Michał Paweł Markowski w
jednym ze swoich esejów poświęconym INNOŚCI wskazywał na to, że to pojęcie robi
zawrotną karierę we współczesnych naukach społecznych i
humanistycznych (Res Publica Nowa 2003 nr 2). Inność
bowiem jest wyjaśniana jako coś, co jest wynikiem konfrontacji tego, co jest
nam znane, z tym, co jest nieznane, więc co jest OBCOŚCIĄ (ludzi,
świata, kultur, relacji, rzeczy, idei itp.).
Fenomen
Inności przynależy do tego obszaru, który jest nam nieznany,
nieoczywisty, wzbudzający w nas dysonans poznawczy, zakłócający czytelność,
przejrzystość, jednoznaczność czegoś. Inność jawi się jako coś zagrażającego
temu, co jest znane, powszechne, normą, toteż nic dziwnego, że niektórzy się
tego obawiają, boją czy krępują. Część osób stara się INNOŚĆ obłaskawić, jak w
książce Antoine’a de Saint-Exupery'ego mały książe usiłuje udobruchać lisa, a
zatem zaakceptować i włączyć jego jako Innego do swojego środowiska życia i
struktury poznawczej.
Hipokryzją jest w tym
przypadku zajęcie wobec inności postawy, która jedynie pozornie jest otwarciem
się na nią, a w rzeczywistości chodzi o to, by utrzymać ją na dystans, mieć ją
w bezpiecznej odległości, by nie mogła już promieniować na innych swoimi
niepokojącymi możliwościami. Hipokryzja pojawia się wówczas, kiedy między
dwiema osobami pojawia się sprzeczność interesów. W takiej sytuacji jest ona
konieczna temu, który ma władzę jako narzędzie konieczne w budowaniu pozornego
sojuszu.
Hipokryta chcąc czerpać
korzyści publicznie deklaruje wspólnotę interesów czy wartości, prywatnie zaś
uważa tę wspólnotę za fikcyjną. Dzieje się tak dlatego, że hipokryzja bazuje na
pozorach moralnych, które są konieczne dla zachowania z jednej strony swoich
wpływów, z drugiej zaś jednostronnego czerpania korzyści. Operuje się
zatem kłamstwem w sposób tak naturalny, że aż trudny do rozpoznania, bo
przecież w każdej chwili można jemu zaprzeczyć.
Hipokryta nie
przestrzega żadnych reguł, które miałyby stanowić o wzajemności, gdyż dla niego
liczą się tylko własne zyski, korzyści. Jest to rodzaj pozorowania przyjaznych
stosunków podtrzymywanych przez bycie tak naprawdę nieprzyjacielem. Takie osoby
przekraczają to, co się określa „progiem sumienia” usprawiedliwianego
mechanizmami gry (społecznej, rynkowej, o władzę itp.).
Inną z postaw wobec
Innego jest bycie wobec niego obojętnym, sceptycznym, niedostrzeganie go lub
udawanie, że się jego nie widzi. Najczęściej jednak mamy do czynienia z
postawami ekskluzji wobec INNOŚCI, wykluczania jej z obszaru naszej obecności
czy aktywności a nawet przejawiania wobec niej agresji. Okazuje się
więc, że kiedy mowa jest o inności, w gruncie rzeczy nie o nią wcale chodzi,
ale o naszą (jednostkową lub zbiorową) tożsamość, której ona nieustannie
zagraża. (…) Kiedy więc mówimy o inności, w gruncie rzeczy
rozmawiamy o tym, jaki model tożsamości przyjmujemy za własny (P.
Sztompka).
To, co obce, inne musi
być dziwaczne, nie swoje, a więc nieprzyswajalne. A jeśli już ktoś tego
doświadczył, spróbował przez sam fakt okazania zainteresowania, zrozumienia czy
włączenia do swojego świata myśli, to staje się zdrajcą, relatywistą,
anty-wzorem dla innych. Obcego trzeba skontrastować, by nie pozostawiał cienia
wątpliwości, iż jest nośnikiem jedynie zagrożeń i zła.
Obcość musi być zdefiniowana
negatywnie, toteż im więcej w niej potencjalnie pozytywnych wartości, znaków,
tym gorzej, bo trzeba znaleźć znacznie silniej kontrastujące z nimi
przeciwieństwa, za pomocą których uda się jej zaprzeczyć. Nie można dopuścić do
tego, by ktokolwiek dostrzegł to, co nie jest rysą charakterystyczną tylko dla
wykluczanego przez nas nurtu, bo wówczas może się okazać, że zagrożenia mogą
być pochodną wszystkich podejść i praktyk, a nie tylko tej, naznaczanej jako z
gruntu zła i fałszywa.
Nie godząc się na inną,
obcą naszej pedagogię, czynimy jej twórców, wyznawców, naśladowców emigrantami,
wypędzonymi, usuniętymi poza granice naukowego i społecznego przyzwolenia. Od
czasu do czasu pojawia się stan łaski okazywanej odmieńcom, który ma na celu
pokazanie jedynie wyższości wobec Innego.
Bliższa jest mi konstatacja
Bernharda Waldenfelsa, że żyjemy w epoce zróżnicowanej przestrzeni, w (…) epoce
równoczesności, współistnienia, w epoce tego, co blisko i w oddali rozproszone
jest strona po stronie. Nadszedł zatem czas, by skończyć z
porównywaniem tego, co jest nieporównywalne i to (…) nie dlatego, że
jest całkiem inne, lecz dlatego, że roszczenie obcego wymyka się wszelkiemu
porównaniu i wyrównaniu.
Może pora
przyjrzeć się sobie, swoim nastawieniom, przedzałożeniom i uprzedzeniom wobec
INNYCH, by nie dochodziło do niepotrzebnych i nieuzasadnionych konfliktów i
strat. Wystarczy, że spróbujemy odnaleźć w swoich podejściach do INNEGO to, co
jest w nim obce, jak i w tym OBCYM odczytać to, jest nam bliskie, podobne,
własne.
Tak rozumiany stan
względnego niezróżnicowania może być podstawą do powstania różnicy, którą
stworzą swojskość i obcość. Obce, które jest przeciwieństwem nie „tego
samego”, lecz „tego, co samo” i co dlań własne, wyłania się przeto z operacji
będącej jednocześnie ograniczaniem i rozgraniczaniem. Nie jest możliwe
deklarowanie dialogu przy zachowaniu dla siebie prawa do wyłączności racji. „Odgraniczalność”
jest również nazwą pewnego problemu nauk społecznych, o ile te zajmują się
„dowolnością i zmiennością wytyczania granic” oraz odpowiadającymi im „szarymi
strefami”.
Zapewne rację
ma Jean Baudrillard, kiedy pisze w swoim studium o terroryzmie: Wierzymy
naiwnie, że z postępem Dobra, z jego umacnianiem się we wszystkich dziedzinach
(nauki, technika, demokracja, prawa człowieka) łączy się porażka Zła. Wydaje
się, że nikt nie rozumie, iż Dobro i Zło rosną w siłę jednocześnie, według tego
samego schematu. Zwycięstwo jednego nie pociąga za sobą wymazania drugiego,
wręcz przeciwnie.
Zło, w sensie
metafizycznym, uważamy za przypadkową niedoskonałość, ale ten aksjomat, z
którego wypływają wszelkie manichejskie wizje walki Dobra ze Złem, jest złudny.
Dobro nie ogranicza Zła, ani zresztą na odwrót: żadne z nich nie daje się
sprowadzić do drugiego, a ich związek jest nieodgadniony. W istocie istnieje
jeden sposób, by Dobro pokonało Zło: musiałoby zrzec się swojej roli, ponieważ
kiedy globalny monopol zaczyna należeć do niego, Dobro wywołuje wprost
proporcjonalną przemoc (Duch terroryzmu. Requiem dla Twin Towers,
Warszawa 2005, s. 17).