11 marca 2020

Pseudonaukowiec nie wie, ile to jest: dwa plus dwa



Ignorantom - bez względu na stopień zawodowy, naukowy czy tytuł naukowy polecam ten krótki film na temat nie tylko politycznej poprawności. Prawnicy świetnie zarabiają na głupocie tych pseudonaukowców i pseudopedagogów, którzy mają nieadekwatną samoocenę. Szkoda tylko, że pracując w szkolnictwie wyższym pseudonaukowcy przynoszą wstyd nie tylko sobie, ale także nauce, którą powinni godnie i mądrze reprezentować.

Jak czytam kolejne brednie i zmanipulowane teksty pseudonaukowców ze stopniem naukowym doktora, to zastanawiam się nad tym, kiedy im skończy się paliwo nienawiści w stosunku do wszystkich tych, którzy wiedzą, ile jest dwa plus dwa, bo oni wciąż tkwią przy błędnej odpowiedzi z poczuciem krzywdy, że nikt ich nie rozumie i nie jest w stanie zaakceptować wytwarzanych przez nich bzdur, to jest mi ich naprawdę żal. No i jeszcze ta zmowa wszystkich "ignorantów" przeciwko nim!

Jak słusznie pisze filozof nauki - Marian Grabowski: Współczesna nauka wypełnia się wiedzą próżną i jałową. Gromadzi wiedzę bez treści i informację, która jest bezwartościowa poznawczo. Czyni to z całą powagą i na milion sposobów. Produkcja naukowego banału nie jest żadną osobliwością należącą do marginalnych fenomenów towarzyszących poznawczej działalności człowieka, ale czymś typowym i pospolitym w nauce końca XX wieku. Śmietniska nauki stają się coraz rozleglejsze i coraz szczelniej wypełniają jej horyzonty (Istotne i nieistotne w nauce, Toruń: Wydawnictwo Rolewski 1998, s. 5).

Być może przymus publikacji i wciąż istniejący u nas obowiązek habilitacji (chociaż uwolniony z dn. 1.10.2019 r.) demoralizuje wielu niby-naukowców i rady naukowe, usprawiedliwiając zarazem ich roszczenie do awansu na podstawie banału, mielizny poznawczej, bylejakości, nieprzestrzegania metodologicznych standardów itp. Krytycy naukowców stojących na straży wysokiego poziomu nauki, wolą bronić bezwartościowych prac, nie ujawniając przy tym związanego z tym własnego interesu.

Filozofia nauki zna takie przypadki i trafnie je identyfikuje. Pseudonaukowcy stosują różne strategie obrony przed prawdą o swojej niewiedzy, popełnieniu faktycznych błędów, niedoskonałością, niewiedzą, bo nagle krytyk odsłaniający prawdę pozbawił ich dotychczasowego poczucia sensu własnej pracy. Bronią się instynktownie, co wydaje się zrozumiałe, ale też nie może usprawiedliwiać banału czy jałowości ich wytworów. Tak pisze o nich Grabowski:

"Ilu młodych ludzi nie może napisać pracy doktorskiej, habilitacyjnej, bo według własnej oceny nie mają odpowiednich warunków, a tak naprawdę brak im autentycznych zdolności, inwencji, fascynacji, zacięcia. Już postawili z rozmachem pierwszy krok w nauce sztuki samozakłamywania oceny własnych poznawczych predyspozycji, które są potencjalnym nośnikiem i generatorem wiedzy znaczącej i bez znaczenia. Potem przyjdą następne. Winien będzie: mistrz, niesprawiedliwy i tendencyjny recenzent. Inni z równym entuzjazmem będą okłamywać siebie według scenariusza "nadobfitości talentu". Nigdy nie zabraknie im tupetu w przecenianiu swoich rezultatów, przypisywaniu przesadnego znaczenia własnym naukowym wynikom" (s. 51).

Apologeci pseudonaukowców ubierają swoją krytykę w szaty zatroskanych o budżet państwowych wydatków na naukę, co tylko potwierdza ich populizm i żerowanie na niewiedzy czytelników czy słuchaczy. Niektórzy nawet pełnią kierownicze funkcje w uniwersytetach. Kogo bronią? Koleżankę, przyjaciółkę, kolegę, przyjaciela? Popierają nieuctwo?

Żałosny mamy stan niektórych kadr nie tylko w naukach społecznych, ale także w polskiej publicystyce akademickiej, która żeruje na jałowych próbach obrony banału czy bełkotu. Jeszcze dorzucą coś dla swojego "uwiarygodnienia", a to, że byli internowani, albo roznosili w PRL ulotki, a to, że chodzą do kościoła i fotografują się w otoczeniu księży i biskupów, byle tylko podkreślić swój "patriotyzm".

Dokonują przy tym uogólnień, które w konfrontacji z faktami stają się puste i bezpłodne. Z troską o naukę nie ma to nic wspólnego. Nauka nie rozwija się dzięki administracyjno-prawniczym procedurom, ani też w wyniku ucieczki od odpowiedzialności za produkcję kiczu czy banalnego i na domiar wszystkiego obciążonego błędami narzędzia diagnostycznego. Handlować można wszystkim, ale nie prawdą. Żaden publicysta, żeby nie wiem ile miał zasług dla kraju, ile orderów na piersi i znajomych w klubie potakiwaczy, nie zakrzyczy konieczności przestrzegania przez naukowców standardów badań w każdym z paradygmatów.

Dwa plus dwa to cztery, a nie dwadzieścia dwa.

10 marca 2020

Pedagog - dr hab. Iwona Klonowska - Komendantką-Rektorką Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie


(źródło fot. dr hab.Iwona Klonowska)

Dobrze zaczął się rok 2020, skoro mogę podzielić się kolejną, jakże pozytywną wiadomością o mianowaniu Komendantką - Rektorem Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie pani inspektor, dr hab. Iwony KLONOWSKIEJ, która jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (obecna Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie). Po studiach pracowała w Komendzie Stołecznej Policji w Wydziale Do Spraw Przestępczości Nieletnich komisariatu Warszawa-Mokotów. W tym też czasie podjęła , a następnie ukończyła studia na psychologii w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie).

Od 2000 r. pracuje jako funkcjonariusz Komendy Stołecznej Policji w sekcji prewencji, a także sekcji do spraw nieletnich. Od wielu lat prowadzi wykłady w Centrum Szkolenia Policji w Legionowie, gdzie pełni też rolę doradcy w Zespole Psychologów. Od lipca 2014 r. pełniła służbę w Komendzie Głównej Policji m.in. jako naczelnik wydziału i dyrektor biura.

Jej Magnificencja jest wysokiej klasy specjalistką w zakresie niedostosowania społecznego młodzieży, bezpieczeństwa społecznego, działań profilaktyczno-terapeutycznych, ale także do spraw badań psychologicznych kierowców dla polskiej Policji. Ukończyła studia podyplomowe z "psychologii transportu" na Uniwersytecie Warszawskim a także z "poradnictwa i pomocy psychologicznej" na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 2010 r. obroniła dysertację doktorską w PEDAGOGIUM - Wyższej Szkole Pedagogiki Resocjalizacynej w Warszawie, zaś w 2019 r. uzyskała na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im.Adama Mickiewicza w Poznaniu dyplom doktor habilitowanej w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika.

W latach 2015-2017 realizowała przy współudziale naukowców Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie, Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie oraz PEDAGOGIUM projekt badawczo-aplikacyjny, który finansowało Narodowe Centrum Badań i Rozwoju dotyczący "Budowy systemu informatycznego wspierającego komunikację w Policji i innych służbach podległych MSW w aspekcie bezpieczeństwa wewnętrznego".

Pani dr hab. I. Klonowska jest autorką wielu rozpraw naukowych poświęconych klimatowi społecznemu w Policji, zatrudnionym w niej kobietom, barierom-zaburzeniom i możliwościom komunikacji społecznej w Policji, komunikacji w sytuacjach kryzysowych, ale także zagadnieniom niedostosowania społecznego dzieci i młodzieży, sektom, znaczeniu terapii poznawczo-behawioralnej w środowisku zawodowym Policji itp. Jej najnowsza monografia naukowa nosi tytuł: Uspołeczniające, profilaktyczne i resocjalizacyjne funkcje Policji w perspektywie współczesnej pedagogiki resocjalizacyjnej". Z pracy tej korzystają już studenci pedagogiki resocjalizacyjnej.

Podjęcie się roli rektora uczelni, którą wstrząsnęły w ostatnim okresie skandale z plagiatami w przewodach naukowych, wymaga ogromnej odporności na stress i odwagi w zwalczaniu patologii. Życzę więc Pani Rektor dużo sił i zdrowia oraz sojuszników w eliminowaniu nieprawidłowości w tej Uczelni. Dochodzenie prokuratury objęło nie tylko b. rektora , ale także jednego z wykładowców - rzecznika dyscyplinarnego (pod latarnią jest ponoć najciemniej).







07 marca 2020

W nauczycielstwie, jak w aktorstwie nic nie przychodzi łatwo


Treść wywiadu z aktorką Teatru Narodowego w Warszawie - Beatą Fudalej, absolwentką krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, który przeprowadziła Katarzyna Kubisiowska a opublikowała na łamach "Tygodnika Powszechnego" (2020 nr 10) zainspirował mnie do refleksji na temat nauczycieli, którzy w odróżnieniu od kandydatów do aktorskiej profesji, nie mają w toku studiów żadnych warsztatów wzmacniających stan ich ducha, posłannictwo i umiejętności pracy z innymi ludźmi.

Nauczyciel, nawet częściej niż aktor, bo codziennie musi wychodzić na scenę, by odegrać swoją lub zadaną mu rolę. Też, jak aktorzy, nie jest zadowolony ze względu na warunki pracy i płacy. Spotykają się znacznie częściej od artystów sceny teatralnej z brakiem okazywania im szacunku nie tylko przez rządzących, sprawujących nadzór nad instytucją "teatralną", ale także ze strony niektórych nauczycieli, niewychowanych uczniów i impertynenckich rodziców.

Beata Fudalej przywołuje w swojej wypowiedzi rolę nauczyciela, bowiem sama w niej występuje kształcąc młodych adeptów tej sztuki. "Dziś nauczyciel traktowany jest jak coach - wszystko ma podać na tacy. By młodzi coś zrozumieli, bywa, że muszę przekładać Słowackiego na język dilerów narkotyków" (s. 67) Jej zdaniem dzisiejsza młodzież nie ma empatii i rozbudzonej naturą wyobraźni, gdyż została wytresowana w pragmatycznej, instrumentalnej edukacji punktowej, schematycznej, ale pozbawiającej ją doświadczania i rozumienia uczuć, zetknięcia się z czymś prawdziwym, czymś doświadczanym przecież przez każdego.

Wydawałoby się, że do szkoły teatralnej wybiera się młoda inteligencja, a tymczasem kształcąca ją aktorka stwierdza: "Uczę aktorstwa od 27 lat i widzę, jak zmieniają się kolejne pokolenia. Wychodzi to w podstawowej wiedzy. Od moich uczniów dowiedziałam się, że ostatnim królem Polski był Jerzy Popiełuszko, Helena Modrzejewska to pisarka, menada jest drzewem,a jezuici to Żydzi" (tamże). No cóż, dotyczy to nie tylko młodego pokolenia.

To starsze, sfrustrowane, pełne obolałej pamięci po niespełnieniu własnych marzeń i ambicji teraz wyszukuje sobie "tarcze" do strzelania "nabojami" własnej niewiedzy, wtórnego analfabetyzmu, zapiekłej obrony "swoich", których głupotę i brak kompetencji odsłania niemalże każdy wytwór ich pracy. No ale są "swoi". Wnoszą więc na ich cześć do sieci wyrazy poparcia, z poczuciem dumy, że puściło się w obieg własny smród. To samo czynią niektórzy widzowie przychodzący do teatru na spektakl. Bez żenady ciamkają, mlaszczą, serfują w sieci, rozmawiają, a nawet zanieczyszczają powietrze.

Jak opowiadała mi jedna ze studentek UŁ, wchodząca do sali wykładowej jej koleżanka zobaczywszy, że jest już wykład, a w auli ciemno ze względu na wyświetlany materiał filmowy, głośno powiedziała: "O, fajnie, że jest ciemno, będzie można pospać". Po co przyszła? Po zaliczenie obecności będąc mentalnie nieobecną?

To samo stwierdza B. Fudalej, że studentów mało co "interesuje poza końcem własnego nosa" (s. 68). I dalej: "Masę wysiłku człowiek wkłada dziś w uczenie, czasem okazuje się, że nie obejrzeli tego minimum, o które prosiłam. Mówimy, że z tym pokoleniem tłuczemy kamienie, no ale sami ich tak wychowaliśmy" (s. 69).

Nie chce mi się wierzyć, że absolwent polonistyki UAM w Poznaniu od 9 lat przygotowuje do matury z języka polskiego sprzedając w sieci poradnik p.t. "ZAORAJ MATURĘ". Opracował metodę pozwalającą każdemu, kto nie przeczytał ani jednej lektury szkolnej, opanowanie maturalnego materiału w 10 dni z języka polskiego. Za niespełna 20 zł można kupić przewodnik z gwarancją: "Główne założenia systemu: NIE CZYTASZ ŻADNEJ LEKTURY, NIE CZYTASZ STRESZCZEŃ, NIE MUSISZ SIĘ UCZYĆ NA PAMIĘĆ, a zdajesz bez problemu na poziomie 40-50%! Wystarczy odpowiednia strategia, staranna selekcja materiału i skupienie się na kluczowych kwestiach, pomijając nieistotne".

Potem taki abiturient przyjdzie na studia aktorskie, albo medyczne, techniczne czy nauczycielskie i będzie też... nauczycielem innych, a nawet wyborcą. Wnet puści bąka w sieci.