Tomasz
Bilicki jest absolwentem magisterskich studiów na kierunku pedagogika w Uniwersytecie Łódzkim oraz studiów
podyplomowych m.in. z psychologii motywacji na Uniwersytecie SWPS,
psychotraumatologii na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytetach: Stanforda, w
Utrechcie oraz Medycznym Harvarda. Prowadzi zatem od ponad dwóch dekad szeroko zakrojoną działalność oświatową w środowiskach szkolnych i pozaszkolnych oraz
poradnianą w pracy z dziećmi i młodzieżą. Należy do tych pedagogów społecznych,
którzy usiłują naprawiać, korygować błędy wychowawcze rodziców i nauczycieli. Ich skutkiem są bowiem zaburzenia w rozwoju i codziennym życiu dzieci i młodzieży. Powiększa się grono osób doświadczających fobii i nerwic szkolnych, depresji, chorób psychosomatycznych.
Pod tytułem "Dyskryminacja w szkole" dokonał wpisu na Facebooku, który nie zyskał szczególnego poparcia i przekierowania, gdyż - jak sądzę - stanowił zbyt prowokacyjnie wyostrzoną refleksję na temat nierówności uczniów wobec prawa w porównaniu z tym, z jakiego korzystają ich nauczyciele. W naukach społecznych określa się taki stan nierównowagi w relacjach międzyludzkih mianem dyskryminacji pozytywnej. Wynika ona z różnic rozwojowych, kompetencyjnych osób oddziałujących wzajemnie na siebie w jakiejś instytucji, placówce czy środowisku nieformalnym, pozainstytucjonalnym, a które zdaniem m.in. postpedagogów nie powinny być nadużywane.
Jeśli dorosłym zależy na tym, by dzieci postępowały zgodnie z pożądanymi normami społecznymi, to sami powinni być przykładem ich eksternalizacji. Nierówność między dorosłymi a dziećmi jest czymś naturalnym w sensie psychofizycznym, ale to nie oznacza, że można ją wykorzystywać do nieuzasadnionej przewagi nad osobami młodszymi, słabszymi, mniej doświadczonymi, niewykształconymi itp., itd. W sensie ontologicznym uczniowie są równi nauczycielom jako istoty ludzkie, gdyż wszystkim należy się szacunek, ochrona ich godności osobowej.
Jeśli wolno nauczycielom coś czynić w szkole - jak pisze o tym T.Bilicki - to nie ma powodu, by odmawiać tego samego ich uczniom. Jednak sytuacja społeczno-prawna jest w przeważającej mierze odmienna dla każdego z tych podmiotów, toteż tak pisze on o dyskryminacji w szkole:
"Nie, nie chodzi o uczennice i uczniów, ale o nas – nauczycielki i nauczycieli. Wiem, że to może być wbicie kija w mrowisko, ale nie widzę żadnego uzasadnienia dla następujących nierówności w szkole:
- nauczyciel może pić lub jeść na lekcji, a uczeń nie,
- nauczyciel siedzi na fotelu gabinetowym, a uczeń na twardym,
drewnianym krześle,
- w przypadku jednokierunkowych korytarzy lub schodów,
nauczyciel może chodzić jak mu wygodnie, a uczeń tylko zgodnie z zasadami,
- nauczyciel nie musi zmieniać butów, a uczeń ma taki obowiązek,
- toaleta dla nauczycieli jest lepiej wyposażona, niż dostępna
dla uczniów,
- uczeń musi pokazać pracę domową w konkretnym terminie, a
nauczyciel nie przestrzega terminu na jej sprawdzenie (podobnie z pracami
klasowymi),
- nauczyciel dotyka ucznia bez uzyskania jego zgody (w drugą
stronę, szczególnie w starszych klasach, to rzadkość),
- nauczyciel korzysta z telefonu, a uczeń nie może tego robić,
- uczeń musi mieć ściśle określony strój na WF (wiadomo
przecież, że białe skarpetki i czerwone spodenki są najszybsze) albo wydarzenie
(tzw. strój galowy), a nauczyciela te zasady nie dotyczą,
- nauczyciel może się złościć, a uczeń nie ma takiego prawa,
- uczniowi wystawia się ocenę z zachowania i za wiedzę /
umiejętności, a nauczycielowi nie,
- uznanie, że „przerwa i dzwonek są dla nauczyciela, a nie dla
ucznia”,
- nauczyciel może wejść na stołówkę lub do biblioteki bez
kolejki, a uczeń musi czekać,
- uczeń otrzymuje uwagi za spóźnienia, jest to zaznaczane w
dzienniku, a nauczyciel spóźnia się bez konsekwencji,
- kiedy uczeń nie ma podręcznika jest za to karany, kiedy
nauczyciel zapomni to po prostu pożycza od ucznia.
Wiem, że nie jest to lista wyczerpująca problem. Zdaje sobie
sprawę, że nie wszystkie te nierówności dotyczą każdej szkoły i wszystkich
nauczycieli".
Studiujący pedagogikę, socjologię edukacji czy psychologię wychowania mają zatem okazję do dyskusji na temat tego, czy i w jakim zakresie wskazane powyżej nierówności są zasadne, potrzebne lub też wprost odwrotnie.