29 kwietnia 2020

Można prowadzić obrony prac doktorskich online


Rozmawiałem z prawnikami i profesorami, którzy już mają doświadczenie w zakresie prowadzenia obron prac doktorskich przy użyciu środków komunikacji elektronicznej.

Po pierwsze, zezwala na to prawo. Informuje o tym Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów:

"1. Posiedzenia właściwego organu nadającego stopień naukowy albo stopień w zakresie sztuki (w uczelni - senat lub inny organ określony w jej statucie, w instytucie PAN, w instytucie badawczym oraz w instytucie międzynarodowym - rada naukowa) mogą być przeprowadzane z wykorzystaniem technologii informatycznych zapewniających kontrolę ich przebiegu i rejestrację oraz umożliwiających zapewnienie tajności głosowań (art. 178 ust. 1a ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) dodany na mocy art. 63 pkt 5 ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).

Powyższe rozwiązanie stosuje się również odpowiednio do przewodów doktorskich, postępowań habilitacyjnych i postępowań o nadanie tytułu profesora, wszczętych przed dniem 1 maja 2019 r. (art. 101 ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).

2. Obrona rozprawy doktorskiej w postępowaniu w sprawie nadania stopnia doktora prowadzonym na podstawie ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. -Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) może być przeprowadzona poza siedzibą podmiotu doktoryzującego z wykorzystaniem technologii informatycznych zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację (191 ust. 1a ustawy z dnia 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (Dz. U. z 2020 r. poz. 85 i 374) dodany na mocy art. 63 pkt 6ustawy z dnia 16 kwietnia 2020 r. o szczególnych instrumentach wsparcia w związku z rozprzestrzenianiem się wirusa SARS-CoV-2 (poz. 695)).

Publiczna obrona rozprawy doktorskiej w przewodzie doktorskim prowadzonym na podstawie ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. z 2017 r., poz. 1789) może być przeprowadzona przy użyciu urządzeń technicznych umożliwiających jej przeprowadzenie na odległość z jednoczesnym bezpośrednim przekazem obrazu i dźwięku. (§ 8 ust. 2 rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 19 stycznia 2018 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora (Dz. U. z 2018 r., poz. 261)).

Publiczny charakter obrony oznacza, iż jej uczestnikiem może być potencjalnie każda osoba zainteresowana problematyką ww. pracy. Równocześnie należy wyraźnie podkreślić, iż osoby uczestniczące są uprawnione do zadawania kandydatowi do stopnia doktora pytań związanych z przedmiotem bronionej rozprawy. W związku z powyższym zastosowane narzędzia informatyczne powinny umożliwiać nie tylko bierny udział w przebiegu obrony (transmisja obrazu i dźwięku w czasie rzeczywistym), ale także stwarzać możliwość bezpośredniej komunikacji (video, audio lub tekstowej)."


A teraz praktyka.

W Uniwersytecie Jagiellońskim na jednym z wydziałów wyglądało to tak:

1. Podmiot uprawniony do przeprowadzenia obrony pracy doktorskiej informuje na web-stronie o obronie publicznej rozprawy doktorskiej osoby X na temat Y przygotowanej pod kierunkiem profesora Z, która odbędzie się w dniu ..... o godz. .... z wykorzystaniem aplikacji np. ZOOM. Tu podany jest adres dostępu. Każdy zainteresowany będzie mógł oglądać, słuchać i zadać w części obrony pracy własne pytanie, podając via czat swoje dane do protokołu oraz treść pytania.

Doktorant odpowiada zatem na zadawane mu pytania publicznie. Nie jest ograniczony dostęp do obrony.

2. Do części zamkniętej w toku danego przewodu jest założony w aplikacji Teams/Office 365 dostęp tylko dla uprawnionych do głosowania. Jest tam opcja pozwalająca na tajne głosowanie. Karty do głosowania musi przygotować administrator.

3. Po dyskusji i głosowaniu komisji doktorskiej następuje powrót do aplikacji publicznej, za pomocą której doktorant i publiczność są poinformowani o wyniku głosowania w sprawie o przyjęciu rozprawy doktorskiej i nadaniu stopnia naukowego doktora.

Proste? Proste. Tylko trzeba chcieć, a nie piętrzyć problemy, mówić, że się nie da. Wszystko się da, jak się chce. Spróbujmy jednak znaleźć się w XXI wieku. Zostawmy historykom wiek XX. Działajmy. Doktoranci czekają.


28 kwietnia 2020

Tak powinno wyglądać kształcenie online, ale nie wygląda



Wrzucono ten plik z zajęć na dystans z matematyki do sieci. Ktoś napisał: "SZOK! :) A jednak e-learning działa. Relacja nauczycielki". Tak, to prawda. Tego typu postawa znakomitej nauczycielki matematyki szokuje, bowiem chciałbym, żeby właśnie w taki sposób prowadziły zajęcia z każdego przedmiotu osoby mieniące się nauczycielami".

Mam nadzieję, że za jakiś czas przestanie nas to dziwić i szokować, a nauczyciele szkolni będą sowicie wynagradzani za taki profesjonalizm oraz kulturę osobistą. Istotnie, Pani Karolina pokazuje - co trafnie ktoś skomentował na Fecebooku: "(...) że e-learning nie musi polegać na wysyłaniu setek maili i kręceniu ekranu komórką. Przeprowadzenie wirtualnych zajęć w efektywny sposób może być całkiem proste! Obejrzyjcie zapis lekcji o graniastosłupach! Dziękujemy Pani Karolinie i jej uczniom za materiał!"

Minister D. Piontkowski wraz z podległymi sobie kuratorami oświaty nie ma pojęcia o tym, że w środowiskach wiejskich, małomiasteczkowych, ale i wielkomiejskich mamy do czynienia z pseudoedukacją na dystans. Nie piszę o tym, by obwiniać za ten nędzny stan rzecz polskich nauczycieli, gdyż większość z nich potrafi znakomicie poprowadzić zajęcia w realu. Ci jednak, którzy byli toksycznymi nauczycielami, minimalistami, pozorantami, odbębniającymi zajęcia w szkole przed epidemią bez poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności za jakość, sens i wartość własnej obecności w klasie, w okresie kwarantanny narodowej mają wreszcie święty spokój. Nikt im niczego nie udowodni, że byli kiepscy, a teraz są jeszcze bardziej beznadziejni.

Żadne sondaże, krążące już w sieci ankietki nie oddadzą prawdy o szkole cyfrowej, która przez część młodzieży określana dość brutalnie jest mianem szkoły syfowej. Teraz dopiero ta młodzież odczuła, że niektórym nauczycielom w ogóle na niej nie zależy. Jak chcą, to niech się sami uczą, sami douczają, sami sobie coś tłumaczą, a nauczyciel uruchomi test online, na czas, którego nie zdążą wypełnić i otrzymają z niego dwóje. Nie umiesz, to trudno. Trzeba było się nauczyć.

Ilu jest takich, którzy dotychczas wchodzili do klasy, zadawali uczniom, a potem ich odpytywali? Teraz mają labę, bo nawet nie muszą być w przestrzeni szkolnej, patrzeć na uczniów, którzy dotychczas przeszkadzali im w pracy. Niech teraz rodzice zamartwiają się, że ich urwisy lub pociechy czegoś nie wiedzą, nie rozumieją, nie potrafią.

Tymczasem Ministerstwo Edukacji Narodowej upowszechnia - jak w epoce Edwarda Gierka - optymistyczne informacje o samych sukcesach. Może i dobrze, bo przynajmniej premia będzie dla urzędników, a i prezes nie będzie zmartwiony. Pudrowanie lipy zawsze wyjdzie na wierzch, bo wystarczy tylko lekko poruszyć systemem, by strzepnąć z niego mistyfikację. Jak pisze Janina Krakowowa:

"Obowiązuje narracja, że szkoły pracują normalnie (choć zdalnie) i świetnie sobie radzą z realizacją podstawy programowej. Mit o niezakłóconej realizacji podstawy podstawowej ma zasadnicze znaczenie. Ma go podbudować rozbudowany do granic absurdu system sprawozdawczości. Kuratoria zasypują skrzynki dyrektorów ankietami do wypełnienia „na cito” o postępach w nauczaniu na odległość. Do tego każdy nauczyciel sprawozdaje dyrektorowi, że rozesłał materiały i wpisał tematy do e-dziennika. Dyrektor sprawozdaje kuratorowi. Kurator bezzwłocznie śle dobre wieści do ministerstwa. Każdy w tym łańcuszku dodaje coś od siebie".

Po pięciu latach kierowania resortem urzędnicy zorientowali się, że w wielu szkołach nie ma sprzętu komputerowego, a wielu go posiadających brakuje właściwego oprogramowania, które kosztuje. Ba, nawet jak jest jakiś sprzęt, to nie ma w ogóle lub dobrego połączenia z internetem. W dzienniku dla półanalfabetów wystarczy informacja, że MEN przekazało 180 milionów złotych na zakup sprzętu komputerowego. Komu? Gdzie? Kiedy? Na jakiej podstawie? Czyja firma tym razem zarobiła bez przetargu? Kto z tego skorzystał?


Zapaść w edukacji, z jaką mamy w tej chwili do czynienia, będzie usprawiedliwiała krajowy i międzynarodowy pomiar beznadziejnych osiągnięć szkolnych, albo - jak to w Polsce bywa - odpowiednio dobierze się próbę, by minister i prezes byli zadowoleni.

27 kwietnia 2020

SZKOLNA REWOLUCJA, czyli EDUKACJI W WOLNOŚCI CIĄG DALSZY


Tak niedawno zachwycałem się książką profesora Ryszarda Łukaszewicza, a tuż po świętach Zmartwychwstania Pańskiego otrzymałem książkę EWY RADANOWICZ p.t. "W SZKOLE WCALE NIE CHODZI O SZKOŁĘ", której powstanie zapowiadałem, ale jej treść i edycja przerosła moje oczekiwania. Nareszcie mamy pięknie wydaną książkę o wyjątkowej szkole, w której ta instytucja nie jest ważna, istotna, a nawet jako taka konieczna, bowiem w centrum zainteresowań nauczycieli i pracowników oraz ich oddziaływań, animowanych relacji społecznych jest KAŻDY CZŁOWIEK, KAŻDA OSOBA - bez względu na jej wiek, płeć, rolę społeczną, (wy-)kształcenie, rasę, wyznanie, światopogląd itp.

W mediach sprzedaje się popkulturowe programy o kuchennych rewolucjach, o tym, jak dyscyplinować dzieci, o poszukujących żony rolnikach, o ekstremalnych zawodach i sportach, tylko jakoś nikt nie pomyślał o tym, by zacząć produkować program SZKOLNE REWOLUCJE! Mogłaby go poprowadzić EWA RADANOWICZ. Jest bowiem dyrektorką wyjątkowej SZKOŁY BEZ "SZKOŁY", autorką znakomitej książki o personalistycznej edukacji w pełnym tego określenia znaczeniu. Stała się w środowisku oświatowym kolejną spośród wielu wspaniałych nauczycieli w dziejach transformacji ustrojowej, która swoją kreatywną, refleksyjną, transformatywną działalnością pokazała, co to znaczyć być PEDAGOGIEM.

Jest wśród kilkuset tysięcy nauczycieli wielu tak wspaniałych, o bogatym doświadczeniu, wyjątkowym sukcesie jego współsprawców, odważnych, a przy tym pełnych pasji i miłości pedagogów, którzy zmieniają szkołę w szkole w różnych zakresach zakotwiczonej od stulecia patologii, dysfunkcji, biedy mentalnej i kulturowej, braków, zaniechań, pozoranctwa, brakoróbstwa, itp. Są nauczyciele, którzy NIE CZEKAJĄ, AŻ WŁADZA IM COŚ DA, ZAŁATWI, ZABEZPIECZY, OFIARUJE, tylko podejmują trudną, pełną poświęcenia walkę z barierami i przeszkodami, by stworzyć uczniom środowisko prospektywnego podejścia do życia i ich rozwoju.

EWA Radanowicz jest dyrektorką publicznej Szkoły Podstawowej w Radowie Małym. Nie w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie czy Poznaniu, ale w Radowie Małym, które stało się swoistego rodzaju centrum KONSTRUKTYWISTYCZNEJ EDUKACJI, środowiskiem bez czyjegokolwiek oraz jakiekolwiek patronatu, instytucjonalnego wsparcia. ZMIANA zawsze zaczyna się w CZŁOWIEKU, a w tym przypadku w NAUCZYCIELACH, ale i UCZNIACH i ich RODZICACH, w mentalności organu prowadzącego i nadzorującego szkołę, jeśli jest w stanie zmierzyć się z oddolną innowacją odwracającą utarte rozwiązania strukturalne - organizacyjne, materialne, ale i programowe, metodyczne i kulturowe.



Każdy nauczyciel, który TYLKO NIE CHCE GODZIĆ SIĘ NA ZASTANY, UTRWALONY I OBOWIĄZUJĄCY W SZKOLNICTWIE PUBLICZNYM STAN RZECZY, może sięgnąć po wyjątkową "BROŃ", jaką stanowią jego kompetencje, a więc profesjonalizm, wyobraźnia, silne poczucie sprawstwa, wola działania, by - ujmując to metaforycznie - zmurszałą, zgniłą, szarą przestrzeń publicznej i zinstytucjonalizowanej edukacji WYSADZIĆ WRESZCIE W POWIETRZE, ZAMIENIĆ JĄ W PYŁ odchodzący w niepamięć. Ktoś musi zacząć pierwszy, by nadać szkole zupełnie nowe życie, usuwając z niej właśnie szkołę, a tworząc środowisko uczenia się siebie, innych oraz świata, które będzie satysfakcjonujące dla każdego.

Dzieje światowej pedagogiki, w tym przecież wiodącej w nim polskiej pedagogiki (przed-)szkolnej - a piszę o tym na podstawie badań naukowych - zarejestrowały tysiące WYSP EDUKACYJNEGO OPORU przeciwko PSEUDOEDUKACJI, PSEUDOSZKOŁOM, które powstawały mocą ludzkich (rodzicielskich), najczęściej nauczycielskich serc i pasji, by promieniować przez lata na innych I zachęcać ich do podobnego, ale nie tożsamego zaangażowania.

SZKOLNA REWOLUCJA zaczyna się OD OSOBY i w OSOBIE, a nie w ministerstwie, kuratorium, ośrodku doskonalenia nauczycieli. Rodzi ją albo osobista potrzeba zmiany, a zatem niezgody na to, co jest, co ponoć być musi, chociaż to nieprawda, albo LOS, PRZYPADEK, OKAZJA, SPOTKANIE Z KIMŚ, kto zachwycił swoją niepowtarzalną duszą i działaniem. Zdarza się, że ktoś tworzy innowacyjną edukację dla... własnego dziecka. Korzystają na tym także inne dzieci.

Z treści książki wynika, że być może zbiegły się w życiu Autorki oba czynniki. Niewątpliwie jednym z nich było spotkanie z profesorem RYSZARDEM ŁUKASZEWICZEM w jego Wrocławskiej Szkole Przyszłości.

Nie dziwię się, że ujęła ją koncepcja PROJEKTOWANYCH OKAZJI EDUKACYJNYCH. Podziwiam E. Radanowicz, że potrafiła w degenerowanej przez gorset centralizmu szkole publicznej stworzyć dla tej koncepcji autentyczną przestrzeń koniecznej wolności, bez której nie ma żadnej twórczości, a tym samym i autentycznej zmiany. Nareszcie, po kilkudziesięciu latach nauczycielka szkoły podstawowej dowiodła, że to, co jest możliwe w szkole niepublicznej, a przez większość postrzegane jako niemożliwe w szkole publicznej, mogło się spełnić dzięki pozyskaniu do współpracy innych nauczycieli, uczniów i ich rodziców.




Autorka tej książki i szkoły z mocą zmieniania szkoły, a tym samym i codziennego świata życia wszystkich jej podmiotów, jest już OSOBĄ-INSTYTUCJĄ, NAUCZYCIELKĄ-NAUCZYCIELI, O-SOBĄ łączącą we własnym działaniu i sumieniu - jej zdaniem pięć najważniejszych wartości: GODNOŚĆ, ZAUFANIE, ODPOWIEDZIALNOSĆ, WOLNOŚĆ i SZCZĘŚCIE. To one stały się naczelnymi wyznacznikami budowania wspólnoty . Jak pisze:

"Po latach dyrektorowania w Radowie Małym uważam, że najważniejszym moim osiągnięciem było określenie oraz uwspólnienie wartości i wzorów zachowań, tak żeby były one rozumiane i akceptowane przez nas wszystkich. Piękno takiego podejścia tkwi w jego niezawodności i prostocie" (s. 23).

To, co wydarzyło i wydarza się w Radowie Małym jest wielkie, ale i niepowtarzalne, gdyż o jakości edukacyjnego sprawstwa rozstrzygają INDYWIDUA, każdy z osobna, o ile łączy ich wspólnota wartości. Te zaś w wielu szkołach publicznych czy oddziałach klasowych można tworzyć w oparciu o priorytety inaczej rekonstruowanych wartości, które stają się okazją, pretekstem, prowokacją, impulsem do codziennego uczenia się i zaangażowania we własny oraz cudzy rozwój osobowy. Jak słusznie pisze E. Radanowicz:

"Stworzenie założeń i opracowywanie takiego nieortodoksyjnego planu jest możliwe pod warunkiem przełamania schematów myślowych i "oderwania" się od utartych sposobów funkcjonowania szkoły. Jego realizacja jest w dużej mierze kwestią przyzwyczajenia, choć wdrażanie wymaga uważności i dogłębnego zrozumienia zadań, jakie przed sobą postawiliśmy. W tej formule organizacji pracy potrzebna jest elastyczność i chęć współpracy w celu dopracowania i uszczegółowienia wszystkich oczekiwań i możliwości" (s. 44).

Powinien być też zachwycony tą szkołą profesor ALEKSANDER NALASKOWSKI z UMK w Toruniu, bowiem nie tylko jeden z rozdziałów książki dotyczy przestrzeni szkoły w roli głównej. Każdy, kto zobaczy zdjęcia z tej szkoły przekona się, że niewiele ma ona wspólnego z peerelowskim i podtrzymywanym przez ponad dwadzieścia kilka tysięcy szkół architektonicznym w naszym kraju panoptikonem, obrzydliwą, odstraszającą strukturą wnętrz.

Jestem pełen szacunku i uznania dla wyjątkowej estetyki, PIĘKNA SZKOŁY, która w niczym jej nie przypomina. Cała wspólnota pokazała i uczyniła przede wszystkim sobie, że miejsce codziennych spotkań, zdarzeń, zadań i relacji społecznych może być najzwyczajniej w świecie niezwyczajne, piękne, łącząc tradycję, historię, przeszłość w zagospodarowanych w przestrzeni starych - a odnowionych - meblach, sprzyjać nie tylko realizacji edukacyjnych powinności, ale wpływać na jak najlepsze samopoczucie.




Oddaję głos Autorce: "Chcieliśmy stworzyć miejsce prawdziwie przyjazne dziecku i edukacji (także dorosłych). Miejsce, które dzięki swojej estetyce, kulturze materialnej może się stać punktem odniesienia dla aspiracji życiowych uczniów z defaworyzowanego środowiska. Dlatego szczególnie zależało nam, żeby przestrzeń szkoły była uporządkowana, stonowana kolorystycznie, starannie wykończona, wyposażona w ładne przedmioty, żeby oferowała przyjazne estetycznie i wygodne miejsca do spędzania w niej czasu. Gdy na czoło naszych priorytetów trafi dobrostan, przestrzeń szkolna nie wymagała już wielu zabiegów, aby dobrze służyć jego realizacji" (s. 47).

Warto sięgnąć po tę książkę, by odnaleźć na jej kartach siebie, swoje własne marzenia, a może i nawet inne dokonania, osiągnięcia, by także nadać im nowy wymiar życia w postaci własnej relacji z niego. Zachęcam nauczycieli z taką pasją do szkolnej rewolucji, by pisali nie tylko własnym życiem edukacyjną rewolucję, ale i upowszechniali jej przejawy czy znaczące efekty. Warto wiedzieć o sobie więcej, niż na portalach, w wywiadach, artykułach czy szkoleniach.



Publikacja E. Radanowicz ma niezwykle spójną strukturę narracji, jest odsłoną nie tylko trudnych chwil i doświadczeń, ale przede wszystkim procesu dochodzenia do EDUKACYJNEGO KRÓLESTWA. Wcale nie trzeba go zazdrościć, chociaż zazdrość i zawiść są jedną z najczęstszych przyczyn rozsadzania wartości tego typu innowacji, wysp oporu edukacyjnego. Warto bowiem wspólnie z członkami tej wspólnoty cieszyć się, że jest i może być świadectwem tego, jak można w szkole być O-SOBĄ, z O-SOBĄ i dla OSÓB odkrywając tajemnice codziennego świata życia oraz cieszyć się życiem będąc nauczycielem, uczniem i rodzicem.