15 lipca 2015

O potrzebie braku posłuszeństwa w myśleniu


Ukazał się najnowszy numer wyjątkowego czasopisma naukowego polskich pedagogów, bo tworzonego przez najmłodsze i najzdolniejsze pokolenie doktorów nauk humanistycznych lub społecznych. Tym razem numer jest - można by rzec - "kukizowy", skoro w całości poświęcony jest pozytywnym, a może i koniecznym aspektom buntu, anarchii, nieposłuszeństwa, emancypacji, oporu czy ofiarom edukacyjnej przemocy. Zastrzegam jednak , że nie jest to wydanie ruchu politycznie czy społecznie oburzonych, chociaż takie można odnieść wrażenie po zapoznaniu się tylko ze spisem, treści. Warto przypomnieć, czym jest półrocznik PAREZJA, jakie stawia sobie cele jego redakcyjny zespół:

Półrocznik Parezja. Czasopismo Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN integruje młodych badaczy zajmujących się rozpoznawaniem, diagnozą, opisem i rozwiązywaniem podstawowych problemów najszerzej pojętej edukacji, wychowania, kształcenia, socjalizacji i wspomagania rozwoju człowieka (we wszystkich okresach jego życia) oraz ich relacji ze sferą publiczną (polityką, ekonomią, itp.). Jest głosem w trybie parezji – szczerym, krytycznym i otwartym na ryzyko zaangażowania w sprawy edukacji i jej szeroko rozumianych kontekstów. Stanowi wyraz etycznego obowiązku zabrania głosu w ważnych, aktualnych kwestiach odczytywanych z perspektywy dialogu między pedagogiką, a innymi dyscyplinami. Półrocznik ma charakter polemiczny, interdyscyplinarny, pozwalający zarówno na przekraczanie granic między wąsko zakreślonymi polami badawczymi, jak i łączenie metod badawczych.

Głównym zadaniem czasopisma jest promowanie nowatorskich i nieoczywistych ujęć opracowywanych przez humanistów zaangażowanych na rzecz edukacji, nie godzących się na banał, pozór i „równanie w dół”. Jesteśmy otwarci na niesztampowe perspektywy, idee, metody badania i opisywanie rzeczywistości edukacyjnej i społecznej. Pragniemy publikować teksty wprowadzające do dyskursu naukowego oryginalne tematy, perspektywy teoretyczne oraz badawcze.


Redagowane przez zespół pracowników naukowo–dydaktycznych z różnych ośrodków naukowych a wydawane przez Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, budzi szacunek i intelektualną satysfakcję. Tym razem możemy zapoznać się z całością zamieszczonych w nim rozpraw, które zostały zarejestrowane w plikach PDF. Można ściągnąć sobie interesujący nas tekst. To znakomity pomysł.

W tzw. wstępniaku do najnowszego numeru Redakcja zapowiada świetny wywiad z wybitną pedagog, autorką wielu rozpraw i znakomitych badań w zakresie pedagogiki emancypacyjnej - prof. dr hab. Marią Czerepaniak-Walczak z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego:


„Pracownik naukowy to taki człowiek, do którego zawodowych obowiązków należy brak posłuszeństwa w myśleniu. Na tym polega jego służba społeczna, aby pełniąc swe zawodowe czynności nie był w myśleniu posłuszny”. Te słowa Stanisława Ossowskiego wypowiedziane w latach pięćdziesiątych, w okresie stalinizmu i szykanowania naukowców wydają się współcześnie bardzo aktualne. Stąd też trzeci numer półrocznika „Parezja. Czasopismo Forum Młodych Pedagogów przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN” poświęcony jest problematyce nieposłuszeństwa.

Autorzy, którzy przygotowali teksty do tego numeru, pisząc o tej proaktywnej postawie demaskują zjawiska, sytuacje, procesy stanowiące, ich zdaniem, zagrożenie dla jednostkowego albo zbiorowego bytowania i rozwoju. Poszukują możliwości „zmiany położenia osoby, układu relacji społecznych, a także nowej wiedzy oraz pól i sposobów jej wykorzystania”
(M. Czerepaniak-Walczak).

Zachęcam do lektury.

14 lipca 2015

Sztandar częściowej ignorancji płynie pośród trenów Łukasza Turskiego



Podoba mi się tytuł artykułu, jaki ukazał się 5 czerwca 2015 r. pod nazwiskiem fizyka prof. Łukasza Turskiego. Brzmi on: "Sztandar ignorancji płynie ponad trony" Autor nawiązuje do Komisji Edukacji Narodowej sprzed 240 lat i dziwi się, że mimo odzyskania po raz kolejny przez Polskę wolności (w 1989 r.) kolejny rząd nie potrafił przeprowadzić właściwych reform w polskiej edukacji. Ba, PO i PSL nie mają żadnej wizji i strategii rozwoju edukacji.

Niestety, profesor nie ma pojęcia o stanie rozwoju polskiej oświaty, skoro pisze: Wydawało by się, że po kolejnym odzyskaniu wolności w 1989 r. nic nie stanie na przeszkodzie przeprowadzeniu głębokich reform edukacji powszechnej w Polsce. Głębokie reformy zostały przeprowadzone w warstwie prawnej, bowiem w 1991 r. przyjęta została przez Sejm znowelizowana, a pierwsza, postsocjalistyczna ustawa o systemie oświaty, która stworzyła bardzo dobre nowe podstawy do wprowadzania głębokich reform. Trzeba było jednak z jej treścią najpierw się zapoznać, a następnie dowiedzieć się, z jakich to powodów od 1992 r. kolejne formacje rządzące robiły wszystko, by tę ustawę zacząć zmieniać w odwrotnym kierunku.

Co z tego, że została w niej uregulowana - po raz pierwszy w dziejach polskiej edukacji - możliwość uspołecznienia polityki oświatowej i demokratyzacji szkół publicznych, skoro od Andrzeja Stelmachowskiego aż po Joannę Kluzik-Rostkowską każdy kolejny minister edukacji albo jawnie blokował ten proces, albo go spowalniał, albo w sposób ukryty, a cyniczny pozorował jego wdrażanie, z czym mamy do czynienia w wymiarze wyjątkowej hipokryzji za rządów koalicji PO i PSL.

Piszę o tym procesie od 25 lat, więc można dokładnie prześledzić, jak resort pod rządami Platformy Obywatelskiej jest antyobywatelski a jego koalicjant podpisuje się i wspiera każdy pozór w powyższym zakresie. Jeszcze do odsłony tego procesu powrócę w innym wPiSie.

Co z tego, że ustawowo i odpowiednim rozporządzeniem pierwszego postsocjalistycznego ministra edukacji H. Samsonowicza o innowacjach i eksperymentach pedagogicznych zachęcono nauczycieli szkół publicznych, by wzięli edukację we własne ręce i że obiecano im jedynie pomocniczą rolą resortu edukacji, skoro każdy z w/w ministrów traktował szkolnictwo jak prywatny folwark, w którym można robić, co się tylko chce, oszukiwać, nadużywać władzy, deprecjonować, obrażać, by wykończyć ruch oddolnego nowatorstwa na rzecz sterowanych odgórnie reform ustrojowych i innowacji dostosowawczych, adaptacyjnych określanych mianem "dobrych praktyk".

Dobrych i owszem, ale dla MEN-skiej polityki i strategii rządzenia przez ignorantów, których prof. Ł. Turski nie raczy tam dostrzec. Dlaczego? Niech sam to wyjaśni. Odwaga widzę staniała, kiedy chyli się ten rząd i kierownictwo MEN. Nareszcie profesor przejrzał na oczy, chociaż jeszcze nie dostrzega powodów edukacji ignorantów w makropolityce tego resortu. Zdaniem fizyka źródłem kryzysu polskiej edukacji są przemiany cywilizacyjne, które zostały zapoczątkowane przeniesieniem do „chmury informatycznej” większość z czynności związanych z uczestnictwem w kulturze (dowolnego poziomu), realizacji wielu czynności dnia codziennego, administracji i, co najważniejsze, zdobywanie wiedzy, powodując głęboki kryzys edukacji nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.

To nieprawda. Nie wiem, skąd ten całoświatowy ogląd u Ł. Turskiego, skoro pisząc nawet o Finlandii operuje banałami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Stwierdza bowiem - chyba za jakimś publicystą, bo przecież nie powołuje się na znakomite badania naukowe polskich komparatystów (np. prof. UAM Tomasza Gmerka) - co następuje: Nawet stawiana jako niedościgniony wzór właściwego rozwiązania problemów edukacji powszechnej Finlandia właśnie zmienia kolejny raz szkolne programy nie mając nadal całościowego modelu zgodnego z – np. – załamaniem się gospodarczego modelu rozwoju Finlandii. To zdanie samo w sobie jest kompromitacją. Proszę je uważnie przeczytać, za co to gani Finów.


Znacznie większą kompromitacją jest jednak poniższy akapit, który tu zacytuję z artykułu fizyka, bo widać, że nie o edukację tu chodzi, tylko o propagandową wojnę z opozycją wobec obecnej władzy przez operowanie demagogią. Pisze bowiem:

Przykładem klinicznego nieuctwa mediów była, toczącą się w połowie grudnia 2014 r. kilkudniowa debata o „sensacji dydaktycznej dwudziestego pierwszego wieku” tj. zniesieniu w Finlandii obowiązku nauczania dzieci pisania ręcznego. Błąd w tłumaczeniu komunikatu o zaniechaniu obowiązkowego nauczania kaligrafii wywołał lawinę komentarzy i wypowiedzi „ekspertów”. Znacznie bardziej niebezpieczne było de facto masowe wsparcie mediów i partii opozycyjnych dla działalności ruchu „obrony niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej”. Nawet dziś, gdy ruch ten już jawnie walczy o to, o co chodziło mu od samego początku, tj. o odebrania świeckiemu państwu prawa o decydowaniu o zakresie i tematyce nauczania w szkole, spotyka się on z poparciem sporej liczby publicystów i polityków. Za czasów poprzednich rządów PIS-u mieliśmy już przedsmak tego typu reform, gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważało wprowadzenie do szkół nauczania… kreacjonizmu.


Jak można przejść od zarzutu ignorancji dziennikarzy (nie znają angielskiego i źle tłumaczą newsy) do nie mającego z tym nic wspólnego ruchu "Ratuj Maluchy", któremu fizyk nadaje obraźliwą i ośmieszającą wymowę jako rzekomo "ruch niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej", do rzeczywiście ignorancji byłego wiceministra z PiS - Mariana Orzechowskiego z Łodzi? Trzeba nie tylko złej woli, ale właśnie ignorancji, by wypowiadać się na temat polskiej i światowej edukacji nie mając o niej zielonego pojęcia.

W pełni jednak zgadzam się z poglądem profesora Ł. Turskiego, że: Polska szkoła wyszła z epoki realnego socjalizmu poturbowana fatalnymi decyzjami podejmowanymi jednak głównie w końcowej, gnilnej, fazie reżymu. Szkoda tylko, że nie dostrzega on, jak wielu urzędników w administracji oświatowej, w MEN, w kuratoriach, ale także już przemyconych do samorządów jest z tamtej epoki nie tylko mentalnie, ale także służbowo zakorzeniona jako dywersanci polskiej demokracji. Może by tak fizyk zainteresował się tym, ilu byłych funkcjonariuszy służb specjalnych jest w polskiej oświacie, a szczególnie w szkolnictwie wyższym i jaką tu spełniają rolę. Może jednak pochyliłby się nad bolesnym stanem ignorancji kierownictwa MEN i jego gabinetów oraz doradców.

Jedyne, z czym się zgadzam w tym artykule, to ze słuszną krytyką zniszczenia kultury ścisłego myślenia. Tu autor ma absolutnie rację: Nienawiść do matematyki jest zresztą w Polsce chorobą pandemiczną . Ja bym dodał historię (nadal "białe plamy" i jej fałszowanie w duchu interesów globalnych "rządów"), edukację obywatelską, kulturę fizyczną, kulturę artystyczną (dzieci nie śpiewają, nie grają na instrumentach, nie tańczą, nie malują itp.), język ojczysty, a szczególnie fizykę - bo ten ostatni przedmiot, jak wynika z badań naukowych, należy do najgorzej realizowanych w szkołach i jest przedmiotem najsilniejszego wyparcia wśród uczniów).

Z jednej strony Ł. Turski ma rację, kiedy stwierdza: Przez okres PRL, przed rządami junty wojskowej, szkoła nasza przeszła jednak z nienajgorszym programem nauczania przedmiotów ścisłych i przyrodniczych i, okrojonym ze względów ideologicznych, ale dającym dobre rozeznanie co do kultury światowej programem nauk humanistycznych. Z drugiej strony aż dziwne, że nie dostrzega, że programy szkolne w okresie minionego ćwierćwiecza także były krojone i szyte pod ideologiczne zamówienie albo SLD, albo PSL, albo PiS, albo Samoobrony, albo LPR, albo AWS czy PO. Może jednak fizyk zainteresuje się badaniami podstawy programowej kształcenia ogólnego w III RP i douczy na temat tego, jak także bliskie mu PO i PSL poddawało je ideologicznej dewastacji.

Wreszcie wiemy, komu zawdzięczamy reformę ustroju szkolnego w wydaniu M. Handke. Jednym z ekspertów był Łukasz Turski, do czego przyznaje się i co bezkrytycznie afirmuje: Wydarzeniem o historycznym znaczeniu była tzw. reforma Handkego. Początkowe reformy szkolnictwa powszechnego, wprowadzające podział na szkoły podstawowe, gimnazja i licea są dziś powszechnie i zacięcie krytykowane. Uczestniczyłem w większości dyskusji nad reformami szkolnictwa powszechnego i wyższego, zasiadałem w wielu komisjach do 2004 roku i zadziwia mnie jak ówcześni ich uczestnicy — zwolennicy gimnazjów i całkowitego likwidowania szkolnictwa zawodowego, entuzjaści wprowadzenia egzaminów zewnętrznych i testów, dziś prezentują się jako okrzepli w bojach przeciwnicy tych reform. Szkoda, że nie podaje nazwisk okrzepłych dzisiaj przeciwników reformy wprowadzonej właśnie przez ignorantów z MEN.

Jak to jest możliwe, że prof. Ł. Turski krytykuje w tej reformie, którą jest przecież zafascynowany i którą współtworzył, system egzaminów zewnętrznych? Z jego wypowiedzi wynika, że jest on mechanizmem politycznej kontroli nad procesem nauczania demolując go całkowicie. Natomiast to, czym się zachwyca, to polskim sukcesem w postaci Akademii Khana, która jest dziełem entuzjastów wspieranych przez charytatywne działania banków. Ciekawe, czy tych banków, które oferowały kredyty w szwajcarskich frankach czy może ten bank, któremu służył Kazimierz Marcinkiewicz?

Ujął mnie jednak fizyk Ł. Turski, kiedy stwierdził - także (samo-)krytycznie (w końcu był w różnych gremiach współsprawczych przy MEN i milczał lub był nieskuteczny):

Od końca reform w latach 92-93 nie stawiamy już sobie pytań po co i dlaczego coś mamy zmieniać, wprowadzać etc. Tymczasem w edukacji powszechnej, stanowiącej fundament do przyszłych reform działania uczelni wyższych (na razie reformy są zupełnie nieskorelowane) a także całej struktury badań naukowych i rozwoju najważniejszym pytaniem jest to o cel działania i akceptacja faktu, ze cel taki może być osiągany wielotorowo.

Jaką powinna być - zdaniem fizyka - szkoła XXI wieku, którą sam chętnie bym wzmocnił?

Po pierwsze taka, w której nie będzie horyzontalnej struktury opartej na wieku dziecka, gdzie nie będzie więc powodu do dyskutowania nad początkiem nauki szkolnej. Szkoły włączającej w proces rozwoju poznawania świata przez dzieci najnowsze zdobycze techniki i technologii ale tylko wtedy gdy są one potrzebne do czegoś istotnie wnoszącego nowe w poznanie.

Po drugie, musi być w niej dostęp do chmury nie tylko ze względu na edukację matematyczną, ale także humanistyczną.

Po trzecie, taka, w której cele stawiane przed uczniami, działanie w niej nauczycieli i współdziałanie szkoły z rodzicami dzieci, musi być gruntownie przemyślana i zmienione nie poprzez udoskonalenie mechanizmów kontroli jakości nauczania typu testów czy egzaminów i matur, ale innych metod rozpoznawania i rozwijania talentów dzieci ....

Tyle i tylko tyle ma do powiedzenia na ten temat prof. Łukasz Turski. Zawsze to coś tym bardziej, że może przy tej okazji wyeksponować, jak to wspaniale jest w Centrum Nauki Kopernik, w którym jest zatrudniony, gdzie część urządzeń już jest zniszczona, nie działa, a przyjeżdżający doń nauczyciele traktują pobyt w nim jak spacer promenadą w jakimś kurorcie. Wszystkie dzieci mają tzw. czas wolny. Mało kto się nimi interesuje, ma dla nich czas, bo przecież "Kopernik" musi przepuścić tysiące odwiedzających, bez względu na to, czy rzeczywiście czegokolwiek się tam nauczyli.

Jeszcze jedna uwaga. Zdaniem fizyka: Po przeszło dwudziestu pięciu latach od wielkiego sukcesu obalenia realnego socjalizmu do głosu doszli w większości politycy wykształceni w pseudo systemie „sukcesu edukacyjnego”. To nieprawda. Wszyscy ministrowie edukacji uczyli się, podobnie jak pan Ł. Turski, w szkołach PRL. Chyba, że właśnie te uznaje on za system "edukacyjnego sukcesu".

Najbardziej bolesne dla ekipy Platformy Obywatelskiej w osobach Katarzyny Hall, Krystyny Szumilas i Joanny Kluzik-Rostkowskiej jest powołanie się przez Łukasza Turskiego na godny przypomnienia rządzącym i opozycji Mariana Falskiego, z którym autorki rządowego "eleMENtarza" - produktu podręcznikopodobnego, dydaktycznego kiczu - nie mają nawet odrobiny wspólnego. Ignorancja szerzy się zatem tu i tam. A byli ministrowie mają świetne samopoczucie:



13 lipca 2015

Życie to aktywność, a więc pamiętajmy o Jubilacie - profesorze Czesławie Kupisiewiczu




W dniu 13 lipca 2015 r. prof. dr hab. Czesław Kupisiewicz - członek rzeczywisty PAN i doktor honoris causa Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - obchodzi piękny jubileusz dziewięćdziesiątych pierwszych urodzin. Jak sam mówi o sobie, z niezwykłym poczuciem humoru - naukowiec psuje się od nóg, a zatem nawet jak nie może chodzić, spotykać się z nami w salach wykładowych czy konferencyjnych, to nadal czyta, myśli i stara się - na miarę własnych możliwości - pisać, pamiętać o innych, prowadzić z nimi dialog, konsultować ich zamysły badawcze itp.

Profesor Czesław Kupisiewicz wydał kilkaset rozpraw naukowych, w tym kilkadziesiąt monografii z dydaktyki ogólnej, pedagogiki porównawczej, polityki oświatowej, biografistyki pedagogicznej oraz historii teorii kształcenia i wychowania. Kiedy przyjął mnie w swoim domu rok temu, byśmy mogli razem świętować jego okrągły jubileusz, choć nieco słaby, to jednak był w znakomitym nastroju. Długo wspominał lata własnej aktywności oświatowej i akademickiej, by przeplatając je anegdotami oddać w własnej narracji radość i pasję twórczego życia. Jak pisał w jednym z tomów autobiograficznych:

Muszę jednak pamiętać, że życie to aktywność, na dolce far niente nie powinno być w nim miejsca nawet na emeryturze! Należy zatem nadal pracować i co najważniejsze – chcę to robić. (Cz. Kupisiewicz, Okruchy wspomnień (1969-2008), Pułtusk, s. 126)

Nawet w chwilach szczególnej słabości potrafi bowiem pamiętać o swoim Mistrzu, a takim był niewątpliwie prof. Bogdan Nawroczyński, by podyktować przez telefon redaktorowi "Głosu Nauczycielskiego" notkę wspomnieniową o tak wybitnym pedagogu jego życia. Przywołał jego pogląd, że w pedagogice, podobnie zresztą jak w wielu innych naukach społecznych i humanistycznych, na dobrą sprawę prawie wszystko już powiedziano, ale niewiele udowodniono, zwłaszcza na drodze badań empirycznych. Dlatego Kupisiewicz tak zachęcał swoich doktorantów do tego, by prowadzili eksperymenty dydaktyczne.

Wspólnie z prof. APS dr hab. Małgorzatą Kupisiewicz wybrał maksymy starożytnych myślicieli, które - jak mówił - można uznać za udowodnione w stopniu możliwym do zaakceptowania w świetle współczesnych wymagań naukowych. Przygotowuje wspólnie z panią profesor zbiór uniwersalnych myśli z komentarzem do nich, by wyeksponować ich kontekst edukacyjny.

Uchylę rąbka tajemnicy, przytaczając kilka z nich, bo dzięki temu Profesor jest z nami dzieląc się mistrzostwem własnych syntez:


Argumentów nie należy liczyć, lecz ważyć. (Cyceron 106 p.n.e. - 43 p.n.e.)

Faktem bowiem jest, że nie ich liczba, lecz merytoryczna wartość rozstrzyga o prawdzie. I tego właśnie należy wychowanków uczyć. Nie pamiętają niestety o tej maksymie niektórzy politycy i dziennikarze, co przynosi niekiedy poważne szkody społeczne i polityczne.

Bezczynność jest matką wszelkiego zła. (Solon 635 –560 p.n.e ).

Każdy zgodnie ze swoimi zdolnościami i możliwościami powinien znaleźć zajęcie, które zapewni mu godne, samodzielne życie. Życie na cudzy rachunek oraz bezczynność popychają często do pogwałcenia prawa. Ta maksyma istotna jest też w edukacji szkolnej. Uczniowie bowiem, aby się czegokolwiek nauczyć, musza to robić sami, co wymaga z ich strony aktywności. Bierność natomiast sprawia, że oczekują, aby ktoś inny się uczył niejako za nich, co nie jest możliwe.

Błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się nigdy (Sokrates ok. 470 p.n.e. - 399 p.n.e.).

Człowiek rozumny nie jest nieomylny i mając tego świadomość stara się być krytyczny wobec siebie i własne błędy nie tylko widzieć, ale też korygować. Dostrzeżenie własnych uchybień nigdy nie jest łatwe, ale tylko głupcy wierzą, że nie mylą się nigdy. Tkwiąc w błędzie są przekonani o swojej nieomylności i rozpowszechniają ten błąd, jako prawdę niepodważalną.