05 czerwca 2023

"Prawo moralne a życie publiczne"

 


Gdybym chciał tak, jak czynią to pseudowydawcy programów informacyjnych, zmanipulować przesłanki etyczne działań polityków władzy, to wybrałbym następujący fragment z podręcznika "Etyki dla szkół średnich" ks. dr. Józefa Lubelskiego, który tak pisał ponad 90 lata temu (podkreśl.moje):

Bardzo ważne jest pytanie, czy prawo moralne obowiązuje tylko w życiu indywidualnem czy także w życiu publicznem, partyjnem, państwowem, narodowem, społecznem. (...) prawa moralne obowiązują tylko jednostki w życiu osobistem i w ich stosunkach prywatnych, - w życiu publicznem natomiast należy (...) stosować etykę inną, państwową, narodową czy partyjną, dla której najwyższą normą moralności jest dobro państwa, narodu czy partji, bez oglądania się na nakazy czy zakazy etyki indywidualnej. (...) gdy zachodzi potrzeba - to dla dobra państwa czy narodu dozwolone jest kłamstwo, niedotrzymywanie umów, przekupstwo, podejście, prześladowanie i wynaradawianie innych narodów i.t.d. - cel narodowy, państwowy czy partyjny - uświęca (...) wszystko. 

Prawda, że to wystarczy, by wdrukować społeczeństwu właśnie taką wykładnię działań władzy, którą stosowały partie lewicowe, liberalne i prawicowe? W ramach HiT-u mógłbym nawet kazać uczniom nauczyć się tego akapitu na pamięć, by wiedzieli, jakie jest ich miejsce na świecie. Jednak dociekliwy uczeń i uczciwy nauczyciel zwróci uwagę na kolejny akapit w tym podręczniku, który brzmi tak: 

Otóż zapatrywanie takie jest według etyki katolickiej fałszywe i niedopuszczalne. Kościół katolicki stanowczo potępia wszelki dualizm etyczny, jakoteż zasadę: "cel uświęca środki". Co jest złem w życiu prywatnem, nie może być dobrem w życiu publicznem. Tak, jak żadna potęga ludzka nie może zniweczyć praw matematycznych, tak samo nie może zmienić i praw moralnych, bo pochodzą one od Boga, który je dał nietylko dla jednostek i dla życia osobistego człowieka, ale i dla życia publicznego i dla całych społeczeństw. Wśród wojny, jak i wśród pokoju każda, nawet najwyższa polityka, liczyć się powinna ze sprawiedliwością, uczciwością i prawdą. Żadna sprawa natury publicznej nie powinna święcić triumfu kosztem zasad moralnych, tych największych wartości ludzkości (s. 29).  

 Uczmy zatem nasze dzieci czytania nie tylko ze zrozumieniem, ale i w pełnym zakresie znaczeń, by odróżniały PRAWDĘ OD FAŁSZU, DOBRO OD ZŁA, PIĘKNO OD KICZU, NAUCZYCIELI OD INŻYNIERÓW SPOŁECZNYCH.  


03 czerwca 2023

Kto powoła do życia czasopismo "Krytyka naukowa"?

 

(fot. z Galerii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)

Kolejne, jakże ważne pytanie, skierował do mnie autor recenzji, którą skierował do jednego z czasopism naukowych z wykazu MEiN: 

Czy opublikowana w wysoko punktowanym czasopiśmie recenzja książki naukowej miałaby przyznane punkty, skoro nie jest artykułem? Już sam się pogubiłem w tych nie do końca jasnych kryteriach.

Autor opublikowanego w czasopiśmie artykułu recenzyjnego otrzymuje 25% wartości punktowej w stosunku do pozostałych artykułów. Należy zatem wartość punktową podzielić na cztery. Tego typu rozwiązanie sprawia, że zanika krytyka naukowa. Po co pisać recenzję czyjejś rozprawy, polemizować z jej treścią czy zachwycać się nią, skoro to się najzwyczajniej w świecie "nie opłaca". 

Minister nauki podtrzymuje zatem regulacją prawną niniejszy stan, w związku z czym wydawnictwa z wykazu MEiN mogą publikować wszystko, co im tylko wpadnie do roboty, bo wystarczy jedna czy dwie recenzje profesorów, a nawet doktorów, którzy zachwycą się nad maszynopisem, a na konto wydawcy wpłyną na ten cel środki. Opisywane przez Marka Wrońskiego na łamach "Forum Akademickim" plagiaty są najlepszym potwierdzeniem kwitnącej w Polsce patologii. 

Kto czyta recenzje książek, jeśli takowe w ogóle znajdują się w czasopismach? Kto z nich korzysta i do czego? Rozumiem, że wprowadzona przez KEN punktacja byłaby poprzedzona analizą naukową w poszczególnych dyscyplinach i liczących się w nich i dla nich czasopismach, to byłbym w stanie zaakceptować każde rozstrzygnięcie urzędników. Natomiast nie znajduję uzasadnienia dla parametrycznej oceny strukturalnej zawartości czasopism. 

Rzetelna, pogłębiona recenzja czyjejś rozprawy może mieć dla nauki i naukowców większe znaczenie niż naukowy artykuł. Na rynku wydawniczym znajdują się setki książek będących podstawą w postępowaniu na stopień doktora, doktora habilitowanego czy na tytuł profesora, które zakończyło się dla ich autorów porażką. Recenzenci w trakcie tych postępowań wykazali bowiem fundamentalne błędy merytoryczne, w tym metodologiczne,  braki czy niestaranność warsztatową. 

Brak recenzji takich rozpraw sprawia, że czytane są i przywoływane w kolejnych publikacjach jako poprawne, a nawet wzorcowe. Nie spełnili swojego zadania recenzenci wydawniczy, zaś rolą wydawcy nie jest podważanie ich opinii, bo nie posiadają swoich superrecenzentów. 

Proponuję następujące rozwiązanie: niech któryś z uniwersytetów czy jedna z akademii powoła do życia nowe czasopismo: "KRYTYKA NAUKOWA" i na jego łamach publikuje artykuły o naukowych książkach. Może wówczas minister przyzna takiemu pismu co najmniej 100 punktów, dzięki czemu będzie "opłacało się" zamieszczać na jego łamach artykuły o naukowych i pseudonaukowych książkach.