05 września 2019

Edukacyjny chaos



Z każdego chaosu wyłoni się kiedyś porządek, ale dlaczego jego ofiarami w edukacji publicznej mają być uczniowie szkół ponadpodstawowych (ponadgimnazjalnych)? Minister edukacji zapytany przez jedną z dziennikarek o chaos w szkolnictwie, który jest spowodowany spiętrzeniem dwóch roczników klas pierwszych w liceach ogólnokształcących odpowiedział zgodnie z kulturą aroganckiej władzy: "To pani ma chaos w głowie".

Ciekaw jestem, jaki ład w głowie ma minister Dariusz Piontkowski, skoro przyznaje, że nie wie, co dalej czynić, co zmieniać, co utrwalać i co konserwować w szkolnictwie III RP? Komunikat MEN wyraźnie wskazuje na istniejący w tym resorcie bałagan: „Chcemy uzyskać informacje na temat tego, jak polską szkołę postrzegają uczniowie, rodzice, ale także związkowcy, przedstawiciele samorządów terytorialnych. Chcemy także usłyszeć propozycje, co jeszcze należałoby zmienić”.

Po czterech latach potwierdziły się przewidywane przez ekspertów spoza ośrodków władzy fakty:

- pozorowane konsultacje i debaty oświatowe (obrady „Okrągłego stołu” edukacyjnego) - w celach propagandowych, skoro nie ma żadnych opracowań, raportów i wynikających z nich wniosków;

- zlekceważenie wiedzy naukowej na temat refom ustroju szkolnego;

- przelewanie milionów środków na konta popierających władze podmiotów (fundacji, stowarzyszeń, szkół prywatnych itp.), które rzekomo miały przygotować ekspertyzy, a przedłożyły publicystyczną makulaturę;

- wykorzystanie deformy do próby zniszczenia wiarygodności samorządów terytorialnych jako podmiotów prowadzących placówki oświatowe;

- zniszczenie części infrastruktury gimnazjalnej, zmarnotrawienie majątku i kapitału dydaktycznego tych szkół w związku z ich wygaszeniem;

- polityczne, przedwyborcze zarządzanie oświatą przez manipulowanie wysokością subwencji oświatowej w ramach jej dodatkowego wzrostu i przydziału głównie szkołom wiejskim;

- traktowanie funkcji kierowniczych w MEN jako trampoliny do dalszych karier politycznych;

- totalny bałagan organizacyjno-prawny (np. wydłużenie okresu awansu zawodowego a następnie przywrócenie jego poprzedniej wersji; odebranie nauczycielom przedszkoli dodatków za wychowawstwo, by go następnie przywrócić, itd.);

- skandaliczne przyzwolenie na udział w komisjach egzaminacyjnych osób bez kwalifikacji pedagogicznych oraz na zatrudnianie w szkołach osób także bez takich kwalifikacji;

- dalsze podtrzymywanie nauczycielskiego stanu w ekonomicznej nędzy, bo nieadekwatne jego wynagradzanie w stosunku do posiadanego wykształcenia oraz kulturowego wkładu w kształcenie dzieci i młodzieży;

- manipulowanie opinią publiczną nierzetelnymi danymi oświatowymi;

- przerost administracji oświatowej (nadzoru pedagogicznego);

- wykluczenie wszystkich innych modeli i strategii reformowania edukacji szkolnej od zmian odgórnie wprowadzanych przez władze centralne;

- blokowanie procesów uspołecznienia oświaty;

- buta urzędnicza.

Na portalu MEN czytamy m.in.: "Ministerstwo Edukacji Narodowej dbając o wysoką jakość polskiej edukacji wychodzi naprzeciw oczekiwaniom całego środowiska oświatowego – nauczycieli, uczniów, rodziców oraz organów prowadzących szkoły i placówki." Spuśćmy na tę deklarację zasłonę milczenia.

03 września 2019

"Szkoła wisi poniekąd w pustce"


W znakomitej rozprawie profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - Zygmunta Mysłakowskiego p.t. "Państwo a wychowanie", która ukazała się w 1935 r., znajdziemy wciąż aktualną diagnozę specyfiki zarządzania polityką oświatową. Przywołam niektóre myśli tego pedagoga uprzedzając zarazem, że pisownia jest zgodna z oryginałem. Proszę się jednak nią nie zrażać.

Autor opisuje w rozprawie m.in. to, jakie są skutki wprowadzenia w sposób radykalny i odgórny zmiany ustrojowej i aksjologicznej szkolnictwa państwowego. Poznajemy ponadczasowe mechanizmy organizowania stosunków społecznych w placówkach edukacyjnych, które - zamiast sprzyjać rozwijaniu nauczycielskiej i uczniowskiej twórczości, rozwojowi solidarności społecznej i wychowaniu dojrzałych, autonomicznych moralnie jednostek - generują sprzeczne z nimi praktyki i tendencje.

"Tendencje te tkwią jednak w samem założeniu organizacyjnem szkoły, w dążeniu władz do rozciągnięcia kompetencji i kontroli wobec niej. Z jednej strony postulat twórczości wymagałby obdarzenia nauczyciela znaczną odpowiedzialnością, a co za tem idzie, znacznem zaufaniem, z drugiej strony występują tendencje zmierzające do przewagi aparatu nad czynnikiem osobowym, do przewagi programu i schematu nad indywidualną twórczością. Sprzeczności tych szkoła prawdopodobnie nigdy nie będzie mogła całkowicie usunąć". (s. 8)

Sprawującym centralistyczna władzę nad szkolnictwem zależy przede wszystkim na tym, by nauczyciele nie przejawiali "w obcowaniu z młodzieżą pełni życiowej, a więc także pewnego polotu, czy idealizmu wychowawczego" (s. 9), gdyż mają oni być jedynie narzędziem w kształtowaniu postulowanych i oczekiwanych w duchu ideologii władz pożądanych przez nie kompetencji i postaw dzieci i młodzieży. W takiej sytuacji nauczyciele najczęściej przystosowują się do formalnych zobowiązań zachowując "zewnętrzną frazeologię, maskę, gest. Młodzieży jednak to nie przekonywa"., gdyż "(...) życie, które zaczyna się tuż za murami szkoły, jest inne; szkoła wisi poniekąd w pustce. (...) Brak jej szczerości i ostrego nastawienia na problemy życiowe". (tamże).

Nauczyciele obezwładniani formalno-prawnymi rygorami nie oddziałują na uczniów tym, kim są, jakimi są, bowiem w swej większości będą realizować powierzchowny idealizm odwołujący się do poprawnej politycznie teleologii wychowania. Z tego też powodu szkoła nie ma siły wychowawczej. "Im bardziej formalizuje się pewien porządek i im bardziej w ten sposób odchyla się od rzeczywistego stosunku sił, ten słabszy się staje wogóle, jako siła społeczna. Tem bardziej zawisa niejako w powietrzu" .(s.11)


W wyniku rewolucji oświatowej wyłania się nowy porządek społeczny, który oparty jest na częściowo odmiennym systemie wartości. Sprawującym władzy zależy na tym, by doszło "(...) do uwartościowienia kultury przez włączenie jej w swobodny krąg osobowości". (tamże) To, że do tego nie dojdzie w powszechnym wymiarze nie ma dla sprawujących władzę szczególnego znaczenia. "Trzeba pozwolić każdemu pokoleniu na odnajdywanie osobistego stosunku do tradycji, choćby się to niekiedy wydawało nawet bolesnem nam, którzyśmy wyrośli w innem ustosunkowaniu się intelektualnem i w innem nastawieniu uczuciowym" (tamże).

Zdaniem Z. Mysłakowskiego nie ma w takiej rewolucji niczego złego, jeśli nie narzuca ona przemocą perspektywy swoich wartości wszystkim naruszając wolność osobistego ustosunkowania się do nich przez każdego z osobna. "Gdy pokolenie dorosłe usiłuje per fas et nefas narzucić młodzieży pewne wartościowanie, wychodzące już z użycia, wartościowanie, które całą rolę, jaką miało spełnić, spełniło - tworzy ono już tylko pustą formę wychowawczą bez siły. Młodzież broni się wewnętrznie przeciw tak pustym formom w sposób prosty: przestaje je wogóle spostrzegać. Słyszy słowa i przystosowuje się zewnętrznie do wymagań starszych, żywiąc w głębi duszy najzupełniejszą obojętność, jeśli nie lekceważenie dla wychowawców i ich naiwności". (s.12)

Warto zwrócić uwagę na niezwykle celne uwagi Mysłakowskiego na temat władzy, która może ją sprawować w wyniku ustawicznego odradzania przez konflikt mitów narodowościowych wspomaganych mitami ideowymi. Afirmatora innej ideologii, innych wartości toleruje się tylko jako przeciwnika. "Walka, nietolerancja, nienawiść nie są przypadkowemi atrybutami patrjotyzmu, przeciwnie patrjotyzm karmi się niemi i podsyca. Hasła tolerancji, liberalizmu i miłości są zbyt słabe, ażeby stworzyć podstawę dla potężnego zbiorowego wzruszenia. (...) Odosobnienie, w którem zamyka ludzi mit narodowy, prowadzi do dwu zjawisk współzależnych, intensywnej strony, egzaltacji >swojego< i nietolerancji obcego z drugiej strony. Jedno podtrzymuje i odżywia drugie"(tamże) " (s. 29)

W III RP po raz kolejny wykorzystują edukację doktrynerzy moralni, fanatycy oderwanych zasad, bezwzględni idealiści wciągając ją w polityczne i ideologiczne wojny oraz atak na opozycję. Podobnie postępuje opozycja. Żadnej ze skonfliktowanych stron nie interesuje szkoła jako środowisko socjalizacji i wychowania, które pielęgnowałoby wartości ogólnoludzkie. Redukowanie sfery aksjonormatywnej edukacji do ideowo-politycznej ortodoksji - jak pisze Mysłakowski: (...) prowadzi do nietolerancji i pomniejszania wartości >cudzego< a następnie do wojny, będącej źródłem zniszczenia zawsze dla jednej strony, a niekiedy dla obu (...) wszelka wojna czy rewolucja zawiera w sobie utajoną dialektykę przeciwieństw: pewne wartości niszczy, pewne inne tworzy". (s. 35)

Do czego doprowadzi kolejny rok deformy polskiej edukacji? Na jakich mitach, bo przecież nie realiach odkrytych w wyniku rzetelnych badań naukowych, będzie konstruowany proces kształcenia i wychowywania młodych pokoleń? Może powinniśmy mieć na uwadze prawidłowość psychospołeczną, o której pisze Z. Mysłakowski:

"Pomiędzy zupełną nieinterwencją państwa a wszechwładną istnieje gdzieś punkt, w którym ustosunkowanie się państwa do sił społecznych jest najkorzystniejsze. Jest to optimum stosunku. Każde przekroczenie tego punktu w jednym lub drugim kierunku zmniejsza obopólną korzyść. Jest kwestią rozumu politycznego i tężyzny społeczeństwa, ażeby ten punkt odnaleźć". (s. 114) O ten właśnie punkt, granice, których żadnej władzy oświatowej przekroczyć nie wolno, warto pytać kandydatów do Sejmu III RP. Po wyborach bowiem może być już za późno.

02 września 2019

Tłumaczenie w MNiSW nazw dyscyplin naukowych - NA SKRÓTY

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przedstawiło tłumaczenie na język angielski swoją klasyfikację dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych. Jego propozycja - jak to określono - ma pomóc uczelniom i badaczom, składać wnioski o granty, a także zatrudniać cudzoziemców. Klasyfikacja jest załącznikiem do rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 20 września 2018 r. w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych (Dz. U. z 2018 r., poz. 1818).

Po raz kolejny jakiś techniczny tłumacz pracujący na rzecz resortu sprowadził pedagogikę jako naukę społeczną i humanistyczną jedynie do edukacji. Przekład naszej dyscypliny naukowej w świetle MNiSW brzmi zatem: EDUCATION.

Tymczasem w języku angielskim, podobnie jak w amerykańskim istnieje właściwe określenie pojęcia pedagogiki - PEDAGOGY. Trzeba jednak o tym wiedzieć, coś przeczytać, by nie ośmieszać nauki w jej terminologicznym przekładzie ulegając amerykanizacji, która jest sprzeczna nie tylko z polską tradycją, historią naszej dyscypliny oraz dokonaniami badawczymi.

To prawda, że tak w Wielkiej Brytanii, jak i USA czy w innych krajach anglojęzycznych najczęściej stosuje się pojęcie EDUCATION. Nie dotyczy to jednak pedagogiki, tylko tej jej części, którą rozwijają w ramach swoich badań naukowych (głównie w zakresie metodyki kształcenia) jedynie kształcący przyszłych nauczycieli. Przykładem tego jest wydana w 2013 r. w uniwersyteckiej oficynie Oxford publikacja Gary Thomasa p.t. "EDUCATION. A Very Short introduction". Wystarczy jednak sięgnąć do wstępu tej publikacji, by dowiedzieć się, że napisał ją nauczyciel wczesnej edukacji, który kształci przyszłych nauczycieli.

"After univeristy, I worked as a primary school teacher, an educational psychologist, and an academic in five universities" (s. XIII)

Wiedza Gary Thomasa współczesnej pedagogice (Big ideas from the 20th century) sprowadza się jedynie do Johna Deweya i Johna Holta. Z taką kompetencją żaden student pedagogiki w Polsce nie uzyskałby magisterium, a w Oksfordzie i owszem - można nawet wykładać. Ów autor nie potrafi wyciągnąć wniosków z przywoływanych w bibliografii rozpraw, w których pedagogika jest obok kultury kluczową nauką dla zrozumienia procesów kształcenia, ale nie redukowanego do instrumentalnego wymiaru. Powołuje się m.in. na książkę R.J. Alexandra z 2001 r. p.t. "Culture and pedagogy: international comparisons in primary education" Londonb: Wiley-Blackwell), ale nie dostrzega kategorię - pedagogika.


Możemy sięgnąć do oksfordzkiego słownika "Dictionary of Education" pod red. emerytowanej profesor z Nottigham Trent University, który też ukazał się w powyższej oficynie. Korzystam z 3 wydania z 2015 r. Faktem jest, że słownik został zatytułowany "A Dictionary of Education" nie dlatego, że Anglicy nie znają pojęcia pedagogika, tylko z banalnie progresywistycznego powodu. Ich nie interesuje wychowanie, opieka, pedagogiczna sfera aktywności pozaszkolnej, tylko podporządkowanie pedagogiki wąsko pojmowanej edukacji.

W tym słowniku występuje pojęcie PEDAGOGY, który autorka redukuje do nauczania, kształcenia i związanej z nimi praktyką uniwersyteckich studiów. Pisze bowiem: "Pedagogy. Teaching, as a professional and as a field of academic study. (...) Pedagogue, once an alternative term for >teacher<". (s. 224). Tym samym pedagogami są tylko nauczyciele. Po prostu utożsamiono pedagoga jedynie z nauczycielem.







Aż dziw bierze, że tak konserwatywny rząd III RP wprowadza do terminologii kategorię, która jest sprzeczna nie tylko z współczesną nauką. Takiemu zawężeniu ulegają także słowaccy naukowcy. W Leksykonie profesora Ṥtefana Ṥveca z 2008 r. „Lexikón pedagogiky a andragogiky” . Bratislava: Iris (Leksykon pedagogiki i andragogiki) - tytułowej kategorii PEDAGOGY poświęca się krótkie wyjaśnienie:

1. Pedagogika: praktyka i sztuka nauczania, opanowania zachowań uczniowskich i poradnictwa;

2. Metodyka, dydaktyka (albo pedagogika) przedmiotu: stosowana nauka o nauczaniu (i pozaszkolnym wychowaniu).

Pojęcia pokrewne: education science, educational sciences.
(s. 189)

Co ciekawe, ten sam autor wydając nieco wcześniej książkę p.t. "Podstawowe pojęcia w pedagogice i andragogice" (Bratysława 1995) podaje tę samą definicję pedagogiki, ale już w pojęciach pokrewnych pisze: educational sciences, technology of education (s. 219). Jak widać, po wielu latach technologię edukacji zastąpił pojęciem nauki edukacyjne. Można powiedzieć, że w tak wąskim zakresie rozumienia pojęcia pedagogika dostrzega jego naukową cechę.

Naukowcy Czeskiej Republiki nie mają problemu z pojęciem PEDAGOGIKA. Wybitny profesor Czeskiej Akademii Nauk Jan Průcha w swoim dziele: "Encyklopedia Pedagogiczna" (Pedagogicka Encyklopedié, Praha: portal 2009) tak pisze o tej nauce:


PEDAGOGIKA jest częścią kompleksu nauk, które zajmują się 1) człowiekiem i określonym rodzajem jego zachowań, 2) w kontekście uwarunkowań społecznych, ekonomicznych, politycznych i innych różnych społeczeństw. Z tego też powodu pedagogika bywa w różnych klasyfikacjach traktowana jako jedna z humanistycznych, behawioralnych lub społecznych nauk. W czeskiej klasyfikacji nauk - pedagogika pojmowana jest jako autonomiczna nauka, która nie jest redukowana do jednej z nauk społecznych właśnie ze względu na specyfikę własnego przedmiotu badań i praktyk(s.633).