Niezastąpiona jest w naukoznawstwie znakomita
rozprawa psychologa i pedagoga Józefa
Pietera (1904-1989) pod tytułem "Sporne problemy
psychologii", w której zwraca się uwagę naukowców na fundamentalną kwestię
prowadzenia sporów w nauce.
W
istocie warto do niej powrócić przedstawicielom nauk humanistycznych i
społecznych, którzy są najsilniej narażeni na włączenie ich lub z własnej woli włączenie się przez nich w spory pseudonaukowe na użytek bieżącej polityki. Śląski uczony skoncentrował
swoją analizę na sporach o przedmiot psychologii, ale poprzedził ją kwestią
koniecznego odróżnienia sporów jałowych, publicystycznych od sporów naukowych,
by nie wdawać się w niepotrzebne, bo szkodzące nauce sprzeczki.
Można
prowadzić spór w określonej sprawie, w odniesieniu do jednostkowego czy
cyklicznego zdarzenia, na temat jakiegoś i/lub czyjegoś punktu widzenia na
sprawę, na temat czyichś przekonań światopoglądowych, ideowych, stylu życia itp.
Jednak dla naukowców istotne są przede wszystkim spory dotyczące przedmiotu prowadzonych
badań, zastosowanej metodologii czy analizy uzyskanych wyników.
Nie
wolno zamykać się we własnej "bańce" naukowej dyscypliny, bowiem
coraz więcej osób, organizacji spoza naukowego środowiska, chociaż
posiadających stopień naukowy doktora, nadużywa tego statusu do celów
pozanaukowych. Milczymy, kiedy w mediach cyfrowych i analogowych pojawiają się
pseudonaukowe testy, ankietki, rzekome raporty z badań diagnostycznych. Podtrzymujemy
tym samym stan ogłupiania społeczeństwa, by za jakiś czas narzekać na
dokonywane przez ludzi wybory, głoszone czy publikowane wypowiedzi.
Zadzwonił
do mnie jeden z uniwersyteckich profesorów z pytaniem, czy pisząc krytycznie, a
jego zdaniem absolutnie zasadnie, na temat pseudonaukowej diagnozy sytuacji
młodzieży w naszym kraju w Raporcie "Młode
głowy. Otwarcie o zdrowiu psychicznym" Fundacji UNAWEZA, nie mam
poczucia przysłowiowego "rzucania grochem o ścianę"?
Przecież,
jak stwierdził, dziennikarzy nie obchodzi to, że opublikowane dane są
bezwartościowe. Najważniejsze, że można grillować temat, zarabiać na
sprzedaży tygodnika, zwiększać cytowalność wpisu w komunikatorach
społecznościowych. Kogo to obchodzi, że raport jest bublem
diagnostycznym? Najważniejsze, że dobrze się "sprzedaje", nakręca
jutuberów, influencerów, ignorantów prasowych itp.
Niektóre
fundacje, bo powyższa nie jest tu jedyną na rynku diagnostycznego kiczu, żyją z
tego, że podejmują problemy, które mają emocjonalny charakter, bo wzbudzając
negatywne emocje - oburzenie, złość, strach, grają na ludzkich uczuciach
zapewne w dobrej wierze, może i w dobrej intencji, ale zdarza się, że i z
urażonej ambicji, rozczarowania odsłoną własnej niekompetencji w toku ubiegania
się o jakiś awans itp., itd.
Podszyte
emocjonalnością problemy społeczne są także okazją do pozyskania środków
finansowych na ich zbadanie, toteż nie można przejść obojętnie, wobec tego, jak
zostały one wykorzystane. Jak pisał J. Pieter:
Działalność
naukowa nastawiona jest na poznawanie rzeczywistości lub na stwarzanie
instrumentów, mających lub mogących służyć do tego celu. Znaczy to, że udział
myślenia i rozumowań jest w niej z natury rzeczy względnie wielki. A więc spory
naukowe bardziej i częściej - aniżeli spory inne - muszą mieć raczej charakter
walki intelektualnej niż emocjonalnej, z oczywistą "podszewką" w
postaci sprzeczności interesów bytowych, ambicyjnych, erotycznych, towarzyskich
itp. Nie znaczy to, że w sporach naukowych brak tego rodzaju
"podszewki" (Warszawa 1969, s.9).
Jestem
zwolennikiem prowadzenia badań diagnostycznych kluczowych dla życia człowieka
problemów oraz potrzeb w zakresie ich rozwiązywania. Nie można jednak godzić
się na to, że czyni się to pospiesznie lub niekompetentnie, a gorzej, gdy
interesownie w osiąganiu niegodnych celów. Także chęć popularyzacji wyników
badań nie powinna podlegać mechanizmom typowym dla propagandy, manipulowania
opinią publiczną.
Chyba
ma rację mój rozmówca twierdząc, że milczą psycholodzy, socjolodzy czy
pedagodzy, gdyż nie chcą być włączani w spory publiczne lub są świadomi
niskiego poziomu własnych badań naukowych, których raczej powinni się wstydzić.
Może być też tak, że w grę wchodzą względy ambicyjne lub prestiżowe, by jednak
nie narazić się komuś lub nie stracić czegoś.
Coraz więcej jest takich raportów z diagnoz, które zachęcają naszych studentów, doktorantów do podejmowania działań sprzecznych z wypracowaną przez pokolenia uczonych metodologią badań.
Absolutnie i w pełni się zgadzam. Brakuje sporów, dyskusji, brakuje prawdziwych pytań. Także w naszym, akademickim środowisku. Zapanowała ( podyktowana potrzebą odbiorcy) orientacja na " dobrostan" cokolwiek to znaczy. Dzisiaj nie potrzebne ( tak mi się wydaje) są diagnozy, opisy, interpretacje. Dzisiaj jest zapotrzebowanie na to, co łatwe, miłe i przyjemne. Spory nie są przyjemne- nawet te nie osobiste tylko merytoryczne. Pop nauka zastępuje naukę. Pop naukowcy zastępują naukowców. Są mili. Są Popularni.. Nikogo nie drażnią. Inni milczą. I pojawia się wolna przestrzeń dla fundacji, które szybciutko zajmują miejsce akademików ( dobrowolnie oddane) i produkują raport za raportem. Webinar za webinarem. Wykład za wykładem A słuchający tego nauczyciele/nauczycielki mają iluzję rozwoju, doskonalenia się. I tak sobie razem tę iluzję stwarzamy. Albo przynajmniej się na nią godzimy. Pop nauka, pop rzeczywistość. Pozdrawiam Cię serdecznie. Dobrze, że jesteś i trwasz. Mirka Dziemianowicz
OdpowiedzUsuńMirka, Ty też zmagasz się z tą rzeczywistością. Trochę jesteśmy bezradni i w jakiejś mierze niepożądani, bo wymagamy pewnych standardów. Potrzebne są organizacje pozarządowe, gdyż stanowią o rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, które już zanika. Droga na skróty, potoczność, rzekoma troska o czytelność przekazu ośmieszają znaczenie treści banał, pozór, nadużycie zaufania publicznego. Każda diagnoza ma sens, jeśli jest wiarygodna, bo rzetelnie przygotowana i zrealizowana. To kosztuje - materialnie i osobowo, a podmioty społeczne nie dysponują środkami, z jakich korzystają cwaniacy wyłudzający na "słupy" z NCBiR milionowe kwoty. Z takich diagnoz nikt nikogo nie rozliczy. Nikt też nie ponosi odpowiedzialności za demagogię, banał, pozór, itp.
OdpowiedzUsuń