19 grudnia 2023

Eseje Hannah Arendt przesłaniem dla polityków, filozofów, socjologów i pedagogów

 


Lektura esejów Hannah Arendt pod tytułem "Myślenie bez poręczy. Eseje o rozumieniu świata" powinna być obowiązkowa dla polityków, którym wydaje się, że wystarczy zdobyć w wyborach parlamentarnych mandat posła czy senatora, by służyć społeczeństwu a nie sobie czy interesom własnej formacji politycznej. Jak przypomina uczona "(...) zamiast rozróżniać wiele form rządów, można by stwierdzić, że istnieją tylko dwie (linie rozumowania - dop. BŚ), mianowicie rządy konstytucyjne, czyli praworządne, bez względu na to, kto lub jak liczni posiadają władzę, oraz panowanie despotyzmu" (s.83). Wszystkie pozostałe formy rządzenia są formami panowania.

Posłowie na stanowiskach w rządzie są nie tylko przedstawicielami większości parlamentarnej, w związku z czym są apriori skonfliktowani  z opozycją sejmową, ale muszą pamiętać, że reprezentują w Sejmie inter-esse społeczeństwa, a więc powinni być także pomiędzy ludźmi. Niech pamiętają, że w samozachwycie pełnionej przez siebie roli politycznej mogą bardzo szybko doprowadzić do załamania się formy władztwa i upadku, jeśli podejmowane przez nich decyzje będą podporządkowane nie tyle wiedzy, racjonalności, ile wynikom sondaży opinii publicznej. 

Jak pisze Arendt: "Zwykle skłaniamy się do wiary, że wolność zaczyna się tam, gdzie polityka się kończy, ponieważ byliśmy świadkami, jak wolność znikała, kiedy polityka zaczynała nad wszystkimi dominować  i stawała się wszechobecna. Dlatego wydaje się, że im mniej polityki tym więcej wolności, czy też: im mniejsza przestrzeń zawłaszczona przez politykę, tym większy zakres sfery wolności. 

W rzeczy samej, jest dla nas czymś całkiem naturalnym że zakres sfery wolności w danym społeczeństwie określamy na podstawie wielkości wolnego miejsca, jakie zapewnia ona obywatelom na działalność o charakterze niepolitycznym, taką jak na przykład rozwijanie wolnej przedsiębiorczości, a także nauczanie akademickie w niezależnych uczelniach czy aktywność w sferze kulturalnej, intelektualnej i religijnej. Sądzimy, że polityka jest kompatybilna z wolnością jedynie o tyle, o ile zapewnia możliwą wolność od polityki" (s. 288).         

Początkiem, celem i sensem działalności politycznej powinna być zatem racjonalna troska o dobro wspólne, a ta wymaga jedynie bezstronności. Dobrem wspólnym powinna być przykładowo edukacja, zdrowie, problem standardu życia obywateli, trwanie świata, a nie własny interes. "Interes publiczny zawsze wymaga poświęcenia interesów indywidualnych, które są określone przez konieczności życiowe i przez ograniczony czas, jaki został dany śmiertelnikom" (s. 624).

Amerykańska uczona podejmuje w swoich esejach także problem wojny. Jeszcze nie zginęła cywilizacja na tej Ziemi, ale panujący na większej jej części pokój jest kruchy, gdyż świat nie przejął się milionami ofiar I i II wojny światowej, zamordowanymi przez hitlerowców w obozach koncentracyjnych. W XXI wieku nie przeciwdziałał wojnom na Bałkanach, w Syrii, w Ukrainie czy w Strefie Gazy. Najeźdźcy na obce terytorium usprawiedliwiają wojnę czasów od rzymskiej starożytności, co przypomina za Tytusem Liwiuszem autorka esejów: 

"Kto prowadzi wojnę konieczną, prowadzi wojnę sprawiedliwą i bez winy jest oręż tych, którym nic prócz oręża nie pozostało" (s. 320). Tym samym nie ma wojny sprawiedliwej, jeśli podbój innego państwa powodowany jest interesem władzy najeźdźcy a "agresja jest rodzajem przestępstwa" (s.321). 

Zbiór esejów zawiera też wywiady z H. Arendt, których prowadzący nawiązywali do jej filozoficznej refleksji w związku z jej udziałem w Jerozolimie w procesie hitlerowskiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna. "Totalitaryzm zaczyna się od pogardy dla tego, co jest. Drugim krokiem jest stwierdzenie: „Aktualny stan rzeczy musi ulec zmianie - wszystko jedno jak. Cokolwiek by to nie było i tak będzie lepsze od tego, co jest" (s. 644). Podążając za analizą totalitaryzmu, możemy zrozumieć, do czego prowadzi ślepe posłuszeństwo władzy, czym jest banalizacja zła, milczenie świadków jego zaistnienia oraz jaki zachodzi związek między polityką a zbrodnią. 

Nie wolno - zdaniem Arendt - już dłużej usprawiedliwiać wojny "(...) na podstawie racjonalnych powodów czy też w oparciu o zasady rządzące polityką siły. Oczywiście nie zapobiega to wybuchowi wojny, jednak wyklucza większość, jeśli nie wszystkie, uświęcone tradycją usprawiedliwienia. Ani starożytna mądrość, głosząca, że "lepsza śmierć niż życie w niewoli", ani dziewiętnastowieczna definicja wojny jako "kontynuacji polityki innymi środkami" nie mogą mieć zastosowania wobec tego rodzaju masowej zagłady, z którą być może przyjdzie nam się skonfrontować" (s. 431). Konieczne jest zarazem osądzanie zbrodniarzy politycznych bez względu na to kiedy i gdzie stanie się to możliwe.  

Współczesnych mogą zaskoczyć podjęte w esejach jakże odległe w czasie kwestie cybernetyzacji naszego życia, re-ewaluacji działalności intelektualnej, problem czasu niezagospodarowanego, próżnowania, ale i czasu wolnego czy wreszcie kwestię "kryzysu wartości", który sprzyja nieufności wobec nauki i jej osiągnięć. 

W 1972 roku wyraziła publicznie przekonanie, "(...) że naprawdę dobrzy nauczyciele nie cieszą się dostatecznie dużym szacunkiem i uznaniem społeczności akademickiej. Ta cała sprawa z "publikuj albo giń" ("publish or perish"), to prawdziwa katastrofa. Ludzie piszą rzeczy, które nigdy nie powinny zostać napisane, a tym bardziej trafić do druku. Nikt się tym nie interesuje. Ale oni, aby móc zachować stanowiska na uczelni i ewentualnie awansować, muszą to robić. To zniewaga dla życia intelektualnego jako takiego" (s. 564). 

Wielokrotnie powraca uczona w swoich rozprawach do kwestii wolności negatywnej i pozytywnej, polemizuje z tezą o rzekomo dających się ustalić cechach narodowych osób dorosłych, o przypisywaniu każdemu człowiekowi potencjalności bycia Eichmannem czy z przeświadczeniem, że badania naukowe w humanistyce muszą być mierzone miarą ich użyteczności. 

W tekście "Punkt Archimedesowy" upomina się o szanowanie wielkości nauki bez względu na to, co jest przedmiotem jej odkryć. Jak słusznie twierdzi: "Punktu Archimedesowego, który rzeczywiście pozwalałby człowiekowi wiedzieć wszystko i dokonywać wszystkiego, nigdy nie będzie można osiągnąć" (s. 532).

Uczona nie popiera centralizacji , a nawet zachęca do buntowania się przeciwko jej biurokratycznym formom, gdyż "(...) biurokracja to w rzeczywistości rządy sprawowane przez nikogo. Z tym że ów nikt nie jest dobroczynnym nikim. Nikogo nie możemy pociągnąć do odpowiedzialności za to, co sie dzieje, ponieważ w rzeczywistości nie ma nikogo, kogo można uznać za sprawcę danych czynów i zdarzeń, a to jest zatrważające" (s. 590). 

Afirmatorom tak modnego ostatnio pojęcia "symetryzm" polecam odpowiedź Arendt na pytanie, kim jest i jakie zajmuje stanowisko wobec współczesnego układu sił politycznych: 

"(...) ci na lewicy uważają, że jestem konserwatystą, a konserwatyści czasami myślą, że jestem lewicowcem, albo jakimś dysydentem albo Bóg wie co. I muszę powiedzieć, że zupełnie mnie to nie obchodzi. Uważam, że naprawdę ważne kwestie tego stulecia niczego nie zyskają na tego rodzaju deklaracjach" (s. 596-597) i dalej wzmacnia swoje stanowisko, któremu nadaje miano "myślenia bez poręczy" (ang. thinking without a banister),  mówiąc: "Nie jestem w głównym nurcie współczesnej czy jakiejkolwiek innej myśli politycznej. Ale nie dlatego, że chcę być za wszelką cenę oryginalna - po prostu tak jakoś się składa, że ja nigdzie nie pasuję" (s. 598).   

Przywołany w tym miejscu zbiór esejów wybitnej uczonej sprawi niewątpliwą satysfakcję politologom, filozofom polityki, socjologom i historykom idei oraz pedagogom. Ci ostatni znajdą w części rozpraw znakomite analizy istoty kształcenia odwołujacego się do działania i myślenia, do wyobraźni izdziwienia dzieci czy młodzieży, ale także znajdą tu argumenty na rzecz świata wartości, obowiązywania norm społęczno-moralnych i wychowania bez przemocy.    


18 grudnia 2023

Kto, jak nie my? O doznaniach i doświadczeniach dolnośląskich wolontariuszy

 


W serii wydawniczej "Poza Kulturową Oczywistością" ukazała się książka profesora Uniwersytetu Dolnośląskiego DSW we Wrocławiu Pawła Rudnickiego pod tytułem: "Kto, jak nie my? Wspólnota i działanie na Dworcu Głównym we Wrocławiu (marzec-kwiecień 2022)". Monografia z badań tego naukowca wyszła dzięki uzyskaniu grantu Rady Funduszu Stypendialnego im. Roberta Kwaśnicy. Mimo, iż nie tęsknię za przewodnim hasłem minionego ustroju, to jednak w pełni rozumiem zawarte przed spisem treści zawołanie" "Wolontariusze i wolontariuszki wszystkich krajów - łączcie się!".

 Doskonale oddaje ono istotę fenomenu, który nie jest dla polskiego społeczeństwa czymś szczególnym, co wymaga podtrzymania, oświecenia czy apelowania o jego zaistnienie, skoro solidarność międzyludzka bez względu na dzielące ludzi różnice jest niemalże cechą narodową Polaków. 

 Jednak nie tylko w naszym kraju zostały otwarte drzwi do rodzinnych domów, mieszkań, zorganizowane formy wsparcia ofiar potwornej wojny na Ukrainie, którą prowadzą od ponad roku "wojska" Federacji Rosyjskiej.  Książka dedykowana jest zarówno dolnośląskim wolontariuszom, którzy poświęcili cząstkę swojego życia pomagając przybyłym na Dworzec Główny we Wrocławiu uchodźcom wojennym z Ukrainy, jak i pamięci Wspaniałego nauczyciela Zespołu Szkół Ekonomiczno-Ogólnokształcących we Wrocławiu - Kazimierzowi Grzędzie (1936-1922), nauczycielowi i mentorowi autora i badacza.

To prawda, że od pojawienia się wolontariuszy na Dworcu Głównym w ostatniej dekadzie lutego 2022 roku do wydania niniejszej monografii upłynęło 18 miesięcy, a przecież rejestr, analiza i interpretacja zawartych w niej danych dotyczy pierwszych sześciu tygodni wojny, która mogła zakończyć się ostatecznym pozbawieniem Ukrainy własnej suwerenności państwowej i narodowej, kulturowej i społeczno-gospodarczej. Jednak w tamtym czasie ważne było udzielania pomocy, a nie koncentrowanie się na konceptualizacji badań naukowych. 

To było badanie w działaniu, ad hoc. Kiedy dolnośląscy pedagodzy pojawili się na Głównym w okresie pierwszej fali dramatu osób uchodzących z dziećmi przed skutkami wojny, towarzyszyło im - jak pisze P. Rudnicki - braterstwo, siostrzeństwo i chęć pomocy osobom, 

"(...) którym trzeba było pomagać, w każdy sposób, od razu. Żywność, ubrania, kąt do spania, karta sim, ładowarka, artykuły higieniczne. Zapisywałem się na dyżury, nosiłem na dworzec żywność i kosmetyki, wpłacaliśmy pieniądze. Chciałem być pomocny, chciałem pomagać - wydawało mi się to ważną formą wspierania osób w kryzysie uchodźczym oraz szansą na uwolnienie siebie od bezradności i wgapiania się  w programy informacyjne o wojnie" (s.13-14).                    

Autorem książki jest młody badacz, doktor habilitowany, który przyszedł na świat w wolnej od wojny Polsce Ludowej, ale jego najbliżsi, jak i nauczyciele w czasach powszechnej i obowiązkowej edukacji, nie ukrywali przed nim tragizmu wojen, którego także oni doświadczyli wprost lub pośrednio. Otrzymaliśmy dzięki tej publikacji utrwalony ślad doznań tak ofiar wojny XXI wieku  przez pryzmat relacji ich ratowników. Rudnicki przyznaje we Wprowadzeniu do niniejszego raportu: 

Wzruszaliśmy się, płakaliśmy, żartowaliśmy (nie wiedząc czy powinniśmy). Niewybrednie komentowaliśmy brak państwa oraz jego instytucji na Głównym i spóźnioną obecność miasta. Cieszyliśmy się z solidarności osób z Wrocławia i okolic, dziwiliśmy się ile osób ubranych w kamizelki jest na dworcu, jak różnymi językami mówią, skąd są. W tym doświadczeniu kamizelkowego działania wolontariuszy i wolontariuszek dostrzegłem potrzebę udokumentowania motywacji, pracy, zaangażowania, nieformalnego/sytuacyjnego uczenia się oraz sposobów radzenia z emocjami, stresem i zmęczeniem" (s.16). 

Po pierwszej fali udzielania pomocy, społeczno-kulturowego wstrząsu w wyniku nieprzewidywalnych wówczas zdarzeń na Dworcu Głównym, pedagog pojawił się 18 marca 2022 roku już nie tylko w kamizelce wolontariusza, ale także aktywnego obserwatora i wywiadowcy-badacza, który postanowił uchwycić zakres udzielanej pomocy osobom, które doświadczyły dramatu, ale i radości, były w depresji lub przy nadziei, mającym poczucie sensu udzielania bezinteresownej pomocy i prowadzenia walki o czyjeś życie czy także poszukiwanie warunków do czasowego bytowania w mieście czy regionie ofiar wojny. 

Dzięki temu, że P. Rudnicki od lat specjalizuje się w prowadzeniu badań jakościowych, było mu znacznie łatwiej podejść ad hoc do diagnozowania zjawisk metodą epizodycznego wywiadu "narracyjnego", by uchwycić chociaż cząstkę ludzkich przeżyć, towarzyszących myśli i podejmowanych czy planowanych przez nich działań. Wymagało to nie tyle szczególnego taktu, bo ten jest zinternalizowaną częścią kultury osobistej naszego pedagoga, co ostrożności i wyczulenia na kwestie, które można poruszyć w trakcie rozmowy z osobą udzielającą komuś pomocy, by nie dotknąć jakiejś czułej strefy jej życia. 

Badacz przeprowadził rozmowę z 54 wolontariuszami, pytając ich o to: jak i dlaczego trafili na Dworzec Główny PKP we Wrocławiu, jakie podejmowali działania, czego się nauczyli o sobie, o innych, o czymkolwiek, jakie było ich najtrudniejsze doświadczenie w pracy wolontariackiej oraz jak regenerowali swoje siły po zakończeniu własnej misji. Nie są to zatem badania w paradygmacie pozytywistycznym, ilościowym, by można było na podstawie transkrypcji i interpretacji treści wywiadów formułować wnioski na temat wolontariuszy i wolontariuszek w relacji z ukraińskimi uchodźcami wojennymi. 

Dla pedagogów społecznych oraz kadr przygotowujących kandydatów do aktywności społecznej jest to niezwykle cenna monografia, w której autor odsłania  procesy związane z organizacją, przebiegiem działań pomocowych, ich sensownością i słabymi stronami, efektywnością i niepowodzeniami.  Nie można jej traktować jako vademecum wolontariuszy czy poradnika, bo tym nie jest.   

Rudnicki wiarygodnie opisuje cały proces badawczy i jego wyniki: 

"W książce próbuję ukazać wrocławski dworzec jako miejsce pomocy, braterstwa, siostrzeństwa, zaangażowania i nieustannej ambiwalencji - tak jak opowiedzieli mi o swoich perspektywach wolontariusze i wolontariuszki. Przedstawiam także własne interpretacje zbudowane w oparciu o dane uzyskane w wywiadach, obserwacji uczestniczącej i notatkach. Używam języka osób pracujących wolontariacko, aby opisać ich aktywność, doświadczenia i emocje" (s.25).

Układ treści wywiadów, ich rekonstrukcja i interpretacja są ujęte bardzo czytelnie w tytułach poszczególnych rozdziałów: 

"1. Chcę pomóc ludziom, którzy tego potrzebują. Café Dialog: początek".

2. Każdemu się wydaje, że to co robi, robi dobrze. wolontariacka samoorganizacja. 

3. Taka, po prostu, wewnętrzna duma z siebie. O uczeniu się (siebie), emocjach i zmęczeniu".  

     Zapewne są w czasach pokoju takie sfery rodzimych problemów socjalnych, zdrowotnych czy oświatowych, które nie zachęcają do podejmowania wysiłku badawczego. Być może tak szczególne wydarzenie, w którym uczestniczyły różne osoby od nastolatków po dorosłych, by pomóc ofiarom wojny sprawiło, że wyniki tych badań już nigdy więcej nie posłużą gdziekolwiek i komukolwiek do poznania, zrozumienia i pomocowego zaangażowania się na rzecz osób wołających o wsparcie. Dla mnie jest to ważna część historii polskiej solidarności z udziałem rodaków, w tym pedagogów społecznych.

***  

         

     Podcasty badawcze z wywiadami, które wykorzystane zostały przy pisaniu książki:

*** 

Zachęcam do zapoznania się z zawartością  czasopisma Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska, sectio J – Paedagogia-Psychologia Vol 36, No 3 (2023)

Problemy edukacji i wychowania w okresie wojny, 

red. Nella Nychkalo, Katarzyna Nowosad 

na stronie:
https://journals.umcs.pl/j.

17 grudnia 2023

Powołana przez prezydenta 21 minister edukacji

 


Dwutygodniowy minister edukacji Krzysztof Szczucki nie przekazał osobiście podzielonego Ministerstwa Edukacji i Nauki dwudziestemu pierwszemu ministrowi edukacji, jakim została Barbara Nowacka.  Poziom kultury politycznej nie tylko tej formacji potwierdził swoją bylejakość, a zarazem zbyteczność tej instytucji, która od 30 lat zieje patopolityką. 

W tym drugim resorcie też nie było i nie jest lepiej, bo przez kilkanaście lat jego władze i urzędnicy wspierali turystykę habilitacyjną. Wątpię zresztą w poprawę sytuacji, skoro obecny minister z ramienia lewicy ma ok.400 urzędników. Jak w PRL a nawet lepiej. 

Rząd pod kierunkiem Donalda Tuska rozdzielił jeden patoresort na dwa: resort od nauki i szkolnictwa wyższego i resort edukacji. Takie monstra biurokracji nie sprzyjały synergii czy integracji obu dziedzin społecznych powinności. Ich rozdzielenie niewiele poprawi w oświacie, szkolnictwie wyższym i nauce. 

Mieliśmy festiwal autopromocji, pozoranctwa. samozachwytu i kontynuowania deformy szkolnej władz politycznych ponoć zjednoczonej i prawicowej koalicji. Znaczenie tych określeń zostało jednak zdewaluowane ośmioletnią praktyką rządzenia w obu sferach edukacji i nauki.

Nie trzeba było specjalnie długo czekać, by nowa ministra rozpoczęła sprawowanie władzy od odwoływania kuratorów oświaty, których powołała na to stanowisko poprzednia partia władzy. Jak widać, rzekoma opozycja demokratyczna butnie weszła w buty poprzedników, zamiast przedstawić klarowny program koniecznych reform oświatowych. 

Kuratorów trzeba było odwołać, ale nie po to, by zastąpić ich własną lewoskrętną nomenklaturą, tylko należało przywrócić konkursowe wyłanianie najlepszych spośród najlepszych profesjonalistów. Skoro jednak ma być ideologiczna inwersja, to wychylenie upartyjnienia edukacji będzie teraz w drugim, ostro przeciwstawnym kierunku aksjonormatywnym, który zaprzecza merytokracji. Tym samym nie nastąpi istotna zmiana w mechanizmach i procesach naprawy edukacyjnej Rzeczpospolitej.                    

Od 1999 roku rozpoczął się proces odwrotu od ponadpartyjnej, profesjonalnej administracji państwowej, bo każda formacja polityczna obejmująca władzę wykorzystuje urzędy typu kuratoria oświaty, delegatury kuratorium, instytucje podległe MEN do lokowania w nich "swoich". Nie ma administracji państwowej, bo ta jest wymieniana lub podporządkowywana kolejno dochodzącym do władzy funkcjonariuszom partii rządzącej (czy koalicji). 

       Jak stwierdził w jednym z wywiadów Leszek Kołakowski, nasze życie i tak toczy się wbrew historii, "(…) żyjemy w świecie, który jest wobec nas obojętny, historia toczy się bez naszego udziału, albo raczej to, co jest w historii naszym udziałem, pozostaje niewidoczne i nieoczywiste; nie możemy uważać się za współtwórcę procesu historycznego, chociaż każdy z nas w jakimś sensie nim jest – coś robi, w czymś uczestniczy. Ale wyraźnie powiedzieć, na czym polega współtwórstwo każdego z nas w procesie historycznym, niepodobna" (Tygodnik Powszechny, nr 39, 2008, s.30) 

Dobę przemian ustrojowych cechuje od 1993 roku projektowanie, wdrażanie, odwoływanie oraz kwestionowanie przez kolejne ekipy reform strukturalnych i programowych w systemie szkolnym. Można dostrzec wyraźny brak w tych procesach jakiejkolwiek regularności czy kumulowania zgromadzonych doświadczeń. Doświadczamy ustawicznego konfliktu między zwolennikami autonomii, decentralizacji i uspołecznienia oświaty a ich jawnymi lub skrytymi wrogami. 

Na rozwiązywaniu bieżących i perspektywicznych problemów edukacji przedszkolnej, szkolnej i pozaszkolnej fatalnie odbija się restrukturyzowanie samego ministerstwa edukacji, które raz łączono z ministerstwem sportu, innym razem z resortem nauki czy szkolnictwa wyższego, by powrócić do wyodrębnionej struktury władzy centralnej, która zajmowałaby się tylko i wyłącznie systemem oświatowym w naszym kraju. 

Rządzący oświatą zabezpieczali swoje panowanie ideologiczną hegemonią i wykorzystywaniem aparatu władzy, przy pomocy którego mogli prowadzić własne „wojny edukacyjne”. U niektórych ministrów edukacji prędkość podejmowanych decyzji, a zwłaszcza nadnaturalne tempo ich niewdrażania w życie lub wycofywania się z niektórych, okazało się jedną z najbardziej popularnych technik sprawowania władzy. 

 To, co jedni skracali, następni wydłużali, co jedni wzbogacali, następni o to samo uszczuplali, to, z czym jedni zrywali, inni – jakby na przekór – właśnie do tego nawiązywali itp. Przez ostatnie dwadzieścia lat nikogo nie rozliczono za wynikające z ciągłych zmian marnotrawstwo publicznych pieniędzy oraz ludzkiego zaangażowania, które poświęcane były na kolejne projekty czy reformy oświatowe. 

Wielokrotnie zostały zmarnowane czas, wysoka motywacja wielu zatroskanych o edukację nauczycieli i naukowców, środki materialne i finansowe, a przy tym wypalono przestrzeń do twórczego działania, naruszając poczucie zaufania do władzy w ogóle. Proces ten trwa zresztą nadal, ale jak długo jeszcze?