20 września 2021

CZY KIEDYKOLWIEK POWSTANIE KOMISJA/RADA EDUKACJI NARODOWEJ?

 


Redaktor Jan Wróbel opublikował w Gazecie Prawnej (2021 nr 171, s.A5) ważny tekst pt. "Potrzeba nowej Komisji Edukacji Narodowej". Już sam tytuł wprowadza czytelników w błąd, bo sugeruje, że istnieje taka Komisja, tylko jest niedobra, dysfunkcyjna, patologiczna, nie na te czasy, itp. 

Otóż tak nie jest. W Polsce nie ma Komisji Edukacji Narodowej. Nie ma też, mimo prawnego przyzwolenia (pozornego), Krajowej Komisji Oświatowej. Nie ma żadnego organu na szczeblu ogólnokrajowym, który spełniałby wymogi merytokratyczne. Trudno bowiem uznać za taki organ sejmową Komisję Edukacji..., w której od 1993 r. liczebną przewagę ma (strukturalnie) zawsze strona rządząca.  

Co to zatem za organ kontroli poselskiej, skoro może sobie jedynie ponarzekać, ale nie ma możliwości przeprowadzenia pożądanej zmiany ustawowej, ustrojowej, rozliczenia władz z patologii rządzenia czy zablokowania destrukcyjnych rozwiązań dla edukacji? Pozoranctwo stało się już cechą politycznie utrwaloną w naszym kraju, toteż już mało kto wierzy, że cokolwiek może się zmienić ze względu na racje uzasadnione naukowo (pedagogiczne, psychologiczne, ekonomicznie itp.).  

Przypomnę zatem, że były już w Polsce próby powołania Krajowej Rady Oświatowej. W czasie I Walnego Zjazdu NSZZ „Solidarność” we wrześniu 1981 r. zapisano w uchwale, co następuje: 

         Zgodnie z ideą Polski „samorządnej” - praktyka szkolna powinna stanowić wypadkową postanowień demokratycznie wybranej Rady Oświatowej, samorządów terytorialnych, nauczycielskich, rodzicielskich i uczniowskich, które by wzajemnie wpływały na ostateczne decyzje programowe i finansowe, wzajemnie się kontrolując i ograniczając. 

Szkoły powinny działać na zasadzie samorządności wewnętrznej, czyli decyzje powinni podejmować zarówno wychowawcy jak młodzież. Funkcje kontrolne sprawowałaby Społeczna Rada Oświaty i Wychowania, powoływana przez Sejm.

  Po 1989 r. elity I fali "Solidarności" oraz powołujący się na jej programowe dziedzictwo politycy różnych formacji ideowych, nie spełnili tego postulatu. Autorytaryzm i etatystyczną politykę zarzucali sobie wzajemnie tylko po to, by zachować peerelowskie zasady nadzoru pedagogicznego w stosunku do oświaty publicznej.    

W grudniu 1997 r. członek Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego Kazimierz Marcinkiewicz przypomniał w związku wygranymi przez AWS wyborami do Sejmu, że z początkiem lat 90. pojawiła się propozycja powołania rad szkół i odpowiadających im w regionie rad wojewódzkich i rady krajowej. 

"Litera prawa pozostała martwa. Dlatego warto znowelizować ustawę w taki sposób, aby wykorzystać polityków i ekspertów oświatowych, zarówno na poziomie centralnym, jak i lokalnym do przeprowadzenia reformy oświaty. W gronie – nazwijmy to – Komisji Edukacji Narodowej, powołanej przez Premiera RP powinni znaleźć się politycy i eksperci oświatowi różnych opcji politycznych, reprezentanci samorządów terytorialnych i stowarzyszeń prowadzących szkoły niepubliczne oraz reprezentanci dużych stowarzyszeń nauczycielskich i związków zawodowych." 

Kiedy kilka lat później K. Marcinkiewicz został premierem rządu koalicyjnego PiS-LPR-Samoobrona, jednak nie miał nawet najmniejszego zamiaru wprowadzić w życie powyższy postulat.  Ministrem w jego rządzie został prof. prawa Michał Seweryński, b. rektor UŁ.    

Natomiast tylko formalnie powiodło się powołanie Rady, chociaż niezgodnie z założeniami "Solidarności" lat 1980-1989 przez poseł Platformy Obywatelskiej, ministrzycę edukacji KATARZYNĘ HALL. Ta jednak nie znosiła żadnej krytyki, a tym bardziej naukowej, specjalistycznej, eksperckiej. Nie zgodziła się zatem na to, by jakiekolwiek gremium społeczne, obywatelskie, reprezentujące nauczycieli, uczniów i ich rodziców mogło partycypować w polityce oświatowej państwa lub miało wpływ na politykę oświatową rządu.   

Powołała w 2008 r. marionetkową Radę Edukacji Narodowej, by ta wskazywała społeczeństwu na troskę władzy o demokratyzację systemu szkolnego. Medialny zachwyt nad powołaniem tej Rady był jednak nieuzasadniony.      

Do składu Rady K. Hall powołała byłych wiceministrów edukacji lat minionych, m.in. peeselowskiego prof. Tadeusza Pilcha, eseldowskiego Franciszka Potulskiego i prof. Stefana Pastuszkę, "solidarnościowego" prof. Andrzeja Janowskiego, awuesowsko-platformerskie wiceministrzyce - Annę Radziwiłł i Irenę Dzierzgowską i przeskakującego z ekipy solidarnościowej do eseldowsko-peeselowskiej formacji władzy - Mirosława Sawickiego, by spotkać się z nimi na wręczeniu nominacji i na tym zakończyć merytoryczną współpracę. 

Nie o żadną [R]adę tu chodziło. Po kilku latach prof. T. Pilch potwierdził, że nie uczestniczył w żadnych konsultacjach, rozmowach czy dyskusjach w REN, a przecież była to pierwsza kadencja platformersów z peeselowcami, w trakcie której podejmowano kluczowe decyzje na temat reform oświatowych. 

Jak pisze red. J. Wróbel (w końcu b. nauczyciel i b. dyrektor Liceum na Bednarskiej w Warszawie): 

Samo w sobie rozwiązanie ustrojowe, w którym państwem demokratycznym rządzą partie a Ministerstwem Edukacji rząd, nie jest ani tragedią, ani polską specyfiką (...) Trzymanie w rękach systemu oświaty zawsze rodzi pokusę wprowadzenia własnej, jak to się mówi, agendy (brrr!) kosztem wrażliwości i etyki sił z innych obozów, bo przecież Teraz My. (...) "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem"  (...). 

Oczywiście byłoby inaczej, gdybyśmy żyli w rzeczywistości, w której edukacja podlegałaby szerokiemu ponadpartyjnemu konsensusowi. Nie jest tak jednak i nie będzie, szkoda się na ten temat rozpisywać. (...) Gdyby taka społeczna, ale umocowana w strukturach demokratycznego państwa Komisja Edukacji Narodowej pełniła funkcje zbiorowego sternika okrętu edukacji, mielibyśmy stabilizację kursu - gdyby założyć, że środowisko  aktywnych nauczycieli byłoby  w miarę grane co do podstawowych celów istnienia szkoły. I że byłoby silne poparciem środowiska. 

Gdyby babcia miała wąsy...  

Tymczasem rządzący wszystkich partii politycznych od 1992 r. podejmowali działania mające na celu uszczelnienie procesu immunizacji oświaty od partycypacji społecznej. Dzięki temu władza może podejmować działania na niekorzyść nauczycieli, uczniów i ich rodziców, bez szansy odwołania się przez nich do opinii publicznej wspólnoty edukacyjnej oraz do ekspertów, specjalistów. 

Władza powołuje ciała, organy, zespoły, które pod pozorem prowadzenia dialogu społecznego wpływają na kształt ustaw, promują centralistyczne rozwiązania MEiN oraz podtrzymują zdolność polityków do socjotechnicznej manipulacji oświatą. 



19 września 2021

Czy rozwinie się w Polsce "pedagogika lasu"?

 



Pedagogiki Lasu jeszcze nie zdefiniowano w naszym kraju, a już ma wielu zwolenników. Choć nazwa mówi sama za siebie, 22 września 2021 r. łączymy siły, by w interdyscyplinarnym gronie dookreślić jej mapę semantyczną i problematykę badawczą.  

Spotkanie organizowane jest przez dr. Michała Palucha z Wydziału Nauk Pedagogicznych, Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który w zeszłym semestrze poprowadził eksperymentalny warsztat z "Pedagogiki Lasu" na swojej uczelni. Michał rozwija również Osadę pedagogiczną nieopodal Warszawy, łącząc teorię z praktyką.

Ciekawe, czy las, łąka i ich pogranicza staną się w przyszłości miejscem studenckich – pedagogicznych - praktyk? Na to pytanie będzie odpowiadał również prof. Kazimierz Rykowski, leśnik, kierownik Narodowego Programu Leśnego (2015), autor publikacji o zrównoważonym rozwoju lasów. Jak sam zapewnia: 

- Jestem zaszczycony udziałem w niezwykle interesującej naukowej inicjatywie. Nauki leśne, leśnictwo pozostało na etapie dominującej technizacji z czasów surowcowej gospodarki. Coraz liczniejsze konflikty z grupami społecznymi świadczą o oderwaniu się leśników od oczekiwań ludzi. Las stał się wieloznaczny, wielowartościowy, zróżnicowany w odbiorze i potrzebuje humanizacji. Chyba w samą porę przychodzi ratunek - pedagogika lasu - czuję, że jest to coś bardzo bliskiego potrzebom czasów post-antropocenu. Z niecierpliwością oczekuję na seminarium.

Skoro o humanizacji mowa, wykład inauguracyjny wygłosi prof. Tadeusz Sławek, którego poznajemy w pedagogice dzięki licznym publikacjom z dziedziny lingwistyki i fenomenologicznych studiów. Uczony przedstawi referat pt. „Akteon, czyli sceny leśne. Kilka wędrówek po lesie literatury".    

Jak zapewniają organizatorzy, seminarium ma mieć charakter rozważnego namysłu i wspólnego warsztatu, a nie tylko odczytów różnych punktów widzenia.

– Zależy nam na uzyskaniu kolażu pojęć i znaczeń z różnych dyscyplin. Prelegenci będą mieli więcej czasu na własną wypowiedź i zadanie wydobycia z wypowiedzi innych, tego co okaże się dla nich szczególnie znaczące. Na końcu każdy będzie miał szansę przedstawić swoją definicję Pedagogiki Lasu. – Zapowiada M. Paluch.

W seminarium można wziąć udział w roli słuchacza, wysyłając na adres mailowy: pedagogika@uksw.edu.pl swoje zgłoszenie. Udział w debacie jest bezpłatny. Zapraszamy! 

 


18 września 2021

Fake news dotyczący definicji wychowania w Ustawie Prawo Oświatowe

 



18 września 2021 r. postanowiłem sprawdzić, jak czytane są wpisy, które zawierają fake news. Sam bowiem byłem kiedyś nieostrożny przekierowując na Fb informację, która wydawała się wysoce prawdopodobną, ale nie weryfikowałem jej wiarygodności. Na szczęście są osoby, które sprawdzają informacje, gdyż są pewne zawartej w nich dezinformacji. Miałem nadzieję, że powyższa ilustracja z klockami zwróci czyjąś uwagę. 

 

Przygotowałem zatem wpis, który miał adekwatną treść do ilustracji. Mógł być fake newsem, ale też faktem. Spośród czytelników bloga zareagowała nań tylko  jedna osoba, uniwersytecki profesor, któremu jestem winien nagrodę za rozpoznanie mojej manipulacji. 

Napisałem bowiem, a jest to niezgodne ze stanem faktycznym, co wystarczyło sprawdzić w Ustawie, że: 

 (...) w Ustawie Prawo Oświatowe ma miejsce błędne wprowadzenie dodatkowej litery do definicji pojęcia wychowanie. Pojawia się zatem pytanie: jak to jest możliwe, że od czterech lat posłowie, urzędnicy MEN/MEiN specjaliści nie zwrócili na to uwagi. 

Cytuję błędny zapis w Ustawie Prawo Oświatowe:

Art. 1.

 System oświaty zapewnia w szczególności:

(…)

3) Wychowanie rozumiane jako wspieranie dziecka w rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i  społecznej, wzmacnianie i uzupełnianie przez działania z  zakresu profilaktyki problemów dzieci i młodzieży. 

Podkreślenie przeze mnie w dwóch rzeczownikach odczasownikowych  wskazuje na błąd. Prawidłowo definicja - w tym ujęciu - powinna brzmieć:

Wychowanie rozumiane jako wspieranie dziecka w rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i  społecznej, wzmacniane i uzupełniane przez działania z zakresu profilaktyki problemów dzieci i młodzieży. 

Niby dwie drobne literówki, ale czynią tę definicję nonsensowną. Ktoś, kto tak ją zapisał w ustawie nie tylko nie rozumiał treści, ale zarazem sprawił, że jest ona od kilku lat bezkrytycznie powtarzana także na oficjalnej stronie resortu (sygnowanej "gov"). 

************* 

To jest oczywiście nieprawda, bo jak ktoś zajrzy do Ustawy Prawo Oświatowe z 2016 r., to przeczyta: 

Art. 1. System oświaty zapewnia w szczególności: 1) realizację prawa każdego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej do kształcenia się oraz prawa dzieci i młodzieży do wychowania i opieki, odpowiednich do wieku i osiągniętego rozwoju; 2) wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny; 3) wychowanie rozumiane jako wspieranie dziecka w rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i społecznej, wzmacniane i uzupełniane przez działania z zakresu profilaktyki problemów dzieci i młodzieży; (...) 

TYM SAMYM NIE MA ŻADNEGO BŁĘDU

Natomiast tym, co mogło uśpić czujność czytelników, było odwołanie do materiałów z hiperłączem do nich.  

Błąd powtarza się  m.in. w materiałach ministerialnych, a zatem jest już multiplikowany także w dokumentach instytucji oświatowych. 

Ma on miejsce w załączonych na powyższej stronie broszurach "WYCHOWANIE_-_program_wychowawczo-profilaktyczny_szkoły_lub_placówki". 

Bądźmy zatem uważni, krytyczni i sprawdzajmy dane, które już na pierwszy rzut oka powinny wydać się nieprawdopodobnymi. Przecież nie jest możliwe, by urzędnicy MEN/MEiN dopuścili się takiego błędu, a tym bardziej, by w Sejmie nikt jego nie zauważył.