18 marca 2014

Jedna z odsłon wartości pedagogicznych studiów w III RP












Wydana w Toruniu przez Dagnę Dejnę i Filipa Nalaskowskiego rozprawa pt. "Publiczni i Niepubliczni. Przełom" (Toruń 2013) jest wynikiem ogólnopolskich badań, jakie prowadzili ci młodzi naukowcy UMK wśród studentów pedagogiki uczelni publicznych i niepublicznych. Już sam zamysł badawczy jest ważny, bowiem istotnie od kilku lat spotykamy się z lawinową krytyką szkolnictwa wyższego w III RP ze względu na mające w nim miejsce patologie – oszustwa, wyłudzenia, malwersacje, pozoranctwo, itp.

Sam wiele uwagi poświęciłem także temu sektorowi polskiej edukacji, toteż mam świadomość tego, jak bardzo są też potrzebne tzw. twarde dane empiryczne dotyczące powyższych zjawisk. Czas przestać obracać się wokół przypadków, karykaturalnych rozwiązań czy działań, ale ujrzeć wspomniane zjawiska w świetle znacznie poważniejszych i także terytorialnie szerszych diagnoz. Obawy Autorów są słuszne, bowiem sami zawodowo są wpisani w strukturę i funkcje jednego z uniwersytetów, a zatem mogą obawiać się swoistego rodzaju reperkusji środowiskowych na skutek przeprowadzenia odsłony zjawisk uderzających w obraz akademickiej pedagogiki. Tym większa zatem ich zasługa, że nie ulegli własnym obawom oraz przysłowiowym stereotypom (zły to ptak kalający własne gniazdo) i zmierzyli się z naszą rzeczywistością, włączając w ów projekt swoich respondentów.

Książka ma interesującą merytorycznie narrację. W pierwszej części Autorzy pokazują nam kontekst historyczny, społeczny, psychologiczny a nawet ekonomiczny kryzysogennych dla edukacji akademickiej zjawisk. W sposób kompetentny, w oparciu o raporty, studia krytyczne, w tym także publicystyczne czy eseje uzasadniają stan zapaści polskiego szkolnictwa wyższego po 1990 r. Walorem krytycznego studium szkolnictwa wyższego w Polsce, szczególnie w okresie III RP, jest skumulowanie w nim wielu danych z różnych raportów, rozpraw i poglądów humanistów zatroskanych o rzeczywiście wysoki poziom tej edukacji. Autorzy książki traktują te procesy jako kluczowe tło dla zrozumienia specyfiki akademickiego kształcenia pedagogów, co stanowi wyjściową przesłankę do własnego projektu badawczego.

Stawiają w nim bardzo ważne pytanie o to, kim są współcześni studenci pedagogiki w szkołach publicznych i niepublicznych w Polsce? Co ich charakteryzuje? Odpowiedzi na nie uzyskali na podstawie sondażu diagnostycznego, który został przeprowadzony jeszcze przed zmianą rygorów kształcenia podporządkowującego jego jakość Krajowym Ramom Kwalifikacji. Opracowali własne narzędzie badawcze, zweryfikowali jego konstrukcję i uzyskali dane, które – chociaż mają już wartość częściowo historyczną – to jednak podobnie, jak badania zespołu prof. Marii Dudzikowej z UAM w Poznaniu nad kapitałem społecznym studiującego pierwszego rocznika reformy szkolnej z 1999 r., stanowią one wielobarwną fotografię dla badaczy tej rzeczywistości.

Uzyskane wyniki są o tyle ciekawe, że dotyczą pedagogów kształconych w szkołach niepublicznych i publicznych w trzech ośrodkach akademickich naszego kraju (Olsztyn, Warszawa, Poznań), a dzisiaj zapewne w większym lub mniejszy stopniu zatrudnionych już w sferze oświatowo-wychowawczej. Kim zatem są pedagodzy naszych dzieci z czasów, kiedy przygotowywali się do swojej roli społeczno-zawodowej? Czy możemy być spokojni o los naszych pociech, a zarazem dumni z jakości wykształcenia ich instytucjonalnych czy środowiskowych wychowawców? Badacze podtrzymują wynikami swojej diagnozy część obiegowych opinii i obserwacji na ten temat („strach się bać”!), ale też zaskakują zupełnie nowymi danymi i sposobem ich interpretacji. Świetnie operują porównaniami, odniesieniami do innych danych empirycznych, danych także demograficznych, społecznych, by spróbować dociec powodów takiej, a nie innej struktury osobowej i rodzinnej studiujących na pedagogice, ich pochodzenia społecznego, geograficznego, a nawet statusu ekonomicznego i poziomu wykształcenia średniego.

Niektóre wyniki są częściowo zaskakujące, zachęcając kadry kształcące do przyjrzenia się nie tylko losom własnych absolwentów, ale może do zdiagnozowania najpierw tego, kim są „na wejściu” do systemu akademickiego kształcenia, z jakim kapitałem włączają się w tok własnych studiów. Zakres ujawnionych dzięki diagnozom D. Dejny i F. Nalaskowskiego danych oraz ich interpretacja jest niezwykle ciekawy, miejscami nawet łamiący stereotypy i odsłaniający słabe, a nawet patologiczne strony edukacji na tym kierunku. Poznajemy profil osobowościowy b. studentów w sferze (braku) aktywności kulturalnej, aspiracji zawodowych, samokształceniowych, planów osobistego życia, ale także ich „edukacyjny background”.

Polecam tę książkę pedagogom, socjologom i władzom jednostek kształcących na kierunku pedagogika, gdyż jest ta monografia doskonałym przyczynkiem do analiz i rekonstrukcji programów kształcenia na kierunku pedagogika, a także do monitorowania losów edukacyjnych studiujących, by zrozumieć powody ich sukcesów i porażek, skłonności do większego zaangażowania czy może ich braku.

Warto poznać powody i potencjalne scenariusze możliwego zagospodarowania przez studentów pedagogiki własnego życia w wymiarze osobistym, zawodowym i społecznym. Czy rzeczywiście pedagodzy naszych dzieci są przedstawicielami oszukanej czy może wykorzystanej generacji? Odpowiedź na ów dylemat znajdziemy w niniejszej publikacji. Przed nami zaś jeszcze nienapisana praca na temat tego, jak oszukani zostali przez założycieli młodzi naukowcy i profesorowie w większości uczelni niepublicznych.


Układ treści:

Rozdział 1. Kontekst
1.1. Szkolnictwo wyższe w zapaści
1.2. Eksplozja niepublicznego szkolnictwa wyższego
1.2.1. Wątki historyczne 1.2.2. Współczesny obraz niepublicznych szkół wyższych
1.3. Uczelnie publiczne i niepubliczne – powody do obaw
1.4. Jakość w kształceniu akademickim
1.4.1. Rankingi szkół wyższych i akredytacja – metody zewnętrznej oceny jakości
1.5. Akademickie kształcenie pedagogów

Rozdział 2. Nota warsztatowa
2.1. Przedmiot, cel badań, problem badawczy
2.2. Metoda, technika, narzędzie 2.3. Narzędzie – omówienie
2.4. Badania pilotażowe
2.5. Przebieg badań

Rozdział 3. Próba badawcza 3.1. Dlaczego pedagogika?
3.2. Dlaczego studenci trzeciego roku?
3.3. Dlaczego studia stacjonarne?
3.4. Trzy ośrodki? 3.5. Skąd ostateczna wartość N?
3.6. Reprezentatywność próby

Rozdział 4. Szczegółowa charakterystyka wszystkich badanych
4.1. Część kwestionariuszowa
4.2. Rodzina
4.3. Aktualna sytuacja materialna badanych
4.4. Ścieżka edukacyjna
4.5. Zainteresowania kulturalne
4.6. Aspiracje
4.7. Część testowa

Rozdział 5. Pedagogika na dwóch scenach
5.1. Studenci, czyli aktorzy dramatu
5.2. Rodzina
5.3. Sytuacja materialna badanych
5.4. Ścieżka edukacyjna badanych
5.5. Zainteresowania kulturalne
5.6. Aspiracje
5.7. Część testowa

Rozdział 6. Podsumowania i konkluzje

Bibliografia

17 marca 2014

Poglądy Noama Chomsky'ego na mentalne niewolnictwo


David Barsamian rozmawiał w latach 2010-2012 z wybitnym amerykańskim profesorem lingwistyki Noamem Chomsky'm o problemach globalnych powstań demokratycznych i o amerykańskim imperializmie we współczesnym świecie. Wypowiedzi tego intelektualisty, filozofa i działacza politycznego natychmiast przetłumaczyło i wydało Stowarzyszenie Słowackich Pisarzy. Dzięki temu mogłem szybko zapoznać się z treścią pasjonujących analiz współczesnych zjawisk, które są niezwykle aktualne także na naszym kontynencie. Dla politologów zbiór takich rozmów jest znakomitą okazją do konfrontowania naukowych teorii i strategii władz politycznych w różnych regionach świata. Znajdą tu jednak także coś bardzo interesującego przedstawiciele współczesnej psychologii języka (psycholingwistyki), socjolodzy, którzy interesują się źródłami działań ruchów społecznych, ruchów oporu, stowarzyszeń, badacze współczesnych mediów i teorii komunikacji, ale także znajdą tu coś dla siebie pedagodzy.

Zainteresowała mnie rozmowa z N. Chomsky'm, którą przeprowadził z nim D. Barsamian w dn. 31 marca 2011 r. w Boulder, Colorado na temat niewolnictwa i serwilizmu mentalnego we współczesnych demokracjach. Już na wstępie stwierdził, że: (...) mentalne niewolnictwo istniało zawsze, od dawien dawna jako wyraz czci okazywanej królom, książętom, przejaw posłuszeństwa wobec autorytetów religijnych. Dzisiaj mentalność niewolnicza jest cechą postaw, które są kształtowane systemowo przez władze w wyniku uruchamianych przez nie propagandowych akcji, by obywatele okazali swoją uległość i bierność w relacjach z władzą.

System władzy antyobywatelskiej stosuje metody indoktrynacji wobec swoich obywateli, by podtrzymywać ich bierność, submisję. Istotnym ogniwem w służbie systemu władzy sprawowanej za pomocą propagandy jest gałąź potężnego przemysłu, jakim stał się już sto lat temu rozwijany w Wielkiej Brytanii i USA - public relations. Powodem tego był fakt, że ludzie zyskali wiele praw i było coraz trudniej tłumić ich opór wobec władzy siłą. Trzeba było znaleźć sposób na kontrolowanie ich postaw i przekonań, albo też je eliminować.


Barsamian poprosił Chomsky'ego jako pedagoga (z tej racji, że kształci on studentów) o to, czy mógłby odnieść się do roli kształcenia ogólnego w szkolnictwie publicznym? Wiele osób interesuje się bowiem tym, z jakich to powodów zwalnia się z pracy (nie tylko w USA) tysiące nauczycieli, zamyka szkoły publiczne, redukuje środki finansowe? Czyżby system władzy, korporacyjne elity nie potrzebowały już profesjonalnie przygotowanych pracowników? Taką usłyszał odpowiedź:

Rozwój szkolnictwa publicznego jest częścią dążeń władzy państwowej mających na celu podważenie jakości kształcenia publicznego w opinii publicznej, by poddać je prywatyzacji, gdyż najlepiej służyłoby to samej władzy. Jednym z powodów niezadowolenia rządzących z edukacji publicznej jest to, że ten rodzaj edukacji musi bazować na zasadach solidarności społecznej. Przykładowo, moje dzieci uczęszczały do szkoły ok. 50 lat temu, toteż czuję się zobowiązany płacić podatki, aby dzieci z innej ulicy także mogły chodzić do szkoły. Chodzi tu o przeciwstawienie się doktrynie, zgodnie z którą każdy miałby starać się o samego siebie, a innym pozwolić upaść na chodniku. Solidarność najzwyczajniej narusza tę przedsiębiorczą prawidłowość. Kształcenie publiczne jest zagrożeniem dla całego systemu propagandowego władzy, gdyż pielęgnuje w ludziach wartość solidarności, życie wspólnotowe i wzajemne wspieranie się. (...) Ludzka solidarność likwiduje kontrolę ludzi i chroni ich przed tym, żeby nie stali się biernymi przedmiotami manipulacji władzy. (s. 37)

No proszę, a my w dwadzieścia pięć lat po zwycięstwie polskiej "Solidarności" nad reżimem, szybko zapomnieliśmy o jej fundamentalnych wartościach, by ulec władzy, która zniewala polski naród nie tylko mentalnie. To, jak manipulowała w Sejmie opinią publiczną koalicja rządząca na czele - o ironio! - z ministrą edukacji narodowej, jest najlepszym świadectwem tego, do czego prowadzi cicha akceptacja obywateli wobec działań władzy, która żywi się nieustannym dzieleniem lub podtrzymywaniem podziałów polskiego społeczeństwa, izolowaniem go od prawdy z udziałem tych, którzy woleli wybrać fałsz i wpisać się w mechanizmy systemowej indoktrynacji obywateli.

16 marca 2014

Obywatelska inicjatywa walki z partyjniactwem i etatystyczną polityką pseudodemokratycznej władzy w III RP


Ostatnie posiedzenie Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 12 marca 2014 r., w trakcie którego partyjniactwo posłów PO i PSL wzięło górę nad demokracją, powinno być ostatnim dzwonkiem na alarm! Platformersi po raz kolejny dali dowód antyobywatelskiej oraz aroganckiej polityki, kiedy opozycja postanowiła dać im ostatnią szansę na uwiarygodnienie rzeczywistych, a nie tylko deklarowanych wartości w polityce edukacyjnej.

Manipulacja polityczna zaczęła się od rozpatrzenia w porządku dziennym obrad tej Izby "Informacji ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania o stanie przygotowań organów prowadzących do objęcia obowiązkiem szkolnym dzieci sześcioletnich wraz ze stanowiskiem Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej". To był rzeczywiście sprytny zabieg socjotechniczny. Najpierw miała miejsce wydukana przez zasapaną ministrę J. Kluzik-Rostkowską informacja o dokumencie, który powinien być przedmiotem debaty sejmowej najpóźniej w grudniu 2013 r., gdyż dotyczył informacji o nieaktualnym już stanie przygotowania szkół publicznych w I sem. roku szk. 2013/2014 na przyjęcie sześciolatków.

Kogo w istocie obchodzą dane, które mają już walor kronikarski? Z jednej strony sukcesywnie i w zależności od dopływu środków następują w oświacie infrastrukturalne zmiany, z drugiej zaś MEN od samego początku kreowało strategię wdrażania tej zmiany na podstawie kłamstw, manipulacji i fałszowania danych. Nic dziwnego, że poseł Zbigniew Dolata już na wstępie swojej wypowiedzi podkreślił, że: nadal próbuje się bronić skompromitowanych pomysłów, dotyczy to zwłaszcza obniżenia wieku szkolnego. Rozpatrujemy dzisiaj informację ministra o stanie przygotowań organów prowadzących do objęcia obowiązkiem szkolnym dzieci 6-letnich, chociaż zasadniejszy byłby tytuł: dezinformacja ministra niewłaściwego do spraw oświaty i wychowania, ponieważ w tym nachalnie propagandowym dziele ilość kłamstw, półprawd i manipulacji przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości. Ministerialni propagandyści wbijają nam do głowy, że sześciolatki są gotowe na szkołę, a szkoła jest gotowa na sześciolatki.

Oczywiście, debata była z perspektywy opozycji rzucaniem grochem o ścianę, bowiem na każdy fakt, podważone przez nią dane, pojawiały się chwyty retoryczne, równie kłamliwe, jak we wcześniej zreferowanej Informacji MEN, a przy tym odsłaniające upór, który kompromituje tę władzę na lata.

MEN zależało na tzw. propagandowym przykryciu inicjatywy opozycji, która wystąpiła z wnioskiem o referendum w sprawie zniesienia obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Posłowie PiS chcieli, by obywatele w referendum odpowiedzieli na jedno pytanie: "Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków?" Rząd musiał zatem przygotować grunt pod odrzucenie przez posłów tego wniosku, by dalej brnąć w błędne rozwiązanie strukturalne w oświacie i oszukiwać naród, że czyni to dla dobra najmłodszego pokolenia. Nie jest, co wykazują badania naukowe, ale nie te przygotowane przez ekspertów służalczo wpisujących się w taktykę rządowych rozwiązań, a zatem i dezawuujących powagę oraz niezależność badań naukowych od gier politycznych.

Poseł Kazimierz Michał Ujazdowski niezwykle rzeczowo i trafnie wykazał, że nie po raz pierwszy w dziejach naszego kraju mamy do czynienia ze zdradą części elit, bo że MEN oszukał rodziców i ich dzieci, to wiemy w tej kwestii od co najmniej 6 lat. Poseł poddał pod ocenę obywateli i posłów rządzącej koalicji oraz jej popleczników "grubymi nićmi uszytą" manipulację, mówiąc:

To jest dla nas kwestia o podwójnym znaczeniu: kwestia zasad, praw obywatelskich, przestrzegania praw politycznych w Polsce i kwestia faktów, odpowiedzialności za edukację, za dobro dzieci. Ta druga kwestia była przedmiotem żywej dyskusji w ciągu ostatnich godzin. Kwestia zasad: Polska jest krajem, którego konstytucja deklaruje realizację demokracji bezpośredniej. Referendum jest prawem politycznym obywateli, jest prawem do podejmowania decyzji bezpośrednio, prawem do rozstrzygania kwestii publicznej bezpośrednio. Taki jest sens referendum. To prawo nie powinno być fikcją, to prawo powinno być czymś realnym, tym bardziej że w przypadku wieku szkolnego mamy do czynienia z dziedziną ewidentnie należącą do materii referendum.

(...) polityka oświatowa, edukacja i wiek szkolny to kwestie jak najbardziej referendalne. Nie ma żadnych podstaw, aby można byłoby odmówić obywatelom podjęcia decyzji właśnie w tym trybie. Jeśli w tej sprawie odmawiamy zastosowania prawa do podjęcia decyzji w trybie referendum, to powstaje pytanie, w jakich sprawach obywatele będą mogli stosować to bezpośrednie prawo do oddziaływania czy kształtowania życia publicznego, tym bardziej że we wszystkich analizach dotyczących słabości polskiej demokracji i polskiego życia publicznego wskazuje się na to, iż demokracja bezpośrednia jest w Polsce martwa.

Referendum jako instytucja ustanowiona w tej formule przez Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej nigdy nie zostało zastosowane. Nie przynosi to sławy ani chwały, tylko wstyd, dlatego że ani razu nie pozwolono na to, by obywatele mogli skorzystać z konstytucyjnego prawa, które gwarantuje jedna z zasad konstytucyjnych.

Wszystko to dzieje się oczywiście w kontekście bardzo realnym, to znaczy w kontekście zlekceważenia przez Platformę Obywatelską, powiem więcej, w kontekście pogardy Platformy Obywatelskiej dla praw politycznych obywateli, bo posadziliście Polaków w kącie, odmawiając im prawa do zastosowania referendum w przypadku inicjatywy podjętej przez stowarzyszenie „Ratujmy maluchy”.

Okazaliście pogardę dla aktywnej opinii publicznej w sytuacji, w której to obywatele, słusznie to zauważono, wyrażający różne poglądy polityczne i wyrastający z różnych środowisk politycznych, w liczbie blisko miliona, domagali się rozstrzygnięcia w tej kwestii. Milion obywateli to jest mniej więcej tyle, ilu wyborców posiada stronnictwo współrządzące z Platformą Obywatelską. Niewiele więcej głosów padło na Polskie Stronnictwo Ludowe. Pogarda dla takiego potencjału, dla inicjatywy przedłożonej przez tak dużą grupę ludzi zasługuje naprawdę na niezwykle surową ocenę.

Nasz wniosek, nasza propozycja jest zatem wyrazem, po pierwsze, naszego stanowiska. Uważamy, iż w tej kwestii obywatele mają pełne prawo do podjęcia decyzji. Jest także aktem pomocy środowiskom obywatelskim, środowiskom edukacyjnym, które wystąpiły przed paroma miesiącami z inicjatywą referendum. W tej dyskusji wielu z was, mówię do posłów koalicji rządowej, powiadało: Gdyby referendum edukacyjne zawierało tylko jedno pytanie, dotyczyło tylko i wyłącznie wieku szkolnego, zagłosowalibyśmy za. Ponieważ dotyczy ono wielu pytań, nie możemy zagłosować za. Trzymamy was za słowo, przecież znamy te wypowiedzi, mówców z imienia i nazwiska. Przedłożona przez nas propozycja jest oszczędna, dotyczy wyłącznie wieku szkolnego. Jeśli więc wasze deklaracje na początku listopada były składane z dobrą wolą, powinniście państwo zagłosować za naszym wnioskiem.



Pogarda wobec obywateli, rodziców znalazła swój wyraz w głosowaniu Sejmu, w którym wzięło udział 435 posłów. Wniosek o przeprowadzenie referendum poparło 174 posłów, 254 - było przeciw, 7 wstrzymało się od głosu. Bezwzględna większość konieczna do przyjęcia wniosku wynosiła 218 głosów.

Idąc do wyborów nie tylko samorządowych, warto sięgnąć po listę głosujących za pozbawieniem przez nich prawa obywateli do referendum.


Pojawiła się w naszym kraju inicjatywa pozarządowa, której nazwa być może brzmi niezbyt fortunnie, gdyż nie jest czytelna w swej aksjologicznej warstwie, a mianowicie: Projekt Polacy. Jak zakładają w swoim przesłaniu inicjatorzy:


"Naszą Misją jest odbudowa suwerennego społeczeństwa obywatelskiego oraz odzyskanie obywatelskiej kontroli nad państwem w oparciu o kardynalne zasady cywilizacji łacińskiej -Naszej Cywilizacji. Realizacja tej Misji musi rozpocząć się w każdym z nas, od podstaw. Od odzyskania umiejętności bycia świadomym i aktywnym obywatelem cywilizacji łacińskiej. Nikt za nas tego nie zrobi. Uzdrowienie Narodu jest działaniem nadrzędnym – bez przywrócenia Polakom poczucia podmiotowości i siły sprawczej nie uda się skutecznie zbudować Państwa zgodnie z duchem cywilizacji łacińskiej." Czy to uzdrowi sprawujących władze w III RP? Obawiam się, że nie, bo i nie do niej jest on adresowany. Tę patologiczną władzę trzeba zmieniać dużo wcześniej i z nowym pokoleniem, które nie jest skażone syndromem homo sovieticus.

Budujmy sieci obywatelskiego nieposłuszeństwa. Uwolnijmy w sobie moc aktorów życia społecznego, a nie jego przedmiotów, niewolników.


Dzisiejszy świat promuje atomizację, rozproszenie, uniemożliwiając tym samym skuteczną realizację interesów wspólnych. Ambicją Projektu Polacy jest budowanie relacji wspólnotowych. Relacji związanych z rozwojem i doskonaleniem, relacji związanych z pasjami i zainteresowaniami, w końcu, relacji związanych ze świadomością interesów wspólnotowych. Jest to również krok konieczny do odzyskania rzeczywistego, obywatelskiego wpływu na państwo. Każda Grupa Obywatelska, każda Akcja, Projekt i Program są okazją do lepszego, wzajemnego poznania się. Do zapewnienia sobie wsparcia i wspólnego cieszenia się osiągniętymi sukcesami. Każde działanie w ramach Projektu Polacy ukierunkowane jest na budowanie trwałych relacji. Relacji, dzięki którym słowo "przyjaźń" ponownie nabierze rzeczywistego znaczenia wyrażającego się wzajemnym zrozumieniem, szacunkiem i bezinteresowną pomocą.