29 sierpnia 2020

Zacznijmy wreszcie pracować inaczej, a nie jak za króla Ćwieczka!

 


Kiedy słyszę, że jeden z profesorów od maja trzyma dokumentację wniosku awansowego do jego oceny, bo wciąż czeka, aż powrócą zasady pracy sprzed lockdownu, to zastanawiam się nad tym, dlaczego nikt nie reaguje, nie protestuje przeciwko takiej postawie!  Jak ktoś nie chce, nie potrafi, nie zamierza zmieniać swojego podejścia i stylu pracy, to niech ustąpi miejsca innym, zorganizowanym, proinnowacyjnym koleżankom czy kolegom.  

Pięć lat temu ukazał się przekład książki Frederica Laloux p.t. "Pracować inaczej. Nowatorski model organizacji inspirowany kolejnym etapem rozwoju ludzkiej świadomości". Zwróćmy uwagę na podtytuł. Nie chodzi tu o wymuszenie konieczności zmian w wyniku lockdown'u, ograniczeń powodowanych epidemią COVID-19!, gdyż wtedy jej nie było, ale o możliwości uczynienia profesjonalnych zadań imperatywem osobistej kultury pracy i zaangażowania.   

Dziwię się, że kadry administracyjne i naukowe wciąż pracują tak, jakby świadomość ludzka zatrzymała się na poziomie XX wieku.  Tymczasem za kilka miesięcy wchodzimy w trzecią dekadę XXI wieku, a chcemy pracować jak za króla Ćwieczka.  Doprawdy, nie do wytrzymania jest to uporczywe zmuszanie pracowników do odsiedzenia "... godzin" tylko dlatego, że zarządzający nimi musi ich widzieć.

Już we wstępie do polskiego wydania wspomnianej książki Jacek Wiśniewski pisze:

Praca przestaje być miejscem, które ma tylko dostarczyć środków do życia. W pracy szukamy sensu,realizowania idei większej od nas samych. Stare metody zarządzania "za pomocą kija i marchewki", nie sprawdzają się, bo ich celem jest wymuszanie posłuszeństwa a nie wspieranie poczucia samorealizacji [s. 7]. 

W przypadku edukacji, szkolnictwa wyższego i nauki, w firmach wymagających od pracowników kreatywności, samorealizacji konieczna jest zmiana kultury organizacyjnej na rzecz wewnętrzsterownego samozarządzania zadaniami profesjonalnymi - czy to w sferze metod,  form, technik i środków (samo-)kształcenia, czy projektowania i realizowania badań naukowych, programowania, ale i zarządzania informacjami, bazami danych itp., itd.

Niestety, w uniwersytetach i w oświacie publicznej nie kształci się kadr administracyjnych, by zmieniły styl swojej pracy, którą mogą znacznie lepiej i efektywniej realizować zdalnie, aniżeli odsiadując godziny w miejscu pracy. Za nami jest dobry wynik takiej pracy w semestrze letnim, która została wymuszona decyzjami władz państwowych. 

Jednak zdobyte doświadczenie, częściowe nauczenie się, nawet metodami prób i błędów, pozwala teraz na doskonalenie procesów samoregulacji zawodowej, aniżeli powracanie do archaicznych form i metod pracy. Świat się zmienia, mamy nowe technologie, coraz lepsze narzędzia do pracy zdalnej, toteż jest najwyższy czas na zmianę także w kulturze nadzoru, monitorowania czy ewaluowania efektów czyjejś pracy. 

Skoro pracownicy dydaktyczno-badawczy mają elastyczny czas pracy, to niech  wykorzystują go efektywniej w pracy online, nie tracąc czasu na odsiadywanie w pokojach dyżurów  w sytuacji, gdy w tym czasie nikt nie jest tym zainteresowany, a oni nie mogę poświęcić się w tym czasie lepszej aktywności badawczej np. lekturze. 

Podobnie jest z zebraniami, naradami, spotkaniami, konferencjami, które z jednej strony pozwalają w trybie stacjonarnym na budowanie relacji, więzi, ale zarazem sprzyjają też pozorowaniu uczestnictwa, zaangażowania itp. Nie postuluję tu całkowitej rezygnacji z bycia czy bywania realnie obecnym w określonym czasie i miejscu, ale afirmuję przejście na model hybrydalny, mieszany tak i w takim zakresie, gdzie to jest na prawdę możliwe i korzystniejsze.   

Nie tylko przez ostatnie miesiące nauczyliśmy się załatwiać wiele własnych i cudzych spraw na dystans, wykorzystując możliwości przesyłania i pobierania dokumentów zatwierdzanych elektronicznym podpisem czy zaufanym profilem. Po co studenci mają stać w długich kolejkach  w oczekiwaniu na możliwość złożenia czy otrzymania jakiegoś dokumentu z dziekanatu? Pracownik może przyjąć stosowny dokument na swoją skrzynkę pocztową o dowolnej porze dnia i nocy.  Ważne jest, by w koniecznym terminie wywiązał się ze swoich obowiązków. 

Jak pracownik naukowy nie pracuje "w modelu domowym", to znaczy, że zbytecznie wypłacamy mu honorarium.  Jak nauczyciel akademicki nie prowadzi zajęć online, to niech przeniesie się do pracy w magazynie jakiejś firmy, albo otworzy klubo-kawiarenkę. Tam może odsiedzieć swoje godziny i wrócić po pracy do domu bez jakichkolwiek dalszych obowiązków.  

Akademicka i nauczycielska profesja wymagają samoregulacji, samosterowności, silnej wewnętrznej motywacji do podejmowania działań nie z przymusu, nie z lęku przed kierownikiem jednostki/placówki, ale dlatego, że zatrudnione w nauce czy/i edukacji osoby chcą realizować się w tym środowisku, poszukiwać i realizować sens zawodu, który powinien im sprawiać satysfakcję, radość, poczucie spełniania siebie. U podstaw takiego działania stoi przekonanie, że pracownicy są leniwi, nieuczciwi, że trzeba nimi kierować oraz kontrolować [s.32].

Można jednak postrzegać pracowników zgodnie z przeciwstawną teorią, w świetle której pracownicy  stają się współtworzącymi i współodpowiedzialnymi wraz z kadrą kierowniczą za wysoką efektywność pracy. Dzięki ich krytycznemu myśleniu i prawu do dzielenia się swoimi uwagami kreuje się warunki do nieszablonowej aktywności zawodowej. To, co jest operacyjnie konieczne do wykonania może być także przez nich doskonalone.  

Pracownicy muszą mieć możliwość podejmowania decyzji i zarazem ponoszenia odpowiedzialności za nie. Ta zaś nie może być wyznaczana karami, straszeniem wywoływaniem lęku, bo z tego nie powstanie wartość dodana. Einstein powiedział kiedyś, że problemy nie mogą być rozwiązywane z tego samego poziomu świadomości, który je spowodował [s.14].  

Potrzebujemy drogowskazów, przecieranych szlaków, ale i buszu, przez który warto się przedzierać, by odkrywać i realizować coś nowego. Tymczasem w profesjach wymagających twórczości, zaangażowania, odwagi, otwartości, a nawet misyjnej pasji trzeba skończyć z ich ustawicznym ograniczaniem dla wygody nadzorców. Trzeba zmieniać kryteria ocen, warunki zatrudniania określając w nich  precyzyjnie to, co jest w tym zakresie konieczne, możliwe, ale też trzeba tworzyć przestrzenie swobody, przyzwalać na autokreację. 

Każdy, kto wyrywa się z szeregu i podejmuje ryzyko nowych rozwiązań,prawdopodobnie spotka się z oporem lub będzie nazywany naiwniakiem, idealistą czy głupcem [s.18]. Jeśli jednak nie będziemy poszerzać pola na zmianę, to utkniemy w schematach, w przyzwyczajeniach, które zapewne gwarantują w dotychczasowym trybie realizację określonych zadań, ale generują też zbyteczną stratę czasu, utrzymywanie w miejscu pracy osób, które więcej pozorują niż wykonują. Niektórzy są mistrzami w opowiadaniu o tym, jak to ciężko i dużo pracują. Kiedy jednak trzeba dowodów na to,  a ich brakuje, to błyskotliwie przerzucają odpowiedzialność na innych lub na zewnętrzne okoliczności ("NIE DA SIĘ", "TO NIEMOŻLIWE", "STARAŁAM SIĘ, ALE ....", itp.).

Szkoły, uczelnie w dotychczasowym (sprzed pandemii) kształceniu są organizacjami generującymi więcej patologii niż korzyści dla wszystkich związanych z nimi podmiotów. Ludzka pomysłowość  nie zna granic, a przełomowe innowacje pojawiają się czasami  nagle  i znikąd. [s.21] Może trzeba rozbijać struktury, by pracownicy mogli budować własne sieci ekspertów, pasjonatów, zaangażowanych w działanie na rzecz tożsamego celu?   

Pandemia jest idealnym momentem na likwidację systemu klasowo-lekcyjnego, także w środowisku akademickim. Niech szefowie zastanowią się, jak rozliczać czas pracy, liczbę godzin dydaktycznych, ale nie przy stacjonarnej tablicy, tylko online oraz niech określą zakres zadań, które można realizować poza ustalonymi na stałe godzinami i stałym miejscem ich wykonywania. Poczucie i poziom zaangażowania w pracę może być oddzielone od szefa i instytucji sprzyjając zarazem realizacji powinności  i afirmowaniu (afiliowaniu) miejsca pracy. 



  

 

28 sierpnia 2020

Wydział Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku pożegnał dwóch profesorów pedagogiki Włodzimierza Prokopiuka i Tomasza Sosnowskiego

 


Okres letnich urlopów, ale i ograniczeń w bezpośredniej komunikacji sprawia, że z dużym opóźnieniem docierają do nas niezwykle przygnębiające informacje o odejściu naszych koleżanek czy kolegów, uniwersyteckich profesorów, których twórcza obecność w środowisku akademickiej pedagogiki przyczyniała się do rozwoju dyscypliny naukowej oraz kształcenia studentów i młodych kadr naukowych. 

Ostatni miesiąc głęboko poruszył społeczność Wydziału Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku, bowiem w dniu 24.07.2020 zmarł em. profesor Uniwersytetu w Białymstoku - Włodzimierz Prokopiuk,  a 26 sierpnia 2020 r. odszedł w 45 roku życia, tak niedawno mianowany Profesorem Uniwersytetu w Białymstoku - dr hab. Tomasz Sosnowski.


Profesor Włodzimierz Prokopiuk jest wysoce zasłużonym nauczycielem akademickim Uniwersytetu w Białymstoku i Uniwersytetu Warszawskiego. To w filii UW w Białymstoku powołał do życia Zakład Pedagogiki Ogólnej i Metodologii Badań Pedagogicznych. Jest promotorem wielu rozpraw doktorskich  z pedagogiki, w tym szczególnie z pedagogiki filozoficznej i pedeutologii. W 2010 r. wydał jedną z najważniejszych swoich monografii pedagogicznych w Oficynie Wydawniczej "Impuls" p.t. "Nauczyciel na polach humanizacji edukacji", którą kierował do środowisk nauczycielskich, ale zaadresował ją także do swoich współpracowników. Można powiedzieć, że było to  Jego pedagogiczne credo. Świadczy o tom przesłanie ujęte we Wstępie do tej książki: 

Szczególne przesłanie kieruję do moich najbliższych współpracowników, członków kierowanego przeze mnie Zakładu, realizatorów wspólnej „humanistycznej sprawy”, by zwerbalizowane na kartach książki doświadczenia, przemyślenia i wskazania były dla nich inspiracją w dalszym efektywnym prowadzeniu studentów po krętych ścieżkach humanizacji pedagogiki i edukacji, w spełnianiu funkcji naukowo-dydaktycznych na miarę nowoczesnego, europejskiego uniwersytetu oraz w osobistym, zwyczajnie ludzkim „stawaniu się” i spełnianiu. […] 

Miałem okazję poznać Profesora w ramach organizowanych przez moją Katedrę Teorii Wychowania UŁ konferencji "Edukacja alternatywna - dylematy teorii i praktyki" oraz "Pedagogika filozoficzna".   W wydanym po tej ostatniej tomie (współredagowanym z S. Sztobrynem) prof. W. Prokopiuk zawarł interesujący artykuł na temat filozofii edukacji oraz związanych z nią rozterek i nadziei. Był humanistą zatroskanym o kształtowanie szeroko pojmowanej kultury wśród nauczycieli i pedagogów.



Zupełnym wstrząsem dla naszego środowiska było nagłe, zupełnie niespodziewane odejście jakże młodego, utalentowanego i głęboko zaangażowanego w kształcenie pedagogów społecznych, sił społecznych, nauczycieli, wychowawców i animatorów życia społecznego prof. UB Tomasza Sosnowskiego. Zawsze śmierć bliskiej rodzinie, ale i wysoko cenionej profesjonalnie Osoby jest poruszeniem pamięci i emocji, nagłym wywołaniem wspólnych spotkań, zadań czy wymiany akademickiej korespondencji.


W takiej sytuacji aż nie chce się wierzyć, że jadąc do Białegostoku nie spotkam w gmachu Wydziału tak oddanego, serdecznego, zawsze otwartego i perfekcyjnego w realizacji różnych zadań Kolegi, wspaniałego pedagoga społecznego, z którym miałem zaszczyt komunikować się w ostatnich latach Jego niezwykłej aktywności naukowej w związku z różnymi konferencjami. 

Zarówno V Zjazd Pedagogów Społecznych w Białymstoku, IX Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego czy znakomicie organizowane konferencje jubileuszowe Jego Mistrzów z macierzystej Uczelni były współtworzone logistycznie, naukowo i interpersonalnie właśnie przez Tomka Sosnowskiego. Nic dziwnego, bowiem ukończył dodatkowo studia podyplomowe "Menadżer badań naukowych i prac rozwojowych".       

Już w toku studiów działał społecznie jako wolontariusz Caritas Archidiecezji Białostockiej. Po studiach na kierunku pedagogika został zatrudniony w Zakładzie Pedagogiki Społecznej. W 2009 r. obronił rozprawę doktorską p.t. Źródła i czynniki kształtujące modele ojcostwa we współczesnych rodzinach miejskich, którą napisał pod kierunkiem prof. Jadwigi Izdebskiej.  Praca ta została wydana w 2011 r. w Wydawnictwie Akademickim "ŻAK". 

Problem rodziny i roli ojca był kluczowy dla T. Sosnowskiego w jego dalszych, pogłębionych badaniach naukowych, które zaowocowały najnowszą monografią p.t. Ojcostwo w perspektywie pokoleniowej. Studium socjopedagogiczne (Warszawa, 2018).          



     Cieszyliśmy się w środowisku z Jego kolejnego awansu naukowego. Był to niewątpliwy efekt intensywnej i systematycznej aktywności naukowo-badawczej w Zakładzie Pedagogiki Społecznej, którym kieruje prof. UB dr hab. Wioleta Danilewicz.   

W grudniu 2018 r. została powołana w Jego sprawie komisja habilitacyjna na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.  W 2019 r. Rada Wydziału nadała stopień doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych , w dyscyplinie pedagogika. Jeszcze nie zdołano wprowadzić tych danych do bazy POL-on, ani na stronie WSE UAM. My jednak wiedzieliśmy o pozytywnym zakończeniu Jego postępowania habilitacyjnego.     

W 2016 r. T. Sosnowski przeprowadził interesujący wywiad ze swoim Mistrzem profesorem Tadeuszem Pilchem na temat IRYTACJI. Opublikował go na łamach utworzonego specjalnie dla i przez młodych doktorów pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN na Wydziale Pedagogiki i Psychologii czasopisma "Parezja". Kiedy przypominam sobie ten tekst w zderzeniu z Jego odejściem, sam jestem pełen irytacji. W świetle pozytywnego podejścia do tego stanu emocjonalnego możemy teraz mieć już tylko nadzieję, że irytacja stanie się czynnikiem prowadzącym do pozytywnej zmiany w polskiej pedagogice.  

Sięgając do myśli T. Sosnowskiego z tego wywiadu - każda pozytywna zmiana bywa okupiona jakimś bolesnym doświadczeniem.  Wielka to tragedia, że odszedł na początku swojej samodzielnej pracy naukowej. Pozostawił nam swoje publikacje, zapisał w naszej pamięci siebie jako wyjątkową Osobę, na której zawsze można polegać. 

Są wśród Jego osiągnięć m.in. takie rozprawy, jak: 

Zagrożenia człowieka i idei sprawiedliwości społecznej (współredakcja naukowa z T. Pilchem, 2013); 

Dobre praktyki wspierające powrót rodziców na rynek pracy na przykładzie lokalnych inicjatyw (wraz z C. Domínguezem Lópezem de Castro, 2014); 

Pedagog jako animator w przestrzeni życia społecznego (współredakcja naukowa z W. Danilewicz i M. Sobeckim, 2016).  


   Żegna młodego Profesora Jego macierzysty Wydział oraz krajowe środowisko pedagogów społecznych. W zamieszczonym na stronie Uczelni Pożegnaniu czytamy:   

Dr hab. Tomasz Sosnowski pracował w Zakładzie Pedagogiki Społecznej na Wydziale Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku. Był sekretarzem Stowarzyszenia Ruch Pedagogów Społecznie Zaangażowanych, uznanym badaczem zwłaszcza problematyki ojcostwa i rodziny, bardzo cenionym promotorem prac dyplomowych, osobą pełną energii i inicjatyw.  

Dr hab. Tomasz Sosnowski od początku pracy zawodowej łączył pracę naukową z działalnością społeczną. Już jako początkujący naukowiec tworzył m.in. ośrodek Caritas w Bia­łymstoku oraz Ośrodek dla Bezdomnych w Bia­łymstoku. Przez wszystkie lata pracy naukowej angażował się w prace organizacyjne na rzecz Zakładu Pedagogiki Społecznej, Wydziału Nauk o Edukacji i Uniwersytetu w Białymstoku.

Dorobek naukowy dr. hab. Tomasza Sosnowskiego zawiera ok. 100 publikacji. Skła­dają się na nie: monografie autorskie i współautorskie, współredakcja ośmiu prac zbiorowych, członkostwo w radach redakcyjnych. Jest autorem ok. osiemdziesięciu artykułów w czasopismach naukowych oraz rozdziałów w monografiach zbioro­wych.

Tomasz Sosnowski aktywnie pracował na rzecz środowiska pedagogów, zwłaszcza pedagogów społecznych. Był współzałożycielem i sekretarzem Sto­warzyszenia Ruchu Pedagogów Społecznie Zaangażowanych. Był także aktyw­nym członkiem Zespołu Pedagogiki Społecznej KNP PAN, Członkiem Zespołu Pedagogiki Młodzieży KNP PAN.

Dr hab. Tomasz Sosnowski prowadził zajęcia dotyczące pomocy i wsparcia człowieka oraz koło naukowe, które inspirowało kolejne roczniki studentów do pracy na rzecz innych.

Był manifestacyjnie życzliwy dla całego swojego środowiska zawodowego, niezależnie od rangi naukowej. Nie ograniczał się w tej roli do lokalnego środowiska Białegostoku, lecz miał serdeczne relacje z większością zawodowego środowiska pedagogów społecznych w całym kraju.


 


 



         

27 sierpnia 2020

W częstochowskiej stylistyce o (nie-)pewnej habilitacji

 




Raz pewna teściowa syna dziennikarza

marudziła, że chce się habilitować.

On zaś jest personą, co się dzisiaj zdarza,

która w peerelu potrafiła knować. 


Oponował władzy będąc w opozycji,

odsiedział w więzieniach za niegodne czyny 

Teraz może czerpać korzyści z tradycji.

jako osobowość bez skaz i bez winy.

 

Poszedł do ministra o synową zadbać,

ten jednak nauce się nie sprzeniewierzył.

Nic to nie pomogło. Szef nie dał się nabrać: 

"nie każdej osobie stopień się zależy".


Oceną się zajmie aż trzech recenzentów,

zaś zięć nie powinien wcześnie siać paniki.

Minister nie wpłynie na tych decydentów, 

bowiem trzeba czekać na obrad wyniki.


Pani, co to chciała mieć habilitację,

zapewniła sobie formalne zaplecze.

Skrupulatnie wcześniej podjęła już akcję,

wiedząc, że ów proces trochę się przewlecze.


Trudno teraz dociec, z kim spała i po co,

Ważne, że znalazła g(ł)odnych swojej akcji

profesorów, którzy z nią marzyli nocą,

jak to będzie pięknie w okresie wakacji.


Kupiła im wczasy, gdzieś w dalekim świecie,  

żeby mogli swoją recenzję napisać.

i tym samym wdzięczność okazać kobiecie.

Wszystko szło jak z płatka. Książkę mogła wydać. 


Pierwsza z "zakupionych" w ten sposób opinii 

była pozytywna, dzieło więc wydano. 

To jednak sukcesu nikomu nie uczyni 

mimo, że zawczasu coś obiecywano.


Kto tam mógł przewidzieć, że wśród członków grona  

recenzentem będzie jeden z wielbicieli,

którego moc darów z kobiecego łona

nie sprzyjała temu, by dzieło przemielił.


Słaby zasób rozpraw wspomnianej osoby 

nie został przyjęty przez członków komisji.

Organ uczelniany w składzie tamtej doby

nie nadał jej stopnia, w duchu własnej misji.  


Odmowa w uchwale sprawy nie zamknęła

Kto by chciał porażki przy tylu zadęciach?

Sfrustrowana pani do władzy pomknęła,

oczekując rychło oponentów ścięcia.


Stać ją, więc być może niejednego kupi, 

oczekując znowu wsparcia w tym procesie 

Już się przekonała, że znajdzie się głupi,

co treść odwołania spisze i przyniesie. 


Skleci  jakiś pozew do władzy z centrali, 

by go rozpatrzyła w trosce o tę panią.   

Ona bowiem wielka, a oni są mali,

Co z habilitacją? Zasłużyła na nią.


Może ból uśmierzy, skarżąc się fundacji

której to prezesem jest pseudouczona

Ona ją zrozumie, bo habilitacji   

też niedocenionej była pozbawiona.


Tak to w naszym kraju można o coś walczyć

nie mając de facto znaczących osiągnięć  

Ważne, by odbiorcom dowodów dostarczyć

że jej publikacje też były bez potknięć. 


Cóż im pozostało. Zamiast się poprawić 

napisać coś dobrze, by uwag nie było.

Tacy wolą innych sukcesy podważyć, 

żeby Schadenfreude wreszcie się spełniło.


Zbyt słabi doktorzy sobie nie poradzą,

Trafnie pozbawieni są habilitacji.

Teraz niech przeproszą ich ci, co im kadzą 

stając się sprawcami  swych niegodnych akcji.