15 lipca 2020

Po co w PAN Akademia Młodych Naukowców?



Przy Polskiej Akademii Nauk istnieje Akademia Młodych Uczonych, w której skład mogą wchodzić tylko młodzi naukowcy. Ktoś jednak musi ich do tej Akademii rekomendować.  "Członkowie Akademii Młodych Uczonych wybierani są przez Zgromadzenie Ogólne PAN. W chwili wyboru nie mogą mieć więcej niż 38 lat i muszą posiadać co najmniej stopień naukowy doktora.

Sądziłem, że Akademia zajmuje się promocją badań naukowych i wspieraniem młodych badaczy, tymczasem w ostatnich miesiącach opublikowała ona Stanowiska, które nie mają nic wspólnego ze statutową działalnością PAN: 


Stanowisko Akademii Młodych Uczonych w sprawie mowy wykluczenia i pogardy wymierzonej w osoby LGBT+;


Stanowisko AMU ws. przesłuchań studentów Uniwersytetu Śląskiego. 


Jedynym sensownym zadaniem członków tej Akademii była  opinia ws. projektu zmian w zasadach ewaluacji jakości działalności naukowej. Za bardzo nie wysilili się młodzi uczeni, bo zaproponowali m.in.: 

1) oparcie punktacji edycji krytycznych o kryteria ilościowe i jakościowe, nie zaś źródło finansowania,

2) rozszerzenie definicji monografii w naukach humanistycznych i społecznych,

3)  uściślenie kryteriów oceny znaczenia wpływu działalności naukowej.

Zakres wysiłku twórczego młodych uczonych jest na takim poziomie ogólności, że usprawiedliwia jedynie sensowność wpisania sobie do cv członkostwa w AMU. 

Tego typu działalność określamy mianem POZORNEJ.  Już widzę, jak w MNiSW przejęto się tą propozycją, jak zespoły urzędników pracują nad jej uwzględnieniem w kolejnym rozporządzeniu. 

Widać unoszący się znad gmachu resortu siwy dym. 

Jest jeszcze wydane w styczniu tego roku stanowisko AMU dotyczące opinii tego gremium w sprawie projektu MNiSW powołania komisji ds. wolności słowa.  Młodzi wyrazili w tej opinii  sprzeciw wobec projektu ustawy MNiSW o zmianie ustawy - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, by nie znalazł się w niej zapis o prawie do wolności wyrażania poglądów, gdyż jest ono zagwarantowane wszystkim obywatelom w Konstytucji. Jak widać, kilka miesięcy później sami temu zaprzeczyli. 

Zaglądając na stronę AMU przeczytamy wypowiedź pani dr hab. Anny Ajduk, Przewodniczącej Akademii Młodych Uczonych, dotyczącą misji i celów działania tego gremium: 

Członkostwo w Akademii Młodych Uczonych to niewątpliwie duże wyróżnienie, ale przede wszystkim niesamowita szansa. Szansa, by spotkać pełnych energii i zaangażowanych w sprawy nauki młodych badaczy; szansa by wzmocnić swoją rozpoznawalność w środowisku naukowym i podjąć dyskusję nad najważniejszymi zagadnieniami zajmującymi to środowisko; szansa, by poznać, niejako od środka, jak funkcjonuje jedna z głównych instytucji naukowych w Polsce, czyli PAN.

Działalność AMU skupia się na trzech głównych obszarach: 
* polityce naukowej, 
* promocji doskonałości naukowej oraz 
* popularyzacji nauki i ścieżki kariery naukowej
 - każdy członek AMU może więc znaleźć taką aktywność, którą uważa za ważną i interesującą. Bierzemy czynny udział w konsultacjach dotyczących projektów ustaw związanych z nauką i szkolnictwem wyższym. 
Organizujemy szereg wydarzeń mających na celu podnoszenie kompetencji młodych naukowców, np. w zakresie umiejętności pisania wniosków grantowych, prezentacji wyników, komercjalizacji czy własności intelektualnej. 
Naszą flagową inicjatywą jest konferencja Polish Scientific Networks, która – zgodnie z nazwą – pomaga w nawiązaniu kontaktów zawodowych pomiędzy badaczami pracującymi w Polsce i za granicą, w środowisku akademickim i biznesowym, reprezentującymi badania podstawowe i stosowane. 
Uczestniczymy też w akcjach popularyzatorskich, np. w festiwalach czy piknikach naukowych. AMU nie ogranicza się do działalności w kraju, aktywnie współpracujemy z analogicznymi organizacjami z zagranicy. Dzięki temu, nasz głos może być też słyszalny na arenie międzynarodowej.

Nie odnajduję w przywołanych wcześniej Stanowiskach i opiniach przekonujących dokonań w sferze realizacji tak szczytnych zamierzeń. Zapewne są głęboko ukryte... . 


   

14 lipca 2020

Sprawdzian braku wiedzy nauczyciela akademickiego



Kontynuuję analizę narzędzi badawczych dr Beaty Cieśleńskiej z perspektywy metodologii badań w naukach społecznych. Jak się okazuje, chcąc rozwiązać aż dwa główne problemy badawcze w swojej pracy p.t. "Odpowiedzialność zawodowa nauczyciela. Studium teoretyczno-empiryczne" (Pułtusk 2019) postanowiła uchwycić nie tylko samoocenę odpowiedzialności zawodowej nauczycieli, ale i ich wiedzę moralną, chociaż w przywołanym poprzednio kwestionariuszu znalazły się sądy o charakterze moralnym.

Nie szkodzi. Co za różnica.  w końcu nie o naukę tu chodzi, tylko o publicystyczny sondaż opinii. Autorka pisze zatem tak (podkreślenia):

Kolejnym narzędziem badawczym był sprawdzian wiedzy nauczyciela. Został on opracowany przez autorkę niniejszej pracy w celu zbadania poziomu wiedzy nauczycieli na temat odpowiedzialności prawnej i moralnej. Wśród 21 pytań dotyczących odpowiedzialności prawnej nauczycieli, 5 dotyczyło odpowiedzialności karnej nauczyciela, 5 odpowiedzialności cywilnej, 5 odpowiedzialności prawniczej, 5 odpowiedzialności dyscyplinarnej, jedno pytanie, było pytaniem wprowadzającym i dotyczyło wiedzy na temat ogólnej odpowiedzialności prawnej nauczyciela  [s.109].

Ciekaw jestem, co powiedzieliby na te rzekomo rozłączne kategorie naukowcy-prawnicy. Zostawiam to na boku. Przejdę do tej części sprawdzianu, która (...) dotyczyła badania wiedzy na temat odpowiedzialności moralnej nauczycieli. Jest  to ten rodzaj odpowiedzialności w pracy nauczyciela, który wyznacza dyrektywy postępowania nauczyciela w toku pracy pedagogicznej z uczniami, ich rodzicami i prawnymi opiekunami [tamże].

 Pedagog nie wie, że inną rolą jest bycie rodzicem, a inną - w sytuacji jego braku - prawnym opiekunem dziecka. Sprawdzian zawierał 25 zamkniętych pytań. W ramach zagadnień dotyczących odpowiedzialności moralnej, znalazły się treści dotyczące odpowiedzialności podmiotowej, społecznej oraz historycznej nauczyciela. [tamże]. Genialne! Prawda?

Sprawdzian ma jednak tytuł: SPRAWDZIAN WIEDZY MORALNEJ NAUCZYCIELA [s. 208-211], a w treści zawartych w nim pytań są kuriozalne błędy:

2. Nie czuję się odpowiedzialna/y wobec samej/ego siebie 
* Tak
* Nie
* Nie mam  zdania

5. Nie czuję się odpowiedzialna/y wobec rodziców
* Tak
* Nie 
* Nie mam zdania [s. 208].

Nie wiemy, czy to nielogicznie skonstruowane pytanie wraz z odpowiedziami dotyczy własnych rodziców, jakichś rodziców, rodziców uczniów, z którymi  pracuje respondent?  Co za różnica? Przecież to nie jest badanie naukowe.

To proszę bardzo . Oto - jak twierdzi autorka -  pytania, których konstrukcja dotyczy świata braku logiki, a więc i pseudonauki:

9. W pracy nie czuję się odpowiedzialny za brak czy, w sytuacjach, które się tego domagają 
* Tak
Nie
* Nie mam  zdania

12. Nie mogę złamać zasady tajemnicy i prawdomówności nawet w wyjątkowych sytuacjach
* Tak
Nie
* Nie mam  zdania [s. 209]

15. Przyszłość wychowanków nie zależy ode mnie
* Tak
Nie
* Nie mam  zdania

20. Nie różnicuję swojego stosunku do uczniów, nawet w wyjątkowych sytuacjach 
* Tak
Nie
* Nie mam  zdania

21. Nigdy nie przekazałabym/łbym informacji przełożonym o negatywnym zachowaniu koleżanki lub kolegi z pracy; nie jestem donosicielką/em 
* Tak
Nie
* Nie mam  zdania [s. 2010]

25. W pracy jestem wierna/y obowiązkom i sumiennie wykonuję wszystko, do czego jestem zobowiązany jako nauczyciel 
* Tak
* Nie
* Nie mam  zdania

Tak toczy polską pedagogikę wirus nieodpowiedzialnych recenzji wydawniczych i pseudonaukowych rozpraw.


     

12 lipca 2020

Nie każda ankieta jest narzędziem naukowej diagnozy (cz.3)



Wielokrotnie już zwracałem na to uwagę. Przypomnijcie sobie analizę pseudonaukowej ankiety dr Joanny Gruby, która na podstawie odpowiedzi na zawarte pytania, opublikowała pseudonaukowy raport. Nabrali się na ten bubel nie tylko dziennikarze, ale także sami naukowcy, którzy ponoć ochoczo  udzielali odpowiedzi na źle sformułowane pytania.

Do takich osób nie trafią żadne uwagi krytyczne, gdyż - jak słusznie pisał profesor Aleksander Nalaskowski - skoro nie wiedzą, że nie wiedzą, to gdyby nawet 10, 20 czy 100 naukowców napisało, że są w błędzie, i tak będą trwać przy własnej ignorancji.

Atak na krytyków niczego w tej kwestii nie zmienia, skoro nie posiada się wiedzy czy - jak to określa profesor Jerzy Brzeziński - właściwie ukształtowanej samoświadomości metodologicznej. Zostawmy te marginalia.   

Książka dr Beaty Cieślińskiej, jak już pisałem o wstępnych etapach projektowanej przez nią diagnozy, zawiera  na szczęście i nieszczęście czytelników "narzędzia badawcze". Nie mogę w żadnej mierze potwierdzić, że mamy tu do czynienia z naukowo poprawnie skonstruowanymi kwestionariuszami ankiet.

Wprost odwrotnie. Każdy student i  doktorant nauk społecznych, niezależnie od tego, jaką reprezentuje dyscyplinę naukową, powinien zapoznać się z nimi, by przekonać się, że tak nie należy ich konstruować.

Jak pisze autorka: Do  potrzeb realizowanych badań posłużono się techniką ankiety, która polega na gromadzeniu informacji na podstawie - tu pojawia się nagle cytat z książki T. Pilcha - "wypełnienia najczęściej samodzielnie przez badanego specjalnych kwestionariuszy na ogół o wysokim stopniu standaryzacji w obecności  lub najczęściej bez obecności ankietera [s.108-109].

Mamy tu  jednak manipulację tekstem, z której miałoby wynikać, że autorka zastosuje ankietę o wysokim stopniu standaryzacji. NIESTETY. NIE MA TU ŻADNEJ STANDARYZACJI i być nie mogło, skoro nie ma definicji zmiennych i nie dokonano ich operacjonalizacji. Nie ma też teoretycznego modelu zmiennych i nie uzasadniono hipotez do drugiego problemu badawczego (w istocie pseudoproblemu).

Autorka przywołuje nawet autorów innych jeszcze książek, jak np. Danutę Urbaniak-Zając, Jacka Piekarskiego i Teresę Bauman. Nic z tego jednak nie wynika dla poprawności badań.

Opracowała "Kwestionariusz samooceny odpowiedzialności zawodowej. nauczycieli", mimo iż główny problem badawczy nie dotyczył kategorii samooceny odpowiedzialności tylko poziomu tejże odpowiedzialności. Jest jednak istotna różnica między samooceną odpowiedzialności a poziomem odpowiedzialności.

Kwestionariusz - jak pisze - zawierał 36 pytań zamkniętych dotyczących następujących kwestii związanych z funkcjonowaniem nauczyciela : przewidywania przebiegu i skutków własnych decyzji i własnego działania; kontrolowania i korygowania własnych działań; nakładania na siebie dodatkowego wysiłku i energii w sytuacji pojawienia się przeszkód na drodze do osiągnięcia celu; przyjęcia zarówno pozytywnych, jak i negatywnych skutków swoich decyzji lub działań; gotowości do wyrównania negatywnych skutków swej decyzji lub działania osobom poszkodowanym. W ten sposób zmierzano do uzyskania informacji z zakresu badanej problematyki [s. 109].

Proszę uważnie przeczytać ostatnie zdanie, które potwierdza, iż chodzi o zebranie informacji a nie o badanie naukowe.

Sięgnijmy teraz do kolejnego - "Kwestionariusza Samooceny Odpowiedzialności Zawodowej Nauczycieli" (s. 197-202). Popełniono tak wiele błędów metodologicznych - merytorycznych i proceduralnych, że treść każdej ankiety jest z naukowego punktu widzenia pozbawiona naukowej wartości.

Owszem, autorka uzyskała potwierdzenie czegoś czy zaprzeczenie czemuś, a więc otrzymała dane, ale na pewno nie pozyskała wiedzy pozwalającej na rozwiązanie problemu badawczego. Prowadzi bowiem swoich respondentów po własnej ścieżce koniecznego udzielenia odpowiedzi na częściowo błędnie sformułowane pytania lub sądy.  Respondenci nie mieli jej bowiem informowac o czymkolwiek, tylko wybrać właściwą odpowiedź na jej sugestie: TAK - NIE - NIE MAM ZDANIA.

Właściwie treść przedkładanych respondentom zdań nie ma znaczenia, bo niby na jakiej podstawie mielibyśmy uznać, że za ich pomoca mierzy to, co  chciała zbadać, skoro nie wiedziała, co chce zmierzyć?  Nawet gdyby chcieć uwierzyć, że można odczytać poziom czyjejś samooceny, bo przecież nie samowiedzy, to zobaczmy, jak zostały skonstruowane niektóre z sądów. Klasyka kardynalnych błędów metodologicznych:

10. Raczej nie lubię zmian i nie staram się aby coś osiągnąć w swojej pracy
*tak
*nie
*nie mam zdania.     [s.199]
     
21. Nie zawsze zwracam uwagę na niewłaściwe zachowania ucznia
* tak
*nie
*nie mam zdania    [s.200]

23. W życiu prywatnym i zawodowym żyję raczej dniem dzisiejszym [s. 201]


Zastanawiałem się nad tym, jakie wnioski zostaną wyciągnięte z zaznaczonych przez nauczycieli odpowiedzi. Z analizy autorki wynika, że nie był to Kwestionariusz samooceny odpowiedzialności zawodowej  nauczycieli, ale Kwestionariusz poziomu odpowiedzialności zawodowej nauczycieli.  Tabela 6 (s. 123) zawiera błędny tytuł i kategorie w główce lewej kolumny.



Jesteśmy jednak w błędzie. Zdaniem B. Cieśleńskiej jej Kwestionariusz ankiety dotyczył i tego, i tamtego. Cytuję:

Z przeprowadzonych badań wynika, że najmniejsza liczba badanych nauczycieli prezentuje niski poziom poczucia odpowiedzialności zawodowej (123 osoby). Szczegółowe dane przedstawia tabela nr 6 i wykres 1. (...)  [s. 122]

Akapit dale pisze jednak tak:

Złożona kwestia podniesienia poziomu samooceny zawodowej nauczycieli wymaga zatem  zmiany spojrzenia na wykonywaną pracę, jej misję oraz odpowiedzialność, którą za sobą niesie  [tamże].

To w końcu czego rzecz dotyczyła? Z wykresu nr 1 wynika wynika, że jednak samooceny odpowiedzialności zawodowej a nie poziomu odpowiedzialności zawodowej.




Nic to. Autorka dalej pisze: Ukazanie specyfiki samooceny odpowiedzialności zawodowej nauczycieli nie byłoby kompletne bez uwzględnienia opinii dyrektorów placówek oświatowo-wychowawczych na ten temat [s.124].

Pani doktor nie badała dyrektorów placówek, w których są zatrudnieni jej respondenci, nauczyciele i ... studenci (!), ale jakichś dyrektorów. Kompletne nieporozumienie. Jednak badanie nadzoru pedagogicznego wymaga odrębnego narzędzia diagnostycznego i uzasadnienia powodów jego zastosowania. Po co więc to uczyniła?

Na s. 127 czytamy: Miernikiem odpowiedzialności zawodowej nauczycieli jest również ich samoocena. Najlepiej i najpełniej określa ją stosunek do pracy zawodowej, wykonywania obowiązków oraz samych uczniów. 

 
c.d.n.