13 marca 2020

Universitas upada na coraz wygodniejsze posłanie


Komisja habilitacyjna, która rozpatrywała i oceniała wniosek o nadanie stopnia doktora habilitowanego, kończy swoją pracę wraz z przyjęciem uchwały w charakterze opinii, która staje się podstawą do dalszego procedowania przez organ kolegialny uczelni dysponującej stosownym uprawnieniem do nadawania tego stopnia. Jeśli opinia komisji ma negatywny wynik dla habilitanta, to znaczy, że jej członkowie nie rekomendują radzie dyscypliny czy dziedziny naukowej lub też senatowi uczelni (w niektórych uczelniach rektorzy nie delegują uprawnień do nadawania stopni naukowych na inne organy niż senat) nadania tego stopnia. To członkowie organu kolegialnego muszą zapoznać się z dokumentacją całego postępowania (harmonogram, recenzje, opinie, protokół posiedzenia komisji, uchwała wraz z jej uzasadnieniem), by podjąć dyskusję i postanowienie o nadaniu czy o odmowie nadania stopnia naukowego.

Przewodniczący danego organu może zaprosić na jego posiedzenie w sprawie takiego wniosku członków komisji habilitacyjnej. Ci zaś mogą, ale nie muszą w nim uczestniczyć. Nie mają bowiem prawa do głosowania w procedurze związanej z postawionym przez przewodniczącego wnioskiem. Mogą, rzecz jasna, zabrać głos w dyskusji. W wielu przypadkach, nawet jak organ analizuje wniosek przewodniczącego posiedzenia o odmowę nadania stopnia doktora habilitowanego, członkowie komisji raczej nie korzystają z zaproszenia i nie uczestniczą w fazie dyskusji, która poprzedza głosowanie.

Jeśli decyzja/postanowienie organu uczelni jest dla habilitanta negatywna/-e, to musi on być o tym powiadomiony wraz z informacją, jakie przysługują mu prawa do złożenia odwołania oraz w jakim trybie może je przedłożyć. Odwołanie musi być kierowane albo 1) do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, jeżeli postępowanie habilitacyjne zostało wszczęte do 30 kwietnia 2019 r., albo 2) do Rady Doskonałości Naukowej, jeżeli postępowanie habilitacyjne toczy się na mocy nowej ustawy z 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce. W obu przypadkach habilitant składa odwołanie do centralnego organu, ale za pośrednictwem organu uczelni, w której prowadzone było postępowanie habilitacyjne.

Członkowie komisji habilitacyjnej mogą być ponownie zaproszeni przez organ uczelni na tę część obrad, która dotyczy opiniowania wniosku odwoławczego habilitanta do w/w organu centralnego. To kwestia akademickiej kultury, czy przewodniczący rady uważa za stosowne zaproszenie przynajmniej tych członków komisji, w stosunku do których odnosi się habilitant. Powinni oni mieć bowiem możliwość zabrania głosu w dyskusji nad treścią odwołania habilitanta, gdyż coraz częściej habilitanci stosują argumentację ad personam.

To prawda, że członek komisji habilitacyjnej nie jest - w sensie administracyjno-prawnym - stroną w sprawie odwołania habilitanta. Jest jednak stroną w sensie merytorycznym, akademickim, jeśli treść odwołania dotyczy jego postępowania eksperckiego. Dotychczasowa praktyka w wielu uniwersytetach, w których z szacunkiem i powagą podchodzi się do rzetelnej krytyki naukowej i traktuje universitas jako akademicką wspólnotę, a nie jako urząd - niektórzy członkowie komisji habilitacyjnej nie tylko są zapraszani także na posiedzenie związane z odwołaniem habilitanta, by mogli przedstawić swoja opinię w zakresie potwierdzenia zasadności czy merytorycznej nonsensowności treści odwołania.

Pominięcie ich obecności sprawia, że nawet nie są świadomi tego, w jakim zakresie i kontekście analizuje się i dyskutuje o ich recenzjach. W moim uniwersytecie szanuje się profesorów, ekspertów, zapraszając ich na posiedzenia Komisji, która rozpatruje odwołanie habilitanta. Dla nas ważniejsza jest nauka, skoro prawo nie zabrania zaproszenia w ramach tej procedury.

Nie zapraszając na posiedzenie organu uczonego, którego także dotyczy wniosek odwoławczy (pośrednio), można będzie doświadczyć tego samego na własnej skórze w innej uczelni. Tak zaczyna się destrukcja uniwersyteckiej kultury. Niezależnie od tego, jakie będzie ostateczne postanowienie organu (popierające czy odmawiające poparcia odwołania habilitanta), musi ono wraz z całą dokumentacją zostać przekazane - odpowiednio albo do Centralnej Komisji (ale tylko do grudnia 2020 r.), albo do Rady Doskonałości Naukowej (także dotyczy to wniosków, które nie zdąży już objąć analizą CK).



12 marca 2020

Koronawirus - bez paniki!



W związku z sytuacją epidemiologiczną w kraju, opierając się na zaleceniach instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwowe, władze Uniwersytetu Łódzkiego od dnia 11 marca 2020 r. zawieszają do 14 kwietnia 2020 r. działalność dydaktyczną Uczelni (tj. wykłady, ćwiczenia i inne zajęcia - oprócz zajęć online). Zamknięte dla użytkowników będą m.in. BUŁ i Centrum Wychowania Fizycznego UŁ. Poniżej zamieszczamy zarządzenie Rektora UŁ, poprzednie komunikaty władz UŁ oraz oficjalne zalecenia GIS i Ministerstwa Zdrowia. Oddolnie postąpiły tak znacznie wcześniej władze niektórych uniwersytetów (UAM, UW, UJ, UM ).

Komentarz: Koronawirus - bez paniki! Jak powinniśmy odnaleźć się w nowej dla nas sytuacji tłumaczy prof. UŁ Dorota Merecz-Kot, psycholog z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego.

Koronawirus – to słowo odmieniamy przez wszystkie przypadki. Czy mamy już do czynienia z paniką, czy tylko z dostosowaniem się ludzi do zmieniających się warunków życia? Jak powinniśmy odnaleźć się w nowej dla nas sytuacji tłumaczy prof. Dorota Merecz-Kot, psycholog z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego. „Wołajmy o racjonalność. Upraszajmy się o tę racjonalność w postaci dbania o siebie, o higienę osobistą, troskę o innych, żeby nie rozprzestrzeniać zwykłych zarazków – bakterii i wirusów (…) Ta codzienna troska o higienę i o drugiego człowieka jest najlepszym gwarantem tego, żeby ograniczyć ryzyko zachorowania.”

Przyglądając się dokładniej zachowaniom ludzi musimy przyznać, że są one w gruncie rzeczy racjonalne. Wykupujemy środki antybakteryjne, żeby mieć czyste ręce i ochronić się przed wirusem. Odwoływanie wycieczek turystycznych jest równie racjonalnym zachowaniem polegającym na unikaniu miejsc, w których pojawia się zwiększone ryzyko zachorowania.
Na pewno należy nam się dobra informacja dotycząca sposobów chorowania, tego jak można się zarazić, kto jest w grupie ryzyka. Przecież nie jest tak, że każdy obywatel ponosi takie samo ryzyko zarażenia. Musimy pamiętać, że chorują głównie osoby starsze, z chorobami współwystępującymi, o osłabionym układzie odpornościowym.

11 marca 2020

Pseudonaukowiec nie wie, ile to jest: dwa plus dwa



Ignorantom - bez względu na stopień zawodowy, naukowy czy tytuł naukowy polecam ten krótki film na temat nie tylko politycznej poprawności. Prawnicy świetnie zarabiają na głupocie tych pseudonaukowców i pseudopedagogów, którzy mają nieadekwatną samoocenę. Szkoda tylko, że pracując w szkolnictwie wyższym pseudonaukowcy przynoszą wstyd nie tylko sobie, ale także nauce, którą powinni godnie i mądrze reprezentować.

Jak czytam kolejne brednie i zmanipulowane teksty pseudonaukowców ze stopniem naukowym doktora, to zastanawiam się nad tym, kiedy im skończy się paliwo nienawiści w stosunku do wszystkich tych, którzy wiedzą, ile jest dwa plus dwa, bo oni wciąż tkwią przy błędnej odpowiedzi z poczuciem krzywdy, że nikt ich nie rozumie i nie jest w stanie zaakceptować wytwarzanych przez nich bzdur, to jest mi ich naprawdę żal. No i jeszcze ta zmowa wszystkich "ignorantów" przeciwko nim!

Jak słusznie pisze filozof nauki - Marian Grabowski: Współczesna nauka wypełnia się wiedzą próżną i jałową. Gromadzi wiedzę bez treści i informację, która jest bezwartościowa poznawczo. Czyni to z całą powagą i na milion sposobów. Produkcja naukowego banału nie jest żadną osobliwością należącą do marginalnych fenomenów towarzyszących poznawczej działalności człowieka, ale czymś typowym i pospolitym w nauce końca XX wieku. Śmietniska nauki stają się coraz rozleglejsze i coraz szczelniej wypełniają jej horyzonty (Istotne i nieistotne w nauce, Toruń: Wydawnictwo Rolewski 1998, s. 5).

Być może przymus publikacji i wciąż istniejący u nas obowiązek habilitacji (chociaż uwolniony z dn. 1.10.2019 r.) demoralizuje wielu niby-naukowców i rady naukowe, usprawiedliwiając zarazem ich roszczenie do awansu na podstawie banału, mielizny poznawczej, bylejakości, nieprzestrzegania metodologicznych standardów itp. Krytycy naukowców stojących na straży wysokiego poziomu nauki, wolą bronić bezwartościowych prac, nie ujawniając przy tym związanego z tym własnego interesu.

Filozofia nauki zna takie przypadki i trafnie je identyfikuje. Pseudonaukowcy stosują różne strategie obrony przed prawdą o swojej niewiedzy, popełnieniu faktycznych błędów, niedoskonałością, niewiedzą, bo nagle krytyk odsłaniający prawdę pozbawił ich dotychczasowego poczucia sensu własnej pracy. Bronią się instynktownie, co wydaje się zrozumiałe, ale też nie może usprawiedliwiać banału czy jałowości ich wytworów. Tak pisze o nich Grabowski:

"Ilu młodych ludzi nie może napisać pracy doktorskiej, habilitacyjnej, bo według własnej oceny nie mają odpowiednich warunków, a tak naprawdę brak im autentycznych zdolności, inwencji, fascynacji, zacięcia. Już postawili z rozmachem pierwszy krok w nauce sztuki samozakłamywania oceny własnych poznawczych predyspozycji, które są potencjalnym nośnikiem i generatorem wiedzy znaczącej i bez znaczenia. Potem przyjdą następne. Winien będzie: mistrz, niesprawiedliwy i tendencyjny recenzent. Inni z równym entuzjazmem będą okłamywać siebie według scenariusza "nadobfitości talentu". Nigdy nie zabraknie im tupetu w przecenianiu swoich rezultatów, przypisywaniu przesadnego znaczenia własnym naukowym wynikom" (s. 51).

Apologeci pseudonaukowców ubierają swoją krytykę w szaty zatroskanych o budżet państwowych wydatków na naukę, co tylko potwierdza ich populizm i żerowanie na niewiedzy czytelników czy słuchaczy. Niektórzy nawet pełnią kierownicze funkcje w uniwersytetach. Kogo bronią? Koleżankę, przyjaciółkę, kolegę, przyjaciela? Popierają nieuctwo?

Żałosny mamy stan niektórych kadr nie tylko w naukach społecznych, ale także w polskiej publicystyce akademickiej, która żeruje na jałowych próbach obrony banału czy bełkotu. Jeszcze dorzucą coś dla swojego "uwiarygodnienia", a to, że byli internowani, albo roznosili w PRL ulotki, a to, że chodzą do kościoła i fotografują się w otoczeniu księży i biskupów, byle tylko podkreślić swój "patriotyzm".

Dokonują przy tym uogólnień, które w konfrontacji z faktami stają się puste i bezpłodne. Z troską o naukę nie ma to nic wspólnego. Nauka nie rozwija się dzięki administracyjno-prawniczym procedurom, ani też w wyniku ucieczki od odpowiedzialności za produkcję kiczu czy banalnego i na domiar wszystkiego obciążonego błędami narzędzia diagnostycznego. Handlować można wszystkim, ale nie prawdą. Żaden publicysta, żeby nie wiem ile miał zasług dla kraju, ile orderów na piersi i znajomych w klubie potakiwaczy, nie zakrzyczy konieczności przestrzegania przez naukowców standardów badań w każdym z paradygmatów.

Dwa plus dwa to cztery, a nie dwadzieścia dwa.