Każda
rzetelna diagnoza jest potrzebna szkolnictwu wyższemu i nauce. Natomiast
dokonywanie zestawień danych liczbowych bez wiedzy, a zatem i zrozumienia
znaczeń tych faktów kompromituje i tak już od lat ośmieszających się w sieci pseudodiagnostów. Wciąż nie są w stanie zrozumieć tego, że nie analizuje się tego, o czym nie posiada się zielonego pojęcia. Nic dziwnego, że dyletanci nie kierują się dążeniem do prawdy, tylko wytwarzaniem fałszywego wyobrażenia w stylu określanym przez śp. ks. prof. Józefa Tischnera jako jeden z rodzajów "prawdy".
Rzeczywiście, piszą bzdury z nadzieją na liczne wpłaty na fundację i wsparcie jej częściowo nierzetelnego działania, bo jest akurat
okres wspierania NGO-sów (1,5 proc. z nasz podatków), by popierać ich niekompetencje. Jak ktoś chce finansować czy upowszechniać bzdety, to nie jest mój problem. Mnie to nie interesuje. Nie tylko w sieci mamy wielu oszustów, manipulatorów, graczy fałszywymi kartami, propagandzistów różnych formacji.
Wolę
wspierać z moich podatków ludzi chorych, cierpiących niż zakompleksionych, sfrustrowanych
z powodu własnej niekompetencji, a upowszechniających treści oparte na
fałszywych przesłankach. Niech chełpią się artefaktami, bo jako niedouczeni chyba już się nie zmienią, gdyż są niewyuczalni, jak to określa prof. Tadeusz Sławek w swoim najnowszym studium "U".
Jestem zwolennikiem badań diagnostycznych, wszelkich zestawień i ich analiz jakościowych, ale niech to czynią osoby, które mają wiedzę o przedmiocie dociekań. Wówczas z przyjemnością i wdzięcznością będę głosił ich zasługi.
Tak więc, także tym razem potwierdza się w wielu publikacjach wyimaginowane poczucie wiarygodności dyletantów, którym wydaje się, że jak mają dyplom, stopień naukowy, to chroni ich głupotę. Ich buble są egzemplifikacją niekompetencji.
(foto: z wystawy prac dyplomowych absolwentów APS im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie; mem - z Fb)