Państwowa Komisja Wyborcza nadal zmaga się z ogłoszeniem wyników wyborów do samorządów lokalnych, toteż pomyślałem sobie, że dobrze byłoby przedzielić referowanie debaty o szkolnictwie wyższym, jaka miała miejsce w Białymstoku, problematyką wyborczą w oświatowym kontekście. W końcu od dłuższego czasu wszyscy żyliśmy (w większym lub mniejszym zakresie) niepokojem o to, czy tym razem nastąpi jakaś zmiana i czy rzeczywiście wszędzie jest ona konieczna. Rządzący wprawdzie dawali społeczeństwu sygnał, że prawdziwa władza jest w terenie, w gminie, mieście, powiecie czy województwie, bowiem do tych struktur naszego państwa mają trafić duże środki finansowe z budżetu Unii Europejskiej. Walka zatem toczyła się nie o demokrację, o samorządność, o rozwiązywanie spraw lokalnych a obejmujących dobro wspólne, ale o uwłaszczenie się partyjnej nomenklatury na "unijnym torcie", by jak najwięcej można było z niego uszczknąć dla siebie, dla swoich, także dla miernych, ale wiernych.
Jechałem samochodem do Torunia słuchając kolejnych wiadomości z pola zatroskania i paraliżu rządowych ekspertów, którzy bezradnie rozkładają ręce z powodu braku danych z wszystkich okręgów wyborczych. To już kolejna - po 2002 r. - kompromitacja władzy, która potwierdziła, że PKW nie jest od systemu informatycznego, ale od zabezpieczenia środków na obsługę komisji wyborczych. To nie PKW ponosi odpowiedzialność za ten żenujący spektakl komunikacyjny, ale zbyt niskie honoraria dla informatyków, którzy mieli przygotować nowy system do przekazywania danych. Tym samym dopuszczono do pracy ignorantów, a może cwaniaków i znajomych Królika z Kubusia Puchatka, którzy chcieli zarobić kosztem sprawności całego systemu? Nie wiemy. Ponoć NIK wszczyna kontrolę w tej sprawie. Jak to jednak możliwe, że w niektórych komisjach brakowało kart do głosowania zawierających niektóre komitety wyborcze? Nie o PiS tu tylko chodzi, bo ponoć dotyczyło to także SLD. I my świętujemy 25 lat wolności??? Jakiej wolności? Jakiej demokracji? Gdzie jest rzetelność, uczciwość i profesjonalizm?
Zostawmy to na boku, a powróćmy do bohatera opowiadań pióra brytyjskiego pisarza Alana Alexandra Milne'a, bowiem to on stał się na tydzień przed wyborami samorządowymi elementem lokalnej gry politycznej - w najgorszym tego słowa znaczeniu. W Tuszynie, które to miasto leży między Łodzią a Piotrkowem Trybunalskim, wybuchła afera z powodu rzekomej niezgody radnych minionej kadencji na nadanie placowi zabaw w miejskim parku imienia Kubusia Puchatka. Byłem w tym czasie w Hiszpanii, stąd nie znam przekazów telewizyjnych i radiowych na ten temat. Dopiero na dzień przed wyborami dowiedziałem się od radnej Hanny Jachimskiej o kulisach "afery". Ona sama kandydowała do Rady z lokalnego, bezpartyjnego komitetu, toteż była zaskoczona, kiedy na trzy dni przed wyborami, w czasie ostatniego posiedzenia komisji budżetowej jej kontrkandydatka z SLD złożyła wniosek, by rekomendować Radzie Miasta jej wniosek o nadanie placykowi zabaw dla maluchów (piaskownica z jedną zjeżdżalnią i dwiema huśtawkami ogrodzona płotkiem na miejskim skwerze)imienia Kubusia Puchatka.
Czyżby radna postanowiła poprowadzić swoją akcję wyborczą z przytupem, by zapewnić własnemu komitetowi wyborczemu bezpłatną reklamę? Czy może rzeczywiście miała dobre intencje? Dlaczego jednak z tym pomysłem nie wystąpiła dwa lata temu, kiedy ów placyk "wybudowano" i otwierano? Dlaczego chce, by bohaterem placu był Kubuś Puchatek, skoro nie zabezpieczyła dla tego projektu nawet praw autorskich do używania nazwy i do logo? Wizerunek i imię jest zarejestrowane jako znak towarowy. Nie przeszkadzało to jednak radnej, by zamiast skupić się na budżecie zadłużonego miasta, realizować własny projekt wyborczy. Dziennikarze piszą o rzekomej awanturze , kłótni czy sporze w czasie obrad komisji, a w istocie chcieli oni zdemistyfikować absurdalność tego pomysłu. Radna powoływała się na apel rodziców w tej kwestii, ale nikt treści i podpisów pod nim nie widział. Jaki zatem był sens tej inicjatywy? Radna parła do głosowania, więc na absurd reagowano absurdem. Na rzeczowe argumenty, by skoro już tak bardzo chce ktoś nadać imię temu placowi zabaw, to dlaczego nie afirmować lokalnego bohatera, jakim jest Miś Uszatek, wzmagała się oczywista presja pomysłodawczyni.
A padały tu ze strony opozycji różne argumenty przeciw, jak ten, że w Tuszynie była Wytwórnia Filmów Animowanych, w której powstał znakomity serial dla dzieci Misia Uszatka, więc dlaczego nie pielęgnować własnych tradycji i twórców? Nie. Miał być Kubuś Puchatek, i już. Zaczęto zatem sobie żartować, co zostało przyjęte z całym dobrodziejstwem inwentarza, że nie wiadomo jakiej jest płci ów Puchatek, nie nosi spodni, a przecież w Wikipedii każdy przeczyta, że: "W tłumaczeniach Kubusia Puchatka na język polski, występuje problem określenia jego płci. Irena Tuwim rozumując, że nie da się przełożyć imienia tak, by sprawa jego pochodzenia i rozumienia była jasna dla polskiego czytelnika, ochrzciła misia imieniem Kubuś. Monika Adamczyk we Fredzi Phi-Phi podobnie jak Milne, nadała imię żeńskie męskiemu misiowi, konsekwentnie stosując formy męskie np. (...) Phi miał zamknięte oczy, Fredzia Phi-Phi zatrzymał się nagle i pochylił się zagadkowo nad śladami. Milne ani razu nie nazywa „Kubusia” „Winnie”, stosuje tylko połączenie „Winnie the Pooh”, a najczęściej nazywa misia po prostu „Pooh".
Nie wiedzieli, że strzelili sobie w przysłowiową stopę. Ktoś postanowił wykorzystać ten argument w ośmieszeniu opozycji mimo, że radni, w tym także kontrkandydatka pomysłodawczyni do Rady ma syna, któremu dała imię Jakub (w dzieciństwie słodko brzmiące - Kubuś), że sama uwielbia opowiadania o przygodach tego Misia. To nie miało już żadnego znaczenia. Skoro wynik głosowania w czasie komisji budżetowej był: 7 - TAK i 7 - NIE, a zatem nie powinna ta idea być rekomendowana Radzie Miasta, gdyż nie znalazła poparcia, radna-kandydatka postanowiła następnego dnia przeprowadzić swój projekt wpisując go do porządku obrad. Za drzwiami czekali już dziennikarze różnych stacji telewizyjnych i radiowych, prasowi i internetowi. Nareszcie był lep na muchy:
Jeden pisał: "Radni z Tuszyna pokłócili się o… Kubusia Puchatka i Misia Uszatka. Wszystko dlatego, że ten pierwszy ulubieniec najmłodszych nie ma majtek, więc nie może być patronem placu zabaw. Część z nich uznała, że plac lepiej nazwać imieniem Misia Uszatka, bo przecież to w tuszyńskim Semaforze powstała bajka o jego przygodach. Kolejnym argumentem, przemawiającym za Uszatkiem, ma być fakt, że ten ma na sobie spodenki, a Puchatek… świeci gołą pupą. Co więcej, Kubuś to de facto może być „ona”, bo w okolicach genitaliów nic nie ma. „Dalej poszła radna, która wie nawet, skąd taki transseksualizm u misia ze Stumilowego Lasu. Jej zdaniem Puchatek jest kobietą, bo autor książki, A.A. Milne, miał problemy z samoidentyfikacją płciową i dlatego - jak wynika z informacji radnej – w wieku 63 lat tępą brzytwą obciął sobie jądra! W tej sytuacji rozumie się, że z takim imieniem dla placu zabaw to nie bardzo...” - czytamy na internetowej stronie "Expressu Ilustrowanego"
Inny donosił w podobnym tonie: Radni z Tuszyna zdecydowali, że miejski plac zabaw dla dzieci nie będzie nosił imienia Kubusia Puchatka. Bo Puchatek to postać kontrowersyjna... Radnych boli fakt, że angielski niedźwiadek był dziewczynką, nie nosił majteczek, a twórca jego przygód obciął sobie jądra z powodu problemów z tożsamością płciową. Uważają, że lepszy jest nasz polski Miś Uszatek. (...) Radny Ryszard Cichy: - Ta inicjatywa radnej Koteckiej ma ścisły związek z kampanią wyborczą. Jest kojarzona z imprezą dla dzieci. A nasz Uszatek przynajmniej spodenki nosił. Radna Hanna Jachimska: - Myślę, że żadna matka, nauczycielka czy światła osoba nie zagłosuje na ten pomysł, bo to pomysł pani Ewy na kampanię wyborczą.
(fot. zdejmowanie plakatów)
Rada Miasta nie podjęła uchwały w powyższej sprawie. Czy zajmie się tym projektem nowa Rada? Nie wiemy. Tak inicjatorka , jak i oponenci nie znaleźli się w jej składzie. Radny minionej kadencji R. Cichy nie kandydował, a obie radne A. Kotecka z SLD (inicjatorka akcji) i H. Jachimska (bezpartyjna) ubiegające się o kontynuowanie kadencji - być może z powodu zaangażowania w wyborczą kampanię Kubusia Puchatka - nie otrzymały wystarczającego poparcia. O ile w przypadku pomysłodawczyni tego projektu mnie to nie dziwi, o tyle niewybranie znakomitej dyrektorki Liceum Ogólnokształcącego, nauczycielki języka polskiego, która przez dwie kadencje była radną troszcząc się o edukację i kulturę w tym mieście, wydaje się zupełnie niezrozumiałe. A może komuś na tym bardzo zależało, by taki był tego finał?