Po reorganizacji rządu Mateusza Morawieckiego zostało powołane do
życia niby nowe Ministerstwo Edukacji i Nauki. Jednak wszystkie
znaki na niebie wskazują, ze nadal odrębnie będzie działać Ministerstwo
Edukacji Narodowej i oddzielnie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa
Wyższego.
Po pierwsze, nie zredukowano kadr. Nie zmieniono struktury. Nie zwolniono
gmachu na Al. Szucha lub na Wspólnej, by jeden z nich przeznaczyć
na kolejny szpital zakaźny. Przynajmniej byłaby jakaś korzyść z połączenia obu
resortów. A tak, proszę bardzo minister - Przemysław Czarnek jest z
jednej strony ministrem edukacji narodowej, gdzie jego
wiceministrem w randze Sekretarza Stanu jest rzekomo były minister Dariusz
Piontkowski:
z drugiej strony, Przemysław Czarnek jest ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, gdzie nie znalazło się już miejsce dla byłego ministra, a był nim Wojciech Murdzek, tylko jego byłych wiceministrów pozostawiono na tych samych stanowiskach:
Mamy zatem dwoistego ministra: edukacji i nauki, co powinno ucieszyć filozofa edukacji profesora Lecha Witkowskiego, który tej kategorii pojęciowej poświęcił wiele swoich rozpraw naukowych.
Wprawdzie nie przypuszczam, by ktokolwiek z tych resortów czytał te rozprawy ze względu na ich poziom naukowy, a nie pragmatyczny, socjotechniczny, ale mogę się mylić. Być może jakiś doradca słyszał o dwoistości i przekuł to w czyn.
Nasz i nie nasz minister w każdym z resortów reprezentuje inny profil (prawoskrętny/lewoskrętny) i garnitur oraz krawat, dzięki czemu wiemy, że jest ten sam, ale jednak nie taki sam.
Zdradzę czytelnikom jeszcze jedną ciekawostkę z webstrony MEN. Otóż minister P. Czarnek postanowił przywołać genezę nowego resortu, co jest zgodne z ideologią konserwatywnej władzy. Zapewne nikt nie zwróciłby na to uwagi, że obecny resort jest kontynuacją tego, który został powołany do życia przez... premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Taaaaak, to ten prawicowy polityk (działacz ZChN), który pozostawił żonę z dziećmi dla "poetki", a kiedy prezes partii PiS - Jarosław Kaczyński odwołał go z tego stanowiska, ten podzielił się w wywiadzie dla gazety "Dziennik" następującym komentarzem:
Ja w polityce jestem od dwudziestu lat i wiem, na czym ona
polega, i wiem, jak ostro się gra. Jak w piosence Gintrowskiego o Witkacym:
"polityka (…) to w krysztale pomyje". Te
siedemnaście lat pokazuje, że absolutnie tak jest: z wierzchu kryształ: władza,
decyzje, limuzyny, krawaty, garnitury, telewizje, wystąpienia, parlament i tak
dalej, ale że tak naprawdę to jest bajorko, brudna, grząska gra. Czasem mniej,
czasem bardziej.
Jest jeszcze w powyższym dziedzictwie historycznym, do którego odwołuje się obecny minister, postać jego poprzednika, który był liderem strategii oświatowej prawicy lat 2006-2007. Mam tu na uwadze Romana Giertycha. Czy obecny minister pójdzie w ślady Romana Giertycha skoro z dumą przywołuje genezę aktu powołania obecnego resortu?