25 lipca 2020

Sceny z życia rodzinnego Thunberg - dla rodziców i pedagogów specjalnych



W Sopocie jest genialna, mała księgarnia naukowa, ale i z literaturą piękną oraz dziecięcą, która na szczęście nie upadła w okresie koronawirusowych ograniczeń. Zawsze odwiedzam ją, jak tylko jestem w tym mieście. Znajduje się w słynnym Krzywym Domie na Monte Cassino. Nie ma szans, bym za każdym pobytem nie znalazł dla siebie lub bliskich ciekawej książki.


Tym razem odkryłem w niej znakomitą książkę, o której wydaniu nie miałem pojęcia, natomiast gdybym jej nie przeczytał, wiele bym na tym stracił. Jest to bowiem imponująca literacko, ale i w pewnym stopniu popnaukowo relacja rodziców Grety Thunberg o ich codziennym życiu rodzinnym, które z biegiem lat, mimo wielu osobistych dramatów, ale też  nieprawdopodobnej walki o zrównoważony rozwój ich córek - Grety i Beaty przyniosło wreszcie szczęśliwy finał.

Książkę powinien przeczytać każdy rodzic dziecka z syndromem ADHD, dziecka autystycznego z zespołem  Aspergera, mutystycznego, dziecka z zaburzeniami odżywiania czy dziecka z zespołem neurologicznym mizofinia, gdyż przekonają się, jak wspaniałe mają pociechy, o których jakość życia warto zabiegać. Tym, samym tą książką warto zainteresować pedagogów specjalnych - akademickich i w placówkach specjalnych i integracyjnych. 

Opowieść o heroicznej wprost trosce rodziców o dzieci o specjalnych potrzebach rozwojowych i bolesnych problemach zdrowotnych oraz egzystencjalnych jest niezwykle poruszająca emocje i dająca wiele do myślenia.  Nie mamy tu do czynienia z rekonstrukcją bergmanowskiej rodziny w czasach współczesnych.

Tytuł nawiązuje do klasycznego dzieła Ingmara Bergmana   "Sceny z życia małżeńskiego",  które powstało jako literacki zapis scenariusza filmowego tego reżysera. O ile jednak w tamtym dramacie mamy wgląd w pełen sprzeczności, konfliktów i zdrad związek małżeński, a o tyle tu mamy do czynienia ze zdradą obywateli, rodziców, ich dzieci przez nauczycieli,  rówieśników Beaty i Grety, lekarzy, psychologów, psychiatrów, polityków.

Książka ma podtytuł: "Strajk klimatyczny Grety" , ale nie jest jedynie relację o tak wyjątkowej kontestacji piętnastolatki. Nie ma tu scen z pokrętnego życia małżonków, ale z życia rodziny o wyjątkowych walorach i zaangażowaniu na rzecz jakości życia ich dzieci, oraz pokoleń doby dramatycznie narastającego kryzysu klimatycznego.

Strajkowi poświęcono ostatnie kilkanaście scen, bowiem najważniejsze jest poznanie i zrozumienie Grety, u której dramatycznie rozwijająca się choroba uświadomiła jej, a nie jej rodzicom czy jakimś politykom, konieczność podjęcia akcji protestacyjnej.  Tylko w tej formie zostałby wreszcie dostrzeżony przez najbogatszych ludzi tego świata, rządy i obywateli niszczących jego egzystencjalne uwarunkowania kryzys klimatyczny zagrażający zyciu wszystkich ludzi na świecie.       

Książka składa się ze 108 scen - momentów, wydarzeń, okoliczności, sytuacji, momentów, procesów o niezwykłym ładunku psychologicznym, socjalizacyjnym pedagogicznym, ale i politycznym  w rozumieniu polityki jako racjonalnej troski o dobro wspólne.

Czyta się tę narrację jednym tchem jak powieść sensacyjną, a przy tym będącą przecież  literaturą faktu. Dzięki niej zrozumiemy rzeczywiste powody koniecznego opamiętania się każdego mieszkańca naszej Ziemi przed niszczącym czynieniem jej poddaną.

Autorami książki, a zarazem rodzicami Grety, o której pisałem w blogu jakiś czas temu, są wybitna śpiewaczka operowa Malena Ernman oraz jej mąż - aktor i producent muzyczny Svante Thunberg. Niektóre sceny opisały ich córki - Beata i Greta.  Zaczyna się to tak:

 Ja i Svante napisaliśmy tę  książkę wspólnie z naszymi córkami. Opowiada o kryzysie, który dotknął naszą rodzinę. O Grecie i Beacie. Przede wszystkim jednak  jest to historia  kryzysu, który wywiera na nas coraz większy wpływ. Który sami spowodowaliśmy, jako ludzkość, naszym stylem  życia: w sprzeczności ze zrównoważonym rozwojem, oddzieleni od przyrody, której wszyscy  jesteśmy częścią. Jedni nazywają to nadkonsumpcją, inni kryzysem klimatycznym. 

Większość ludzi wierzy, że ten kryzys dzieje się gdzieś daleko  upłynie wiele lat, zanim zostaną nim dotknięci. Ale to nieprawda, bo on już tu jest" (s. 7)

Tak, tak, książka kończy się tuż przed ogłoszoną na całym świecie pandemią w związku z wirusem COVID-19. Jak ją przeczytacie, to zrozumiecie, dlaczego doszło do tej pandemii i jak to jest możliwe, że nie tylko Chińczycy są jej sprawcami, ale także, w jakiejś cząstce, każdy z nas.

Thunbergowie znakomicie odsłaniają procesy reprodukcji kulturowej, w tym biofilnej oraz nekrofilnej. Dzięki scenom z życia tej rodziny mamy jakościowy, autentyczny wgląd w proces socjalizacji, wychowania, przemocy międzyludzkiej, ludzkiej podłości, analfabetyzmu, ignorancji rzekomo wykształconych osób, działania pseudonaukowców i altruistów. Zamiast tworzyć szkoły dla dzieci ze szczególnymi potrzebami, mamy szkoły (...) dla nauczycieli ze szczególnymi życzeniami (s. 117).

Jest tu także poruszający opis uświadomionej konieczności rezygnowania przez rodziców z powiększania własnych sukcesów, by  nie odbywały się one kosztem życia i rozwoju własnych dzieci, a przy okazji służyły także innym. Prawdą jest, że gdyby rodzice Grety i Beaty nie stanowili artystycznej elity i nie mieli kapitału na ratowanie ich życia, to zapewne nigdy nie doszłoby do strajku szkolnego. Greta by po prostu zmarła. W ciągu bowiem dwóch miesięcy schudła o 10 kilogramów.  Gdyby nie organizowali córkom indywidualnej edukacji w domu, nie uzyskałyby one koniecznego wykształcenia.

Niektóre sceny są odsłoną pseudonauczycieli, bezdusznych, obojętnych na indywidualne problemy ucznia, niedouczonych, a zdarzało się, że i podłych. Pryska zatem mit szczęśliwej edukacji w Szwecji czy rzekomej empatii i troski o ich rozwój. Ellen Key przewraca się w grobie! Czarna pedagogika ma miejsce także w tym kraju.

Są w książce  sceny z ukrytego, drugiego  życia szkoły, w którym ma miejsce przemoc fizyczna i psychiczna wśród uczniów, mobbing, zadawanie słabszym ran. Jest to także historia rodziców zdradzonych przez profesjonalistów. Jak pisze Malena:

Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że takie zachowania to wczesne objawy ADHD u dziewczynek.Skąd mieliśmy wiedzieć? Przecież nikt nie prowadził kampanii społecznej na ten temat. Wiemy tylko to, co sami ustalimy.Robimy to, czego sami się nauczymy. Musimy ustanawiać granice i wychowywać dzieci w taki sposób, żeby potrafiły prawidłowo funkcjonować w swoim czteroosobowym gronie, powinniśmy przebywać wśród ludzi, w hotelach i restauracjach, wtedy wszystko będzie w porządku. Albo przynajmniej trochę lepiej  (s.49).

              
Zainteresowani problematyką zrównoważonego rozwoju znajdą w tej biograficznej i familiologicznej  publikacji interesujące hipotezy oraz przekonujące  do ich potwierdzenia fakty.  Świetna lektura nie tylko na wakacje.


  

24 lipca 2020

Profesor bez habilitacji



Zgodnie z Ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce rektor uczelni może mianować na stanowisku profesora uczelni OSOBĘ ze stopniem co najmniej doktora nauk, która ma okreśłone statutowymi wymaganiami osiągnięcia naukowe lub dydaktyczne, a nie - jak przed reformą 2.0 - na podstawie posiadania co najmniej stopnia naukowego doktora habilitowanego.

Do  końca września 2019 r.   o stanowisko profesora uniwersytetu, politechniki, akademii czy PWSZ mogli ubiegać się tylko i wyłącznie doktorzy habilitowani. Od 1 października 2019 r. otworzono dostęp do tego stanowiska także doktorom tyle tylko,  że wraz z tym stanowiskiem nie uzyskali  oni pełni praw samodzielnych pracowników naukowych, jakimi są naukowcy z habilitacją.

Nie jest to jakaś nowość, bowiem obowiązująca do 2005 r. Ustawa o wyższych szkołach zawodowych pozwalała rektorom tych szkół na mianowanie pracowników ze stopniem doktora na stanowisku profesora PWSZ.

Od 2019 r. profesor doktor może być członkiem organu nadającego stopnie naukowe, ale nie może w nim głosować w sprawie o nadanie stopnia naukowego, pełnić roli recenzenta czy promotora pracy doktorskiej, ani być członkiem komisji habilitacyjnej. Ten przywilej dotyczy jedynie osób z habilitacją lub tytułem naukowym profesora.

W społeczeństwie nie odróżnia się osób na stanowisku profesora uczelni od profesora z tytułem naukowym profesora. Prym we wprowadzaniu w błąd wiodą dziennikarze. Czy ktoś jest profesorem uczelnianym czy profesorem  tytularnym to dla nich nie ma znaczenia, mimo iż różnica między profesorami uczelnianymi a profesorami jest znacząca.

Różnią się między sobą profesorowie doktorzy czy profesorowie doktorzy habilitowani na stanowiskach profesorów konkretnych uczelni, wyższych szkół zawodowych wymaganiami, jakie stawiają im władze. Zostały one zapisane w statutach, toteż warto zapoznać się z tak kluczowym dla każdego m.in. nauczyciela akademickiego z tak kluczowym dokumentem. 

Kto może być profesorem uczelnianym bez habilitacji lub z habilitacją, a nawet z tytułem profesora? 

Statut UJ określa to następująco:

§ 163 Na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników badawczych i w grupie pracowników badawczo-dydaktycznych może być zatrudniona osoba odpowiadająca następującym kryteriom kwalifikacyjnym: 
1) posiadanie co najmniej stopnia doktora; 
2) znaczące i twórcze osiągnięcia w pracy naukowej, zawodowej lub artystycznej; 
3) osiągnięcia w pracy organizacyjnej; 
4) osiągnięcia w pracy dydaktycznej – wymóg ten nie dotyczy kandydatów na stanowiska w grupie pracowników badawczych.

§ 164 Na stanowisku profesora wizytującego w grupie pracowników badawczych i w grupie pracowników badawczo-dydaktycznych może być zatrudniona osoba posiadająca co najmniej stopień doktora, mająca znaczące i twórcze osiągnięcia w pracy naukowej, dydaktycznej lub artystycznej.
(...)

Profesorowie ze stopniem doktora nauk, którzy są zatrudnieni na stanowisku badawczym lub badawczo-dydaktycznym są zobowiązani prowadzić badania naukowe i prace rozwojowe, rozwijać twórczość naukową albo artystyczną.

Nauczyciel akademicki zatrudniony na stanowisku badawczym nie ma obowiązku kształcenia studentów. Natomiast profesor doktor na stanowisku badawczo-dydaktycznym jest oprócz prowadzenia badań również zobowiązany do kształcenia studentów.

Natomiast drugą grupę profesorów ze stopniem doktora, ale  zatrudnionych na stanowisku dydaktycznym stanowią nauczyciele zobowiązani jedynie do kształcenia studentów.

§ 168 Na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników dydaktycznych może być zatrudniona osoba odpowiadająca następującym kryteriom kwalifikacyjnym: 
1) posiadanie co najmniej stopnia doktora; 
2) znaczące osiągnięcia w pracy dydaktycznej z uwzględnieniem kształcenia kadry naukowej; 
3) osiągnięcia w pracy organizacyjnej.

Tylko częsciowo jest podobnie np. w Uniwersytecie Łódzkim. Wprawdzie doktor bez habilitacji może być zatrudniony także na jednym z trzech stanowisk profesora uczelni (prof. UŁ) jako:

1) Pracownik badawczy
2) Pracownik badawczo-dydaktyczni
3) Pracownik dydaktyczny

ale
Senat Uniwersytetu Łódzkiego postawił kandydatom bardziej skonkretyzowane wymagania na stanowisko profesora UŁ:

§ 155 1. Na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników badawczych można zatrudnić osobę posiadającą co najmniej stopień naukowy doktora oraz znaczące osiągnięcia w działalności badawczej, w tym polegające na realizacji grantu, kierowaniu programem badawczym lub uczestnictwie w międzynarodowym programie badawczym, a także polegające na autorstwie, współautorstwie monografii lub znaczącej liczbie publikacji w recenzowanych czasopismach naukowych. 

2. Na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników badawczo-dydaktycznych można zatrudnić osobę posiadającą co najmniej stopień naukowy doktora oraz znaczące osiągnięcia w działalności badawczej, w szczególności polegające na realizacji grantu, kierowaniu programem badawczym lub uczestnictwie w międzynarodowym programie badawczym, a także polegające na autorstwie, współautorstwie monografii lub znaczącej liczbie publikacji w recenzowanych czasopismach naukowych, a także istotne osiągnięcia w działalności dydaktycznej. 

3. Na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników dydaktycznych można zatrudnić osobę posiadającą co najmniej stopień naukowy doktora, zatrudnioną przez okres co najmniej 12 lat na stanowisku adiunkta lub starszego wykładowcy albo 10 lat na stanowisku profesora uczelni (profesora nadzwyczajnego) oraz wykazującą się kompetencjami i znaczącymi osiągnięciami w działalności dydaktycznej, polegającymi w szczególności na autorstwie lub współautorstwie podręcznika akademickiego, opracowaniu programu dla kierunku (specjalności) studiów lub studiów podyplomowych, kierowaniu studiami podyplomowymi, pozyskaniu grantu dydaktycznego, uzyskującą wysoki poziom ocen studenckich w ankietach oceniających lub znaczące osiągnięcia zawodowe. 

Do zatrudnienia na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników dydaktycznych wymagane jest także udokumentowane osiągnięciami prowadzenie badań naukowych w dyscyplinie odpowiadającej kierunkowi studiów, na których osoba ta prowadzi zajęcia dydaktyczne, w zakresie niezbędnym do podnoszenia kwalifikacji dydaktycznych.

4. Jeżeli osoba, która ma być zatrudniona na stanowisku profesora uczelni w grupie pracowników dydaktycznych, była dotychczas zatrudniona w grupie pracowników badawczych lub badawczodydaktycznych, musi wykazać się pozytywną oceną w zakresie działalności badawczej w ostatniej przed zatrudnieniem na stanowisku dydaktycznym okresowej ocenie pracowniczej.

Jeśli zajrzymy  do statutu np. Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, to zobaczymy jeszcze inne wymagania stawiane doktorom, którzy ubiegają się o stanowisko profesora nie posiadając habilitacji:

 W tej uczelni klasyfikacja jest następująca:

§ 73 1. W grupie pracowników badawczych i badawczo-dydaktycznych, nauczycieli akademickich zatrudnia się na stanowisku: 
2) profesora Uczelni; 
3) profesora wizytującego; (...) 

2. W grupie pracowników dydaktycznych, nauczycieli akademickich zatrudnia się na stanowisku: 
(...) 
2) profesora Uczelni; 

Jakie stawia się co najmniej doktorom wymagania?

§ 74
2) na stanowisku profesora Uczelni – może być zatrudniona osoba posiadająca co najmniej stopień doktora oraz znaczące i twórcze osiągnięcia:
 a) naukowe lub artystyczne – w przypadku pracowników badawczych
b) naukowe, artystyczne lub dydaktyczne – w przypadku pracowników badawczodydaktycznych
3) na stanowisku profesora wizytującego – może być zatrudniona osoba posiadająca co najmniej stopień doktora oraz mająca znaczące osiągnięcia w pracy badawczej, artystycznej lub dydaktycznej z uwzględnieniem kształcenia kadry naukowej;
(...)

§ 75 
W grupie pracowników dydaktycznych: (...) 
2) na stanowisku profesora Uczelni – może być zatrudniona osoba posiadająca co najmniej stopień doktora oraz posiadająca znaczące osiągnięcia w pracy dydaktycznej z uwzględnieniem kształcenia kadry naukowej i pracy organizacyjnej oraz w postaci dorobku dydaktycznego udokumentowanego publikacjami dydaktycznymi;


Sięgnijmy do Statutu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Koninie. Tu także ów dokument określa:

§ 36 (...) 
4. Nauczyciela akademickiego będącego pracownikiem dydaktycznym zatrudnia się na stanowisku: (...); 
2) profesora uczelni; 

5. Nauczyciela akademickiego będącego pracownikiem badawczo-dydaktycznym zatrudnia się na stanowisku: (...) 2) profesora uczelni;

Widzimy, że w PWSZ nie zatrudnia się naukowców na stanowiskach pracowników badawczych, gdyż misją tych uczelni jest kształcenie zawodowe studentów, a nie prowadzenie przez częśc kadr tylko i wyłącznie badań naukowych.

W przypadku tego typu szkół wyższych nie określa się szczególnych wymnagań wobec kandydatów na stanowisko profesora PWSZ.

§ 38 (...) 
5. Kryteria kwalifikacyjne, którymi kieruje się komisja konkursowa przy rozpatrywaniu zgłoszonych kandydatur obejmują: 
1) dorobek naukowy, dydaktyczny, organizacyjny i zawodowy; 
2) możliwość zatrudnienia w uczelni jako podstawowym miejscu pracy, w rozumieniu ustawy; 
3) możliwość zaangażowania w realizację zadań uczelni, w tym zaangażowanie w prowadzenie badań naukowych i realizację projektów badawczych.

Teraz doktorzy mogą wybierać, gdzie jest łatwiej, a gdzie trudniej, gdzie zyskuje się wyższy prestiż, a w której uczelni niższy itp.  Jedno nie ulega wątpliwości, że PROFESOR UCZELNI nie znaczy TO SAMO.


23 lipca 2020

Taka sobie lektura przed jesiennym nawrotem pandemii COVID-19



Slavoj Zizek in Liverpool cropped.jpg



Profesor w Instytucie Socjologii Uniwersytetu w Lublanie, wykładowca  European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich - Slavoj Žižek  ponoć należy do najczęściej cytowanych na świecie filozofów polityki. Postanowiłem zatem zakupić przekład najnowszej jego książki. 

Jej autor jednoznacznie lokuje swoje podejście badawcze w filozofii neomarksistowskiej oraz m.in. w psychoanalizie  Zygmunta Freuda i Jacques’a Lacana. Jest zarazem znawcą literatury faktu, toteż w książce  p.t. "Pandemia! COVID-19 Trzęsienie światem" (Warszawa 2020) odwołuje się także do polskiego reportażysty Ryszarda Kapuścińskiego


Jak informuje autor biogramu w Wikipedii:  


W latach osiemdziesiątych należał do Komunistycznej Partii Słowenii. W roku 1990 był jednym z kandydatów do stanowiska prezydenta Republiki Słowenii


Także w Polsce ów filozof należy do najczęściej przywoływanych przez lewicowych publicystów i naukowców jako ekspert do spraw politycznych, ale też ceniony jest jako wybitny kulturoznawca. 


Jego najważniejsze rozprawy, jakimi są głównie naukowe eseje, przetłumaczone były na język polski  przez takie oficyny, jak: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego,  Wydawnictwo Krytyki Politycznej i Wydawnictwo Aletheia.
Pandemic 3D cover

Tłumaczenie najnowszej książki ukazało się dzięki Wydawnictwu Relacja. Książkę otwiera następujący  fragment wstępu, który tu zacytuję:  


"Nie dotykaj mnie", powiedział w Ewangelii według św. Jana (20,17) Jezus do Marii Magdaleny, kiedy rozpoznała go po zmartwychwstaniu W jaki sposób ja, zaprzysięgły chrześcijański ateista, pojmuję te słowa?  Po pierwsze  przyjmuję je wraz z odpowiedzią Chrystusa na pytanie apostołów o to, w jaki sposób poznamy, że wrócił i zmartwychwstał. 


Chrystus mówi, że będzie obecny wszędzie tam, gdzie obecna będzie miłość między wierzącymi w niego ludźmi. Będzie tam nie jako osoba, której można dotknąć, ale jako więź miłości i solidarności między ludźmi - stąd "nie dotykaj mnie, dotykaj innych ludzi i zajmuj się nimi w duchu miłości" (s.11)


Tymczasem dzisiaj, w samym środku epidemii koronawirusa, wszystkich  nas bombardują właśnie wezwania, by nie dotykać innych, by się odizolować, by zachować odpowiednią odległość fizyczną.. Co to oznacza dla nakazu "nie dotykaj nie"? 


Otrzymaliśmy analizę owego imperatywu, którego musiał doświadczyć każdy z nas. W końcu ów samomutujący się wirus pogrążył niemalże cały świat. Przez kilka miesięcy większość z nas musiała zostać w domu,  podczas gdy pełniący służbę publiczną pracownicy ochrony zdrowia, bezpieczeństwa, służb socjalnych i oświatowych narażali życie własne i swojej rodziny, by ratować jak najwięcej osób zagrożonych i/lub dotkniętych COVIDEM-19.

Žižek  uważa, że nie będzie powrotu do "normalności", czyli stanu sprzed pandemii, gdyż  (...) nową "normalność" trzeba będzie zbudować  na ruinach  naszego starego życia albo znajdziemy się  w epoce nowego barbarzyństwa, której oznaki  już teraz są wyraźnie widoczne (s.13). 

Szczególnie negatywnym  następstwom pandemii poświęca ów filozof swoje eseje, otwierając naszą świadomość na wydarzenia w skali globalnej, ale i narodowej w różnych częściach świata.

 Tytuł każdego rozdziału wskazuje na kluczowe dla treści przesłanie: 


1. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku

2. Dlaczego  ciągle jesteśmy zmęczeni
3. Burza stulecia w Europie
4, Witamy na wirusowej pustyni
5. Pięć etapów epidemii
6. Wirus ideologii
7. Uspokój się i panikuj!
8. Monitorowanie i kary? Jak najbardziej
9. Czy barbarzyństwo z ludzką twarzą jest naszym przeznaczeniem?
10. Komunizm albo barbarzyństwo 

Im niższy wskaźnik zaufania w społeczeństwie, tym łatwiej jest sprawującym władzę kontrolować ludzi, dzielić ich na lepszych i gorszych, czyniąc z ideologii partii władzy ideologię państwową. Obywatele sami nałożą sobie ograniczenia, walcząc ze sobą przeciwko "niepoprawnym politycznie".

W całej rozprawie, podobnie jak u większości polskich intelektualistów nauk społecznych i humanistycznych, poświęca się edukacji lub jej pracownikom zaledwie dwa-trzy zdania. Ta dziedzina naszego życia jest nieistotna, jakby nieobecna w myśleniu o czynnikach rzutujących na takie czy inne postawy osób dorosłych.

Žižek  nonsensownie podaje za przykład osób dotkniętych w czasie pandemii specyficznym typem zmęczenia i przepracowania pracowników przedszkoli, którym (...) płaci się nie tylko za opiekę nad dziećmi, ale też okazywanie im uczucia (s.31). 


Nie ma zatem pojęcia o tym, na czym polega praca nauczycielek przedszkolnych, przypisując im jako czynnik przeciążenia (...) wysiłek - ciągle "być miłym"  (s. 32).  Ba, on uważa, że owo przemęczenie wynika z konieczności udawania, że nauczycielki odnoszą się do dzieci z sympatią (sic!). 

No cóż, nawet wybitni filozofowie bywają ignorantami w kwestiach, które są dla nich marginalne, ale dobrze służą za przykład działań pozornych a męczących. Nie najlepiej świadczy to o tym uczonym. 


Natomiast nie protestuję, kiedy odnosi się krytycznie do funkcjonowania pracowników w korporacjach, w których muszą oni konkurować ze sobą oraz innymi grupami, jeśli chcą w tych środowiskach pracy przetrwać.     

Epidemię wirusów ideologicznych ilustruje upowszechnianym w sieci fake newsami, paranoicznymi teoriami spiskowymi i wybuchami rasizmu w różnych częściach świata. Jego zdaniem korzystnym wirusem ideologicznym jest wirus koniecznego wymyślenia  na nowo komunizmu, pojmowanego jako powstanie alternatywnego społeczeństwa ponadnarodowego, (...) które aktualizuje się w formach globalnej solidarności i współpracy (s.45) właśnie w sytuacjach globalnych kryzysów. 


Konieczne jest bowiem odbudowanie zaufania do ludzi i nauki, bowiem  tylko wówczas (...) uniwersalne zagrożenie rodzi globalną solidarność, nasze drobne różnice  przestają mieć znaczenie, wszyscy współpracujemy ze sobą, by znaleźć rozwiązanie - i w takiej sytuacji właśnie jesteśmy dzisiaj w prawdziwym życiu (s.47). 


Filozof wmawia nam, że wirus jest demokratyczny, gdyż rani bogatych i biednych, z czym jednak trudno się zgodzić. Nie ma na to empirycznych dowodów, o które zapewne upomniałaby się socjolog Mirosława Marody. Jest wprost odwrotnie. 


Wirus nie jest demokratyczny, gdyż elity potrafią przed nim skutecznie się chronić, a jak ktoś jest ignorantem, to ląduje na kwarantannie lub w szpitalu. Polacy mogli zobaczyć premiera rządu, kandydatów w kampanii prezydenckiej otoczonych tłumami osób bez jakichkolwiek zabezpieczeń. 

Usilne wmawianie czytelnikom, że właściwie nie ma innej drogi po upadku czy zmniejszeniu roli neoliberalizmu jak czekająca nas koszmarna wizja neokomunizmu polegającego na koordynowanej (nie podaje przez kogo) solidarności na skalę światową. Jeśli nie skierujemy naszych wysiłków w tym kierunku, to dzisiejsze Wuhan może okazać się typowym miastem naszej przyszłości (s.62).  


Ba, Žižek  optuje za patriotyzmem pojmowanym przeciwstawnie do tradycji. Powołuje się przy tym na Carlo Ginzburga, który twierdził, że ten, kto wstydzi się za własny kraj, a nie miłuje ojczyzny, przejawia prawdziwą przynależność do niej (s.64).  Nie tylko Polaków ów autor nie przekona do tego rodzaju patriotyzmu. Niby dlaczego mamy wstydzić się za własny kraj? 


Czy rzeczywiście mamy, jak Brytyjczycy, zebrać się na odwagę (...) by poczuć wstyd za to, że dali się nabrać na ideologiczny sen, który przyniósł im Brexit (tamże), a nam przyniosła jakiś ideologiczny sen nasza władza? Rządy zmieniają się, a kraj pozostaje na swoim miejscu, z pięknem krajobrazów, historii, kulturowego dziedzictwa. Możemy wstydzić się za skorumpowane władze, ale nie za Polskę.           


Książka profesora  filozofii rozczarowuje niekonsekwencją, potocznością sądów rzekomo prospektywnych, z których ma wynikać, że epidemia koronawirusa staje się podglebiem dla życia nowego rodzaju komunizmu.  


Powtarza on jak mantrę, (...) że globalna solidarność i kooperacja leżą w interesie przetrwania wszystkich i każdego z nas, że jest to jedyna racjonalna, egoistyczna rzecz, którą należy zrobić. (...) Szeroko zakrojone komunistyczne podejście, którego ja bronię, to jedyny sposób, żebyśmy zostawili za sobą taką prymitywną postawę (s.74). 

Ma tu na uwadze sytuację zarażonych COVIDEM-19 osób powyżej osiemdziesiątego roku życia 
we Włoszech i w Chinach, których nie "opłacało się" ratować.  Czy takie procedury nie wskazują, że szykujemy się do wcielenia w życie najbardziej brutalnej logiki przetrwania najsilniejszych? Znów więc stoi przed nami wybór: barbarzyństwo lub jakiś rodzaj nowego komunizmu (s. 75).

W rozdziale 8 Žižek  sięga do rozprawy włoskiego filozofa Giorgio Agambena, który ma zupełnie odmienne stanowisko. Uważa on bowiem, że pandemia sprzyja  konserwatywnej władzy do upaństwawiania sektora prywatnego oraz do zarządzania dekretami, by pod pozorem i przymusem troski o obywateli móc pozbawiać ich dotychczasowych praw i wolności, sprzyjać postawom rasistowskim i znacząco ograniczać i redukować obywatelskie swobody. Przykładem jest tu polityka Donalda Trumpa w USA czy Viktora Orbana na Węgrzech.


Jednak zagrożenie infekcją wirusową dało też ogromny impuls nowym formom lokalnej i globalnej solidarności oraz jeszcze wyraźniej pokazało potrzebę kontroli władzy. Ludzie mają rację, pociągając do odpowiedzialności władzę państwową: macie władzę, więc teraz pokażcie nam, co potraficie! (s. 81) 


Władza państwowa powinna - jego zdaniem - postępować bardziej przejrzyście, demokratycznie i poddawać się kontroli społecznej. Žižek  prognozuje, że po pandemii (...)  będziemy musieli nauczyć się żyć dużo bardziej kruchym życiem, wśród ciągłych zagrożeń. Będziemy musieli zmienić cale nasze nastawienie do życia, do naszego istnienia jako istot żywych wśród innych form życia. Innymi słowy (...) będziemy musieli doświadczyć prawdziwej filozoficznej rewolucji (s. 84). Natura oddaje nam to, co dobrego i/lub złego uczyniła jej ludzkość. 

  
Na zakończenie recenzji książki Žižka podzielę się drobnymi uwagami natury naukoznawczej

Otóż autor esejów korzysta głównie z tekstów internetowych, publicystycznych wypowiedzi  polityków, a nawet filozofów. W wielu miejscach są cytowane ich wypowiedzi, ale nie ma odniesienia do źródła. 

W Polsce nie miałby szans na uzyskanie tytułu naukowego profesora. Takiej publikacji KEN zapewne nie uznałby z powyższych powodów za naukową. Tymczasem Žižek  ma wysoki wskaźnik cytowań.  To się liczy.