28 września 2025

"Więzień polityczny nr 33090"


Nie tylko pedagodzy piszą książki dla udokumentowania własnej działalności zawodowej, społecznej, z potrzeby podzielenia się doświadczeniami z codziennego życia czy jako efekt ich pracy twórczej. W ostatnich latach dostrzegam znaczący przyrost publikacji auto-lub biograficznych, dotyczących rozwoju osobistego uczonych, popularyzowania przez nich wiedzy naukowej, a nawet publikowania własnej poezji czy prezentowania w mediach społecznościowych własnych prac artystycznych. 

W okresie wakacyjnym sięgnąłem po rozprawę wybitnego uczonego, emerytowanego już profesora Uniwersytetu Warszawskiego, ale także współpracującego w ostatnich latach z Akademią Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - Wiesława Theissa. Są bowiem autorzy, na których kolejną monografię naukową czeka się cierpliwie, z nadzieją na ich spojrzenie przez empirycznie przygotowane i wyczulone na nierozpoznane dotychczas fenomeny wrażliwe "szkiełko i oko".

Uwielbiam czytać książki W. Theissa, bo są nośnikiem znakomitego warsztatu badawczego historyka i pedagoga społecznego, który od kilku dekad odkrywa, formułuje i rozwiązuje problemy naukowe z perfekcyjną troską o poznanie ich genezy, przejawów i następstw w życiu polskiego narodu, społeczeństwa i państwa. Tym razem otrzymujemy wynik badań mikrohistorycznych, o których tak pisze we wstępie:

"przedstawione studium opiera się na wybranych ideach, inspiracjach i rozwiązaniach obecnych w naukach społecznych. Sięga do historii humanistycznej, oddolnej, kulturowej i społecznej - kierującej poznanie w stronę człowieka i jego świata. Wykorzystuje bogate zdobycze pamięcioznawstwa, na czele z koncepcją miejsc pamięci, pracy nad i  z pamięcią przeszłości. Z kolei z pola badań edukacyjnych pochodzi obecna tu refleksja nad całożyciowym uczeniem się, edukacją dorosłych oraz badaniami historyczno-pedagogicznymi" (s. 9).


Czytałem tę rozprawę w lipcu, po skandalicznej wypowiedzi  Grzegorza Brauna, w której zakwestionował komory gazowe w Auschwitz jako fejk, dekorację. Coś tak obrzydliwego wywołało w kraju i poza granicami Polski uzasadnione oburzenie. 

Dobrze zatem, że została udokumentowana przez W. Theissa historia niemieckiego barbarzyństwa w okresie II wojny światowej, do którego doszło także w obozie koncentracyjnym w Stuttowie, bo kolejne pokolenia Polaków powinny stać na straży pamięci o tak wstrząsających wydarzeniach w kontekście także zagrożeń, jakich mogą doświadczyć w czasach już nie tylko płynnej, ale i wojennej ponowoczesności w XXI wieku. Nie tylko kolejny Auschwitz, ale i Stuttowo może nam spaść z nieba, jeśli nacjonaliści i antysemici nie opamiętają się w swoich kłamstwach historyczno-politycznych. 

Przedwojenny nauczyciel historii, podoficer Wojska Polskiego Tomasz Theiss, który uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, uczestnik konspiracyjnej działalności na Pomorzu, został w wyniku czyjejś zdrady aresztowany w 1944 roku przez Gestapo w Elblągu i wywieziony do obozu Stuttowo. Dzięki wyzwoleniu w styczniu 1945 roku, schorowany powrócił do domu podejmując pracę nauczycielską w powiecie tucholskim. Założył rodzinę, w której na świat przyszedł m.in. Wiesław.

Ci więźniowie obozów śmierci, którzy przeżyli, zakładali rodziny i podejmowali po wojnie pracę zawodową, ale nie dzielili się ze swoimi dziećmi i wnukami jakże bolesną, traumatyczną pamięcią o cierpieniach, bólu, głodzie, upokorzeniu, ale i doświadczaniu solidarności międzyludzkiej w warunkach obozowych. Potwierdza to autor książki: 


"Ojciec nigdy nie mówił o tym, co przeżył w czasie przesłuchań w siedzibie Gestapo w Elblągu. Zepchnął tamte wydarzenia do obszaru tajemnicy pamięci, sfery głęboko prywatnej, zastrzeżonej. Postąpił tak, jak tysiące innych więźniów obozów koncentracyjnych. Czy to jednak wystarczyło, by wyprzeć, wymazać, ostatecznie wykreślić choćby część tego, co go spotkało w Gestapo i w Stutthofie? Z pewnością nie "(s.51).

Istotnie. Także w mojej rodzinie byli bliscy osadzeni w Auschwitz (dziadek żony Wiesławy) i w Obozie Koncentracyjnym dla dzieci w Litzmanstadt, a więc w Łodzi na ul. Przemysłowej (stryj żony Agnieszki). Mojego dziadka Niemcy zamordowali w więzieniu Moabit w Berlinie. Ci, którzy przeżyli obóz, dopiero przed śmiercią, kilka-kilkanaście lat temu odsłaniali wytatuowany numer obozowy, pokazali zachowane dokumenty, ale nie chcieli opowiadać o tym, co przeżyli. 

Zapewne nieliczni członkowie rodzin obozowych jeńców, po latach, tak jak W. Theiss, postanowili zbadać wojenne losy swoich rodziców, rodzeństwa czy bliskich, a dzięki opublikowaniu historii nielicznych spośród nich poszerzały się kręgi osób świadomych historycznych wydarzeń i ludzkich tragedii. 



(foto BŚ: szkice Zygmunta Filarskiego - KL Stutthof)

Naukowa dociekliwość prof. W. Theissa sprawiła, że otrzymaliśmy fragment z życia nie tylko jego ojca, ale i innych osób walczących, konspirujących, wojennych i powojennych więźniów politycznych, torturowanych ofiar policyjnych przesłuchań czy wspomnianego obozu koncentracyjnego. To także cząstka historii Polaków, których losy splatały się z życiem działalnością T. Theissa.   

Dla historyków Pomorza fascynujące będą fakty z czasów wojny i "siermiężnego socjalizmu", które dokumentują relacje, obozowa korespondencja i fotografie z domowych archiwów. Jednak kluczowe są tu wojenne i obozowe losy ojca W. Theissa. Pedagog-uczony odtworzył nazistowski system ludobójstwa III Rzeszy w obozie Stutthof i odbywających się w tej metropolii śmierci także upokarzających eksperymentów medycznych. Poruszający jest tu opis dehumanizującego więźniów rytuałów w nazistowskiej fabryce śmierci. 


Nie wszyscy, którzy doczekali się wyzwolenia, przeżyli,  "(...) wręcz przeciwnie - połowa więźniów zginęła w czasie ewakuacji z powodu głodu, chorób, wyczerpania (...)" (s.127). 

Jeśli ktoś czekał na inną publikację z pedagogiki społecznej profesora W. Theissa, to będzie po lekturze tej usatysfakcjonowany. Uświadamia bowiem, jak trudno jest budować kulturę pokoju w czasach, które wydawałoby się zmierzały do jej ucieleśnienia. Wprawdzie nie ma kolejnych obozów koncentracyjnych, chociaż toczą się liczne wojny, w tym w bliskiej nam Ukrainie, ale zmieniły się ludobójcze środki kolejnych agresorów. Czy edukacja może jeszcze powstrzymać ich przed zagładą? 

Autor recenzowanej książki formułuje w zakończeniu własne pytania i dzieli się osobistą refleksją:

"Czy wobec tego, w świetle tych choćby nader  ogólnych uwag, edukacja do kultury pokoju nie zbliża się do granic utopii? Czy postulaty pedagogów i reformatorów społecznych, wysiłki autorytetów religijnych nie są dzisiaj skazane na porażkę? W tym kontekście nie można pominąć - jest wręcz odwrotnie - brutalnej agresji Rosji na Ukrainę, rozpoczętej 24 II 2022 r. Zniszczeniu ulega kraj, giną bezbronni cywile, tysiące ukraińskich dzieci zostało uprowadzonych i jest poddawanych wynarodowieniu. Niemiecka nazistowska zasada z czasów II wojny światowej Ohne Mitleid ("bez litości") powróciła w rosyjskim wydaniu na polach ukraińskiej wojny"(s.175).

Nie przypuszczam, że lepiej wyglądałby świat codziennego życia mieszkańców Ziemi, gdyby nie było powszechnej edukacji. Z tego powodu dziękuję Profesorowi za dar autobiograficznych wspomnień i historycznej dociekliwości w przybliżeniu kolejnym pokoleniom tego, co nie powinno ulec zapomnieniu czy zafałszowaniu. 





(Foto: BŚ) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam