Od lat nie potrafimy już żyć bez prowokacji. Jedni drugim zakładają podsłuchy, śledzą, ich, obserwują, podpuszczają, byleby tylko złapawszy rybkę na haczyk, przyrządzić ją, opiec i skonsumować. Kiedy tydzień temu przebywałem w Zielonej Górze na konferencji naukowej poświęconej szkole zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka z jednego z uniwersytetów informując zaniepokojonym głosem, że ja sobie jadę na jakąś konferencję, a w Gazecie Wyborczej znalazła się reklama, która zachęcała do podjęcia studiów magisterskich w jakiejś Akademii Komunikacji Społecznej w Poznaniu.
Po co debatować zatem na temat naprawy polskiego szkolnictwa, skoro pod naszym nosem ktoś utworzył fikcyjną ścieżkę szybkiego zdobycia dyplomu. Wabik bowiem brzmiał: „Jak masz maturę, to zostaniesz u nas magistrem w dwa lata”. Podany był numer telefonu i adres strony internetowej. Tłumaczyłem jej, że jest to tylko i wyłącznie chwyt reklamowy. Studia magisterskie trwają dwa lata, a więc wszystko się zgadza. Jeśli masz maturę, to możesz takie studia ukończyć w tak krótkim cyklu, o ile – a tego już reklama nie musiała podawać – masz jeszcze za sobą studia licencjackie.
Zajrzałem na wskazaną stronę. Nie było tam ani jednego nazwiska osoby, które mogłoby świadczyć o tym, że mamy do czynienia z wiarygodną instytucją. Większość uczelni niepublicznych nie ujawnia swoich kadr, gdyż nie mają z tego tytułu powodu do dumy. Nie zdziwił mnie zatem brak informacji w tym zakresie.
Dzisiaj pękła mydlana bańka, gdyż dziennikarze przyznali się do prowokacji. Jak sygnalizuje ONET:
"Gazeta Wyborcza": W ramach prowokacji dziennikarskiej "GW" ogłosiła, że Akademia Komunikacji Społecznej (w rzeczywistości nieistniejąca) oferuje już po dwóch latach studiów tytuł magistra. Na "ofertę" skusiło się wiele osób. Ludzie byli gotowi wpłacać pieniądze, byle mieć zapewnione miejsce. Jak wyliczyli dziennikarze, gdyby przyjmowali wpłaty, w tydzień na koncie "uczelni" byłoby ponad 150 tys. zł
Wymyśloną przez gazetę płatną uczelnię natychmiast zaczęli oblegać kandydaci, wykładowcy zabiegali o etat, a media o reklamy. Kandydaci zdawali sobie sprawę, że w dwa lata żadnej wiedzy się nie zdobędzie. Liczył się jednak papier, dyplom, którego "nie wypada nie mieć" lub którego "żąda pracodawca". "Szkoła" nie podawała żadnych konkretów, ani adresu, ani nazwisk wykładowców, ani żadnych zezwoleń.
Pomimo tego pół tysiąca osób postanowiło od razu podjąć naukę. 200 chciało, ale się wahało. I zaledwie 50 miało podejrzenia, czy aby uczelnia działa uczciwie, zgodnie z prawem. http://wiadomosci.onet.pl/2065193,11,wielka_prowokacja_gw__wielu_dalo_sie_nabrac__politycy_tez,item.html
Dziennikarze nie wzięli pod uwagę tego, że wśród osób dzwoniących do rzekomej uczelni - jako zainteresowanych podjęciem w niej ekspresowych studiów czy pracy - byli także prowokatorzy. Jeszcze w poniedziałek, w trakcie prowadzonej przeze mnie konferencji w Łodzi moi koledzy z innych uniwersytetów opowiadali o tym, jak sami dzwonili pod wskazany w reklamie numer, by dowiedzieć się, jakie są możliwości podjęcia studiów lub zatrudnienia się na korzystnych warunkach. Nie mieli żadnych, nawet najmniejszych intencji, by z tej oferty skorzystać. Chcieli jednak w ten sposób dowiedzieć się czegoś o konkurencji i sprawdzić, czy rzeczywiście możliwe jest wydanie komukolwiek dyplomu na wskazanych w reklamie zasadach. Tego dziennikarze nie wiedzieli, że wśród telefonujących są także prowokatorzy. Tak więc klapa opadła. Można spuścić wodę. Nikogo CBA, ABŚ czy ABW nie aresztowały, nikomu niczego nie udowodniono. A może … agent Tomasz szykował się na podryw sekretarki rektora tej „uczelni” tylko zbyt szybka jej dekonspiracja pozbawiła go szans na kolejny sukces?
Moim zdaniem należałoby powołać w Sejmie kolejną komisję śledczą, ale tym razem wyjaśniającą okoliczności nieudanej prowokacji w „akademii wstydu”.
Za kilka miesięcy psycholodzy czy socjolodzy przeprowadzą sondaż wśród obywateli RP, pytając ich o to, do kogo w tym kraju mają zaufanie albo czy czują się w swoim państwie bezpiecznie. Jakie będą wyniki? Poczekajmy na kolejne prowokacje. Niedługo wszyscy będą przeciwko wszystkim. Nawet na stronie firmy oferującej podsłuchy są w sprzedaży urządzenia je wykrywające. Zabawa w tym kraju trwa. Zapewne nie tylko do wyborów. Tych dokonujemy sami, codziennie.