13 września 2020

W szkolnictwie - constans

 

    Specyfika systemu oświaty, jak i innych usług publicznych polega na tym, że decyzje podejmowane dziś, owocują w dalszej perspektywie czasowej. Silny nacisk doraźnych interesów (polityków, urzędników, związków zawodowych) paraliżuje proces zmian i opóźnia konieczne decyzje. 

Prowadzący badania zogniskowane na polityce oświatowej wprawdzie dostarczają przesłanki dla podejmowania decyzji przez władze państwowe, ale te wcale nie są nimi zainteresowane. Zdradził to zastęca rzecznika prasowego PiS -  Radosław Fogiel w wywiadzie dla RMF odpowiadając na pytanie, dlaczego PiS zatrudnia nomenklaturę partyjną i członków jej rodzin w państwowych spółkach:

Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku eksperckim, w kierunku otwartych konkursów. Wtedy do zarządów spółek trafiali eksperci z rynku, osoby z tytułami naukowymi. Problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce i zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie.     

Możemy się zatem nie martwić. W szkolnictwie częściowo publicznym, bo przecież programowo i organizacyjnie (ustrojowo) bezwzględnie podporządkowanym programowi partii PiS i jej koalicjantów, nic się nie zmieni w kierunku nowoczesnego i adekwatnego do dynamicznie zmieniającego się świata, także jego zagrożeń, kryzysów oraz perspektyw przetrwania ludzkości. Pozostaje nam diagnoza sprzed prawie pół wieku:  

Þ sposób świadczenia usług oświatowych nie zmienił się od wieków (klasa, nauczyciel, czas trwania jednostki lekcyjnej, grupa uczniów obsługiwana naraz przez jednego nauczyciela itp.);

Þ koszty oświaty rosną z biegiem czasu szybciej niż liczba uczniów, przy braku poprawy jakości świadczonych usług (dzieje się mimo wprowadzenia stopni awansu zawodowego nauczycieli, jak też różnorodnych, wygodnych przywilejów (zniżka godzin dla dyrektorów, związkowców itp., długie wakacje, urlopy na poratowanie zdrowia itp.).

Þ im więcej uczniów tym więcej nauczycieli, co z kolei zasadniczo podraża koszt jednostkowy, podobnie jak podział klas na zajęcia ze względu na płeć.

Þ przy niezmienionym sposobie nauczania nie można myśleć o obniżce kosztów edukacji publicznej.

Dydaktyka w quasi publicznym szkolnictwie w Polsce jest archaiczna. Kształci się dzieci i młodzież do świata przeszłości, a nie przyszłości. Nie zmieniają się metody i formy kształcenia, a styl pracy jest jak sprzed co najmniej pół wieku. 

Nadzór pedagogiczny jest zniewolonym, a zrazem przedłużonym ramieniem władzy partyjnej, która zna się na edukacji  tak, jak niektórzy ministrowie i wiceministrowie tego i poprzednich rządów znają się na sprawach podlegających zarządzaniu przez nich.        

Być może w niedalekiej przyszłości lepiej wykształcona młodzież, inteligentna, edukująca się przede wszystkim na koszt rodziców, zdobędzie właściwą oraz przydatną wiedzę i kompetencje poza własną szkołą. Ma chyba świadomość, że uczęszczanie do szkoły w obecnej wersji jest stratą czasu, bowiem tylko niektórzy nauczyciele są dla uczniów mistrzami, pedagogami o otwartych umysłach, transgresyjnymi i refleksyjnymi autorytetami.  
  


12 września 2020

Szaleństwo atakowania uniwersyteckich profesorów

 



Zastanawiam się, jak długo jeszcze niektóre NGO-sy i media będą zarabiać na podtrzymywaniu w Polsce spirali przemocy symboliczej a nawet strukturalnej wobec jednego, drugiego czy n-tego profesora uniwersyteckiego tylko dlatego, że jakieś osoby spoza świata nauki, postanowiły wykorzystać szkolnictwo wyższe do prowadzenia walki o interesy osobiste lub własnego środowiska politycznego, społecznego? 

Z lewej strony sceny politycznej ataktuje się każdego, kto ośmiela się dawać świadectwo swojemu światopoglądowi religijnemu, przywiązania do wartości chrzecijańskich, bycia osobą wierzącą. 

Z prawej zaś strony sceny politycznej ma miejsce atakowanie każdego, kto nie przejawia wiary religijnej, nie jest osobą odwołująca się w swoim życiu do wartości transcendentnych, duchowych. 

Obie kategorie osób stają się ofiarami światopoglądowych, doktrynalnych ideologicznie konfliktów społecznych i politycznych. Przyzwolenie na ustawiczne dzielenie Polaków ma legitymizować prawo jednych czy drugich do ośmieszania strony przeciwnej, jej lekceważenia, szykanowania, poniżania, dezawuowania, uderzania w pozycję społeczną i autorytet. 

W każdej z tych perspektyw przeważa myślenie i postawa ekskluzji, wykluczania tego INNEGO, myślenie zamknięte, które przestaje liczyć się z obowiązującym  w kraju prawem oraz etyką ogólną i szczegółową. 

Profesor uniwersytetu ma być postacią pozbawioną własnego światopoglądu, jakąś mumią uniwersalizmu, istotą przekazującą wiedzę naukową ponad wszelkimi różnicami aksjologicznymi i normatywnymi, bez włączania w proces kształcenia młodych ludzi własnej kultury, osobistej orientacji światopoglądowej. Profesor etyki nie ma prawa upomnieć się o godność każdej osoby i poręczyć za nią, bo... ma to być jego prywatny osąd.

W naukach społecznych i humanistycznych jest to jednak niemożliwe, gdyż wymagałoby wykluczenia z nich najpierw różnic filozoficznych, religijnych, aksjologicznych, a nawet politycznych. Dążenie każdej ze stron sporu do zawłaszczenia uniwersyteckich katedr przez zwolenników partii władzy lub środowisk opozycyjnych jest samo w sobie sprzeczne z funkcjami nauki i kształcenia. 

Można byłoby odwołać się do Konstytucji III RP, tylko jej treść oraz znaczenie dla regulacji stosunków międzyludzkich, kształtowania stosunków społecznych  została już zdewastowana. Do nauki nie ma po co się odwoływać, bo przecież w tej populistycznie upełnomocnionej konfrontacji nie chodzi o nią samą. Właśnie czytam wypowiedź jednego z wiceministrów:  



Być może są siły polityczne, którym zależy na tym, by tak, jak ma to miejsce w szkolnictwie powszechnym, przeprowadzać w treściach kształcenia zwrot aksjonormatywny, którego treść byłaby zgodna z programem partii władzy. Jeszcze rok, dwa, a moi doktoranci i studenci zaczną pytać się o to, czy wolno im czytać, analizować, cytować tego czy innego autora.  

W takim klimacie przestają już być ważne stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora, publikacje, realne osiągnięcia, dokonania naukowo-badawcze, ale i oświatowe, edukacyjne, gdyż w grę wchodzi eliminowanie z uczelnianych katedr naukowców ze względów ideologicznych, światopoglądowych.  

W Polsce miało to już miejsce w latach 1948-1989. 

Podpisuję się pod Listem w obronie ks. profesora Alfreda Wierzbickiego. Jest znakomitym i szanowanym UCZONYM, kierownikiem Katedry Etyki na KUL, który poręczył za osobę - jego zdaniem - niewspółmiernie do czynu osadzoną w areszcie. Kierował się bowiem  autentyczną miłością bliźniego, a nie akceptacją jej poglądów czy motywów działania. 

Oto treść Listu w  obronie ks. prof. Alfreda Wierzbickiego

Kampania oszczerstw i nienawiści wymierzona przeciwko Księdzu Profesorowi Alfredowi Wierzbickiemu przybiera formę, która wzbudza w nas, niżej podpisanych, głęboki niepokój i wewnętrzny sprzeciw. Ksiądz Profesor podpisał poręczenie za osobę, której działań i poglądów nie podziela ani nie popiera, co wyraził bardzo jednoznacznie. Jego decyzja motywowana była przekonaniem o niewspółmierności zastosowanej kary względem przewinienia oraz –a to podkreślić trzeba szczególnie –autentyczną miłością bliźniego.

Jesteśmy zaszokowani i oburzeni głosami wzywającymi dziś do represji względem Księdza Profesora, ignorującymi nie tylko właściwy sens jego decyzji, ale również –co nie mniej ważne –jego prawo jako filozofa i etyka do niezależnych interpretacji rzeczywistości społecznej i moralnej. Wolność takich interpretacji, wolność ich przedstawiania w debacie publicznej jest konieczna dla funkcjonowania Uniwersytetu, a także demokratycznego społeczeństwa w ogóle.

Zwracamy się do wszystkich oskarżycieli Księdza Profesora, by oddzielili porządek jego własnych czynów i przekonań od czynów i przekonań osoby obdarzonej jego miłosierdziem.Jesteśmy chrześcijanami. Nie ma chrześcijaństwa bez miłosierdzia. I nie ma chrześcijaństwa tam, gdzie panuje nienawiść. Bóg „zlecił nam posługę jednania” (2 Kor 5, 18) i w tej właśnie perspektywie należy, w naszym przekonaniu, widzieć i interpretować decyzję Księdza Profesora. Jego głos zawsze służył i służy jednaniu zwaśnionych, a często po prostu wrogich sobie światów, ukazuje możliwość ich współdziałania w służbie człowiekowi, afirmowanemu w jego osobowej godności.

 


11 września 2020

Studium z polityki oświatowej w autobiograficznym kontekście i refleksyjnej narracji Leszka Pawelskiego

 



Prezes Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Twórczych - prof. Leszek Pawelski wydał książkę częściowo autobiograficzną p.t. "Ja, belfer. Życie i działalność naukowo-badawcza oraz społeczna z pedagogiką w tle" (Szczecinek 2020) Dedykuje ją swoim mistrzom - ku chwale oraz uczniom - ku pamięci. 

Bardzo cenię autobiografie refleksyjnych, twórczych, transformatywnych nauczyciel, którzy mają ogromny wkład w kształcenie kadr oświatowych oraz młodzieży akademickiej przygotowującej się do wyjątkowej profesji w sferze publicznej. Autor odsłania nam nie tylko proces wchodzenia do niej, stawania się nauczycielem, potem dyrektorem szkoły, a wreszcie edukatorem i kreatorem polityki oświatowej w zmieniającej się ustrojowo Polsce, ale przede wszystkim komentuje związane z nauczycielskim rozwojem problemy osobiste, zawodowe, społeczne i po części także polityczne. 

Spojrzenie wstecz w życiu pedagoga i pracownika naukowego staje się z chwilą publikacji cząstką życia, myśli, doznań jego czytelników, którzy sięgną po nią nie tylko dlatego, że znają L. Pawelskiego czy słyszeli o Nim lub czytali Jego publikacje, ale stanowi ono ważne źródło do poznania także cząstki dziejów narodowej oświaty. 

Otrzymujemy podsumowanie wkomponowanego w dzieje polskiej oświaty życia niezwykle aktywnego pedagoga, który jako nauczyciel fizyki potwierdza humanistyczny wymiar swojej pracy przy tablicach szkolnych i akademickich. Nie jest to bowiem klasyczna autobiografia, chociaż mają w niej miejsce wątki osobiste, ale to tylko dlatego, że L. Pawelski niemalże od początku swojej pracy zawodowej pisał artykuły, komentarze do zdarzeń i rozwiązań prawnych, których sam musiał także doświadczać jako m.in. członek rady pedagogicznej w szkolnictwie ponadpodstawowym.         

Jak pisze we wstępie: 

Życie nauczyciela stwarza codziennie sytuacje wymagające od pedagoga aktywnej i twórczej postawy w rozwiązywaniu codziennych, ale jakże różnych sytuacji, problemów, konfliktów, dochodzenia do konsensusów. Życie dyrektora placówki, którym miałem zaszczyt i honor być przez 23 lata polega przede wszystkim na rozwiązywaniu problemów w szerszym, ludzkim znaczeniu. I to właśnie okazało się być skarbnicą przykładów działań, pomysłów, innowacji, słowem – całe spectrum zawodowego, pedagogicznego życia.(...) 

Całe dorosłe życie moją dominującą zasadą była wierność idei prawdy. To trudne przedsięwzięcie, gdyż były momenty, gdy za tę prawdę i wierność ideom ponosiłem konsekwencje w życiu zawodowym, czasami też w towarzyskim. Ale zawsze mogłem rano wstać i spojrzeć prosto w oczy temu facetowi po drugiej stronie lustra podczas golenia. Za to proste, odważne spojrzenie oddałbym wiele więcej, niż to było konieczne, jednakowoż ta ostoja ideałów powodowała i nadal powoduje we mnie poczucie spokoju i spełnienia w każdym zakresie zawodowego i nie tylko, życia. (s. 11) 

 Rzeczywiście, czytając książkę doświadcza się spotkania z wyjątkową (O-)sobą, autentyczną, wierną wartościom i zachwycającą pasją własnego zaangażowania. Mamy w kraju wielu  wspaniałych nauczycieli, o których mówi się, że są "pozytywnie zakręceni", trochę szaleni, niestandardowi, uwielbiający pracę z dziećmi czy młodzieżą niezależnie od także trudnych momentów w tym zawodzie i nie zawsze życzliwego im środowiska. 

W części faktograficznej dotyczącej osobistych kolei losu dowiadujemy się o incydentalnych perypetiach Autora w niepublicznych szkołach wyższych, ale przede wszystkim poznajemy kulisy i jego pogląd na proces stawania się NAUCZYCIELEM, adaptacji w szkole, doświadczania na własnej skórze bycia ocenianym, doskonalenia się, odbywania erasmusowych staży oświatowych (poza granicami kraju), organizowania praktyk pedagogicznych dla kandydatów do tej profesji, konfrontowania się z różnymi postawami rodziców, zwierzchników, itp.

 Na kartach książki przewijają się klasyczne a przy tym także patologiczne problemy polskiej edukacji, które powinny już dawno być z niej wyeliminowane (np. centralizm polityczny, system klasowo-lekcyjny, manipulacyjna rola związków zawodowych, rankingi, pseudosamorządność szkolną, brak autonomii nauczycieli, korepetycje, plagiaryzm, pozory konkursów na dyrektorów placówek oświatowych itp.). Trafnie postuluje, by szkoła była nośnikiem nowego ducha w sposobie prowadzenia, zarządzania i rozwoju. Szkoła musi dziś być szkołą otwartą, samorządną i innowacyjną (s.78), zaś jej dyrektor powinien zawierać (…) w sobie bogaty ładunek działań, przemyśleń, autorefleksji, autokreacji (s.79). Jednak to na barkach nauczycieli leży ciężar zmiany szkoły.

Oni są na pierwszej linii zmian, oni muszą wziąć na siebie rolę przewodnika dla ucznia i rodzica. Oni wreszcie muszą wziąć na siebie brzemię odpowiedzialności za przyszłość polskiej szkoły. Czas, aby odrzucić do lamusa wszelkie stereotypowe frazesy, którymi karmiono pedagogów przez lata. Czas odrzucić rozpolitykowane związki zawodowe, które walczą o zachowanie tego, co jest, z czym nowatorzy próbują walczyć, z czym należy walczyć – ze średniactwem, populizmem, bylejakością, miernotą  (s.82-83).   

Autor sięga do różnych autorytetów nauk społecznych, humanistycznych przywołując ich  stanowiska i opatrując je własnym komentarzem czy polemiką. Dzięki temu publikacja może sprawdzić się w doskonaleniu nauczycieli i akademickim przygotowywaniu młodzieży do bycia nauczycielem. Czy będą chcieli zmierzyć się z rolą, która jest pełna niespodzianek, nasycana wielostronnymi zagrożeniami i ryzkiem, a mimo to piękna, wdzięczna i niepowtarzalna?