20 grudnia 2021

Refleksja krytyczna o "Refleksji krytycznej w edukacji i pedagogice"

 


    Bardzo ucieszyła mnie nowa książka profesora Henryka Mizerka, nad którą pracował przez ostatnie trzy lata, gdyż warto było na nią czekać. Tego typu studium przeglądowo-metapoznawcze będzie bardzo dobrze wspomagać pedagogów ubiegających się o przyjęcie ma studia III stopnia w wybranej przez siebie Szkole Doktorskiej. Wprawdzie w podtytule monografii jest pytanie, czy aby zawarta w intencji autora refleksja krytyczna w edukacji i pedagogice nie musi być wykonalna? ("Misja [nie]wykonalna?"), to jednak mimo wszystko warto się nad tym zastanowić. 

W świetle upełnomocnionej prawnie przez MEiN punktacji za wydaną monografię i artykuł naukowy można uzyskać tyle samo punktów, a za artykuł nawet więcej, bo nie 100, ale 140 lub 200 pkt. Za kilkunastostronicowy artykuł poświęcony tej samej problematyce autor może w kraju także otrzymać 100 pkt.,  więc tyle samo, co za książkę liczącą 171 stron. Warto zatem skierować pytanie do ministra Przemysława Czarnka: PO CO PISAĆ KSIĄŻKI, skoro praca nad nimi trwa wiele lat, a "zapłata" jest równoważna 5%-10% tekstu artykułu? 

Nie lepiej byłoby opublikować dziesięciostronicowy artykuł w periodyku za 140 czy 200 pkt. w języku angielskim, by nikt w kraju go i tak nie przeczytał, a jeśli nawet, to być może nie zrozumiał, gdyż zakres analizy treści musiał być powierzchowny, quasisyntetyczny? Dla profesora tej klasy, co H. Mizerek, napisanie takiego artykułu nie wymagałoby trzech lat, gdyż wystarczyłby tydzień, a może i jeszcze mniej.  

W świetle powyższego nonsensowna i demotywujaca jest ewaluacja publikacji. Jeszcze rok, dwa, a w pedagogice, socjologii, naukach o polityce, teologii, historii, filozofii itp. w ogóle nie będzie się "opłacało" pracować nad monografią, skoro jej wartość została zdewaluowana przez ministerstwo, które w nazwie ma edukację i naukę, a rządząca formacja ponoć troszczy się o narodową kulturę, język polski, historię, dziedzictwo narodowe itp.                

Wyznacznikiem rzeczywistych osiągnięć naukowych nie jest już monografia naukowa. Zniknęła z wymagań na tytuł naukowy profesora, a w przypadku habilitacji może być zastąpiona cyklem artykułów. Cykl nie jest dookreślony, toteż mogą go stanowić co najmniej 3 artykuły.     

Kiedy więc H. Mizerek pyta w "Słowie wstępnym" do swojej monografii: Czy możliwe jest napisanie książki o refleksji krytycznej, która byłaby jednocześnie najzabawniejsza i najzmyślniejsza? - to odpowiadam: TAK. Jak najbardziej. Ministerstwo zlikwidowało w aktach prawnych formalne parametry dla monografii, toteż może nią być nieopublikowana w żadnym czasopiśmie, zgodnie z wymogami PBN (z numerem ISBN) publikacja licząca 20 czy 40 stron. Dlaczego nie? Jest to najzabawniejsze i najzmyślniejsze.  

Nic dziwnego, że stateczni profesorowie nauk medycznych z tytułem profesora, na który zasłużyli w wyniku kilkudziesięciu lat pracy naukowo-badawczej, klinicznej, eksperymentalnej wyrażają swoje oburzenie na zaistnienie w naukach medycznych zdumiewającej akceleracji "rozwoju naukowego" wśród trzydziestolatków (liczonego sumą punków za kilka artykułów w zagranicznych czasopismach medycznych) oraz  najzabawniej i najzmyślniej działający akcelerator publikacyjny wzorem "Baksika" (do napisanego artykułu przez jednego autora, dopisywanych jest już nie kilkoro, ale nawet kilkudziesięciu "współautorów"). Dzięki temu każdy pacjent może być dumny, że ordynatorem szpitala jest 30-letni profesor tytularny. Taki mamy postęp. 

Powróćmy jednak do książki H. Mizerka, którą warto mieć na swojej domowej półce startując w akademickiej profesji. Dla studentów książka jest zbyt trudna, bo nie ma obrazków, memów, emotikonów. Może kilka osób na studiach uzupełniających sięgnie po nią z obowiązku zreferowania w pracy dyplomowej założeń pragmatyzmu pedagogicznego Johna Deweya czy koncepcję Donalda Schöna. O ile rozprawy Amerykanina są już w przekładzie na język polski, to - jak słusznie pisze autor tej książki - nikt jeszcze nie przetłumaczył w całości i nie doprowadził do ich wydania w Polsce. Znacznie lepiej sprzedają się banały Jespera Juula.   

Czytając jednak rozdział zatytułowany "Kategorie towarzyszące. Myślenie krytyczne" zrozumiemy, dlaczego jest to niemożliwe, tak u nas, jak i ponoć w USA (chociaż w to wątpię). Zanim bowiem przytoczyłbym wyniki badań m.in. I. Czaji-Chudyby, zastanowiłbym się nad ich wartością poznawczą ze względu na zastosowane przez nią narzędzia diagnostyczne i wnioski nieadekwatne do uzyskanych danych. Zostawiam to jednak na marginesie refleksyjnego myślenia. 

Rozprawa H. Mizerka jest ważna dla pedagogiki ogólnej, w tym metodologii badań pedagogicznych. Jedyna teza, której Autor sam zaprzecza w innym miejscu tej publikacji, wybrzmiała na s. 11: Pedagogika nie może rozmyć się w języku innych nauk o człowieku. Ma własny sposób widzenia rzeczywistości i formułowania problematyki badawczej. 

    Otóż pedagogika musi "rozmyć się" oraz "zanurzać" w innych naukach humanistycznych i społecznych, gdyż badają one te same fenomeny. Nasza dyscyplina nie posiada własnego sposobu formułowania problematyki badawczej, gdyż ten jest pochodną metodologii nauk humanistycznych i/lub społecznych, a nawet przyrodniczych w zależności od przedmiotu badań. Mizerek dość obficie korzysta w swojej argumentacji z filozofii (naukoznawstwa, ontologii i epistemologii) i psychologii, gdyż przywoływani przez niego (niektórzy) pedagodzy są niejako w swoich rozprawach "zakładnikami" także wspomnianych tu dyscyplin naukowych. 

Chyba, że Mizerek miał na myśli całkowite zatracenie się pedagogiki w innych naukach, to rzeczywiście byłoby wykreśleniem jej z dziedziny nauk społecznych i usunięcie z wykazu odrębnych dyscyplin naukowych. Jak pisze: 

Uznałem zatem, że przyglądając się refleksji oraz analizując jej oblicza prezentowane w różnych koncepcjach, lepiej jest podchodzić do nich w tradycyjny sposób niż uporczywie poszukiwać hipotezy, najlepiej takiej, którą można skomercjalizować [s. 11]. 

Rozprawa ma oryginalną strukturę, opartą na metaforze architektury warmińskiej chałupy oraz aktualny dobór treści, które są efektem rzetelnych studiów zagranicznej literatury przedmiotu. Czyta się ją zatem z dużą przyjemnością jako także uświadamiającą głębokie zaniedbania w sferze konceptualizacji badań przez coraz gorzej wykształconych współczesnych pedagogów, którzy nie tyle nie są bezstronni, bo tego wymiaru nie da się chyba uniknąć w nauce, co są bezrefleksyjni, bezkrytyczni, powierzchowni, otwierając dawno wyważone drzwi. Jak już natrafią przypadkowo na jakąś książkę, rzecz jasna - koniecznie amerykańską czy brytyjską - to natychmiast przypisują jej autorowi miano odkrywczej.  

Przywoływane w książce Mizerka różne koncepcje, typologie umiejętności czy uwarunkowania myślenia krytycznego są ciekawe, chociaż w Polsce niemalże zupełnie niepraktyczne, szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę postulat przestrzegania wysokich standardów etycznych i merytorycznych. Tak, jak nie były one przestrzegane przez recenzentów w postępowaniu na tytuł naukowy profesora Andrzeja Zybertowicza, tak też nie są stosowane przez ekspertów Prezydenta RP, którzy odmawiają nadania tego tytułu pozytywnie ocenionym przez specjalistów uczonym. Mam tu na uwadze uczelnianych profesorów z UW - Michała Bilewicza i z UMK - Waltera Żelaznego. 

Podobnie, uniwersyteckie oficyny wydają książki m.in. o rzekomym myśleniu krytycznym, ale w wykonaniu autorów, którzy tego nie potwierdzają poziomem metodologicznym zawartych w nich zalożeń badawczych. O tej patologii piszę w książkach:  




    







    





Znakomicie, że H. Mizerek odnosi się w swojej publikacji do nauczycieli polskich szkół, by stawali się lub utrzymywali status nauczycieli refleksyjnych, myślących, krytycznych, gdyż realizuje tym samym ważną funkcję łączności teorii z praktyką. Nauczyciele muszą być inaczej kształceni na uniwersytetach i w akademiach, skoro mają być  profesjonalnie wykształceni do założeń alternatywnej epistemologii dydaktyki szkolnej. Słusznie pisze: 

Konieczna jest radykalna zmiana koncepcji i programów kształcenia oraz jego filozofii w kierunku interdyscyplinarności i współpracy między wydziałami [s.68]

Potrzebne są jednak badania dotyczące nie tyle refleksyjności nauczycieli, co urzędników MEiN i władz tego resortu. Tak długo, jak długo zarządzać będą polityką oświatową ignoranci, którzy ubiegają się dzięki tej roli o bycie posłem w Parlamencie Europejskim (finansowa pokusa), tak długo refleksyjność i refleksywność nauczycieli będzie służyć tylko niektórym w ich zaangażowanej pracy dydaktycznej w szkolnictwie. 

Na marginesie muszę zwrócić uwagę, że Karol Wojtyła chyba jednak nie był w Polsce pierwszym filozofem rozróżniającym refleksyjność i refleksywność. Mylne może być uwzględnienie daty 2. wydania jego znakomitego dzieła "Osoba i czyn" (1985) a np. Wojciecha Chudego (1984). Być może warto to ustalić, chociaż nie jest to kluczowe dla pedagogiki. Marek Rembierz może tę kwestię ustalić, żebym nie wprowadzał w błąd czytelników. No, ale Mizerek pisze, by być refleksywnym, więc dał nam zadanie.




Trafnie H. Mizerek zachęca nas do wątpienia i kwestionowania różnych koncepcji, teorii, podejść badawczych czy praktyk pedagogicznych, do ogniskowania uwagi bardziej na tym, co społeczne, aniżeli indywidualne, chociaż tego ostatniego wymiaru nie wolno lekceważyć. No  i wreszcie zachęca do emancypacji, odwagi i bardziej precyzyjnego przedstawiania „kolorytu znaczeń" refleksji krytycznej, a ja dodałbym - także bezkrytycznej. 

Zachęcam raz jeszcze do lektury tak intersującej książki, która wejdzie do naukoznawczego dyskursu nie tylko w pedagogice.  


Ps.
O afiliacji czasopism pedagogicznych pisał dr hab. Sławomir Pasikowski 

19 grudnia 2021

Książka o kulisach powsta(wa)nia, prób niszczenia i edukacyjnej (re-)ewolucji Wrocławskiej Szkoły Przyszłości

 



Ryszard Łukaszewicz, Opowieści drogi 1972-1989/1990-2020. Wrocław: Fundacja Wolne Inicjatywy Edukacyjne 2021, ss.511 [ISBN 83-918266-7-8]

 

Najnowsza i oby nie ostatnia książka Ryszarda Łukaszewicza  zachwyci każdego  miłośnika alternatywnej edukacji, mimo iż autor zaczyna ją od siedmiu zdziwień. Mnie każda książka tak wybitnego pedagoga ujmuje i zadziwia wyjątkową treścią oraz estetyką. Żadna z naukowych książek w polskiej pedagogice nie jest wydawana z taką troską graficzną, ilustracyjną, fotograficzną i dokumentacyjną, jak każda z publikacji Łukaszewicza. Ten dolnośląski pedagog, uczony, edukator, ekolog i artysta kreuje także recenzowaną książką etnograficznie uargumentowane dokonania, projekty, rozwiązania edukacyjne, których szkolny i pozaszkolny charakter staje się permanentnym zobowiązaniem dla kolejnych pokoleń, by przekształcać idee i marzenia w konkretne rozwiązania, w oświatowo-wychowawczą praktykę.

          „Opowieści drogi” są jednak wyjątkowym dziełem, gdyż znacznie głębiej odsłaniają kulisy dochodzenia do niepowtarzalnego mistrzostwa pedagogicznego, z którego powinniśmy być szczególnie dumni. Ja w każdym razie jestem, podziwiam, ustawicznie zachwycam się każdym spotkaniem z Mistrzem Wrocławskiej Szkoły Przyszłości, która była, jest i będzie szczytem oryginalności wśród alternatywnych rozwiązań oświatowych. Także w tej monografii autor zabiera nas pod rękę ze swoją wyobraźnią, żebyśmy na ścieżce jego życia zetknęli się także z jego osobowością, biografią pełną fascynujących, ale i dramatycznych wydarzeń. 

Kiedy rozpoczynałem cykl międzynarodowych konferencji „Edukacja alternatywna – dylematy teorii i praktyki” nie wyobrażałem sobie, by miało nie być  wśród zaproszonych wykładowców-narratorów Ryszarda Łukaszewicza. Byłem wdzięczny, że brał udział w pierwszych edycjach konferencji, chociaż nie zawsze było stać moją jednostkę akademicką na pokrycie kosztów związanych z jego pomysłami na prezentowanie własnych dokonań. Na ostatniej stronie książki widnieje zdjęcie z debaty w Dobieszkowie w 1992 r. To wówczas przywiózł ze sobą kamień i przekazał Katedrze Teorii Wychowania UŁ, by stał się „kamieniem filozoficznym” dla wszystkich uczestników konferencji, a nawet bronił przed zakusami władz do ograniczania  przez urzędasów oświatowych wolnych inicjatyw edukacyjnych.

Recenzowana książka ukazała się w 2021 roku, w którym to samorząd gminy Wrocław-Kalisz odmówił Fundacji Wolne Inicjatywy Edukacyjne kontynuowania działalności Wrocławskiej Szkoły Przyszłości na miejskim terytorium, odcinając nie tylko lokalne środowisko od wyjątkowej placówki, ale także pozbawiając jej twórcę możliwości wspomagania nauczycieli i naukowców w doskonaleniu ich warsztatu dydaktycznego, wychowawczego i badawczego. Dolnoślązacy zostali tym samym odcięci od przyszłości, by zgodnie z polityką władz resortu edukacji powrotu do przeszłości, usunąć z pola widzenia autonomię szkół i nauczycieli. 

Jakże znaczący jest to kontekst naszych czasów. Gdyby jednak do tego nie doszło, prawdopodobnie Łukaszewicz nie napisałby tej książki, tylko kontynuował bogactwo dokonań pedagogicznych w ramach edukacyjnej alternatywy. Zraniona dusza artysty wydała piękne dzieło dla młodych pokoleń. Ziemia bowiem płonie, niszczeją oraz wycinane są dla biznesowych interesów polskie lasy, ludzie umierają z powodu zanieczyszczenia środowiska ( a nie tylko pandemii koronawirusa), zaś tak wyjątkowy model ekopedagogicznej edukacji znowu okazał się czymś niepożądanym.

          Łukaszewicz zawsze był niezależny od politycznych barier, toteż i teraz zaprasza nas na swoją ścieżkę życia, twórczości oświatowej oraz naukowej. W zdziwieniu czwartym przyznaje, że nie znosi języka nauki, który nie przystaje do potęgi jego pedagogicznej wyobraźni. Rzeczywiście, stylistyka jego ostatnich książek jest bliższa językowi publicystycznemu, reportażowemu, autobiograficznemu, ale zarazem jest to język literacki, w stylistyce piękna ojczystej mowy, nasycony metaforami, odwołaniami do poezji i sztuki. Dzięki temu książkę może wziąć do ręki każdy, komu na sercu leży troska nie tylko o wykształcenie własnego dziecka, ale także o wzbogacenie własnej duchowości w  świecie pełnym agresji, wulgaryzmów, sloganów, prostactwa i pozorów.

          Warto przyjąć zaproszenie do teatru potęgi wyobraźni autora, żeby wczuć się w jego sytuację jako zarazem aktora, scenografa, reżysera, inspicjenta i sprzedawcy najdroższych wytworów praktyki edukacyjnej. Dzięki temu dziełu zajrzymy za kulisy, dotykając zaledwie procesu stawania się pedagogiem świata. Nie jest  w tym określeniu przerysowanie znaczenia dokonań Łukaszewicza, bowiem pragnę przypomnieć, że przed ponad dwudziestu laty telewizja japońska nakręciła znakomity reportaż o Wrocławskiej Szkole Przyszłości, który otwierał serię filmowych ilustracji najlepszych szkół alternatywnych na świecie! Tak, tak. Nie szkoły Montessori, szkoły typu Waldorf, szkoły planu daltońskiego, planu jenajskiego, nie szkoły wolne czy demokratyczne typu Summerhill, ale polska Szkoła Przyszłości zapoczątkowała medialną podróż po świecie edukacyjnych alternatyw.  Nie muszę dodawać, że w swoim czasie, niestety już odległym, także Telewizja Polska emitowała reportaże z tej placówki.

          Całe szczęście, że mamy chociaż kolejną książkę, bo dzięki niej autorytarni edukatorzy, zwolennicy adaptacyjnej a dehumanizującej edukacji w jeszcze jednej wersji politycznego panoptykonu nie będą mogli głosić wyjątkowości swojej destrukcyjnej roli pod hasłem "nowego ładu”. Każdy rzekomo nowy ład jest zniewalaniem strukturalnym i symbolicznym, wbrew interesom większości, a bywało w totalitarnych okresach polskiej oświaty, że był też fizyczną opresją. Otrzymujemy zatem „respirator” wolnej, twórczej i humanistycznej edukacji od  zatroskanego o Ziemię i rodzinę człowieczą Przewodnika po świecie marzeń i możliwych utopii. 

    Trzeba tylko chcieć, podjąć wysiłek ryzykując wszystko, wiele też tracąc, ale zarazem generując ponadczasową i dodaną wartość  kulturowo polskiej edukacji. Jesteśmy przecież narodem wybranym, niepowtarzalnym, toteż każdy jego spersonalizowany „diament” tylko potwierdza to przesłanie. A tych diamentów było i jest więcej, tylko nasi nauczyciele i działacze NGO wciąż poszukują poza granicami kraju modnych rozwiązań w przeświadczeniu, że lepiej się sprzedadzą, a oni na tym więcej zarobią.

Otóż tak nie jest. Życie i dokonania R. Łukaszewicza potwierdzają, jak wiele trzeba doznać ran, przetrzymać bóle, znieść arogancję i ignorancję władz różnego rodzaju i szczebli, by mimo wszystko iść za głosem własnych myśli, idei, projektów wyobraźni. Jak pisze: (…) to prawie już pół wieku wędrówki/przygody upartego realizowania nowego-innego- twórczego w pasji i wizji odmieniania edukacji aż po edukację z wyobraźnią, napotykało permanentnie wielorakie trudności i przeszkody, i to różnej materii (do stycznia 1989 roku nikt nigdy nie powiedział, że będzie zgoda  na Wrocławską Szkołę Przyszłości (w skrócie WSP), zrobił to dopiero minister prof. Jacek Fisiak); od kwietnia 1990 roku nie brakowało kolejnych „kłód” i kłopotów, a wątek, czy będzie WSP zamienił się na pytanie: czy będzie dalej? Mówiąc zatem w symbolicznym i metaforycznym skrócie, to była ciągła WALKA POSTU Z KARNAWAŁEM – żeby przywołać obraz Mistrza Pietera Bruegla – i trzymając się opowieści Niderlandczyka, dochodzimy nie wprost do owego fenomenu : „post” przez dziesiątki lat robił swoje, ostatecznie wygrywał i wygrał (?), a my – przeszliśmy nie na „tarczy”, ale z „tarczą” i podniesionym czołem przez owe prawie 50 lat!? [s. 10]

Tylko mocą osobistej pasji można pokonywać wszelkie przeszkody, odkrywać nowe możliwości  działania wbrew wszystkim, próbować „nieznane okazje”, a przy tym wszystkim mieć poczucie spełniania się. Autor książki mógłby na Narodowym Stadionie we Wrocławiu czy Warszawie skupić dziesiątki tysięcy nauczycieli, oświatowców, rodziców, gdyż swoim wystąpieniem okazałby się znakomitym artystą dodając wszystkim odwagi. 

Przestańmy bać się kogokolwiek i czegokolwiek, skoro chcemy i jesteśmy najbardziej oddanymi pedagogami dla cudzych dzieci, ale dzielącymi z nimi wspólne troski naszego i ich życia, w dbałości o jego jakość i poczucie sensu. Nie pytajcie o to, czy to jest możliwe? Nie uzasadniajcie własnej postawy argumentem, że przecież „się nie da”, bo to nie jest prawdziwe wyznanie. To już lepiej bądźcie szczerzy i mówcie – nie chcę, nie potrafię, nie zamierzam, nie lubię, itp., itd.

Łukaszewicz zawsze miał wokół siebie wspaniałych współpracowników, którzy tak jak on, dzielili się z dziećmi swoją wyobraźnią, sercem profesjonalistów i praktycznym zaangażowaniem. Taki Mistrz przyciąga jak magnes wyjątkowych ludzi, a i oni wzbogacają swoją osobowością alternatywną edukację, gdyż widzą w niej i współdoświadczają sens oraz niepowtarzalną już wartość autentycznego procesu kształcenia. Każde zajęcia w tej WSP są inne, mimo iż wydawałoby się, że przywołują podobne oferty (auto-)edukacyjne, rozwijając nowe dendrytowe ścieżki kształcenia i samorealizacji. 

Biograficzne studium może zaskoczyć większość czytelników, którzy nie mieli okazji do bezpośredniego kontaktu z pedagogiem wzbudzającym zachwyt każdą swoją prezentacją. Niniejsza książka jest jednak jakąś formą zadośćuczynienia temu, co wprawdzie jest już tylko zapośredniczone w fotografiach, ale treścią i grafiką choć po trosze oddaje wyjątkowość osoby. Jest w tej pedagogicznej biografii dużo pokory wobec świata ludzi i zdarzeń, które nie zawsze były dla Łukaszewicza łaskawe. Doświadczanie jednak większej życzliwości niż wrogości pozwoliło mu wzmocnić poczucie własnej wartości i adekwatnej, pozytywnej  samooceny. 

Zapewne Łukaszewicz miał szczęście obcować z wybitnymi humanistami czasów własnej młodości, wchodzenia w pedagogiczną przestrzeń. Był jednak zbyt „wielki” dla Polskiej Akademii Nauk, by włączono Go do jej składu. Takie osobowości mali ludzie trzymają zawsze na dystans zapraszając je na swoje debaty, konferencje, by wzmacniać rzekomą „wyjątkowość” własnej instytucji lub organizatorów. Zawsze budziło to moje zdumienie, że mierni, albo komuś lub czemuś wierni namaszczali swoje ego członkostwem w tym gremium, nie zapraszając nawet do niego tak znakomitego Profesora. On zresztą nie użala się z tego powodu, choć niewątpliwie byłby znakomitym ambasadorem polskiej pedagogiki.

Jak wspomina swoją pierwszą spośród najważniejszych w jego życiu konferencję PAN-owską w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą w październiku 1971 roku: Dyskusje miały przynieść propozycje radykalnych zmian/reformy polskiej oświaty. Cztery dni obrad – dyskusje, wystąpienia, spory i co najważniejsze zupełnie nowe prognozy i „konkretne” wizje szkoły przyszłości, setka osób debatuje nad odmienieniem oblicza polskiej oświaty, a nade wszystko nad odmienieniem szkoły z niezmienną konkluzją – musi, powinna, może być inna (?). A zatem Kazimierz Dolny nad Wisłą stał się dla mnie punktem zwrotnym. Przestałem „ociosywać mgłę” pedagogiki czy własnej pedagogiki w  tym, co robiłem w akademickich poczynaniach; przestałem się błąkać od artykułu do artykułu, od referatu do referatu, od badań ankietowych do badań ankietowych, aby zapełnić formularz sprawozdania z działalności – od roku do roku. Wróciłem do Wrocławia z ideą „robienia/zrobienia” innej szkoły [s. 20].

Być może oderwała go od polskiej codzienności podróż do Indii i Nepalu w 1977 roku, którą odbył z pedagogami Uniwersytetu Wrocławskiego. Przejrzenie się w lustrze jakże odmiennego kulturowo świata jeszcze bardziej wzmacnia potrzebę zmian we własnym środowisku życia i pracy zawodowej. Tam zapewne zrozumiał, że bycie pedagogiem nie może być spełniane w formie administracyjnie sterowanej „służby”, jakiejś instytucjonalnej „funkcji” mającej „produkować” dla kogoś i/lub czegoś młode pokolenia. Indie okazały się dla niego światem z obrazów Bruegla: (…) w których zawiera się jedna wielka epopeja rodu ludzkiego – ciągła Walka karnawału z postem. Pozwalają one zobaczyć nie tylko sceny z życia, dokumenty z życia ludzkiego; nędzę, wstrząsające  świadectwo trwałości człowieczej egzystencji [s. 29].

Każdy uczony, jeśli tylko poważnie traktuje akademickie powołanie, ma swojego mistrza, którym niekoniecznie musi być własny przełożony. Dla Łukaszewicza takim myślicielem, którego rozprawy i obecność stały się dla niego znaczącym źródłem inspiracji, był prof. Bogdan Suchodolski, a więc uczony nie z Uniwersytetu Wrocławskiego. Odpowiadała mu narracja PAN-owskiego akademika, który zwracał uwagę na potrzebę zrozumienia istoty wykształcenia młodego Polaka, by ten nie tylko coś wiedział, ale też, aby był jakimś. Nie dociekał zatem zbieżności z poglądami Marcela czy Fromma, dla których to filozofów dwoistość modusu MIEĆ i BYĆ miała wyznaczać rozwojową strategię życia.

Ideę Wrocławskiej Szkoły Przyszłości wzbogacali z biegiem lat tak znakomici uczeni jak Wiesław Łukaszewski i Jan Waszkiewicz, Jerzy Brzeziński i Andrzej Góralczyk czy wreszcie Irena Wojnar i Zbigniew Kwieciński. Wielu naukowców „ogrzewało” swoją pozycję przy Łukaszewiczu, nie mając przecież we własnym dorobku dokonań na co najmniej jego miarę. Szkoła nie mogła być uruchomiona w okresie PRL, gdyż nie pozwolili na to ówcześni przywódcy kraju i resortu oświaty. Dopiero przełom ustrojowy uwolnił przestrzeń dla już bardzo dojrzałego, przemyślanego projektu, który przetrzymał czas oporu.

Na szczęście Łukaszewicz mógł publikować przesłanki swojej szkoły w Acta Universitatis Wratislaviensis oraz prowadzić z końcem lat 70. i do połowy lat 80. XX w. warsztaty dla naukowców i kreatywnych nauczycieli z kraju, co pozwoliło utrzymać ją przy życiu w świecie niespełnionej, ale utopii, idei możliwej do urzeczywistnienia w innych warunkach. Rozrastał się zatem w Instytucie Pedagogiki UWr. Zespół „Wrocławskiej Szkoły Przyszłości” otwierając zarazem przestrzeń w polskiej pedagogice do myślenia kategoriami tworzenia małych, akademickich  przyczółków czy wysp  oporu edukacyjnego, klinowego wbijania się w „betonową” strukturę ustroju szkolnego PRL.

Autor niniejszej książki kierował się w swoim twórczym życiu i działaniu przesłaniem B. Suchodolskiego, by edukacja próbowała naprawiać świat, gdyż nie ma dlań  innej alternatywy. Z książki Łukaszewicza  wynika konieczność ustawicznego zmagania się z przeciwnościami losu. Pod koniec PRL opuszczał wraz ze swoimi współpracownikami macierzysty Instytut Pedagogiki, by wylądować w Instytucie Socjologii na Wydziale Nauk Społecznych. Nie ujawnia powodów tej zmiany, ale dobrze odzwierciedla ona stosunek pedagogicznego środowiska do alternatywnej edukacji w sytuacji, gdy lider święcił triumfy na łamach czasopism naukowych, wydawał także w renomowanej oficynie Ossolineum, ale też był obecny ze swoją ideą na łamach pezetpeerowskiej prasy codziennej („Gazeta Robotnicza”, „Trybuna Ludu” i „Walka Młodych”). Może dzięki temu był mimo wszystko chroniony przez partyjny establishment jako „wybryk” kultury, na który władza życzliwie przymykała oko.

Łukaszewicz miał poparcie przewodniczącego Narodowej Rady Kultury, członka PRON,  a zarazem członka rzeczywistego PAN prof. B. Suchodolskiego, który nie dopuszczał w PAN do powstania Instytutu Pedagogiki.  Po cóż? Prawda? Zawsze lepiej było być tym jedynym, w kokonie towarzyszy z partii władzy. Ostatni z socjalistycznych ministrów oświaty prof. Jacek Fisiak (z badań IPN - Tajny Współpracownik SB) skierował po 5 miesiącach od przekazanego mu wniosku JM Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego pismo, w którym łaskawie zezwala na wdrażanie z dn. 1.09.1989 r. koncepcji Wrocławskiej Szkoły Przyszłości. 

Odwaga po przegranych wyborach i zbliżającym się rozpadzie PZPR już bardzo staniała. W końcu był to także „jej” człowiek, a Łukaszewicz miał stanowisko docenta, który ustawicznie wszędzie zabiegał o prawo do uruchomienia alternatywnej inicjatywy edukacyjnej. Łukaszewicz potrafił dogadać się z każdym „diabłem”, byle tylko można było otworzyć przestrzeń dla jego alternatywy. 

Dzięki temu wielu naukowców młodego pokolenia z innych uczelni przynajmniej mogło przeczytać o czymś, co zupełnie nie pasowało do reżimowej rzeczywistości. Tym samym podtrzymywał nas wszystkich przy marzeniach, ale i wzmacniał nadzieję, że przecież kiedyś musi odwrócić się karta losu na korzyść pedagogiki szkoły twórczej, a w niej otwartej, elastycznej, a zatem i konstruktywistycznej edukacji dzieci. 

Jak pisze: (…) kontekst eksperymentalnego, poszukującego i praktycznego przygotowania/przygotowania się do startu naszej szkoły był czymś wyjątkowym i niezwykłym, może nawet bezprecedensowym, albowiem różne eksperymenty szkolne zaczynały w sensie dosłownym od szkoły, a nie od „szkoły bez szkoły” [s. 86]. To miała być szkoła dla innego człowieka, toteż nic dziwnego,  że wszelkie eksperymenty trzeba było prowadzić pod „przykryciem”.  Taką wreszcie stała się WSP, ale dopiero w roku szk. 1989/1990. Jak wynika z wprowadzenia do tej książki, przetrwała ponad 30 lat, zmagając się z różnymi wariantami podważania racji jej istnienia i działania nawet w nowym ustroju, w III RP.  

 Lokalna „Solidarność” II fali też nie rozpieszczała naszego pedagoga, skoro z końcem roku szkolnego  1989/1990 zarządziła likwidację Przedszkola Alternatywnego we Wrocławiu, ale o degeneracji tej formacji pisałem w wielu innych rozprawach. Twórca WSP nawet nie komentuje tych wydarzeń bo wystarczy zapoznać się z opublikowanymi przez niego pismami obu Stron. Jego pisma są znakomitym świadectwem wynaturzeń także w łonie nowych władz, toteż nie musiał ich ponownie interpretować po tylu latach od haniebnych wydarzeń. Jak pisał w sierpniu 1990 r. : Doświadczaliśmy radości dzieci wobec innej konwencji edukacyjnej. Byliśmy jednak obiektem zazdrości, zawiści, nietolerancji i ataków sił konserwatywnych – z różnych stron i różnej postaci [s.129].

Odnoszę wrażenie, jakby twórca Szkoły nie chciał zbyt dużo i krytycznie  pisać o czasach socjalizmu i III RP. Poświęcił temu pierwszemu okresowi kilkadziesiąt stron, ok. 15 proc. całości, ale to być może dlatego, że  także wówczas zabiegał o zaistnienie, a przynajmniej trwanie samej idei, którą łatwo było przecież objąć pełną cenzurą, zniweczyć, wyrzucić na śmietnik historii. W końcu w latach 1986-1990 zaistniał ze swoim zespołem w problemie badań węzłowych  pt. „Modernizacja systemu oświaty w PRL”. Były zatem duże pieniądze na poważne badania  naukowe z tzw. Centralnego Programu Badań Podstawowych, w wyniku których powstało wiele, znakomitych rozpraw naukowych, także awansowych. Dzięki temu mógł podróżować po krajach Europy Zachodniej, by zobaczyć, jak funkcjonują szkoły alternatywne m.in. w RFN, Szwajcarii czy Francji.

Łukaszewicz pisze „szkołą” o swojej szkole, dokumentując zarazem każdy, najdrobniejszy nawet szczegół z jej ideowego i instytucjonalnego zaistnienia. Znajdziemy w książce także pomysły dydaktyczne, chociaż bez ich genezy i interpretacji. Te jednak są w poprzednich jego publikacjach. Zgromadził tu także niemalże wszystkie opinie, recenzje, pochwały i zachwyty nad WSP, ale też zapoznaje czytelnika z krytyczną recepcją instrumentalnej psychologii i pedagogiki oraz z kluczowymi wnioskami z badań porównawczych, które prowadziły nauczycielki w grupie dzieci z WSP i tradycyjnej edukacji. 

Szkoła-Pracownia już Fundacji Wolnych Inicjatyw Edukacyjnych powstawała i była likwidowana, by ponownie odżyć w innym miejscu,. Mam zatem nadzieję, że będzie „odrastać” w naszej rzeczywistości, gdyż jest jedynie ofertą do zajęć pozaszkolnych, chociaż jakże głęboko wspomagającą rozwój dzieci w wieku przedszkolnym i na poziomie edukacji podstawowej.  

Na szczęście większość stron książki  zawiera wiele ciepła, piękna świata natury, środowiska naszego życia i natury dziecięcej, która wtapia się w otwarte wydarzenia i akcje nawiązując do najwyższych wartości światowej kultury, symboliki i romantycznej historii naszej cywilizacji. Chciałoby się wraz z Łukaszewiczem leczyć ludzi z głupoty, budować „stoły mądrości”, przeżywać tajemnice lasów i pól, których tajemniczość pobudza do zadumy i autorefleksji nad kondycją człowieka płynącego na statku pełnym głupców, z (ze-)psutą nawigacją i nieodpowiedzialnym kapitanem.

Gorąco polecam tę książkę, będącą bardziej kroniką i monografią alternatywnej edukacji, aniżeli biograficzną introspekcją procesów kształcenia. Jest ona niezwykłym dziełem wyjątkowej na świecie alternatywnej edukacji i o przeciwnych jej ludziach, których postawy mógłbym skwitować tezą Suchodolskiego: „Jak to jest możliwe, że człowiek może być tak mały, chociaż jest tak wielki”. Doskonale rozumiem i współodczuwam gorycz Twórcy, którego realne sukcesy były nie do ścierpienia przez zwolenników edukacji adaptacyjnej. „Opowieść drogi” jest zatem cenną narracją, obfitującą w dowody, świadectwa, które jednych zachwycą, a większość będą razić, bo przecież Schadenfreude nie jest tylko niemieckim określeniem na czarną pedagogikę autorytarnych dewiantów oświatowych.

Może to i dobrze, że profesor pedagogiki rozlicza pseudonauczycieli, pseudowychowawców i quasipolityków dokumentami i narracją wychowanków WSP. Po raz kolejny okazuje się, że dzieci potrafią być mądrzejsze od dorosłych, jeśli tylko doświadczą edukacji w prawdzie, a więc w ramach natury, autentyzmu, szczerego zaangażowania ich pedagogów. Jak napisała uczennica kl.VIII: 

Gdyby człowiek brał do siebie swój każdy zły krok, to jego sumienie byłoby tak ciężkie, że idąc, przewróciłby się. To straszne, jesteśmy przecież inteligentni, czasami jednak tak bezmyślni, że nie zastanawiamy się, co będzie jutro. (…).Wiem tylko, że gdybym mogła zmienić świat, zrobiłabym to natychmiast, by móc zobaczyć, jak nowe pokolenie cieszy się widokiem kwitnących stokrotek i fruwających motyli. Jestem niezmiernie wdzięczna  wszystkim TYM, dzięki którym mogłam wspólnie z innymi poszukać lekarstwa na głupotę [s.195].

Jeśli chcecie poznać tę wyjątkową miksturę na ludzką głupotę, to przeczytajcie książkę Ryszarda Łukaszewicza. Zapewne dużej części już nie wyleczycie, ale możecie jeszcze zadbać o młode pokolenie, by nie wyrastało w toksycznej oświacie, bo będzie reprodukować cyniczną grę pozorów (wy-)kształcenia. Przekonacie się, że znacznie wcześniej niż w Szwecji, a dzięki Wrocławskiej Szkole Przyszłości Ryszarda Łukaszewicza, rozwinęły swoje skrzydła polskie dzieci świata zrównoważonego rozwoju, świata otwartego na różnice, dzięki edukacji otwartej na każdego człowieka bez przysłowiowego względu na wzgląd. W edukacji jest ukryty skarb, tylko trzeba chcieć go odszukać i oczyścić z patyny czasu, a nie wciąż przestawiać drogowskazy, by już nikt nie wiedział, dokąd prowadzą ścieżki kolejnych deformacji szkolnej edukacji.

 

          .

         


18 grudnia 2021

Topowe czasopisma pedagogiczne - z listy Top 10% - CiteScore Percentile (wykaz MEiN 2019-2021) - 70 - 40 - 20 punktów

 

    



Z zestawienia 3380 tytułów czasopism nowego, rozszerzonego wykazu MEiN, wybieram te, które mają przypisaną dyscyplinę naukową PEDAGOGIKA oraz wskazaną w wykazie resortu punktację:  70 - 40 - 20  pkt.  

Pisma te znalazły się w 2020 roku w górnym decylu wskaźnika cytowalności CiteScore (Top 10% - CiteScore Percentile). 

To już jest ostatni wykaz, jaki publikuję dla ułatwienia zainteresowanym naukowcom.

  

70 pkt. 

APHASIOLOGY ISSN 2687038 

Art Design & Communication in Higher Education ISSN 1474273X 

Arts and Humanities in Higher Education ISSN 14740222 

Arts Education Policy Review ISSN 10632913 



Contemporary Social Science ISSN 21582041

Education and Information Technologies ISSN 13602357 

English in Education ISSN 4250494 

GIFTED CHILD QUARTERLY ISSN 169862

History of the Family ISSN 1081602X 

Intercultural Education ISSN 14675986 

International Journal for Educational and Vocational Guidance ISSN 2512513 

Journal of Academic Ethics ISSN 15701727 

JOURNAL OF CREATIVE BEHAVIOR ISSN 220175 

Journal of Family Theory & Review ISSN 17562570 

JOURNAL OF GENDER STUDIES ISSN 9589236 

JOURNAL OF MULTILINGUAL AND MULTICULTURAL DEVELOPMENT ISSN 1434632 



Journal of New Approaches in Educational Research ISSN 22547339 

JOURNAL OF RISK RESEARCH ISSN 13669877 

JOURNAL OF SCHOOL HEALTH  ISSN  224391

Mind Culture and Activity ISSN 10749039 

Mortality ISSN 13576275 

PERSONAL RELATIONSHIPS ISSN 13504126 

Psychosocial Intervention ISSN 11320559 

QUEST ISSN 336297 

Review of Research in Education ISSN 0091732X

SAGE Open ISSN 21582440 

Social Policy and Society ISSN 14747464 

40 pkt

CALICO Journal ISSN 20569017 

Communication Culture & Critique ISSN 17539129 



Equality Diversity and Inclusion ISSN 20407149 

Global Bioethics ISSN 11287462 

Journal of Religion and Spirituality in Social Work ISSN 15426432 

Journal of Religion Spirituality & Aging ISSN 15528030 

Journal of Religion and Spirituality in Social Work ISSN 15426432 

Journal of Religion Spirituality & Aging ISSN 15528030 

Malaysian Journal of Learning & Instruction ISSN 16758110 

Review of Communication Research ISSN 22554165

20 pkt.

Adolescent Research Review ISSN 23638346 

Evolutionary Studies in Imaginative Culture ISSN 24729884 

One Ecosystem ISSN 24686964 

Open Review of Educational Research ISSN 23265507

Palgrave Communications ISSN 20551045 

Proceedings of the ACM on Human-Computer Interaction ISSN 25730142 

Research ISSN 26395274 

RSF-The Russell Sage Journal of the Social Sciences ISSN 23778253 

She Ji ISSN 24058726 



Studies in Art Education ISSN 393541 

Transgender Health ISSN 2380193X