Zastanawiam się, jak długo jeszcze niektóre NGO-sy i media będą zarabiać na podtrzymywaniu w Polsce spirali przemocy symboliczej a nawet strukturalnej wobec jednego, drugiego czy n-tego profesora uniwersyteckiego tylko dlatego, że jakieś osoby spoza świata nauki, postanowiły wykorzystać szkolnictwo wyższe do prowadzenia walki o interesy osobiste lub własnego środowiska politycznego, społecznego?
Z lewej strony sceny politycznej ataktuje się każdego, kto ośmiela się dawać świadectwo swojemu światopoglądowi religijnemu, przywiązania do wartości chrzecijańskich, bycia osobą wierzącą.
Z prawej zaś strony sceny politycznej ma miejsce atakowanie każdego, kto nie przejawia wiary religijnej, nie jest osobą odwołująca się w swoim życiu do wartości transcendentnych, duchowych.
Obie kategorie osób stają się ofiarami światopoglądowych, doktrynalnych ideologicznie konfliktów społecznych i politycznych. Przyzwolenie na ustawiczne dzielenie Polaków ma legitymizować prawo jednych czy drugich do ośmieszania strony przeciwnej, jej lekceważenia, szykanowania, poniżania, dezawuowania, uderzania w pozycję społeczną i autorytet.
W każdej z tych perspektyw przeważa myślenie i postawa ekskluzji, wykluczania tego INNEGO, myślenie zamknięte, które przestaje liczyć się z obowiązującym w kraju prawem oraz etyką ogólną i szczegółową.
Profesor uniwersytetu ma być postacią pozbawioną własnego światopoglądu, jakąś mumią uniwersalizmu, istotą przekazującą wiedzę naukową ponad wszelkimi różnicami aksjologicznymi i normatywnymi, bez włączania w proces kształcenia młodych ludzi własnej kultury, osobistej orientacji światopoglądowej. Profesor etyki nie ma prawa upomnieć się o godność każdej osoby i poręczyć za nią, bo... ma to być jego prywatny osąd.
W naukach społecznych i humanistycznych jest to jednak niemożliwe, gdyż wymagałoby wykluczenia z nich najpierw różnic filozoficznych, religijnych, aksjologicznych, a nawet politycznych. Dążenie każdej ze stron sporu do zawłaszczenia uniwersyteckich katedr przez zwolenników partii władzy lub środowisk opozycyjnych jest samo w sobie sprzeczne z funkcjami nauki i kształcenia.
Można byłoby odwołać się do Konstytucji III RP, tylko jej treść oraz znaczenie dla regulacji stosunków międzyludzkich, kształtowania stosunków społecznych została już zdewastowana. Do nauki nie ma po co się odwoływać, bo przecież w tej populistycznie upełnomocnionej konfrontacji nie chodzi o nią samą. Właśnie czytam wypowiedź jednego z wiceministrów:
Być może są siły polityczne, którym zależy na tym, by tak, jak ma to miejsce w szkolnictwie powszechnym, przeprowadzać w treściach kształcenia zwrot aksjonormatywny, którego treść byłaby zgodna z programem partii władzy. Jeszcze rok, dwa, a moi doktoranci i studenci zaczną pytać się o to, czy wolno im czytać, analizować, cytować tego czy innego autora.
W takim klimacie przestają już być ważne stopnie naukowe czy tytuł naukowy profesora, publikacje, realne osiągnięcia, dokonania naukowo-badawcze, ale i oświatowe, edukacyjne, gdyż w grę wchodzi eliminowanie z uczelnianych katedr naukowców ze względów ideologicznych, światopoglądowych.
W Polsce miało to już miejsce w latach 1948-1989.
Podpisuję się pod Listem w obronie ks. profesora Alfreda Wierzbickiego. Jest znakomitym i szanowanym UCZONYM, kierownikiem Katedry Etyki na KUL, który poręczył za osobę - jego zdaniem - niewspółmiernie do czynu osadzoną w areszcie. Kierował się bowiem autentyczną miłością bliźniego, a nie akceptacją jej poglądów czy motywów działania.
Oto treść Listu w obronie ks. prof. Alfreda Wierzbickiego
Kampania
oszczerstw i nienawiści wymierzona przeciwko Księdzu Profesorowi Alfredowi
Wierzbickiemu przybiera formę, która wzbudza w nas, niżej podpisanych, głęboki
niepokój i wewnętrzny sprzeciw. Ksiądz Profesor podpisał poręczenie za osobę,
której działań i poglądów nie podziela ani nie popiera, co wyraził bardzo
jednoznacznie. Jego decyzja motywowana była przekonaniem o niewspółmierności
zastosowanej kary względem przewinienia oraz –a to podkreślić trzeba
szczególnie –autentyczną miłością bliźniego.
Jesteśmy
zaszokowani i oburzeni głosami wzywającymi dziś do represji względem Księdza
Profesora, ignorującymi nie tylko właściwy sens jego decyzji, ale również –co
nie mniej ważne –jego prawo jako filozofa i etyka do niezależnych interpretacji
rzeczywistości społecznej i moralnej. Wolność takich interpretacji, wolność ich
przedstawiania w debacie publicznej jest konieczna dla funkcjonowania
Uniwersytetu, a także demokratycznego społeczeństwa w ogóle.
Zwracamy się
do wszystkich oskarżycieli Księdza Profesora, by oddzielili porządek jego
własnych czynów i przekonań od czynów i przekonań osoby obdarzonej jego
miłosierdziem.Jesteśmy chrześcijanami. Nie ma chrześcijaństwa bez miłosierdzia.
I nie ma chrześcijaństwa tam, gdzie panuje nienawiść. Bóg „zlecił nam posługę
jednania” (2 Kor 5, 18) i w tej właśnie perspektywie należy, w naszym
przekonaniu, widzieć i interpretować decyzję Księdza Profesora. Jego głos
zawsze służył i służy jednaniu zwaśnionych, a często po prostu wrogich sobie
światów, ukazuje możliwość ich współdziałania w służbie człowiekowi,
afirmowanemu w jego osobowej godności.