29 marca 2023

Znak bylejakości badań sondażowych dla CBOS

 



Znak jakości przyznany CBOS na rok 2022 przez Organizację Firm Badania Opinii i Rynku powinien zostać zweryfikowany. Chyba, że ci, którzy przyznają ten certyfikat, mają ten sam poziom metodologicznej ignorancji?  

Podesłano mi kolejny, kompromitujący CBOS KOMUNIKAT Z BADAŃ, który nosi tytuł: "O społecznym autorytecie Kościoła". Zapewne krąży w środowisku socjologicznym i nauk o polityce jako wzór jakości badań sondażowych.

Ciekawe, ile osób przywołuje tak kompromitujący raport wydany przez Centrum Badania Opinii Społecznej w Warszawie? Otrzymałem komentarz sondażowego bubla od uniwersyteckiego socjologa i pedagoga zarazem: 

"Sondaż dotyczący autorytetu kościoła rozłożył mnie na łopatki. Kto robi takie badania? Kto w tak beznadziejny sposób je opracowuje? Aż trudno uwierzyć, że CBOS coś takiego firmuje. Niech oni zatrudnią bardziej kompetentnych badaczy, bo włosy się jeżą na głowie podczas lektury ... .

Chyba, że ankieterzy przeprowadzili badanie za pomocą gotowych kwestionariuszy, autorstwa samych zainteresowanych, czyli osób duchownych. W narzędziu jest błąd na błędzie, jedna nieścisłość i uproszczenie goni kolejne - od założeń począwszy poprzez sformułowania zawarte w narzędziach typu: 

*  nierozłączność kwestii wiara+moralność, 

* postulat "przystosowania nauczania moralnego do obecnych czasów", 
* umieszczenie w pytaniu o autorytet  wszelkich możliwych kategorii osób świeckich/duchownych/ żyjących/nieżyjących, 

* wrzucanie do jednego worka profesorów Tischnera i Wierzbickiego oraz Życińskiego z Pieronkiem (szkoda jeszcze,  że nie  ma tam o. Rydzyka, bo by się przydał jako znacząca postać Kościoła w tym kraju).

* wiązanie napiętnowania pedofilii z byciem osobą niewierzącą, 

* postrzeganie początku "problemów" z pedofilią z filmem Sekielskich, 

* utożsamianie autorytetu Kościoła z wpływem na społeczeństwo (konkretniej z umiejętnością sterowania ludźmi ) i inne bzdury... . "

No cóż. Nic dodać, nic ująć.  Drodzy studenci, uczcie się, czytajcie i korygujcie pseudo socjologów, bo słabo się robi od takich opracowań.     


28 marca 2023

Dlaczego Ministerstwo Edukacji i Nauki szczyci się utrzymywaniem nędzy oświatowej ?


(źródło: facebook_1679751656555_7045389092097364129.jpg) 

Tytułowe pytanie trzeba stawiać codziennie, aż do zakończenia wyborów, skoro od ponad trzydziestu lat sprawujący władzę w resorcie edukacji myślą i działają w imię własnych interesów (wyższe dochody, autoafirmacja w opinii własnego elektoratu, najwyższe miejsce na liście wyborczej swojej partii do Sejmu RP lub Europarlamentu itp.), partyjnej gry o sprawowanie rządów w kraju, ale wszystko to odbywa się kosztem jakości kształcenia młodych pokoleń i dobrostanu ich nauczycieli. 

Kryzysogenne, nieudolne, bo niekompetentne zarządzanie szkolnictwem pogłębia polityka utrzymywania nauczycielstwa na niskim, nieadekwatnym do zadań oraz konieczności doskonalenia zawodowego poziomie wynagrodzenia, co narusza nie tylko poczucie własnej godności części polskiej inteligencji, ale także uświadamia potencjalnym kandydatom do tej profesji trwałość stanu „wypalenia przestrzeni zawodowej” (określenie Aleksandra Nalaskowskiego).

Od czasów PRL aż po marzec 2023 roku poziom płac nauczycieli rozpoczynających pracę zawodową w szkolnictwie publicznym, bez względu na stopień ich wykształcenia i posiadanych kwalifikacji, był z krótką przerwą w latach 1990-1992 i nadal jest poniżej lub w granicach najniższej płacy w kraju. Utrzymywanie nauczycielskiego stanu na granicy przeżycia sytuuje ich w roli niewolników w białych kołnierzykach, którzy mają powstrzymywać swoje ambicje i rezygnować z jakichkolwiek form protestu, gdyż rządzący utrwalają w społeczeństwie dziewiętnastowieczne przesłanie o posłannictwie, misyjności ich roli zawodowej. 

Opublikowana powyżej tabela zawiera dane dotyczące wakatów nauczycieli w szkolnictwie publicznym w dniu 24 marca 2023 roku we wszystkich województwach. Zwracam uwagę na to, że podane liczby dotyczą nauczycieli w ogóle, bez wskazania na ich kierunkowe wykształcenie, które jest konieczne do realizacji podstawy programowej wychowania przedszkolnego, kształcenia ogólnego czy zawodowego. 

Dochodzi już do tak absurdalnych sytuacji, jak mająca miejsce w Łodzi w jednej ze szkół, w której dyrektor prowadzi lekcje z siedmiu przedmiotów! Jestem pełen uznania dla tego pedagoga, aczkolwiek mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jakim kosztem jego życia osobistego to się toczy i w jakim stopniu sprzyja efektywności edukacji. 

To, że w polskim szkolnictwie quasi publicznym mamy większość nauczycieli, wcale nie oznacza, że zachodzi w toku zajęć wysokiej jakości proces kształcenia. Zapewne w minimalnym zakresie, ograniczonym ktokolwiek ma czas, ochotę na podejmowanie kwestii społeczno-wychowawczych. 

Pogłębia się poziom destabilizacji, destrukcji i deformy szkolnej, które nie poprawi zapowiadana przez - z całym szacunkiem dla niekompetentnego ministra - zapowiedź zmniejszenia liczby godzin w szkołach podstawowych czy ponadpodstawowych (?). "Od samego mieszania herbata nie staje się słodsza - pisał Stefan Kisielewski w okresie Polski Ludowej, a przecież to model z tego czasu jest dzisiaj reprodukowany w rodzimej edukacji.      

To nieprawda, że wszystkie dzieci są nasze, podobnie jak nie jest prawdą, że centralistycznie i monopartyjnie sterowana polityka oświatowa jest dobrem wspólnym, bo nie jest. Prawdopodobnie jeszcze długo nie stanie się dobrem ogólnospołecznym, skoro rządy polegają na dzieleniu, konfliktowaniu społeczeństwa i dezawuowaniu nauki.    

Nauczyciele twierdzą, że zapowiedziane przez ministra zmniejszenie liczby zajęć w planach kształcenia ma spowodować wyeliminowanie powyższych wakatów. Zapewne tak, bo jak nie ma chętnych do pracy, to w działalności usługowej (szkolnictwo nie jest forpocztą zmian kulturowych, technologicznych, innowacyjnych) redukujemy czas pracy. Wóczas ci, którzy zostaną, zapewnią realizację programu kształcenia. Zapewnią???   


27 marca 2023

Aspołecznie na Uniwersytecie Gdańskim

 


Lokalna prasa Trójmiasta milczy, toteż problemem zajęli się niezależni dziennikarze, do których udała się młodzież akademicka z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Władze uczelni kształcącej m.in. przyszłych pedagogów specjalnych okazały się odporne na apele studentek, by przerwano stosowaną wobec nich przemoc psychiczną (mobbing) przez jedną z profesorek tak szacownej uczelni i znakomitego środowiska naukowego.  

Nie muszę nikogo przekonywać, że naruszanie czyjejś godności, obrażanie, stosowanie przemocy psychicznej, nie może mieć miejsca w życiu społecznym, a co dopiero w instytucji publicznej, która ma przygotowywać kadry do przeciwdziałania wszelkim aktom dehumanizacji, do kształcenia i wychowywania młodych pokoleń bez przemocy.  

Nic nie usprawiedliwia przemocy. Co z tego, że rzekoma opresorka nie prowadzi aktualnie zajęć dydaktycznych, skoro wynika to z przebywania przez nią na urlopie zdrowotnym, a nie na skutek przeprowadzenia dochodzenia we właściwym dla tego typu spraw organie i zastosowanej sankcji karnej. Studenci słusznie pytają, co będzie, kiedy mobberka powróci do sal dydaktycznych? 

Kadra naukowa Instytutu Pedagogiki UG wsparła studentów, zachęcając ich do złożenia stosownego wniosku o zbadanie ich zarzutów przez odpowiednią komisję. Czy władze uczelni świadomie popełniły błąd, kierując studencki pozew do Komisji Dyscyplinarnej UG zamiast do Rzecznika ds. Równego Traktowania i Przeciwdziałania Mobbingowi? 

W świetle prawa o szkolnictwie wyższym  i nauce komisja dyscyplinarna nie jest upoważniona do badania tego typu patoaktywności nauczycieli akademickich. Jak można było dopuścić do przekazania studentom orzeczenia komisji dyscyplinarnej o umorzeniu postępowania wobec mobbingującej ich osoby z kadry akademickiej? 

Cytuję: 

Przez ponad rok, na prośbę władz uczelni, sprawa miała być trzymana w tajemnicy. Dopiero po umorzeniu postępowania przez rzecznika dyscyplinarnego uczelni, studenci pedagogiki specjalnej zdecydowali się nagłośnić w liście skierowanym do mediów zachowanie jednej z wykładowczyń. (...) 

W skardze opisano m.in. zmuszanie seminarzystów do wizyt w prywatnym mieszkaniu pani profesor, gdzie np. przez trzy godziny profesor krzyczała na płaczącą seminarzystkę. Nazywanie ich „debilami", „idiotami", „niedołęgami", "osobami upośledzonymi", nieodpowiednie traktowanie studentki z niepełnosprawnością ruchową. 

Jak widać, efektywność kształcenia w naukach społecznych okazała się dla studentów tego kierunku głęboko osobistym doznaniem. Na przysłowiowej "własnej skórze" przekonali się, jak nie powinno rozwiązywać się tak poważnych problemów społecznych i intersubiektywnych.         

To co mają teraz uczynić? Może skierować sprawę do Rzecznika Praw Obywatelskich?