdyż jej zaistnienie w naukach humanistycznych włącza w obieg myśli, taksonomii i klasyfikacji tę, która była i może być nadal niepożądaną z pozanaukowych względów. Na tym polega wielkość i wyjątkowość suwerennej nauki i jej przedstawicieli, że może i powinna tworzyć swoje dzieła dla współczesnych i przyszłych pokoleń. Tylko dzięki tak tytanicznej, żmudnej pracy analityczno-syntetycznej mogła powstać tak znakomita monografia pedagogiki katolickiej, dzieło, dzięki któremu nie będzie już możliwe dalsze wykorzenianie polskiej nauki i tradycji z dziedzictwa symbolicznego jako impulsu do jej dalszego rozwoju.

Jakże wyjątkowo splata się w monografii J. Kostkiewicz pedagogika kultury z perspektywą właśnie pamięci symbolicznej, która jest Jej udziałem. Jak trafnie pisze o takim podejściu do prowadzenia podstawowych badań w naukach humanistycznych prof. Lech Witkowski: (…)fenomen pedagogiki kultury w historii naszej myśli to nie był epizod dotyczący wąskospecjalistycznego zakresu zawężonych zainteresowań, ale strategiczne i nadal zasadnicze ugruntowanie rozumienia tego, na czym polega uwikłanie edukacji i losu jednostki w ich stosunku do kultury jako podglebia dla naszego wrastania w świat i to dla całej pedagogiki współczesnej. To niezrozumienie fenomenu pedagogiki kultury daje o sobie znać także w instytucjonalnej niezdolności do zaprojektowania sensownej obecności problematyki etycznej i religijnej w toku edukacji.(L. Witkowski, Przełom dwoistości w pedagogice polskiej, 2013, s.18)