06 grudnia 2016
Polityczny analfabetyzm
Czym jest polityczny analfabetyzm?
W szerokim tego słowa znaczeniu jest to brak wiedzy, umiejętności i gotowości do działania w sprawach wspólnych dla danej społeczności i narodu. To jest całkowity lub częściowy brak orientacji, świadomości co do przysługujących jednostce praw, w wyniku czego nie uczestniczy ona całkowicie lub w pełni świadomie we współdecydowaniu także o własnym losie. Brak zainteresowania środowiskiem własnego życia zaczyna się już w rodzinie, szczególnie tej, w której ma miejsce autorytarny styl wychowania, wymóg bezwzględnego posłuszeństwa dziecka wobec rodziców, a następnie w dyrektywnie prowadzonej placówce opiekuńczo-wychowawczej, szkolnej.
Klasa rządząca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak głębokie są procesy politycznego wyobcowania młodzieży, która poddawana presji egzaminów, testów, sprawdzianów jako rozstrzygających o jej dalszych losach, skupia się na przede wszystkim na racji przeżycia, przetrwania w systemie szkolnym, by dostać się na upragniony kierunek studiów, dostać dobrą pracę i jak najszybciej oraz jak najwięcej zarabiać.
Triumf wartości instrumentalnych nad kulturowymi, symbolicznymi staje się jedną z przyczyn apatii i rozczarowania polityką, chyba że ona sama może stać się trampoliną, windą wynoszącą ich ku górze. Socjolodzy traktują niski poziom frekwencji młodzieży w wyborach politycznych jako wskaźnik powszechnego jej (…) rozczarowania istniejącym systemem politycznym i nieufności, jaką budzi. (1)
Ciekawą konstatację brytyjskich komentatorów braku udziału młodzieży w powszechnych wyborach w Anglii przywołuje Furedi, kiedy pisze o tym, że znacznie większa liczba młodych głosuje na swoich idoli w programach telewizyjnych typu Big Brother. Na domiar tego płaci za dokonany przez siebie wybór wysyłając sms czy telefonując na wskazany przez organizatorów TV-show numer.
Polityczne wybory są za darmo a mimo to, nie wzbudzają ani takich emocji, ani zaangażowania. Dlaczego? Z prostego powodu – nie są atrakcyjne, wiarygodne i transparentne. Od lat utrwala się w świadomości młodzieży, że polityka jest tylko dla dorosłych, nie dla nich, bo to bagno, szambo, gra brudnych interesów. Przekonuje się ich, że głosowanie nie ma sensu.
Wystarczy przypomnieć zaangażowanie się premiera Donalda Tuska w obronę prezydent miasta Warszawy, kiedy to w wyniku ogłoszonego referendum o odwołanie jej z tego stanowiska cynicznie apelował do mieszkańców stolicy o bierność, by pozostali w domu. Czyż nie podobnie reagowała lewica i liberałowie na wzrastające poparcie dla konserwatywno-narodowej partii PiS w 2005 r., kiedy to nawoływano młodych do chowania babciom (w moherowym berecie) Dowodu Osobistego?
Były premier rządu Kazimierz Marcinkiewicz obniżał status polityki i jej naczelnych instytucji orędując za prymitywizmem, prostactwem i populizmem, które mają służyć jedynie ich prywatnym interesom, a nie dobru wspólnemu o jak najwyższych walorach.
Skoro życie publiczne stało się pustą skorupą, na sferę publiczną projektuje się prywatne sprawy. W rezultacie namiętności niegdyś rozdmuchiwane przez różnice ideologiczne dziś wybuchają w związku z czyimś złym zachowaniem, kłopotami osobistymi albo konfliktami osobowości. Prywatne życie polityków przyciąga większą uwagę niż sposób sprawowania przez nich władzy (2)
Politycy czynią wszystko, co możliwe, by podtrzymać niezdolność młodych pokoleń do angażowania się w sprawy publiczne z pozycji niezależnej od ich preferencji i afirmowanej przez nich ideologii. Nikt tego nie badał w krajach Europy Zachodniej, gdyż panuje powszechne przekonanie o otwartości i elastyczności systemów edukacyjnych na prawa człowieka, a także jego zaangażowanie w sprawy publiczne.
Tymczasem w 2004 r. Komisja Europejska zwróciła uwagę na niski wskaźnik demokratyzacji edukacji i partycypacji młodzieży w sprawach jej środowiska. W systemach niedopuszczających do demokracji ma miejsce stwarzanie pozoru partycypacji uczniów, rodziców i nauczycieli, a dalej, poza systemem szkolnym – sił społecznych lokalnego czy szerszego środowiska. To tylko potwierdza, jak niskie oczekiwania ma elita władzy względem społeczeństwa i jak je traktuje.
W istocie badania nad brakiem uspołecznienia szkolnictwa publicznego potwierdziły, że pogarda i arogancja wobec wszelkich inicjatyw z tym związanych jest reprodukowana i utrwalana przez wszystkie siły polityczne, które kierowały systemem edukacyjnym w Polsce po upadku pierwszych postsolidarnościowych rządów w 1993 r.
Dwadzieścia trzy lata temu należało wmurować kamień węgielny początku końca demokracji szkolnej, oświatowej, bowiem przywrócona do władzy lewica wykorzystała niezwykle trudną sytuację ekonomiczną polskich rodzin walczących o przeżycie wmawiając im, że już nie mają na nic innego czasu i nie powinni nawet interesować się tym, co jest sferą publiczną.
Najprostszym sposobem na destrukcję demokratyzacji było eliminowanie z dyskursu publicznego informacji, wiedzy na temat możliwego, a oddolnego, a zatem niesterowalnego odgórnie, powoływania w szkolnictwie organów społecznych, jakimi mogły być rady szkół, wojewódzkie rady szkół i krajowa rada edukacji. Jak się okazuje Wydawnictwo Sejmowe odmówiło opublikowania książki prof. dr. hab. Andrzeja Antoszewskiego pt. "Teorie demokracji". Czyżby z końcem roku 2016 teorie stawały się niebezpieczne?
źródła:
(1) F. Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści? przeł. Katarzyna Makaruk (Warszawa: 2008, s. 86)
(2) tamże, s. 89.