28 września 2012
Po co te kongresy?
Końcówka roku 2012 owocuje w liczne kongresy oświatowe. Prześcigają się w ich organizacji różne podmioty, byle tylko dowieść przy tej okazji, że dysponują jedynie słusznym rozwiązaniem (nie-)rozwiązywania problemów polskiej edukacji. Co charakterystyczne, to - jak sama nazwa tych kongresów wskazuje - są one oświatowe, a więc mają na celu oświecanie tych, którzy będą w nich uczestniczyć. Polska oświata jest tu przecież tylko pretekstem do wyżalenia się na bieg spraw, których nie potrafi się w sposób stanowczy wyegzekwować od rządu, samorządu i Parlamentu.
Najpierw miał miejsce w dniach 26-27 września Samorządowy Kongres Oświaty, który został zorganizowany w Warszawie w salach konferencyjnych Stadionu Narodowego przez ogólnopolskie organizacje jednostek samorządu terytorialnego, a tworzące Stronę Samorządową Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego 2012 r. Nic szczególnie interesującego nie przebiło się z tego Kongresu do mediów, którego hasłem przewodnim było ponoć - „Żądamy lepszej oświaty!”
Po pierwsze, kto żąda, a po drugie od kogo? Roszczącą stroną są Organizatorzy Kongresu, a więc ci, którzy występują w imieniu organów prowadzących publiczną oświatę wraz z zaproszonymi na obrady radnymi powiatów i pracownikami samorządowymi. Roszczenia zaś ma spełnić rząd pod naciskiem Sejmu, którego Marszałkowi po zakończeniu obrad delegacja przedstawicieli samorządów wręczy listy z podpisami
zebranymi w czasie kampanii “Stawka większa niż 8 mld". Nie wiemy, czy to stawka duża, czy mała, ale możemy być pewni, że nie jest to stawka większa niż życie.
Jak zapowiedziano przed Kongresem: "Niż demograficzny, zaniechanie zmian systemowych w finansowaniu i realizacji zadań oświatowych przez Rząd i Parlament, doprowadziły do dramatycznej sytuacji wielu polskich samorządów. Oczekujemy od Państwa Polskiego przyjęcia rzeczywistej współodpowiedzialności za realizowanie zadań oświatowych. W trakcie kongresu przedstawimy, poprzez projekty legislacyjne, warunki jakie muszą być spełnione, aby samorządy mogły skutecznie finansować i realizować zadania oświatowe. Kongres daje możliwość wyrażenia opinii i wsparcia postulatów samorządów: gmin, miast, powiatów oraz samorządów wojewódzkich."
Tak więc samorządy zamiast wydać resztki swojego budżetu na stypendia dla najzdolniejszych i najuboższych dzieci, postanowiły wydatkować środki na wycieczkę do Warszawy, w trakcie której możliwe było zwiedzanie obiektu sportowego. W trakcie liczącej prawie 4 godziny sesji plenarnej miały być zaprezentowane rekomendacje z debat merytorycznych oraz postulaty legislacyjne strony samorządowej, a co najważniejsze, miały odbyć się debaty z obecnym i byłymi ministrami edukacji oraz parlamentarzystami o sposobie wdrożenia postulatów samorządowych. Do byłych zaliczono Edmunda Wittbrodta - tego, który "ustawą czyszczącą" wykończył polską samorządność oświatową oraz Katarzynę Hall, która dla samorządności oświaty niczego nie uczyniła. Wprost odwrotnie. Swoją postawą wobec rodziców pokazała najgorsze wzory komunikacji społecznej władzy centralnej. Posłów na tym Kongresie zapewne nie było ze względu na burzliwą debatę "smoleńską", poza może b. dyrektor Gabinetu Politycznego K. Hall - poseł Ligią Krajewską, współodpowiedzialną za bałagan w reformowaniu oświaty. Doprawdy znakomici eksperci. Oświata została zatem skazana na debatę w zaciszu miejsca, które jest symbolem porażki polskiej drużyny na EURO 2012 i z częściowym udziałem tych, którzy z demokratyzacją polskiej edukacji niewiele mają wspólnego.
"Zakres proponowanych przez samorządowców zmian obejmuje przede wszystkim:
- zwiększenie elastyczności sieci szkół (obwody, możliwość łączenia w zespoły i przekazywania podmiotom społecznym zainteresowanym poziomem oferty edukacyjnej)
- stworzenie motywacyjnego systemu wynagrodzeń, w którym zasadniczą rolę odgrywać będą dodatki motywacyjne, powiązane z jakością pracy,
- dostosowanie innych „przywilejów" do realiów (podniesienie pensum o dwie godziny lekcyjne, wprowadzenie zasady rozliczania 40-godzinnego tygodniowego czasu pracy, skrócenie urlopu wypoczynkowego do 40 dni roboczych, zobiektywizowanie zasad udzielania urlopów dla poratowania zdrowia itp.)."
Co ciekawe, samorządowcy nie żądają więcej samorządności, czyli przekazania im władzy w zakresie pełnego samozarządzania polską oświatą, tylko żądają zmian w Karcie Nauczyciela. Tym samym chcą być tylko częściowo samorządni, tzn. państwo niech dzieli budżet i (mało) płaci na oświatę, a samorządy niech udają, że samozarządzają budżetem, na którego wysokość nie mają żadnego wpływu.
Kto jest winien polskiemu kryzysowi oświatowemu (to jest drugi rodzaj kryzysu-straszaka po kryzysie ekonomicznym)? Nauczyciele i ich przywileje. Jak im się je odbierze, a dołoży pracy przy interaktywnej tablicy, to będzie dużo lepiej. A XIX wieczny system klasowo-lekcyjny z anachroniczną dydaktyką oraz centralistyczny system zarządzania oświatą niech trwają przez kolejne wieki. Kto przeprosi nauczycieli za to, że fałszywie zinterpretowano wyniki Raportu OECD - "Education et Glance 2012", z których miało wynikać, że polscy nauczyciele najkrótcej pracują z uczniami w szkole? Czyżby znowu objawił się jakiś rzecznik MEN od manipulacji statystycznych?
Niemalże w tym samym czasie odbywał się VII już - Międzynarodowy Kongres Kadry Kierowniczej Oświaty w Toruniu, którego współorganiztorem jest także środowisko samorządowców, co tylko potwierdza, że oświata dzieli się w strefie wpływów na orientację warszawską i toruńską. Także tam miała być obecna minister edukacji, bo przecież władza - jeśli sama nie chce się czegoś uczyć - to przynajmniej może oświecać innych. Ufam, że teksty wystąpień były różne.
Czeka nas jeszcze jeden kongres oświatowy, który zorganizuje w grudniu niepubliczna placówka doskonalenia nauczycieli, a będzie to V Kongres Prawa Oświatowego. Tu jednak kongres nie będzie kongresem, tylko konferencją poświęconą wyłącznie problematyce regulacji prawnych w oświacie. Jak piszą organizatorzy: Dzięki unikalnej formule szkoleniowej pozwala uczestnikom dogłębnie poznać przepisy regulujące funkcjonowanie szkół i placówek oświatowych oraz nauczyć się działania zgodnie z prawem. Nie przewiduje się w tym ostatnim kongresie udziału ministra edukacji narodowej. Szkoda, bo to jednak podnosi atrakcyjność debaty tym bardziej, że jej uczestnicy niczego nie będą zwiedzać.
Żaden z tych kongresów nie da odpowiedzi na podstawowe pytania:
1) Forpocztą jak rozumianej demokracji jest/ma być polska edukacja?
2) Kiedy polska oświata będzie dobrem ogólnonarodowym, społecznym, a nie łupem i problemem dla partii rządzących?
3) Do czego w rzeczywistości sprowadza się "kontrola" oświaty publicznej ze strony polskiego Parlamentu i jaka jest jej skuteczność?
Może czytelnicy podrzucą jeszcze jakieś tematy, którymi kolejne kongresy powinny się zająć? Debatować bowiem o oświacie bezskutecznie potrafimy bardzo skutecznie.