Profesor Andrzej Zybertowicz nie ma najlepszego zdania o
amerykańskich naukowcach, skoro pisze o ich ideologicznym podejściu do badań
naukowych. Jak mówi w rozmowie z pisarzem i socjologiem Jaremą Piekutowskim: Jeżeli w naukach społecznych na trzystu
profesorów o poglądach lewicowych przypada jeden profesor o poglądach
konserwatywnych, to znaczy, że w dłuższym okresie nauki społeczne będą
przedstawiać zdeformowany obraz świata, gdyż są niewrażliwe na wiele
trendów, które częściej dostrzegają konserwatyści niż osoby o
poglądach lewicowych (s. 36).
Odnoszę
wrażenie, jakby uczony zamierzał przekonać czytelników, że w Polsce jest podobnie! Nie wiem, czemu przytoczył taką tezę, dając w
przypisie źródła do wyników badań naukowych Mitchella Langberta, skoro ten koncentruje swoją uwagę jedynie na rozkładzie sympatii politycznych wśród amerykańskich
profesorów! Jego badanie nie dotyczyło korelacji między symaptią polityczną a podporządkowaniem własnych badań akceptowanej ideologii politycznej przez akademików w Polsce.
Czytając rozmowę J. Piekutowicza z A. Zybertowiczem można zastanawiać się nad tym, czy w konserwatywnej Polsce któryś z socjologów prowadził badania w szkolnictwie wyższym, by stwierdzić, czy istnieje związek między światopoglądem naukowców nauk społecznych a obrazem świata w ich badaniach i ich wrażliwością wiele trendów? Socjolog wyraża zdziwienie, że brakuje badaczom społecznym zdystansowanego podejścia do spraw publicznych, a niektórych cechuje nawet nadgorliwość i sekciarstwo, czego dowodem są jego "przygody" z uzyskaniem tytułu profesora (s.176).
Faktem
jest, być może incydentalnym, że wśród polskich socjologów toczą się gry z
nadużywaniem "władzy" politycznej, prestiżowej, a więc gry pseudonaukowe, o czym mówi A. Zybertowicz. Jest też - jego zdaniem - w Komitecie Socjologii PAN jakiś intelektualny kryzys,
skoro w czasie jednej z ważnych debat naukowych tego gremium wiało podręcznikowymi banałami, nudą i
pozbawionym naukowych diagnoz poparciem dla "Strajku Kobiet". Dostało
się członkowi tego Komitetu - profesorowi Ireneuszowi Krzemińskiemu, który ponoć zachował się
"żenująco" .
Za
rządów PiS Komitet Socjologii PAN nie prowadził badań empirycznych na temat stanu polskiego
społeczeństwa. "To pokazuje daleko posuniętą pozorność polskich nauk społecznych.
Potwierdza to również moje złośliwe spostrzeżenie pod adresem polskich elit
intelektualnych: jak to jest, że większość z was popiera opozycję, a pozostaje
ona tak beznadziejna intelektualnie, co przecież przyznają nawet jej zawzięci
krytycy PuS-u?"(s.178).
Zdumiewa jednak to, że autor tej wypowiedzi traktuje jako tożsame socjologię i nauki społeczne, skoro tych ostatnich jest 12, a nauki socjologiczne są jedną z dyscyplin tej
dziedziny nauk. Zybertowicz nie wie, że w PAN powstał prawie dziesięć lat temu znaczący raport uczonych nauk
społecznych na temat patologii polityki w Polsce do 2015 roku. Nie przypuszczam, by nie było kolejnych badań, tylko być może nie zostały jeszcze wydane, gdyż mogłoby to zaszkodzić obecnej formacji politycznej.
Niestety, A. Zybertowicz nie zapanował nad kulturą akademicką głosząc, że intelektualiści
wspierający opozycję, "(...) są faktycznie wybitnymi intelektualistami,
ale nie mają "jaj", by zrobić to, co profesorowie Piotr Gliński,
Zdzisław Krasnodębski, Piotr Legutko, Andrzej Nowak i mówiący te słowa w latach
2007-2015 robiliśmy w imię wartości, w które wierzymy" (tamże). To tak, jakby inni nie wierzyli w żadne wartości.
Skrytykował przy tym niektórych członków PAN za ich "gierki recenzyjne, okołograntowe i związane z
ruchami kadrowymi". Szkoda, że milczy na temat innych gier wybitnych umysłów
polskich socjologów, medyków, ekonomistów czy historyków uczestniczących w
nieczystej grze obecnej władzy.
Socjolog odwraca
naszą uwagę od politycznej demagogii w Polsce, pisząc: Polityczno-ideologicznie
skalibrowany radar tysięcy badaczy USA poddanych quasi - etosowej opresji może
przynieść wiele nieszczęść całemu światu (tamże). To może w Polsce też
jest skalibrowany radar w NCN i NCBiR? Może warto o tym napisać?
Rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie
wyznaje w wywiadzie dla tygodnika "Polityka" (24/2023, s. 23-25), że sprawujące
w Polsce władzę partie prawicowe mają poparcie 20-30 proc. rektorów uczelni
państwowych i niepaństwowych, co (...)ułatwia
ministrowi legitymizowanie swoich działań (s.23). Trzeba było podpisu
prezydenta pod ustawą powołującą Komisję Sejmową ds. rosyjskich
wpływów na sytuację w kraju, by powyższe grono stopniało (?) o tego
rektora.
Ciekawe, że rektor ocenia
siebie i innych przez pryzmat poparcia dla rządu, a nie troski o NAUKĘ i jej
kadry. Jakoś nie przebiła się ona do środowiska władzy, skoro władzom uczelni
jest lepiej, bo o ich płacach decydują rady uczelni, zaś reszta kadr ma walczyć
o swoje w nierzetelnie prowadzonych konkursach w NCN i NCBiR. Czekamy na kolejne
światopoglądowe czy polityczne coming out'y, bo zbliżają się wybory... .
Nie bardzo rozumiem, co prof. Andrzej Zybertowicz imputuje Komitetowi Socjologii PAN, którego przecież jest członkiem. KS PAN cyklicznie opracowuje raporty dotyczące np. społeczeństwa polskiego. Ciekawe badania w tym przedmiocie realizuje czołowy ośrodek socjologiczny kraju, czyli Instytut Filozofii i Socjologii PAN i Instytut Studiów Politycznych PAN. Warto tutaj dodać, że PAN ma w swoim dorobku bardzo wiele cennych raportów, ekspertyz, który niejednokrotnie były wytyczną dla rządzących. Mając blisko 50 lat na karku jestem dumny z powstania i działalności PAN-u, który ma już 71 lat. Na przestrzeni ostatnich 34 lat demokracji parlamentarnej nad Wisłą nie powstało nic, co mogłoby być realną konkurencją dla Akademii, choć PiS wraz z ministrem edukacji P. Czarnkiem ulepili w ub. 2022 r. ichnią Akademię Kopernikańską, ale na razie jest to instytucja w fazie organizacji, bez jakiegokolwiek dorobku badawczego. Minie kilka dekad, zanim zdobędzie potencjalny prestiż czy rozpoznawalność w kraju i na świecie. W nauce ten proces trwa długo.
OdpowiedzUsuńBłagam, aby nie używać określeń „uczeni” oraz „elity intelektualne” w kontekście wykładowców akademickich ze stopniami i tytułami naukowymi. Wystarczy już ich tytułowanie, które jest i tak skostniałym przeżytkiem funkcjonującym tylko na uczelniach publicznych.
OdpowiedzUsuńMiałem okazje pracować zarówno na Uniwersytecie jak i na uczelni prywatnej. W obu tych jednostkach spotykałem osoby z tytułem profesora, które swoim zachowaniem nie licowały z powagą zawodu. Nie wspomnę już o osiągnięciach tych „uczonych”, np. Badanie stresu u dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym narzędziem w formie kwestionariusza ankiety z pytaniami w formie pisemnej (która zawierała 12 stron A4, fontem Arial 12…). Na moją uwagę (skromnego magistra, choć tytułowanie w ten sposób osoby, która ukończyła studia kojarzy mi się jedynie z komunikowaniem się z farmaceutą w aptece 15 lat temu), ze takie dzieci nie czytają jeszcze otrzymałem odpowiedź: to ja dostałam profesurę za te badania wiec grono profesorów uznało, ze czytają.
Przeszedłem do biznesu. Zupełnie inny świat. Liczą się kompetencje, nie tytuły. Nikt nawet nie pyta o wykształcenie, papier, stopien, tytuł. Manager czy dyrektor to zwykły magister, tylko posiadający predyspozycje i kompetencje. I może dlatego biznes się rozwija, zarabia, charakteryzuje innowacyjnością, a uczelnie są na setnych miejscach w rankingach, a w ich strukturach panuje mobbing i traktowanie osób z niższym poziomem wykształcenia jako gorszych. Może dlatego, ze tytuły i stopnie nie wskazują na kompetencje managerskie. A wyobraźcie sobie uniwersytet, gdzie rektorem, dziekanem czy kierownikiem zakładu jest magister - manager. Nie do pomyślenia!
A mogę założyć się o wszystko, ze taka jednostka z odpowiednim managerem zaczęłaby w końcu działać, a nie skupiać się na rozwijaniu „etosu” i pisaniu tekstów, które czyta zaledwie garstka piszących na ten sam temat (tylko po to, żeby te treści cytować i parafrazować).
To takie kilka uwag byłego pracownika - magistra - wydziału związanego z pedagogiką, a obecnie managera firmy osiągającej sukcesy na poziomie międzynarodowym.
12 czerwca 2023 01:53
OdpowiedzUsuńIstotnie, też mnie to zdziwiło, że prof. A. Zybertowicz ma takie zastrzeżenia do PAN-owskich socjologów. Wiem, że są prowadzone badania przez socjologów tak w IFiS, jak i w UW, UŁ, UG itd., itd. Przywołane przeze mnie wątki z książki są być może spowodowane jej formą. Rozmowa między socjologami w relacji uczeń (?)/pisarz-profesor mają publicystyczny charakter, ale przez to są bardziej nośne nie tylko w środowisku naukowym.