19 stycznia 2015
Jak likwidować małe szkoły publiczne, czyli rozwój przez likwidację
Czytam komunikat podległej MEN agendy, a więc Ośrodka Rozwoju Edukacji: "Mamy przyjemność poinformować Państwa, że rozpoczęliśmy nabór na bezpłatne 2-dniowe seminaria „Mała szkoła-problem czy szansa?”
Oczywiście, mała szkoła jest dla MEN, a więc dla rządzących w tym kraju PO i PSL problemem. Trzeba się tych szkół wyzbywać jak zarazy. Wystarczy określić minimalną liczbę uczniów, którą z państwowej łaski można jeszcze utrzymywać z publicznych środków, by skorzystać z okazji i przekazać kolesiom infrastrukturę szkolną do jej sprywatyzowania. Mała szkoła to taka, która w świetle urzędniczej normy liczy nie więcej niż 110 uczniów. Od lat ten wskaźnik jest podwyższany, by zwiększyć szanse na prywatyzację.
Jak słusznie przyznają organizatorzy owych seminariów: "Koszty utrzymania małych szkół samorządowych rosną proporcjonalnie do obniżania się liczby ich uczniów. Stanowi to znaczne obciążenie budżetów Jednostek Samorządu Terytorialnego (JST) i niejednokrotnie staje się przyczyną podjęcia decyzji o ich likwidacji." Populistyczna władza nie cierpi słowa "likwidacja", toteż usiłuje za wszelką cenę mówić o "restrukturyzacji", "wygaszaniu", "reformie", byle tylko nie przyznać się do tego, że w istocie chodzi o zlikwidowanie - w tym przypadku szkolnictwa publicznego i zastąpienie go szkolnictwem niepublicznym, chociaż częściowo dotowanym z budżetu państwa.
Stwierdzenie, że małe szkoły znacznie obciążają budżety JST jest półprawdą. Jeżeli władzom resortu edukacji, tak zatroskanym o jakość kształcenia i wyrównywanie szans edukacyjnych zależy na tym, by owych obciążeń nie było, to mają co najmniej trzy wyjścia: 1) zlikwidować małe szkoły i przekierować dzieci z ich rejonu do tzw. szkół większych, a zatem mniej kosztochłonnych, 2) utrzymać te szkoły za wszelką cenę jako ostoję lokalnej, narodowej, polskiej kultury, tradycji i realnej szansy na wyrównywanie poziomu wykształcenia dzieci z środowisk oddalonych od aglomeracji miejskich; 3) skorzystać z okazji i dać uwłaszczyć się znajomym na publicznym majątku pod pozorem zatroszczenia się o lokalną społeczność, której małą szkołą będą zarządzać biznesmeni z wielkich ośrodków.
MEN nie chce godzić się na dwa pierwsze rozwiązania, bo oba są kosztowne. To pierwsze jest kosztem politycznej przegranej w wyborach do parlamentu czy do samorządów, a to drugie jest kosztem uszczuplenia zysków dla SWOICH. Właśnie dlatego resort edukacji nie zamierza walczyć o środki na właściwe, większe finansowanie małych szkół w stosunku do molochów, gdyż znacznie łatwiej i korzystniej dla urzędników jest skorzystanie z możliwości oddania tych placówek w ręce obywateli (stowarzyszeń, fundacji, związków wyznaniowych czy nawet podmiotów osobowych). Wynika to także z treści zaproszenia na seminaria: "Celem organizowanych seminariów jest zaprezentowanie przedstawicielom JST alternatywnych do likwidacji rozwiązań w zakresie organizacji i finansowania małych szkół. Oprócz rozwiązań prawnych, na seminariach zaprezentowane zostaną sprawdzone przykłady dobrych praktyk stosowanych obecnie w samorządach, które borykały się z podobnymi problemami."
Nie chodzi tu o żadną alternatywę pedagogiczną, tylko organizacyjno-zarządczą. Kto inny ma zarabiać na prowadzeniu małych szkół. Kto inny, niż władza państwowa, ma odpowiadać za jakość kształcenia. Zainteresowanych tym procesem przejmowania małych szkół trzeba wyszkolić w następujących kwestiach:
- Przekazanie szkoły w drodze umowy do prowadzenia osobie prawnej niebędącej JST lub osobie fizycznej. (Diabeł tkwi w szczegółach, toteż najważniejsze będzie w tych umowach zapisane malutkimi literami);
- Prowadzenie działań innowacyjnych przez szkoły. Funkcja wiejskiej szkoły. Szkoła ośrodkiem uczenia się przez całe życie. Przykłady rozwiązań stosowanych w Polsce i w innych krajach (Ciekawe, jakie to są kraje? Czy z centralistycznym systemem zarządzania oświatą, czy zdecentralizowanym? Czy PKB na oświatę jest na tym samym poziomie, co w Polsce, czy może wyższe? itp.);
- Alternatywne rozwiązania, co zrobić, aby uratować szkołę? – krok po kroku. (Innymi słowy, uratowaniem szkoły nie jest działanie MEN w tym zakresie, tylko pozbycie się jej);
- Rola partycypacji w procesie budowania relacji między JST a mieszkańcami w kontekście przekazywania szkoły innemu organowi niż JST. Narzędzia partycypacji. (Jak narzędzia, to zapewne rolnicze)
- Sytuacja oświaty na terenach wiejskich – problemy, wyzwania. Rozwiązania alternatywne do likwidacji szkół - samorządowe przykłady dobrych praktyk z gmin wiejskich.
Oczywiście udział w seminariach jest bezpłatny, podobnie jak koszty noclegów i wyżywienia! Obowiązkowo, muszą to być hotele o wysokim standardzie, stąd i nazwy: Victoria, Lord, Prezydent itp. Seminaria adresowane są przecież do przedstawicieli jednostek samorządu terytorialnego i organizowane w projekcie systemowym „Doskonalenie strategii zarządzania oświatą na poziomie regionalnym i lokalnymi II etap” realizowanym przez Ośrodek Rozwoju Edukacji w partnerstwie z prywatnymi firmami. Seminarium jest współfinansowane przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Nauczyciele pytają, ilu urzędników kuratoryjnych i ministerialnych będzie dorabiać sobie na tych szkoleniach? Czy przygotowywanie skoku na publiczną oświatę i jej infrastrukturę pod hasłem rzekomego jej ratowania, jest rzeczywiście słuszne?
A może rząd ogłosiłby, że wszystkie szkoły publiczne mogą być z dniem 1 września 2015 r. sprywatyzowane? Dlaczego tylko małe szkoły mają być przedmiotem uwłaszczenia partyjnej nomenklatury i związanych z nią osób oraz firm?