01 listopada 2013

Pamięć tego dnia milczy


Odwiedzamy groby bliskich, członków rodzin, przyjaciół, znajomych, ale zdarza się, że zapalamy znicz na grobie kogoś nam nieznanego, do kogo nikt nie mógł tego dnia przyjść, by wzniecić płomyk pamięci, wspomnień czy ludzkiej wdzięczności. W tych dniach spotykamy się w miejscach spoczynku z najbliższymi, najdroższymi, niezapomnianymi, ocalamy pamięć o tych, którzy trwają w nas. Staramy się poczuć ich obecność, dotykając w przestrzeni zapalanych i gasnących płomyków świec tajemnicę przemijania. A przecież otrzymujemy w tym okresie znaki nadziei, powstrzymujące nas przed tyranią chwili, przed czasem zbyt zawrotnym tempem życia...

Zanurzeni w swoim świecie, niezdolni do tego, by pokonać różne granice codzienności, zatrzymujemy się na chwilę, by dotknąć tego, co realne lub transcendentne. Może pojawi się zaduma wokół pytania, jak ten zmieniający się w zawrotnym tempie wokół nas i w nas świat winniśmy oswajać, by godnie przeżyć dany nam czas obecności tu i teraz, tam i kiedyś?

W jednym ze swoich esejów wybitny polski filozof i tłumacz, który zmarł w lutym tego roku - Krzysztof Michalski, tak pisał o ciszy śmierci:

Czy jednak śmierć - także dla kogoś, kto uważa ją za nowy początek, także dla chrześcijanina - da się rzeczywiście porównać z przejazdem pociągiem z Warszawy do Łodzi? Czy można wiedzieć, dokąd ta podróż prowadzi? Czy można cokolwiek wiedzieć o jej celu? Czy gotowość chrześcijanina na śmierć bierze się z wiedzy o tym, co go czeka, podobnej do wiedzy o rozkładzie jazdy albo o Łodzi? Czy stąd płynęła ufność umierającego samotnie i w ciszy młodego człowieka, czy to ta wiedza była źródłem jego spokoju wobec śmierci? Nie, to nie jest i nie może być tego rodzaju wiedza. Na jakiej podstawie mogłaby się opierać? "Bądźcie jak lilie, jak ptaki" - to nie jest apel o lepsze przewidywanie przyszłości. To raczej sugestia, że życie jest czymś więcej niż przedmiotem prognoz, planów, rachunków i trosk, że się w nich nie mieści. Że więc, być może, śmierć: oddalenie się, zniknięcie wszystkich tych trosk i rachunków życia, jakie znam - to nie tylko koniec.

Od ubiegłorocznego Święta Zmarłych odeszli od nas pedagodzy i bliscy pedagogice naukowcy, jak:

* Beata Kozieł - pedagog, adiunkt Uniwersytetu Śląskiego;

* Janusz Kostrzewski - em. profesor psychologii klinicznej i osobowości APS w Warszawie;

* Bronisława Dymara - em. doktor nauk pedagogicznych, poetka, nauczycielka nauczycieli, adiunkt, wykładowca środowiska akademickiego Cieszyna;

* Anna Nezdobova-Tokarova profesor pedagogiki społecznej, andragog z Uniwersytetu Preszowskiego na Słowacji, ostatnio pracująca także w Uniwersytecie Rzeszowskim;

* Tadeusz Szewczyk - socjolog i pedagog zdrowia łódzkiego środowiska akademickiego, najdłużej związany z UŁ jako profesor tej uczelni;

* Władysław Dykcik - profesor zwyczajny pedagogiki Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, pedagog specjalny.

W złożonym do druku tomiku wierszy pt. "Ocean myśli" ulubiona przeze mnie poetka, prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach - Danuta Mucha pisze m. in.:

"Wiatrem piszę
słowa ciszy
nim znak czasu
liściem spadnie
(...)"









Po raz pierwszy spotkałem się z inicjatywą w Okręgu Łódzkim ZNP zaznaczania na grobach zmarłych nauczycieli, w formie położonej na grobach karty, faktu społecznej pamięci. To piękny gest w coraz bardziej przecież anonimowych relacjach.

31 października 2013

10 faktów manipulowania przez MEN społeczeństwem o rzekomym przygotowaniu szkół do przyjęcia sześciolatków




















Skoro PR-owcy ministry Krystyny Szumilas przygotowali rejestr faktów, który ma świadczyć o przygotowaniu szkół do przyjęcia sześciolatków, to równie dobrze można opublikować znacznie więcej, niż tylko dziewięć dowodów na to, że tak nie jest. Tezy MEN są podkreślone "boldem":

1. Od 2009 r. do gmin trafiło 1.953,2 mld zł z budżetu państwa, a 831,5 mln zł ze środków unijnych przeznaczono na realizację projektów.

Jak wynika z raportów Najwyższej Izby Kontroli oraz stanowisk władz samorządowych na szczeblu centralnym i terenowym wspomniane przez MEN środki są kroplą w morzu potrzeb. Ba, jakoś pani minister nie odniosła się do danych sejmowych, że w przyszłym roku na utrzymanie szkół samorządy otrzymają z budżetu o 10 mln zł mniej niż obecnie. To, że do tej pory, co roku, subwencja oświatowa systematycznie rosła, wcale nie jest równoznaczne z tym, że służyło to poprawie sześciolatków w szkołach podstawowych. Jak pani minister ze swoimi służbami przekona nas o korelacji między dotychczasowymi nakładami a ową poprawą, to w to uwierzę. Tymczasem jej argumentacja jest demagogiczna. Żaden rodzic, żaden obywatel nie jest w stanie uzyskać potwierdzenia na prawdziwość tej tezy. Tak więc jest ona artefaktem nr 1


2. Kontrole sanitarne potwierdzają przygotowanie szkół do pracy z młodszym dzieckiem.

Ministerstwo samo przyznaje, że poprawa stanu sanitarnego w placówkach następuje konsekwentnie od kilku lat, ale nadal nie nastąpiła. To tak, jak tłumaczy się mały Jasio w szkole, że się uczył, tylko się nie nauczył.


3. Nauczyciele pracujący w szkołach posiadają kwalifikacje do pracy z młodszym dzieckiem.

Ministra K. Szumilas myli kategorię posiadania kwalifikacji w sensie założonym, tzn. zgodnym z treścią rozporządzenia Ministra edukacji w tej kwestii, z kwalifikacjami rzeczywistymi. Jakoś przemilcza to, że nauczycielem w edukacji zintegrowanej w szkołach podstawowych może być w świetle rozporządzenia ustanowionego przez jej koleżankę K. Hall każdy, kto ma dyplom, ale już niekoniecznie kwalifikacje. Mało tego, znacząco ministrowie PO i PSL obniżyli rangę wymaganego wykształcenia nauczyciela najmłodszych dzieci. Jeszcze na początku lat 90., XX w. trzeba było mieć wykształcenie magisterskie, po jednolitych, pięcioletnich studiach. Dzisiaj uczyć sześciolatka w klasie I wraz z siedmiolatkami może absolwent studiów zaledwie licencjackich, a nawet - co gorsza trzysemestralnych studiów podyplomowych. Takiego obniżenia standardów wykształcenia nie mieliśmy już dawno w polskiej oświacie. Gratuluję dobrego samopoczucia.

4. Poprawia się opieka świetlicowa w szkołach podstawowych.

Poprawia SIĘ. Zwracam tu uwagę na SIĘ. Ciekawe, czy ministerstwo też poprawia się? Raporty nie tylko NIK temu przeczą.

5. Coraz więcej dzieci uczących się w szkołach podstawowych ma możliwość korzystania z posiłków w szkole.

Ma możliwość, to prawda, a ostatnie zbiorowe zatrucia są tego najlepszym dowodem. W większości szkół nie ma już własnych kuchni, stołówek, a zatem zatruwamy dzieci cateringowymi papkami, najczęściej już wystudzonymi. Smacznego, chociaż nie ma do czego.


6. Od lat systematycznie spada liczba uczniów w klasie, w szczególności w szkołach podstawowych.

Tak, ta liczba spada, tylko niespójnie z regulacjami prawnymi. Sama p. Szumilas przyznała, że maksymalna liczba 25 dzieci w klasach I-III będzie wymagana dopiero od 1.09.2014 r. Po co zatem tak kłamać? NIK wykazał, że jest inaczej. Może więc ta liczba spada, ale w ramach kreatywnej statystyki... A co z dziećmi, których rodzice zaufali ministerstwu i jego obietnicom, a teraz ich sześciolatek jest w klasie liczącej prawie 30 uczniów? Mają spadać?

7. W latach 2009-2013 naukę w pierwszych klasach rozpoczęło 240 tys. sześciolatków. Badania TUNSS pokazały, że dzieci, które rozpoczęły naukę w szkole w wieku sześciu lat lepiej czytają, piszą i liczą od swoich rówieśników, którzy pozostali w przedszkolu lub uczęszczali do szkolnej „zerówki".

Proszę podać społeczeństwu, jaki to jest odsetek w poszczególnych rocznikach dzieci, które rozpoczęły w wieku 6 lat edukację w szkole, a nie łączną ich liczbę za okres ostatnich 4 lat. Badania 6- i 7-latków są kompromitacją tych profesorów i doktorów, którzy godzą się na ich demagogiczną, pseudonaukową interpretację, jaka jest zamieszczana na stronie MEN i podawana do publicznej wiadomości, także z udziałem niektórych z nich w spotach za kilka milionów złotych. Podawane wyniki niczego nie udowodniły, a już na pewno nie to, że sześciolatki, które rozpoczęły naukę w szkole lepiej czytają, piszą i liczą od swoich rówieśników w stosunku do pozostających w przedszkolu lub uczęszczających do szkolnej „zerówki".


8. Lepsza jakość edukacji dzieci w młodszym wieku szkolnym

Lepsza jakość od czego? Od tej, jaka miała miejsce dotychczas w edukacji zintegrowanej czy może od edukacji sześciolatków edukowanych dotychczas w przedszkolach? Prosimy o dowody empiryczne, bo na propagandowe trudno jest odpowiadać. Może MEN nie zna wyników jakości wychowania przedszkolnego sprzed okresu forsowania tej politycznej jedynie zmiany strukturalnej, to niech się najpierw z nimi zapozna.


9. Sytuacja demograficzna sprzyja obniżeniu wieku szkolnego i przyjęciu do szkół dodatkowego rocznika dzieci sześcioletnich.

Oczywiście, dlatego zgadzam się z satyrykiem Andrzejem Mleczko, że ów argument ma sens, jeśli zapewnimy każdemu dzisiejszemu sześciolatkowi, który poszedł do szkoły, że będzie mógł udać się na emeryturę o rok wcześniej. Wtedy wyjdzie na jaw rzeczywisty powód tej zmiany.

Jest jeszcze dziesiąty fakt manipulowania, tym razem przez ministrę edukacji - premierem rządu, Jak stwierdzono po wczorajszym, ponad dwugodzinnym spotkaniu - po raz pierwszy od pięciu lat!!! - władzy resortowej i premiera Donalda Tuska z liderami Ruchu Ratuj Maluchy, inicjatorami popartej przez prawie milion Polaków akcji na rzecz referendum w sprawie patologii reform oświatowych, że: (...) rodzice przekazali premierowi wiele uwag i wątpliwości. "O niektórych sprawach Donald Tusk nie wiedział"- mówił Elbanowski. Chodzi między innymi o kwestię cofnięcia do grupy rówieśniczej dzieci, które nie poradziły sobie w pierwszej klasie.


Oto najnowszy przykład dylematu, jaki ma dyrektorka szkoły podstawowej, który jest opublikowany z datą 23.10.2013 r. na stronie Forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierownicze Oświaty. Przypominam, że jego członkiem, a b. przewodniczącą jest wiceministra edukacji Joanna Berdzik. Dyrektor "irekm1" pyta koleżanki/kolegów dyrektorów, co zrobić?

Rodzic dziecka z klasy I -ej (SP), dziecka 6 -letniego chce złożyć prośbę o skreślenie swojego dziecka z klasy I -ej i przeniesienie go do oddziału przedszkolnego ( O -ka ). Jest wprawdzie koniec października, ale dziewczynka niewiele chodziła do klasy I -ej. Powód głównie emocjonalny. W szkole jako tako, czyli nie było specjalnych problemów dydaktyczno - wychowawczych, ale za to w domu ,,tragedia". Dziecko nie chciało chodzić do szkoły ( biegunka, wymioty, stres przed szkołą - fobia ). Rodzice przerażeni udali się do psychologa i jest sugestia w opinii aby umożliwić dziecku przejście z klasy I -ej do zerówki. Myślę, iż trzeba pomóc dziecku i rodzicom. Jak to obecnie przeprowadzić formalnie? Podanie rodziców, uchylenie decyzji o przyjęciu do klasy I -ej, przyjęcie do zerówki ? Czy może inaczej?

A może złożyć doniesienie do prokuratury? Tylko na kogo? Na nauczycielkę, dyrektorkę szkoły czy panią minister edukacji? Może przeczyta to pan premier Donald Tusk?

29 października 2013

PISA - edukacyjny biznes oświatowy?

















Staranna i krytyczna analiza wyników PISA jest (...) obowiązkiem każdego badacza zjawisk oświatowych, a wsłuchiwanie się w rezultaty tych analiz – podstawowym obowiązkiem polityków edukacyjnych. Taka teza pojawia się w niewielkiej rozprawce warszawskich socjopedagogów - Romana Dolaty, Macieja Jakubowskiego i Artura Pokropka zatytułowanej: Polska oświata w międzynarodowych badaniach umiejętności uczniów PISA OECD. Wyniki, trendy, kontekst i porównywalność, (Warszawa: 2013), ale, niestety, sami nie podjęli się tego zadania. Nie po to jednak pisze się takie książki, żeby dokonywać na własnym wytworze autorefleksyjnego seppuku. Dlatego warto tę publikację potraktować jako konieczny punkt wyjścia do studiów i analiz krytycznych, by dostrzec pozory, fałsze i fikcje, jakie niosą z sobą międzynarodowe badania umiejętności uczniów PISA. Trudno bowiem, by ci, którzy byli i są odpowiedzialni za wdrażanie tego programu w naszym kraju, podejmowali z nim jakąkolwiek polemikę.

Polscy politycy oświatowi wpisali się w apologetykę tych badań, w których piętnastolatkowie poddawani są testom wiedzy i umiejętności co trzy lata, a trwa to już od 2000 r. To prawda, że jest to największe przedsięwzięcie w zakresie badań edukacyjnych na świecie, którego wyniki w jednych krajach budzą radość, euforię władz i samozachwyt, a w innych są powodem do narodowej traumy, jak np. w Niemczech, gdzie od lat pisze się o tzw. "szoku PISA". Nam szok nie grozi, chyba, że zaczniemy wreszcie wnikać w istotę tych badań, sens uczestniczenia w nich i ponoszenia z tego tytułu milionowych kosztów, które nie przekładają się ani na lepszą w Polsce edukację, ani na lepszą politykę oświatową. Każdy minister edukacji, nawet ten najmniej kompetentny, a takich była większość, może je wykorzystywać do propagandowej manipulacji opinią publiczną i chwalić się, jak wiele dobrego uczynił jego rząd dla polskich dzieci i młodzieży.

Wyniki diagnoz PISA są ciekawe i jako fakty empiryczne prawdziwe, natomiast sposób ich interpretowania, który ma charakter wysoce selektywny, miejscami wewnętrznie sprzeczny, bardziej ideologiczny, niż naukowy, wymaga jednak przebudzenia. Kiedy zatem socjolodzy, psycholodzy, ekonomiści i pedagodzy zaczną krytycznie analizować oświatowy przemysł PISA? Autorzy wspomnianej książeczki dali Wam wreszcie bardzo intersujące narzędzie.