12 stycznia 2021

10 najdroższych książek świata

 

(źródło) 

Profesor Viktor Lechta przesłał mi prezentację poświęconą 10 najdroższym książkom świata. 

  I -  Biblia wydana przez Gutenberga 

Biblia wydana w 1455 r. przez Johanna Gutenberga. Dochowało się na świecie 48 jej egzemplarzy, ale tylko 31 jest w doskonałym stanie. Tylko jedna strona z tego wydania sprzedawana jest za 2 mln czeskich korun. Całość zatem, gdyby ktoś chciał ją zakupić, wyniosłaby setki milionów  , a może i kilka miliardów korun. Dwa egzemplarze są w Bibliotece Brytyjskiej a jeden  w Bibliotece Kongresu Amerykańskiego.



Pierwsze dzieło Szekspira zawierające jego komedie, tragedie i historyczne dramaty wyszło w 1623 r. , a więc w siedem lat po jego śmierci. W 2001 r. księga ta została sprzedana za rekordową cenę  w przeliczeniu na czeską walutę - 150 mln. korun. Dzisiaj byłaby już droższa o ok. 40 mln. korun. 


III -   Don Kichot (Don Quijote de la Mancha, czyli Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manchy

Historia Don Kiszota jest bardzo dobrze znana w naszym kraju, któż bowiem nie czytał w swoim dzieciństwie o przygodach rycerza walczącego z wiatrakami?  Powieść została wydana przez Francisca de Robles na początku 1605 roku w  Madrycie w oficynie Juana de la Cruesta.  Ostatnie pełne wydanie tej książki autorstwa Cervantesa zostało sprzedane w 1989 r. za 37 mln korun.  


IV - Bay Psalm Book (Psalmy znad zatoki)




Angielski przekład Księgi Psalmów jest pierwszej książki wydrukowanej w Ameryce Północnej w nakładzie 1700 egzemplarzy. Do dziś zachowało się 11 egzemplarzy tego dzieła. Pierwsze wydanie ukazało się w 1640 r. Psałterz został sprzedany na aukcji Sotheby's za ponad 352 mln. korun (ok. 14.2 mln dolarów) w dn. 26 listopada 2013 roku 

 
V - Amerykańskie ptaki 

Pięknie ilustrowana ornitologiczna książką Johna Jamesa Audubona wyszła w latach 1827-1838. Jedno z najdroższych wydań zostało sprzedane za ok. 276 mln. korun w 2012 r. w ramach ekskluzywnej aukcji  najbardziej luksusowych książek. 

Francuski ornitolog Audubon preparował obiekty swoich ilustracji stawiając je w naturalnej pozycji za pomocą wspornika drucianego i malował je w środowisku, w którym one się pojawiały.  

Pierwsze ilustrowane wydanie atlasu na podstawie przekazów autorskiego rękopisu z ok. 150 r.n.e. Klaudiusza Ptolemeusza ukazało się w 1478 r.  Autor twierdził, że Ziemia jest okrągła, wyrażając swoją tezę odpowiednimi ilustracjami. Nabywca tego dzieła w 2006 r. zapłacił ponad 75 mln. korun.   





Pierwsze wydanie angielskiego zbioru opowiadań ukazało się w 1477 r., a zostało sprzedane osiemnaście lat temu za 173 mln. korun. Obsceniczne opowieści Geoffreja Chaucera przyciągnęły na aukcję wielu chętnych. Są tu bowiem "historie opowiadane przez grupę pielgrzymów, zmierzających z Southwark do grobu Thomasa Becketa w Canterbury. Opowieści te zostały napisane w języku średnioangielskim"





Leonardo da Vinci prowadził bardzo szczegółowe notatki naukowe, przemyślenia i szkice projektowe. Po jego śmierci notatki te zostały zebrane i opublikowane. Na zbiór Kodeksu Leicester składa się 18 arkuszy. W 1994 r. zostały one sprzedane za nieprawdopodobnie wysoką cenę 766 mln. korun (30,8 ml. dolarów).  Zakupił je Bill Gates. 






Kodeks z VII w. zawiera łaciński tekst Ewangelii św. Jana  został oprawiony w cielęcą skórę.  Został on umieszczony w grobowcu św. Kutberta w północnej Anglii przed najazdem Wikingów w 687 r. W 1104 r. został wydobyty z grobu i traktowany był jak relikwia. W XVIII w. stał się własnością angielskich jezuitów. W 2012 r. został wykupiony przez Bibliotekę Brytyjską dzięki narodowej zbiórce za 340 mln.korun (9 mln. funtów).



Zbiór baśni napisany w 2007 roku przez brytyjską pisarkę Joanne Kathleen Rowling miał swoje specjalne wydanie w oprawie skórzanej ze srebrnymi ozdobami i księżycowymi kamieniami. Ukazało się tylko 7 egzemplarzy przewidując, że sprzeda się za 2 mln. korun. Tymczasem książkę zakupił w 2007 r. Amazon za 73,5 mln korun (1,9 mln funtów). 


Może nasze władze wydadzą książkę jakiegoś polityka, oprawią ją w skórę, złote ozdoby  oraz klejnoty z Marsa?  Za 150 lat będzie na ZUS. 

09 stycznia 2021

Co będzie z Wrocławską Szkołą Przyszłości?

 

 


Sytuacja w oświacie niepublicznej jest niepokojąca. Wygasają w tej przestrzeni alternatywne szkoły, które powstawały na początku lat 90. XX w. W 2017 roku dowiedzieliśmy się o zakończeniu działalności SZKOŁY-LABORATORIUM prowadzonej przez 25 lat przez profesora pedagogiki ALEKSANDRA NALASKOWSKIEGO, a z początkiem 2021 r. otrzymałem niepokojący list od profesora pedagogiki RYSZARDA MACIEJA ŁUKASZEWICZA - założyciela, współtwórcy powstałego ponad 40 lat temu projektu  WROCŁAWSKIEJ  SZKOŁY PRZYSZŁOŚCI, że właśnie musi się wyprowadzić z Wrocławia. 

Najpierw kilka związanych z tym faktów: 

Wrocławska Szkoła Przyszłości działała we Wrocławiu na ul. Skwierzyńskiej 34a. Jej założycielem, podmiotem prowadzącym była Fundacja Wolnych Inicjatyw Edukacyjnych prowadząc działalność edukacyjną do 2020 r. W niej odbywały się po zajęciach z dziećmi liczne szkolenia, warsztaty, spotkania dla tych osób, które były zainteresowane alternatywną koncepcją kształcenia młodych pokoleń. Przyjeżdżali do szkoły nie tylko nauczyciele z kraju, ale i z całego świata. 

Mogliśmy wszyscy być dumni z tego, że Telewizja Japońska produkując serię filmów o najlepszych, najciekawszych szkołach alternatywnych na świecie, pierwszy odcinek poświęciła Wrocławskiej Szkole Przyszłości. Z dumą odtwarzałem moim studentom i nauczycielom profesjonalnie zarejestrowany proces kształcenia w tej placówce. 

Nigdy nie byłem w tej Szkole osobiście, ale nie dlatego, żebym jej nie doceniał, tylko z powodu licznych obowiązków służbowych, akademickich. Poznałem założenia modelowe w 1978 roku na I Letniej Szkole Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, w czasie której prof. R. Łukaszewicz mówił o niej jako projekcie, gdyż ówczesne władze PRL nie wyrażały zgody na jej działanie. 

Na początku transformacji przegadaliśmy w Łodzi wiele godzin na temat alternatywnej edukacji. optowałem za tym, by wprowadzać ją do szkół wówczas państwowych, zaś profesor przekonywał mnie, że to nie ma sensu, bo rządzący nie odpuszczą i prędzej czy  później zabronią mi upowszechniania tzw. szkolnych wysp oporu edukacyjnego wobec schematyzmu, dydaktycznego archaizmu itp. 

Miał rację. Partie - SLD z PSL, a potem AWS, PO z PSL i PiS z LPR/Samoobroną zniszczyły ruch oddolnych innowacji  nauczycielskich w szkolnictwie publicznym.  Jeszcze do 2012 roku prowadziłem międzynarodowe konferencje edukacji alternatywnej, ale i to musiało się skończyć, bo nie było po co drażnić nauczycieli nękanych i zdradzanych przez kolejne formacje sprawujące w Polsce władzę.     

Powróćmy jednak do WSP. 

Dopiero zmiana ustroju politycznego w naszym państwie sprawiła, że WSP mogła wreszcie zaistnieć na mapie alternatywnych szkół niepublicznych. Nie, nie jest to oksymoron. Wiele bowiem szkół niepublicznych powstawało i nadal działa niczym nie różniąc się od szkół publicznych, z wyjątkiem liczby uczniów w klasach i komercyjnym rozszerzeniem programu kształcenia. Nadal jednak pracują one w systemie klasowo-lekcyjnym z XIX wieku. 

Nie ma tu miejsca na przywoływanie odmienności dydaktyczno-wychowawczej WSP Ryszarda Łukaszewicza, ale każdy może ją odnaleźć tak na YouTube, jak i poznać swoistość alternatywnej edukacji w znakomitych publikacjach pedagogicznych tego profesora. 

Co zatem wydarzyło się w 2019 i 2020 roku? Tak pisze Profesor: 

Kończy się czas ul. Skwierzyńskiej i WSP; Gmina podała nas do sądu wnioskując o rozwiązanie użytkowania wieczystego, argumentacja wielce pokrętna; Sąd Okręgowy odrzucił wniosek Gminy, a teraz dla odmiany - Sąd Apelacyjny wydał decyzję wręcz odwrotną; 

mamy 2 miesiące na "spakowanie" 25 lat i udanie się... "do historii". 

 

    

     A miało być  tak pięknie. Powstał projekt architektonicznej przebudowy WSP na ul. Skwierzyńskiej. Wrocław mógł mieć nadal wyjątkowy skarb oświaty niepublicznej, który był przez ćwierć wieku obiektem nie tylko westchnień i marzeń wielu polskich oraz zagranicznych nauczycieli, ale przede wszystkim także ambasadorem polskiej, autorskiej myśli pedagogicznej oraz miasta Wrocławia. 




Urzędnicy/politycy sprawujący władzę chyba mają to w "genach", by pozytywnie zakręconym odmieńcom, odszczepieńcom, twórcom różnych rozwiązań nie tylko oświatowych kłaść kłody pod nogi, utrudniać, często z bezinteresownej lub stricte interesownej zawiści przeszkadzać oraz doprowadzać skutecznie do ich zniszczenia. 

ALE ... Na szczęście tacy pedagodzy, jak profesor R. Łukaszewicz mają naturalny,  chociaż rzadko występujący - gen pozytywnego myślenia i działania. W sierpniu 2020 r. powołał do życia ALE, czyli Fundację ALTERNATYW LEPSZEJ EDUKACJI. Gościniec czterech żywiołów.  Będzie działać w Świeradowie Zdrój, a więc tam, gdzie R. Łukaszewicz prowadził z dziećmi i dorosłymi od kilkudziesięciu już lat NATURAMY. 

Czy będzie zatem nowa energia edukacji i dla edukacji, dla ziemi i rodziny człowieczej?  

    

   

 

    


08 stycznia 2021

Czy powstanie Polska Partia Niezaszczepionych Nauczycieli?


Jak tweetuje Ministerstwo Edukacji i Nauki - minister Przemysław Czarnek ma dzisiaj poinformować środowisko oświatowe o przygotowaniach do ewentualnego powrotu uczniów do szkół.  Najważniejsze jest podtrzymywanie wrażenia, że ów resort jest niezbędny polskiemu szkolnictwu. Tymczasem nauczyciele słusznie pytają, kiedy zaczną się szczepienia przeciwko koronawirusowi, skoro Związek Nauczycielstwa Polskiego uzyskał gwarancje, że znajdą się w tzw. grupie Number One? 

Nie wiem, czy wszyscy zainteresowani czytają tweety szefa resortu, które zmieniają się z godziny na godzinę. Już nawet TVP 1 nie nadąża z ich aktualizowaniem, nie mówiąc o opozycyjnych mediach. Na szczęście nie pracuję w oświacie, ale jako rodzic jestem zainteresowany tym, czego mogę się spodziewać? Polecić dziecku pakowanie plecaka szkolnego czy może jednak wzmocnić usługę internetową, by nie zanikał głos, obraz itp.? 


Na temat edukacji szkolnej najczęściej wypowiadają się ci, którzy nie  mają z nią nic wspólnego, bowiem ani nie są nauczycielami, ani rodzicami dzieci objętych obowiązkiem szkolnym. Traktują tę sferę jako okazję do wzmacniania swojego światopoglądowego przekazu, czyli albo afirmowania partii władzy, albo wyrażania kosztem edukacji swojego sprzeciwu. 

O szczepieniach nauczycieli mówiono w obozie zbliżonym do władzy, że będą warunkiem otwarcia szkół, ale w mediach społecznościowych podzieleni Polacy wzajemnie informują się z bolesną i cierpiąca miną, któż to wcześniej wskoczył do kolejki spośród nieprzewidzianych do tej procedury osób. 

Nie rozumiem tego oburzenia, protestów, kpin czy interpelacji, skoro jest to kolejny wskaźnik reprodukcji w III RP syndromu homo sovieticus. On replikuje się skuteczniej niż COVID-19, bo nie ma przeciwko niemu żadnej szczepionki. W czasach PRL wpychali się do kolejek przed sklepami liczni obywatele, zaś sprawujący władzę mieli w komitetach PZPR, w wojskowych kantynach, w urzędach państwowych własne sklepiki, dostęp do niedostępnych dla ludności towarów, nawet bez potrzeby pokazywania kartek na żywność.

Nic się w Polsce nie zmieniło. Każda władza najpierw troszczy się o siebie, o swoich, bo bliższa jest ciału koszula. Jakoś publicyści słusznie krytykujący osoby wciskające się lub zaproszone od zaplecza do szczepiennej kolejki poza zapowiedzianą przez premiera typologią - nową kategoryzacją warstw społecznych - też dzielą się na prawo- i lewoskrętnych, a zatem reprodukujących powyższy syndrom. Dostrzegają bowiem tylko tych z drugiej strony ulicy, jak z przysłowiowym źdźbłem trawy w czyimś oku. 

Zawsze przyjemniej jest przymknąć oko na uprzywilejowanych "swoich", bo ci są najważniejsi, prawdziwi, wierni, rzetelni, oddani sprawie, aniżeli na "obcych", "innych". Krążą nawet kopie zaświadczeń wydanych działaczom partyjnym, samorządowym, z administracji państwowej, ale nikt nie może potwierdzić, czy są to fałszywki, fake newsy czy autentyki. Nie ma to zresztą znaczenia. Ważne, by każda strona podzielonego społeczeństwa miała dowody na przeciwnika.    

Na tym też polega hidden curriculum każdego rządu i zbliżonych do niego elit - tak z  lewicy, prawicy, jak i liberalnego centrum. Przypomniał mi się pewien epizod z początku lat 90. XX w. , kiedy  zaczęła radykalnie pogarszać się sytuacja finansowa nauczycieli. W 1992 r.  działacze Zarządu Okręgowego ZNP w Wałbrzychu postanowili powołać do życia POLSKĄ PARTIĘ GŁODUJĄCYCH NAUCZYCIELI.  

W rzeczy samej, zamiast we własnym oddziale zajmować sprawami nauczycieli, znaleźli sposób na wciśnięcie się do kolejki, by znaleźć się w gronie uprzywilejowanych. Skoro nie starcza dla wszystkich, to musi znaleźć się dla wybrańców. 

Partia powstała, została zarejestrowana, podobnie jak szereg  innych partyjek, których działacze zapewnili sobie miejsce w Parlamencie. W latach 1993-1997, kiedy rządziła w Polsce postpezetpeerowska lewica wraz z (post-)socjalistycznym PSL do Sejmu weszło w wyniku przyspieszonych wyborów prawie 100 nauczycieli. 

Już nie głodowali. Zatwierdzali w ustawach na kolejne lata bardzo niski poziom środków budżetowych na oświatę, w tm niskie płace dla nauczycieli, ale dla wzmocnienia dobrego samopoczucia organizowali w terenowych oddziałach ZNP protesty uliczne przeciwko takiej polityce władzy. Łódzki Oddział ZNP był tu jednym z pierwszych do strajkowania pod wodzą posła Krzysztofa Baszczyńskiego.   

W Statucie Polskiej Partii Głodujących Nauczycieli zapisano m.in.

- pomoc władzom Rzeczypospolitej Polskiej w wyborze kandydatów na stanowiska we władzach oświatowych i państwowych (rozdz. II pkt.2). 

Po uzyskaniu poselskiego mandatu głodni już nie byli. Ciekawe, że w 2011 r. , a więc za rządów PO i PSL ktoś założył na Facebooku grupę Partii Głodujących Nauczycieli w połączeniu z Partią Posiadaczy Magnetowidów. Tylko po co, skoro magnetowidy wychodziły już z uzytku, a za tamtej władzy nauczyciele mieli ponoć znakomite pobory?  


Program Polskiej Partii Głodujących Nauczycieli może komuś przydać się do powołania zbliżonej do niej organizacji, tylko zmieniłbym jej nazwę na 
POLSKA PARTIA NIEZASZCZEPIONYCH NAUCZYCELI. Jej członkami powinni zostać w pierwszej kolejności nauczyciele przedszkoli i przedszkolnych oddziałów w szkołach oraz nauczyciele klas I-III, kl. VIII i klas maturalnych, bo zdaje się, że będą pierwszymi "skazanymi" na powrót do pracy offline. 



Po trzydziestu latach transformacji ustrojowej widzimy to samo w ukrytym zakresie. Po co pisać w statutach, że po to powołuje się fundację X, by załatwiać własne interesy? Zawsze pod szyldem troski o innych, można wciskać się do kolejki po dobra, które nie są dla wszystkich dostępne w ogóle, albo przez jakiś czas. 

Na zainstalowanie telefonu w czasach PRL musiałem czekać 12 lat. Inni mieli to od ręki. Na talon na samochód w ogóle nie miałem szans, za to zatrudniony w Komitecie Wojewódzkim PZPR pracownik UŁ otrzymał nie tylko talon, ale i samochód wraz z mieszkaniem,  

To może i doczekam się szczepienia za kilka lub kilkanaście miesięcy, aż zaspokoją swoje potrzeby w tym zakresie jawnie i skrycie uprzywilejowani oraz "zerówkowicze" (pacjenci grupy 0). W końcu rząd ponoć zamówił 60 mln dawek. Spokojnie. Bądźmy cierpliwi.