01 września 2012
Cynicy i hipokryci pod pedagogicznym szyldem
Są wśród nas, w naszym otoczeniu, często spotykamy ich na swojej drodze życia osobistego, zawodowego czy społecznego. Na niektórych jesteśmy skazani, jak uczniowie, którzy muszą chodzić do szkoły, nie mając wpływu na to, kto jest ich nauczycielem; jak pracownicy administracji, którzy zgodnie ze swoimi kompetencjami wykonują zadania, doświadczając często upokorzeń ze strony zwierzchników, zaprzeczającym swoją postawą funkcjom założonym placówki edukacyjnej (oświatowej czy akademickiej), itd.
Jedni mają wykształcenie nauczycielskie lub pedagogiczne, inni nawet stopień lub tytuł naukowy. O sobie mówią, a niektórzy nawet piszą, że są pedagogami, nauczycielami, wychowawcami. Jakoś przez świadomość im nie przejdzie, że są to tylko i wyłącznie dodane do ich rzeczywistego (nie zawsze od razu rozpoznawalnego) wizerunku - role społeczne, które wcale nie muszą mieć nic wspólnego z ich życiem godziwym, jak to ujmował Tadeusz Kotarbiński. Kolekcjonują zatem swoje awanse, kontakty, relacje, często żerując na swoich podwładnych lub współpracownikach, by rozbudowywać sieć własnych, interesownych jedynie wpływów sądząc, że są one trwałe, autentyczne, podczas gdy te wystarczają na tak długo, jak długo jest się w kostiumie danej roli.
Zapominają lub nie chcą dopuszczać do swojej świadomości, kim są jako nosiciele tych ról, czy w ogóle posiadają moralny kręgosłup, czy może tylko owe „statusy” warte tyle, ile papier, na jakim zostały wydrukowane? Czy rzeczywiście wystarczy mieć konstrukcję fizyczną, cielesną, psychiczną z dodatkami funkcji i ról, nie troszcząc się o własną godność? Niektórzy uważają, że wystarczy przefarbować włosy, wymienić partnera, zmienić miejsce zamieszkania, inaczej umeblować pokój, zastąpić jednego dyrektora innym, zmienić logo, a staną się tak oni, jak i ich instytucje kimś – czymś innym, bo udało się coś zakryć.
Najpierw było się zdolnym, chociaż żadna to sztuka, aczkolwiek perfidna umiejętność, do upokarzania kogoś, pomiatania nim, nie szanowania go, a kiedy los ofiary się odwraca, nagle jest się w stanie o wszystkim zapomnieć, byle tylko pierwszemu złożyć gratulacje, jakże „szczere” życzenia swoim byłym "ofiarom", nawet drogą mailową czy sms-em, byle tylko być pierwszym, bo a nuż, znowu coś się ugra, załatwi, a minione doświadczenia pójdą w zapomnienie. Gracze, cyniczni hipokryci, ludzie bez twarzy i godności, pouczający i moralizujący, stanowiący o losach innych bez okazywania im rzeczywistego szacunku, byle sycić się swoją dominacją, władztwem, własnością, bo przecież oni nie potrafią inaczej, jak brać innych w posiadanie, by instrumentalnie wykorzystywać do realizowania swoich celów. Jakoś pomijają w tym wszystkim samych siebie.
Nie ma się co dziwić, gdyż nie należą do istot określanych w języku niemieckim mianem Werttraegerów (nosicieli wartości), nie mogą więc nawet zrozumieć, że w życiu coś można kupić, załatwić, tylko nie da się tego uzyskać – jak Marcin P. - niegodziwym życiem. I co z tego, że miał siedziby, piękne salony, samochody, przychylność władz i politycznego otoczenia, skoro w którymś momencie odsłoniona została prawda jego osoby. Tę bowiem rozpoznaje się – jak mądrze pisał o tym Karol Wojtyła – w czynach.
Jak ktoś jest oświatowym dziennikarzem, to manipulując informacjami, podporządkowując je interesom cynicznych graczy, a nie dociekaniu i ujawnianiu prawdy, staje się dziennikarzyną, pismakiem, na usługach zamawiającego i cenzurującego treści. Jak ktoś postanowił powołać do życia spółkę, by uruchomić oświatowy biznes, ale zapomniał o tym, co jest w nim najważniejsze, akurat w tej dziedzinie, to trudno, by mógł liczyć na sukces. Prędzej czy później cynizm i hipokryzja wyjdą na jaw, bo można je skrywać przez miesiąc, czy rok lub nawet więcej, ale zawsze dochodzi do momentu, w którym trzeba odkryć karty prawdy o sobie, karty prawdy własnych czynów. Cynicy i hipokryci zawsze grają fałszywymi kartami, chociaż początkowo pozorują, że gra jest czysta i przebiega zgodnie z regułami. Fałszywego AS-a noszą jednak w rękawie, bo jak im jedno rozdanie nie wyjdzie, to czymś muszą wygrywać, choć prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw ich nieuczciwość.
Każdy cynik i hipokryta ma swojego pasożyta, a najczęściej całą gamę, by żywiąc się nimi, przypisywać sobie zasługi, których nie ma w jego życiu i czynach, ale sądzi, że może dzięki nim dobrze się „wyżywić”. Cynikami i hipokrytami są jednak także ci, którzy w otoczeniu takiego przełożonego starają się doń upodobnić pod każdym niemal względem. Tracą zatem szansę na bycie sobą, czy jak pisał Erich Fromm – uciekają od własnej wolności. Przypomnę zatem za Tadeuszem Kotarbińskim (Medytacje o życiu godziwym, 1967, s. 50):
Niejeden bardzo chciałby nie być sobą, ale to się nikomu, niestety, nie udaje. Na przykład, gdy sprawcę złego czynu ścigają władze albo własne wyrzuty sumienia. Pragnąłby on przestać być sobą, zmienić osobowość, tak jak wąż zmienia skórę. Ale daremne żale, próżny trud. Więc nawoływanie, by być sobą, zakrawa na żart, ot tak, jak gdyby człowiek o „oczach piwnych usłyszał radę, by miał oczy piwne: ma je już takie i innych mieć nie może.
Tak cynicy, hipokryci, jak i przeciwnicy tych postaw mogą żyć z zachowaniem poczucia własnej wartości obok siebie, z sobą czy przeciwko obstając przy własnej swoistości, a nawet urabiając ją, umacniając lub uwydatniając. Jedni wzmagają zło i toksyny, inni dobro i godność. Każdy sam dokonuje wyboru, z kim mu jest po drodze. Takie są barwy tego życia, kończącego się lata i nadchodzącej jesieni. Zimą niektórzy zamrożą swój fałsz, na wiosnę rozkwitnąć obliczem prawdy…