02 lipca 2015

Mówiły jaskółki, że najgorsze są spółki


Kilka miesięcy temu pisałem o niepublicznym Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Rejowcu w woj. lubelskim. Na skutek różnych interwencji dramatem młodzieży zajął się Rzecznik Praw Dziecka, który przeprowadził kontrolę. Ci, którzy byli na miejscu, wynieśli jak najgorsze wrażenie, podobnie jak kontrolerzy z BRD.

Przypomnę zatem za danymi z lokalnej prasy, że najpierw pojawił się projekt przekazania placówki prywatnej firmie, która chciała uruchomić „poprawczak”. Sprzeciwiali się jednak temu mieszkańcy. Wójt nie zagospodarował budynku po szkole i przekazał go starostwu, a urzędujący wówczas starosta czym prędzej, pod pretekstem poprowadzenia liceum, podnajął budynek tejże firmie, na - jak się okazuje - bardzo niekorzystnych dla starostwa zasadach. O tym, że ośrodek zaczął działać, mieszkańcy dowiedzieli się już po fakcie, kiedy z placówki uciekł wychowanek. Ludzie byli oburzeni. Obawiali się, że trudna młodzież może deprawować ich dzieci.

Tak oto miejscowi prominenci powołali do życia spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, żeby założyć i prowadzić powyższą placówkę. Otrzymali nieodpłatnie od władz powiatu budynek nowej szkoły z halą sportową na 15 lat! Z przekazanej mi korespondencji w tej sprawie czytam, że spółka zatrudnia ludzi na 3 miesiące, a potem ich zwalnia i zatrudnia nowych. To taki sposób na generowanie własnych zysków. Płaca wychowawcy to 1,7 tys. zł miesięcznie, a jest ich ok. 12. Placówka liczy ok. 60 wychowanków. Na każdego podopiecznego spółka z o.o. dostaje 6900 zł. miesięcznie.

Nadawca listu twierdzi, że kontrole ponoć niczego nie wykazały. Chyba jednak tak nie jest. Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale w końcu skutecznie. Co z tego, skoro dzieją się tam coraz gorsze rzeczy: trzy 14-latki z tego Ośrodka uciekły, by sobie zaszaleć. Piły alkohol. Potem jedna z nich została znaleziona półnaga na szkolnym boisku. Najpierw chodziły po Rejowcu, a potem wylądowały w barze, gdzie spotkały trzech mężczyzn. Zatrzymani zostali niesłusznie oskarżeni o gwałt. Prokuratura potwierdza, że do gwałtu nie doszło. To już kolejny przypadek wybryków wychowanków ośrodka.

Były już przypadki znęcania się wychowanków nad kolegami, a nawet brutalnego pobicia przez 16-latka swojego rówieśnika. Doszło do niego w styczniu br. Pobity nastolatek trafił do szpitala. Lekarze musieli usunąć mu śledzionę. Było też kilka ucieczek. Do pierwszej doszło już dwa tygodnie po tym, jak ośrodek zaczął funkcjonować, czyli we wrześniu 2013 roku. Ponad miesiąc temu miała miejsce kolejna tragedia w tym Ośrodku. Jeden z nastolatków wypadł z okna na trzecim piętrze budynku.

To jest Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy?



01 lipca 2015

Wydawcy czasopism w stylu "Mały Rabuś"


Nie jest to informacja o nowym wydawnictwie naukowym czy oświatowym, ale o pewnej uczelni prywatnej, która postanowiła zarobić na "naiwnych" naukowcach. W Polsce nie było do tej pory takiego zwyczaju, by autor artykułu skierowanego do czasopisma naukowego (nota bene wcale nie najwyższych lotów, a już jego rada naukowa, to najniższych) musiał zapłacić za opublikowanie tekstu.

Dawno, dawno temu były tak dobre czasy, że szanujące się redakcje czasopism naukowych płaciły autorom honoraria. Ba, każda gazeta, tygodnik, miesięcznik naukowy czy popularnonaukowy, publicystyczny czy specjalistyczny wypłacały twórcom honoraria za przyjęty do druku i opublikowany artykuł, grafikę, fotografię itp. Mamy neoliberalną wersję kapitalizmu, która z każdym rokiem transformacji staje się coraz bardziej niecywilizowana, nieetyczna. Nic dziwnego, że młodzi naukowcy nie mogą uzyskać nawet najmniejszej gratyfikacji za swoją twórczą pracę. Czytają zatem znowu dzieła Karola Marksa albo Thomasa Piketty'ego.

Proces ten wspomagają przyznane przez Zespół ds. Oceny Czasopism Naukowych przy MNiSW punkty (na podstawie jedynie wypełnionych przez wydawców formularzy, a więc zaocznie, bez analizy merytorycznej, jakościowej). Pojawiły się bowiem na rynku pseudoakademickie hieny. Im niższy poziom członków rady naukowej takiego pisma, im bardziej biznesowa orientacja na jego wydawanie, tym większa łapczywość, by czerpać z tego dochody.

Pisze do mnie młody naukowiec:

Szanowny Panie Profesorze
Być może jestem staroświecki, inaczej postrzegam świat, ale po raz pierwszy „takie coś” mi się przydarzyło. Otóż jest takie czasopismo, kwartalnik z nauk społecznych, którego redakcja mieści się w Łodzi. Ze dwa lata temu opublikowałem tam artykuł. Dowiedziałem się, że w przygotowaniu jest kolejny numer na określony temat, który będzie wydany w języku angielskim, toteż jeśli chcę, mogę opublikować w nim kolejny swój tekst. Rzecz jasna, redakcja zastrzegła, że musi on najpierw uzyskać dwie pozytywne recenzje.

Tak też zrobiłem, napisałem artykuł, dałem do profesjonalnego tłumacza i wysłałem do redakcji. Po jakimś czasie otrzymałem zapytanie, na kogo ma być wystawiona umowa wydawnicza? Odpisałem, że na mnie, skoro to ja napisałem ów tekst. I jak ten „głupi”, bez czytania przesłanego mi formularza umowy podpisałem ją i odesłałem na wskazany adres. Wkrótce okazało się, że nie do końca była to tylko umowa wydawnicza. Otrzymałem bowiem kolejne pismo z fakturą opiewającą na kwotę 300zł plus VAT, razem 369 zł., którą powinienem wpłacić na konto wydawcy za... mój tekst.

Fakt, moja wina, umowy powinno się czytać punkt po punkcie, ale do głowy mi nie przyszło, że tak mnie się naciągnie. Wiele takich umów podpisywałem. Zazwyczaj wydawca deklarował, że ma prawa do artykułu, że „dzieło jest autorskie” itd. Od lat piszę teksty, od lat podpisuję umowy wydawnicze, ale tu czuję się wykorzystany jak junior. Pewnie inni nieświadomi tego, „na dorobku” do awansu wyślą tekst, dostaną umowę, nie przeczytają i podpiszą, aż do momentu, kiedy okaże się, że muszą za to zapłacić.

Na moje zastrzeżenia do redakcji, że przecież pytałem, czy w grę wchodzą pieniądze, dostałem informacje: „widziały gały co brały”. Na stronie napisane jest, że trzeba płacić. Co prawda dopiero od 2014 roku, ale jest napisane. Skoro podpisałem, to zapłaciłem. Jestem uczciwy. Z umów się wywiązuję. Niemniej mam pewien niesmak, gdyż uważam, że tak się nie postępuje. To jest nieeleganckie. Może warto innych ostrzec.".


OSTRZEGAM zatem czytelników: najpierw sprawdźcie na stronie internetowej czasopisma, jakie są wymagania dla autorów tekstów, czego się od nich oczekuje. Nie chodzi tu tylko o stronę edytorską.

Powinniśmy też sprawdzać, kto jest wydawcą czasopisma naukowego? Czy wydawca jest wiarygodny? To, że wydaje je wyższa szkoła prywatna czy akademia lub uniwersytet nie ma tak wielkiego znaczenia jak to, kto jest redaktorem naczelnym i kto wchodzi w skład rady naukowej takiego pisma. W związku z patologiczną jednostką chorobową szkolnictwa wyższego, jaką jest epidemia "punktozy", pojawiły się pisma, które mają służyć tylko i wyłącznie handlowaniu miejscem do publikowania w nich artykułów za... odpowiednią odpłatą. Dotyczy to także amerykańskich czasopism z opublikowanej przez MNiSW - Listy A.

Radzę zbierać na opłatę, jeśli ktoś chce mieć wysoki IF. Właśnie otrzymałem z USA propozycję opublikowania na łamach b. prestiżowego pisma artykułu. Wydawca periodyku pisze: Dear Bogusław ŚLIWERSKI, This is ... (ISSN .... .... ), a professional journal published across the United States by David Publishing Company, Libertyville, USA. We have learnt your paper... We are very interested in your research and also would like to publish your other unpublished papers in ... (ISSN ....-....). If you have the idea of making our journal a vehicle for your research interests, please feel free to send electronic version of your papers or books to us through email attachment in MS word format.

Potem następuje informacja na temat tego, w jakich państwach świata jest ono cytowane, w jakich występuje bazach:

"...... " is collected and indexed by the Library of U.S Congress, on whose official website (http://catalog.loc.gov) an on-line inquiry can be triggered with its publication number ISSN ....-.... respectively, as key words in "Basic Search" column. In addition,............ is to be retrieved by some renowned databases:

★ Database of EBSCO, Massachusetts, USA
★ Ulrich’s Periodicals Directory, USA
★ ProQuest/CSA Social Science Collection, Public Affairs Information Service (PAIS), USA
★ Cabell's Directory of Publishing Opportunities, USA
★ Summon Serials Solutions, USA
★ ProQuest
★ Google Scholar
★ CrossRef
★ Chinese Database of CEPS, American Federal Computer Library center (OCLC)
★ ProQuest Asian Business and Reference
★ Index Copernicus, Poland
★ Qualis/Capes index, Brazil
★ Norwegian Social Science Data Services (NSD), Database for Statistics on Higher Education (DBH), Norway
★ Universe Digital Library S/B, ProQuest, Malaysia
★ Chinese Scientific Journals Database, VIP Corporation, Chongqing, China
★ J-Gate
★ GetCITED, Canada
★ CiteFactor, USA
★ Polish Scholarly Bibliography (PBN), Poland
★ Jour Informatics
★ Open Academic Journals Index (OAJI)
★ Academic Key
★ SJournal Index
★ Scientific Indexing Services
★ NewJour
★ InnoSpace
★ Publicon Science Index
★ Scholarsteer
★ Internet Archive
★ Turkish Education Index
★ Universal Impact factor
★ WorldCat
★ Infobase Index

Information for Authors

1. The manuscript should be original, and has not been published previously. Do not submit material that is currently being considered by another journal.
2. Manuscripts may be 3000-8000 words or longer if approved by the editor, including an abstract, texts, tables, footnotes, and references. The title should not be exceeding 20 words, and abstract should not be exceeding 300 words. 3-8 keywords are required.
3. The manuscript should be in MS Word format, submitted as an email attachment to our email address.
4. Authors of the articles being accepted are required to sign the Transfer of Copyright Agreement form.
5. Authors will receive 1 hard copy with the softcopy of the issue of the journal containing the article.
6. It is not our policy to pay authors. Instead, the authors should pay $60 per page in EW format (if your paper gets higher grade, it will be got a discount or even free if it is regarded as a perfect work).


Szósta z zasad dla autorów jest interesująca. Thank you. Jak będę zarabiał tak, jak amerykańcy profesorowie, to zastanowię się, czy warto zapłacić za druk tekstu w tym właśnie czasopiśmie. Może będzie bardziej prestiżowe, które zażąda np. $120 per page. Nie ma co tak dziadować. Jak mówiła b. minister Bieńkowska "Za 6 tys. to tylko idiota pracuje lub złodziej".

Powracam do listu w sprawie artykułu jednego z naukowców, którego zaszczyciło fakturą wydawnictwo periodyku. Dobrze, że nie zażądali od niego 300 zł. za stronę tekstu. Farciarz!


30 czerwca 2015

Ministerstwo Edukacji Narodowej straszy dyrektorów szkół i nauczycieli


Doprawdy, czegoś takiego jeszcze nie mieliśmy, żeby Ministerstwo Edukacji Narodowej z pieniędzy podatników finansowało odpłatne ogłoszenie na łamach "Głosu Nauczycielskiego", którego treść jest ewidentnym szantażem wobec dyrektorów szkół. Mają oni unikać jak diabeł święconej wody wydawnictw, których oferty są nie tylko jakościowo lepsze, ale także mieszczą się w przewidywanej dla szkół dotacji rządowej na zakup podręczników.

MEN musi mieć przed wyborami sukces, bo skoro ma same porażki, toteż jego władzom wydaje się, że trzeba wtłaczać społeczeństwu populistyczne hasła typu: "darmowe", "rodzice zaoszczędzą", "wyrównujemy szanse", "dbamy o dzieci" itp. Tymczasem kryje się za nimi tak naprawdę tandeta i marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Po raz kolejny odbiera się dyrektorom szkół i nauczycielom analizę merytoryczną, jakościową oferowanych na rynku wydawnictw - podręczników szkolnych i materiałów pomocniczych, by zmusić ich do jedynie "słusznych i wartościowych", bo MEN-skich.

Czytamy w ogłoszeniu na całą szpaltę m.in.:

"W szkołach w całej Polsce trwają obecnie burzliwe narady nad zakupem podręczników dla klas czwartych szkół podstawowych i klas pierwszych gimnazjów w ramach dotacji MEN. Co oczywiste, najwięksi wydawcy bardzo promują pakiety podręczników do wszystkich przedmiotów i pakiety zeszytów ćwiczeń (sprzedawanych najczęściej poniżej kosztów).

Mniej doświadczonym dyrektorom i nauczycielom skorzystanie z oferty pakietowej jednego lub kilku wydawców jawić się może jako jedyny sposób na zrealizowanie dotacji. Jednak dyrektorzy, którzy nawet w najlepszej wierze dopuszczą w swojej szkole do skorzystania z oferty pakietowej, mogą nie tylko mieć trudności z późniejszym rozliczeniem dotacji, ale również nieświadomie wystawić swoją reputację na szwank.


Piękne! Dawno nie mieliśmy tak aroganckiej i niemerytorycznej władzy oświatowej. Ten rodzaj interwencjonizmu władzy państwowej powinien zostać zaskarżony. Ministerstwo straszy, że przeprowadzi kontrolę, a jej negatywny dla dyrektora szkoły wynik uniemożliwi mu "ponowny start w konkursie na to stanowisko"! Największą hipokryzją w tym ogłoszeniu jest zdanie: "Swoboda wyboru jawić się może w obecnej sytuacji jako pusty frazes wypowiadany przez polityków. Tak jednak nie jest, a zachowanie tejże swobody jest bardzo ważne z jeszcze jednego powodu. Nauczyciel, któremu wybrano podręcznik wbrew jego woli (a zatem również i program nauczania), może się poczuć zwolniony z odpowiedzialności za wyniki swoich uczniów."

Przyznam jednak rację Ministerstwu Edukacji Narodowej. Nauczyciel, któremu MEN wskazało tzw. darmowy elementarz - mimo jego fatalnej jakości - wbrew jego woli, może się poczuć zwolniony z odpowiedzialności za wyniki swoich uczniów.

Ministra edukacji narodowej postraszyła w wywiadzie dla Dziennika. Gazety Prawnej (29.06.2015) nauczycieli i rodziców ich dzieci:

Jeśli nowy prezydent przeforsuje, że to rodzice będą decydować o posłaniu sześciolatków do szkół, to kilkanaście tysięcy nauczycieli straci pracę. Jeśli dodatkowo zablokuje zmiany w Karcie nauczyciela, to znaczy, że chce m.in. walczyć o utrzymanie ogródków dla pedagogów wiejskich.

Jeśli Joanna Kluzik-Rostkowska wejdzie do Parlamentu na następną kadencję, to ...

29 czerwca 2015

Co ulegnie zmianie (korekcie) w ocenie parametrycznej jednostek akademickich, jeśli niewiele się zmieni?



Szczecińskie posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z udziałem dziekanów wydziałów pedagogicznych z uczelni akademickich miało - jak zawsze w trakcie tego typu debat - ważną do spełnienia rolę, a mianowicie zapoznanie władz jednostek akademickich z prowadzonymi przez resort nauki i szkolnictwa wyższego pracami nad oceną parametryczną jednostek.

Zaproszonym przez prof. Barbarę Kromolicką w imieniu KNP PAN - do przybliżenia najważniejszych z projektowanych zmian w ocenie parametrycznej jednostek akademickich - ekspertem była dr hab. Ewa Dahlig-Turek, prof. Instytutu Sztuki PAN, przewodnicząca Sekcji Nauk Humanistycznych i Społecznych KEJN. Pani Profesor jest przedstawicielem dziedziny nauk humanistycznych, a więc jednej z tych, którym przewodniczy. Mimo to zaprezentowane przez nią zamysły rządu w powyższej kwestii spotkały się z konkretną reakcją i dyskusją naszego środowiska. Oczywiście, władze mają to do siebie, że jeśli coś przedstawiają, to nie po to, by ich projekt odrzucić, tylko ewentualnie lekko skorygować. Najlepiej rzecz jasna by było, gdyby wszyscy mu przyklasnęli.

A jednak główne zmiany w ocenie parametrycznej jednostek naukowych wynikają - jak mówiła ekspertka KEJN - z faktu, że w bazach resortu jest zarejestrowanych milion "zdarzeń edukacyjnych" w zakresie dorobku polskich naukowców. Trzeba było zatem znaleźć jakieś narzędzie do ich zestawienia i na tej podstawie wyciągania wniosków o poziomie prowadzonych w uczelniach badań naukowych i ich zapleczu. To sprawia, że musi być parametryzacja uczelni i ich jednostek, a - jak stwierdziła E. Dahlig-Turek - "Nie wymyślają tego urzędnicy, ale sami naukowcy", którym urzędnicy powierzyli to niewdzięczne zadanie. Można zatem powiedzieć, że to naukowcy naukowcom zgotowali ten los, czyli zainfekowali środowiska ciężką jednostką chorobową, jaką jest punktoza.

Po raz kolejny okazuje się, że rządzący kreują rozwiązania, których jednym z elementów jest podważanie zaufania do naukowców, a w istocie do dziekanów i rektorów. To oni przecież podpisują elektronicznie wszystkie dane, jakie dotyczą zatrudnionych w uczelniach nauczycieli akademickich i ich osiągnięć naukowych. Niestety, nadal, mimo 25 lat transformacji ustrojowej, niektórzy z nich nie weryfikują we własnych uczelniach przedstawianych przez akademików zestawień osiągnięć naukowych, toteż wprowadzają do baz typu POL-ON informacje, które nie odpowiadają prawdzie. Tam jednak już tego nikt nie weryfikuje.
A szkoda. Powinien jednak zająć się tym faktem organ kontroli i nadzoru MNiSW, by wyeliminować fałszywe informacje na temat rzekomych kwalifikacji naukowych niektórych samodzielnych pracowników naukowych. Tymczasem wiemy, bo fakt ten jest od czasu do czasu rozpoznawalny w ramach akredytacji kierunkowej lub instytucjonalnej, że niektórzy z doktorów habilitowanych - zaliczanych do tzw. minimum kadrowego - wwieźli do kraju dyplomy słowackich uniwersytetów lub prywatnych uczelni, które w żadnej mierze nie są zgodne z polskim prawem i odpowiednikiem dyscypliny naukowej.

Tymczasem dziekani wpisują ich do bazy POL-ON tak, jakby owa zgodność miała miejsce. Przykładem tego, o którym wielokrotnie już pisałem, są uzyskane na Słowacji dyplomy docentów naukowo-pedagogicznych z kierunków kształcenia, a nie z dyscyplin naukowych (np. praca socjalna, dydaktyka nauczania religii, edukologia sportowa, humanistyczny sport, logopedia, itd.). Otóż tego typu osoby są zaliczane do uprawnień w zakresie nadawania stopni naukowych w określonych dyscyplinach naukowych, chociaż sami naukowcami sensu stricte w nich nie są.


Co nowego pojawi się w ocenie parametrycznej?

Wprowadzono zapis, że będzie uwzględniany w 20% dorobek pracowników jednostki spoza liczby N np. doktorantów, emerytów, pracowników dydaktycznych (wykładowców).

Nareszcie nastąpi zrównanie punktacji za monografie naukowe wydane w języku polskim z tymi w języku angielskim. Każda otrzyma 25 pkt. Obowiązkiem władz będzie jednak załączenie strony redakcyjnej, spisu treści, wstępu i zakończenia (bądź podanie linku do strony). Objętość monografii wynosi minimum 6 arkuszy wydawniczych. Warto w kontekście powyższych refleksji dodać, że na Słowacji za monografię "naukową" uznaje się publikację liczącą min. 3 arkusze wyd. Jest różnica?

Nareszcie będą docenione podręczniki akademickie. Jednostki otrzymają dodatkowe punkty np. za uzyskaną przez pracownika nagrodę ministra, nagrodę PAN, nagrodę komitetu naukowego PAN, Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, zagranicznego towarzystwa naukowego lub z rekomendacji właściwego komitetu naukowego PAN. Postanowiono skończyć z "kombinatoryką wydawniczą" w niektórych jednostkach naukowych, w których autorami monografii było nawet 8 czy 10 osób (jedna napisała, a 9 dopisało się do niej). Kreatywność środowiska jest w tym przypadku niewyobrażalna. Teraz punktacja będzie podporządkowana następującym kryteriom:

* za monografię do 3 autorów - po 25 pkt dla każdego;
* za monografię, która ma 4 lub więcej autorów - liczba punktów będzie do podziału między nimi.

Zostaną też po raz pierwszy docenione publikacje zbiorowe (min. 6 ark. wyd.), bowiem ich redaktor a zarazem autor rozdziału (mon. 0,5 ark.wyd.) otrzyma 15 pkt.

W ocenie czasopism także będzie miała miejsce korekta. Lista A – pozostaje bez zmian. Natomiast Lista B - do 10proc. najlepszych czasopism otrzyma dodatkowo 5 pkt., zaś kolejnych 10proc. czasopism 3 pkt. O tym decydować będzie ocena jakościowa, jakiej dokonają zespoły oceny czasopism przy komitetach naukowych PAN. Jest to efekt walki także naszego Komitetu Nauk Pedagogicznych o to, by skończyć z wprowadzaniem na listę czasopism, które są zarejestrowane w MNiSW ale treść wniosków nie jest zgodna z prawdą. Będą też dodatkowe punkty z Polskiego Współczynnika Wpływu. Redakcje czasopism z listy ERIH, które mają 10 pkt., będą mogły starać się o podwyższenie do 15 pkt. jeśli zgłoszą przejście na listę polskich czasopism i poddadzą się ocenie eksperckiej.

Uczestnicy posiedzenia słusznie zwracali uwagę na to, że resort nauki wraz z KEJN wprowadza nowe regulacje do oceny wbrew obowiązującym normom prawa, bowiem te mają obowiązywać wstecz. Tymczasem każda zmiana powinna mieć charakter prospektywny tak, by jednostki i ich kadry wiedziały, w jakim kierunku powinna być prowadzona działalność w zakresie upowszechniania wyników badań naukowych. Ocena wg nowych regulacji miałaby mieć miejsce w 2017 r., ale czy aby do tego czasu będą odpowiadać za ocenę parametryczną te same podmioty i w tym samym składzie? Czy wyniki jesiennych wyborów w 2015 r. nie będą zmianą w polityce szkolnictwa wyższego?
(Certyfikat udziału w posiedzeniu - gdybym zapomniał odnotować w swoim sprawozdaniu z działalności naukowej za rok 2015)













28 czerwca 2015

Samorządowe problemy w zakresie (wy-)kształcenia nauczycieli









Odwołam się do referatu-prezentacji wiceprezydenta Szczecina, który - w odróżnieniu od znanych mi samorządowców odpowiedzialnych za edukację - znał się na tym, czym zawiaduje na co dzień. Pan Krzysztof Soska ma w zakresie swoich obowiązków nie tylko edukację, ale także: ochronę zdrowia, pomoc społeczną, działania na rzecz osób niepełnosprawnych, współpracę z organizacjami pozarządowymi, kulturę i sztukę, kulturę fizyczną, sport i turystykę, sprawy morskie, udzielanie zamówień publicznych, w zakresie związanym z powierzonymi zadaniami, oraz merytoryczny nadzór nad spółkami z udziałem miasta w zakresie związanym z powierzonymi zadaniami. Nie było dukanie, mówienie o niejasnych dla siebie problemach, ale równoprawny akademickiemu dyskursowi sposób analizowania wskaźników oświatowych oraz związanych z nimi dylematów.

Zaproszony na posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z udziałem dziekanów wydziałów pedagogicznych uczelni akademickich w kraju - zaprezentował stanowisko Urzędu Miasta wobec potrzeb kształcenia nauczycieli z perspektywy władz lokalnych. Mogliśmy zatem skonfrontować samorządowy punkt widzenia z naukowym podejściem do studiów terenowych. Są wśród członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN profesorowie, którzy od szeregu lat prowadzą badania - także dla potrzeb samorządów terytorialnych - dotyczące uwarunkowań procesów oświatowych oraz możliwości budowania strategii miasta czy gminy w sferze edukacji publicznej i niepublicznej. Warto w tym przypadku sięgnąć do rozpraw i raportów badawczych profesorów: Marii Dudzikowej, Kazimierza Przyszczypkowskiego, Wiesława Ambrozika, Marka Konopczyńskiego, Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej, Henryki Kwiatkowskiej czy Doroty Gołębniak.

Dobór treści do prezentacji sytuacji szczecińskiej oświaty i jej perspektyw trafnie odzwierciedla dominującą w relacjach między rządem a samorządowcami postawę adaptacyjną z elementami drobnej korekty. Wynika to z faktu, że samorządy nie są samofinansującymi się podmiotami, tylko są skazane na dotacje budżetowe, o których wysokości rozstrzyga Sejm, a przekazuje je władza wykonawcza. Niektórzy nie protestują przeciwko pozorowani troski - w tym przypadku - ministry edukacji narodowej, która wciska społeczeństwu populistyczne hasła bez odsłony kryjących się za nimi interesami sprzecznymi z dobrem uczących się dzieci i młodzieży.

(fot. Uczestnicy debaty- prof. M. Dudzikowa i prof. UWr - Wiktor Żłobicki)

Pan K. Soska zaczął swoją prezentację od diagnozy procesów demograficznych tak, jakby to one miały stanowić główne źródło problemów polskiej oświaty. Cóż nam bowiem po danych, na których wzrost lub spadek jako obecnie zaangażowani w sprawowanie władzy czy kształcenie innych nie mamy de facto żadnego wpływu? Oczywiście, możemy wyciągać z tych danych wnioski np. na temat tego, ilu będziemy mieli uczniów w szkołach. Prognozy z tym związane są jednak częściowo płynne, jak cała nasza rzeczywistość, bo wystarczy, że zwiększy się zarobkowa emigracja młodych Polaków, w wyniku której ich dzieci będą rodzić w Wielkiej Brytanii czy we Francji.

Możemy zatem przyjąć do wiadomości, że: zmiana ustawy o systemie oświaty w zakresie obowiązku szkolnego dzieci sześcioletnich doprowadziła do:
* zmniejszenia się liczby dzieci w przedszkolach, zaś ich wzrostu w latach szkolnych 2014/15 oraz 2015/16 w klasach pierwszych szkół podstawowych (pojawi się po 1,5 rocznika uczniów);

* od września 2015 do czerwca 2020 w szkole 6 – letniej uczy się siedem roczników dzieci;

* od września 2021 do czerwca 2013 w 3-letnim gimnazjum będą cztery roczniki;

* od września 2024 do czerwca 2026 dodatkowy rocznik pojawi się w szkołach ponadgimnazjalnych (technika do 2027).

Naukowcy mogą teraz komentować powyższe dane w kategoriach: zasadności w/w decyzji; ich skutków w codziennym życiu uczących się i organów prowadzących szkoły ze względów ekonomicznych, społecznych, kulturowych i psychicznych. Za kilka lat będziemy mogli dokonać niekłamanej (jak ma to miejsce w przypadku manipulacji Instytutu Badań Edukacyjnych) analizy osiągnięć oraz porażek szkolnych i wzrostu patologii psychicznych wśród absolwentów jako ofiar i beneficjentów tych zmian.

Wiceprezydent miasta słusznie wskazał w swoich danych skutki doraźne, aktualne, a mianowicie: okresową konieczność utworzenia większej liczby oddziałów; okresowe zatrudnianie nauczycieli dla podwójnych roczników; konieczność zatrudnienia nauczycieli o różnych kwalifikacjach w kolejnych 3-4 letnich okresach, jaka wynika z różnych etapów kształcenia.

Jak wynika z danych Urzędu Miasta Szczecin - w roku szk. 2014/2015 w szkołach jego miasta co drugi nauczyciel jest dyplomowany (51%). Nauczycieli mianowanych jest 29 proc., kontraktowych - 16,6 proc., zaś stażystów 3 proc. Z tych liczb wynika to, o czym mówił K. Soska, a mianowicie, że system szkolny jest na długie lata zamknięty dla młodych nauczycieli! Szkoda, że nie ma świadomości tego, że awans zawodowy nauczycieli został zdemoralizowany już w momencie jego wprowadzania w życie, bowiem to nomenklatura ZNP i Solidarności "załatwiła" swoim funkcjonariuszom uprzywilejowaną pozycję tzw. skróconego stażu i/lub natychmiastowego przeskoczenia kilku progów (do mianowania!). Funkcjonujemy zatem w tym kole fikcji i pozoru rzekomego dążenia do "awansu". Tymczasem naukowcy dysponują wynikami badań na temat jego innych jeszcze patologii.

Dowiedzieliśmy się także, że wśród 830 nauczycieli zatrudnionych w szkołach publicznych Szczecina, poniżej 30 r.ż. jest tylko 8,6 proc. nauczycieli; zaś w grupie powyżej 50 r.ż. jest ich 35,5 proc. W grupie wiekowej 40-50 r.ż. jest 32,8 proc. nauczycieli. Wydłużony przez PO i PSL wiek przejścia na emeryturę wzmocni powyższy problem pracy dla młodych.

Inne są jeszcze realia tego zawodu, kiedy spojrzymy na zapotrzebowanie do szkół podstawowych na nauczycieli określonych przedmiotów. Oto bowiem z danych UM Szczecina wynika, że najbardziej potrzebni są fachowcy w zakresie nauczania: języka polskiego 21%, matematyki i wychowania fizycznego – 15%, języka obcego i przyrody – 12%. Na samym końcu tzw. popytu rynkowego są nauczyciele historii 5%, po 4% - muzyki, plastyki, zajęć komputerowych, zajęć technicznych i zajęć z wychowawcą. W przypadku gimnazjów i liceów ogólnokształcących potrzebni są w pierwszej kolejności nauczyciele: matematyki, języka polskiego, języków obcych i wychowania fizycznego. Technika potrzebują nauczycieli kształcenia zawodowego - teoretycznego i praktycznego oraz w zakresie informatyki i języka polskiego.

Wiceprezydent mówił też o tym, jak w ciągu ostatnich 4 lat zniechęcono nauczycieli do korzystania z urlopów na poratowanie zdrowia. Zjawisko przyjmowało bowiem ponoć rotacyjny charakter (nauczyciele uzgadniali między sobą, który weźmie ów urlop ze względu na zagrożenie utratą miejsca pracy). Szkoda, że nie wzbogacił tych danych o ponad 40% nauczycieli pracujących w szkołach mimo zaburzeń psychofizycznych, o czym można dowiedzieć się z naukowych badań na temat wypalenia zawodowego nauczycieli. Władze cieszą się, że coraz mniej nauczycieli leczy się, a nie dostrzegają, że chory jest toksyczny dla uczniów.

Władze Szczecina chwalą swoich nauczycieli za to, że: mają wysokie kwalifikacje formalne – studia wyższe, magisterskie; szeroki zakres sprawności w wykorzystaniu
wiedzy i umiejętności; mają wysokie kompetencje merytoryczne dotyczące zagadnień nauczanego przedmiotu i dobre przygotowanie dydaktyczno-metodyczne. Do słabości własnego środowiska nauczycielskiego zaliczają: niskie kompetencje komunikacyjne i interpersonalne; brak kompetencji wychowawczych: rozwiązywania problemów danego wieku rozwojowego, kierowania zespołem; brak umiejętności rozwiązywania sytuacji konfliktowych; brak umiejętności oceniania i rejestrowania oraz komunikowania postępów uczniów, /np. ocenianie kryterialne, recenzowanie prac uczniów/.

Ukoiłem swoją duszę przepiękną wystawą prac nauczycieli akademickich. Poniżej jedna z nich autorstwa pedagog: dr hab. Justyny Nowotniak)











27 czerwca 2015

Gdzie i w jakim zakresie kształci się w Polsce nauczycieli?

Posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN z udziałem dziekanów wydziałów nauk pedagogicznych/o wychowaniu/studiów edukacyjnych poświęcone było akademickiemu kształceniu nauczycieli.

Rozpoczęliśmy je od diagnozy stanu tego kształcenia w publicznych uniwersytetach i akademiach. Przygotowana przez dr Sławomira Krzychałę i prof. Dorotę Gołębniak ankieta na temat stanu i zakresu kształcenia nauczycielskiego została wypełniona przez dziekanów 87 wydziałów, które prowadzą kształcenie nauczycielskie w różnych typach uczelni akademickich - w uniwersytetach, na politechnikach czy akademiach. Uzyskano wiedzę na temat kształcenia 12 040 studentów studiów I stopnia (stacjonarne) i 7 960 studentów studiów II stopień (stacjonarny). Uwzględniono w tym badaniu także informację na temat kształcenia nauczycielskiego w ramach studiów podyplomowych.

Przyszli nauczyciele edukowani są w ramach jednego z trzech modeli:

1) Kształcenie „przedmiotowców” (np. matematyków, geografów, historyków itp.), które jest organizowane tylko na wydziale (diagnoza objęła edukację w ramach 43 kierunków studiów);

2) Kształcenie „przedmiotowców” organizowane przez jednostkę centralną np. Międzywydziałowy Instytut Kształcenia Nauczycieli albo Studium Pedagogiczne (diagnoza objęła edukację w ramach 150 kierunków studiów). W zakresie pedagogiki i psychologii zajęcia prowadzi Studium Pedagogiczne, natomiast moduły dydaktyczne i praktyki prowadzone są przez instytut. Kształcenie jest w pełni zgodne ze standardami MNiSW;

3) Kształcenie na wydziałach pedagogicznych ((diagnoza objęła edukację w ramach 31 kierunków studiów).

Jak mówił K. Krzychała: Przygotowanie studentów do pracy w zawodzie nauczyciela odbywa się od pierwszego do ostatniego roku studiów, czyli w cyklu dwustopniowym przez pięć lat. Jednostka wydziałowa ma pieczę nad studentami przez cały okres studiów. Pozwala to na monitorowanie i korygowanie postępów studentów w nabywaniu przez nich kompetencji nauczycielskich. Jednostki współpracują z 36 szkołami, które uczestniczyły w projekcie POKL dotyczącym podniesienia jakości studenckich praktyk pedagogicznych.

Przygotowanie do zawodu nauczyciela wiąże się z przygotowaniem pedagogicznym. Na kierunku pedagogika ma miejsce oferta specjalności: "edukacja wczesnoszkolna i przedszkolna". Niektóre jednostki proponują zróżnicowane specjalności jak np. edukacja wczesnoszkolna z przygotowaniem pedagogicznym/z nauczaniem języka angielskiego/z edukacją włączającą/z psychomotoryką/edukacja integracyjna i włączająca czy pedagogika rewalidacyjna.



(fot. profesorowie - Jerzy Nikitorowicz i Barbara Kromolicka)






W kształceniu nauczycielskim dostrzeżono następujące problemy:

- Konieczność łączeniakształcenia nauczycieli na I i II stopniu studiów;

- Wymóg posiadania magisterium do nauczania przedmiotu w gimnazjum spowodował konieczność przeniesienia tego przygotowania na studia magisterskie, które trudno jest sensownie zrealizować (przy dużej liczbie godzin praktyk) w toku 2 lat studiów;

- Konieczność rezygnowania z możliwości kształcenia nauczycieli na studiach podyplomowych, gdyż jest to - ze względu na wyłączenie tej formy uzyskiwania kwalifikacji spod kontroli PKA - oszukiwanie słuchaczy;

- Rozdzielenie bloków przedmiotowego, psychologiczno-pedagogicznego i dydaktycznego;

- Zbyt duża liczba godzin w standardach kształcenia nauczycieli przeznaczonych na kształcenie w zakresie pedagogiki, a realizowane międzywydziałowo.

Podstawową wadą jest próba unifikacji kształcenia dla wszystkich przedmiotów z dominacją wiedzy ogólnopedagogicznej (dydaktycznej) nad przygotowaniem specjalistycznym dotyczącym konkretnego przedmiotu np. matematyki i informatyki. Brak jest rzeczywistych doświadczeń w pracy szkolnej, gdyż odbywane przez studentów praktyki w bardzo niewielkim stopniu pokazują rzeczywisty obraz problemów pracy nauczyciela. Powoduje to lekceważący stosunek studentów do przedmiotów. pedagogicznych.

Kształcenie nauczycielskie powinno kończyć się egzaminem końcowym, dopuszczającym do pracy w zawodzie nauczyciela.


W raporcie prof. D. Gołębniak i dr. S. Krzychały zwrócono uwagę na problem nieprecyzyjnych zapisów w Rozporządzeniu MNiSW z dnia 17 stycznia 2012 r. w sprawie standardów kształcenia nauczycieli. Brak jest bowiem w standardach czytelnego zapisu co do przygotowania merytorycznego (np. w zakresie bloku przedmiotowego "Przyroda" w szkole podstawowej). Rozporządzenie w części dotyczącej realizacji modułów kształcenia nie wyszczególnia liczby godzin i liczby punktów ECTS na poszczególne poziomy kształcenia.

Moduł 4 dający uprawnienia do nauczania kolejnego przedmiotu obejmuje zajęcia z dydaktyki danego przedmiotu w szkole podstawowej, gimnazjalnej i średniej, łącznie w wymiarze 60 godzin. Pojawia się zatem pytanie: Czy praktyki (60 godzin) muszą się odbyć także we wszystkich typach szkół czy wystarczy jeden poziom? Najczęściej jest tak, że studenci sami sobie szukają miejsce odbywania praktyki, aczkolwiek niektóre wydziały udostępniają bazę placówek oświatowych, w których istnieje możliwość realizacji zadań praktycznych. Niestety, tylko 3 jednostki miały własne szkoły ćwiczeń. Jest też jednak i tak, że uczelnia oferuje działania o szerszym zakresie np. włączanie studentów do święta nauki. Poza praktyką w szkołach tylko 1/3 jednostek oferuje inne jeszcze formy i miejsca odbywania praktyk.

Studenci w toku studiów pierwszego stopnia realizują wszystkie komponenty modułu 2 i 3 i uzyskują uprawnienia do nauczania na II etapie edukacyjnym. Studenci studiów drugiego stopnia chcąc uzyskać uprawnienia do nauczania na III i IV etapie edukacyjnym winni realizować również moduł 2 i 3. Jak zatem należy traktować studentów studiów II stopnia, którzy w toku studiów I stopnia zrealizowali wszystkie komponenty modułu 2 i 3 ww. rozporządzenia? Istnieje zatem konieczność dookreślenia przygotowania pedagogicznego, zwłaszcza w odniesieniu do wychowawców.


Prof. Dorota Gołębniak postawiła otwarte pytania, które wymagają odpowiedzi nie tylko ze strony kadr kształcących kandydatów do zawodu nauczyciela:
Jaki jest udział w tej edukacji przedmiotów pedeutologicznych? Dlaczego ma miejsce niewystarczająca obecność pedagogiki w kształceniu nauczycieli w uczelniach akademickich? Ku jakiemu zmierzamy modelowi nauczycielskiego profesjonalizmu?

Ten obraz stanu nauczycielskiego kształcenia dopełniła swoją krytyczną i teoretyczną refleksją prof. Henryka Kwiatkowska. Podoba jej się zróżnicowana oferta programowa uczelni w ramach przedmiotu pedeutologia. Istnieje tu duża elastyczność w formułowaniu przez studentów problemów oraz aktualna jest w proponowanej do samokształcenia literatura przedmiotu.

Została już przygotowana do druku najnowsza monografia zbiorowa pod redakcją Profesor pt. „Uczłowieczyć komunikację. Nauczyciel wobec ucznia w przestrzeni szkolnej”, która jeszcze w tym roku ukaże się w Impulsie.

W zespole pedeutologicznym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN powstają prace doktorskie z tej subdyscypliny nauk pedagogicznych. Zasadniczy jej rozwój może się dokonać dzięki podstawowemu rozpoznaniu złożoności pracy nauczycieli. W ich kształceniu należy zwracać uwagę na swoistość działania pedagogicznego, na naturę tego zawodu, gdyż nie ma w nim nic powtarzalnego. Dla Zygmunta Freuda jest to zawód niemożliwy do spełnienia, ale społecznie konieczny, chociaż paradoksalny.

Nauczyciele mają kłopot z odczytaniem natury swojego zawodu. Uczestniczą w tragicznym wysiłku. Nauczyciel nie może zaniechać tego, czego osiągnąć nie może, ale też praca nauczyciela - jak mówiła prof. H. Kwiatkowska - nie może być pretekstem do poczucia nonsensu własnego wysiłku. Tymczasem w szkole z wymierności uczyniono cnotę. Nauczyciele akademiccy są nauczycielami od większej złożoności świata. Niepewność, nieprzejrzystość płynnej ponowoczesności jest wpisana w mądrość nauczycielskiego działania.

Powinniśmy zatem kształcić o nadmiarowości wiedzy jako koniecznej w pokonywaniu w przyszłości trudów tej profesji. Kwalifikacje nauczyciela są niedomknięte. Nie można go przygotować na wszelkie możliwości, z jakimi mógłby spotkać się w swojej pracy. On musi mieć nadmiar kwalifikacji, by mógł szybko generować nowe własności poznawcze.







26 czerwca 2015

Pedagodzy w Szczecinie a grafenowe hieny


Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk wraz z dziekanami wydziałów pedagogicznych/edukacyjnych/nauk o wychowaniu czy społecznych obraduje na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego, który obchodzi w tym roku Jubileusz 30-lecia.

Debatę na temat kształcenia nauczycieli w uczelniach naszego kraju planowaliśmy już od roku. Wówczas nie mogliśmy nawet przewidzieć, że Ministerstwo Edukacji Narodowej "wyprodukuje" kolejny projekt aktu prawnego, który będzie dotyczył szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli. Komitet Nauk Pedagogicznych skierował do MEN dwie ekspertyzy, które wyraźnie wskazują na schizoidalność polityki oświatowej w naszym kraju. Z jednej bowiem strony rządzący narzekają na nie najlepsze wykształcenie polskich nauczycieli, a z drugiej strony sami obniżają wszelkie progi wymagań wobec ich kwalifikacji.

Skoro akademiccy pedagodzy i psycholodzy kształcą na studiach stacjonarnych kandydatów do nauczycielskiego zawodu, a na studiach niestacjonarnych także (kiedyś tylko i wyłącznie) już zatrudnionych w tej profesji, częściowo zmuszonych do podwyższenia wykształcenia, to nie ma się co dziwić, że są żywotnie i profesjonalnie zainteresowani odpowiedzią na pytanie: kogo mają kształcić, w jakich warunkach i w jakim zakresie? Już nie pytamy - jaki powinien być minimalny okres przygotowywania zawodowców oraz jakie są konieczne do realizacji tego zadania środki finansowe?

Kiedy po pierwszym bloku obrad wróciłem do hotelu, by podzielić się wrażeniami z naszej dyskusji, otrzymałem link do materiału, który zamieszczam poniżej zachęcając do jego uważnego wysłuchania.




Co to ma wspólnego z kształceniem polskich nauczycieli? Otóż ma, i to bardzo wiele wspólnego. Wybitnie uzdolnioną młodzież wprowadzili do świata nauki polscy nauczyciele, a bohatera tego reportażu zapewne wykształceni jeszcze w okresie PRL pedagodzy, pasjonaci fizyki i matematyki.

Słusznie internauci ślą listy protestacyjne do władz PSL i premier Ewy Kopacz - w imieniu znakomitego zespołu naukowego i jego dyrektora oraz upominając się o minimum przyzwoitości w zarządzaniu placówkami naukowymi. Czyż maksyma Władysława Bartoszewskiego: "warto być przyzwoitym" nie była tak niedawno eksponowana jako cnota na pogrzebie Władysława Bartoszewskiego przez przedstawicieli "elit" rządowych i poselskich?

Prof. Tadeusz Pilch mówił wczoraj w Szczecinie o tym, że pedagogika nie może być nauką milczącą, obojętną na zachodzące w kraju procesy, zmiany, jeśli jej przedstawiciele są świadomi ich toksyczności, zagrożeń, dysfunkcji czy patologii. Czy środowisko akademickie ma być sprawcą zaniechania interwencji w tak kluczowej sprawie, jak przedstawiona w niniejszym reportażu i czy ma godzić się na wszystko?

Odkładam zatem relację z tej debaty na później. Sprawa twórców grafenu i ich przełożonego wydaje się w tym momencie najważniejsza.