06 września 2017

Członkowie PAN o tym, czy naukowcy powinni mieszać się do bieżącej polityki panstwa?


Prof. Zbigniew Kwieciński opublikował w najnowszym numerze kwartalnika PAN - "Nauka" (3/2017) artykuł pt. Edukacja publiczna w chybotliwej demokracji. Perspektywa pedagogiki krytycznej. Jest to wykład Profesora, który został przez niego wygłoszony w dniu 13 czerwca 2017 r. w ramach obchodów 25-lecia Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, w trakcie których wręczono mu Medal „Za zasługi dla rozwoju pedagogiki współczesnej”. Warto się z jego treścią zapoznać, bowiem stanowi przegląd opinii amerykańskich pedagogów na temat bieżących wydarzeń w polityce USA. Są to reakcje intelektualistów publicznych reprezentujących orientację pedagogii krytyczno-emancypacyjnej na elekcję Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych.

Honorowy Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, a zarazem członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk pisze m.in.:

"W styczniu 2017 roku, a zatem przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa na prezydenta USA, ukazał się tom specjalny „Berkeley Rerview of Education”, dostępny natychmiast w Internecie, a zatem w całym świecie. Sam fakt opublikowania przez pedagogów amerykańskich tomu poświęcone edukacyjnym implikacjom elekcji Donalda Trumpa tuż po jego wyborze budzi respekt, podziw i jednak zaskoczenie. Trudno mi sobie wyobrazić w Polsce taką sytuację, aby znacząca grupa czołowych pedagogów akademickich prawie natychmiast zareagowała krytycznie i konstruktywnie zarazem na „autorytarny dryf”, który oddala Polskę od demokracji i od zachodniej cywilizacji. Jest, mam wrażenie, wręcz przeciwnie. Ostatnie ogólnopolskie zjazdy pedagogiczne były po temu okazją. Dominującą postawą profesury był raczej eskapizm, ucieczka od centralnych kwestii zmian politycznych, kulturowych i gospodarczych, żywotnie przecież dotykających edukacji instytucjonalnej i stanowiących istotne treści edukacji publicznej.

Może czytelnicy bloga potwierdzą lub zaprzeczą powyższej opinii na temat rzeczywistej reakcji lub eskapizmu czołowych polskich pedagogów w związku z oddalaniem się naszego kraju od demokracji i zachodniej cywilizacji. A co z naukowcami innych nauk społecznych - socjologami, psychologami, politologami? Czy rzeczywiście Ogólnopolskie Zjazdy Pedagogiczne, które organizuje co 4 lata Polskie Towarzystwo Pedagogiczne, są dowodem na jedną z powyższych antynomii w postawach profesorów pedagogiki?

Czy możemy w ogóle mówić o braku natychmiastowej reakcji naukowców na dryfowanie ku jakiejkolwiek wersji demokracji w naszym kraju po 1989 r.? Kto wie, ku czemu dryfujemy? Zdaniem Profesora, powinniśmy reagować na wybór przez obywateli czołowych polityków RP, najwyższych władz w naszym kraju, biorąc pod uwagę to, że mogli, mogą i będą mogli przyczyniać się do katastrofy nie tylko politycznej, ale i "(...) wychowawczej o głębokich i być może nieodwracalnych skutkach"? Czy sądy probabilistyczne mogą być podstawą do angażowania się naukowców w bieżącą politykę? Jeśli tak, to w jakim zakresie? Profesor Z. Kwieciński zachęca zatem po raz kolejny do studiów w zakresie makropolityki państwa i do szczególnego uwzględnienia wychowawczych następstw reform szkolnych.

W przedwczorajszej "Rzeczpospolitej" głos zabrał już prof. Aleksander Nalaskowski . W odpowiedzi na pytanie Łukasza Lubańskiego - Czy obecna reforma szkolna jest receptą na słabą kondycję polskiego szkolnictwa? - stwierdził:

"Odpowiedź poznamy dopiero za 7-8 lat. (...) Z tą reformą jest jak z błądzeniem po lesie, gdy mówimy: "Zaraz, spróbuję wrócić do miejsca, którym orientowałem się, gdzie jestem". Cała sprawa ma jednak jeszcze inny, polityczny kontekst. (...) Reforma edukacji nie powinna być wykorzystywana do dzielenia Polaków, podgrzewania emocji. Być może potrzebne będą korekty. Ale jest robota do zrobienia i nie ma tu miejsca na polityczne jatki. W tym sporze nie przegra rząd ani opozycja, tylko dzieci. Dlatego reforma po prostu musi się powieść" (Polska szkoła musi się zmienić, 4.09.2017, s. A3)

W poprzednim numerze NAUKI (2/2017)- prof. Zbigniew Drozdowicz pisał: "Podzielam opinię, że uczelnie wyższe zwykle nie najlepiej wychodziły i wychodzą na zbyt bliskich związkach z polityką i z politykami. Tak zwany diabeł tkwi jednak nawet nie tyle w szczegółach, co w tych praktykach, które skłaniają do postawienia pytania: ile polityki może, czy też musi, być w życiu wyższych uczelni, a także, jaka polityka wychodzi im na dobre, a jaka przynosi więcej szkody niż pożytku. Niestety, nie są możliwe jednoznaczne odpowiedzi na te pytania."

Po historyczno-filozoficznej analizie relacji między uniwersyteckimi elitami a polityką autor podaj przykłady z ostatnich dwóch lat (od objęcia w III RP rządów przez polityków prawicy), które dowodzą niesłusznego - jego zdaniem - angażowania się profesorów czy kadr akademickich w bieżące wydarzenia polityczne w państwie. Do kontrowersyjnych kwestii należy zaliczyć jego zdaniem - m.in. (...) udział części społeczności akademickiej w różnego rodzaju manifestacjach politycznych.

Rzecz jasna, nie twierdzę, że nie ma ona do tego prawa. Sprawa jest jednak dyskusyjna wówczas, gdy profesor wyższej uczelni pojawia się na takich manifestacjach i razem z innymi ich uczestnikami wznosi hasła nawołujące do podjęcia jakichś radykalnych działań – mniejsza o to, czy wobec sił politycznych znajdujących się u władzy, czy też wobec sił opozycyjnych."
(tamże, s. 20)

Prof. Z. Drozdowicz zachęca do dystansowania się naukowców do bieżącej polityki, bowiem po pierwsze - nie sprzyja to spełnianiu własnych powinności akademickich, po drugie - nie można rozróżnić między tym, co jest polityczne, oraz tym, co nie jest polityczne, a po trzecie "prawie wszystko to, co się publicznie mówi i robi, może mieć – i niejednokrotnie ma – polityczny charakter; a to, co go nie ma, stanowi takie marginalia tego życia, że politycznym decydentom nie warto się nimi przejmować i zajmować."