13 maja 2019

ZNP niekompetentnie sonduje poziom biurokracji w szkołach


W sieci dostępna jest ankieta ZNP dotycząca badania poziomu biurokracji w szkole. W czerwcu 2019 r. rozpocznie się w tym środowisku (...) debata na temat programu promowanego przez Związek Nauczycielstwa Polskiego – „ Szkoła na szóstkę”. Jednym z poruszanych problemów w dyskusji będzie zmniejszenie biurokracji w szkole.

Autorzy tego sondażu mają nadzieję, że jego wyniki zostaną uwzględnione w tworzeniu prawa oświatowego usprawniającego pracę szkoły. Trudno nie doceniać czy przeceniać tego typu inicjatywę. Biurokracja jest bowiem nieodłącznym ogniwem w zarządzaniu każdą instytucją, firmą, przedsiębiorstwem, a nawet w organizacjach społecznych i związkach wyznaniowych. Czy można ustalić na podstawie badania opinii jej konieczny czy zbędny zakres? Czy nie powinni zająć się tym eksperci, specjaliści odpowiadający za funkcjonowanie poszczególnego typu placówek czy środowisk społeczno-wychowawczych?

Co zawiera kwestionariusz ankiety? Poza zmiennymi pośredniczącym (dane biograficzno-społeczne) są tu następujące kwestie:

Polecenie nr 7:

Respondenci mają zaznaczyć w wykazie dokumentów, w jakim stopniu ich sporządzanie/wypełnianie nie pomaga im w wykonywaniu obowiązków (skala: w ogóle nie pomaga, rzadko pomaga, od czasu do czasu pomaga, często pomaga, bardzo pomaga):

- dziennik lekcyjny/dziennik innych zajęć
- oceny opisowe
- program nauczania
- program wychowawczo-profilaktyczny szkoły
- zakres wymagań edukacyjnych
- plan wynikowy
- plan pracy wychowawczej/opiekuńczej
- IPET
- ankiety skierowane do innych nauczycieli/uczniów/rodziców
- sprawozdania z wykonywanych zadań
- okresowe sprawozdania z realizacji planu rozwoju zawodowego.


Wykaz jest nieadekwatny do obowiązujących wszystkich nauczycieli dokumentów. Tak np. oceny opisowe dotyczą tylko i wyłącznie nauczycieli kształcenia zintegrowanego (elementarnego) klas 1-3 szkoły podstawowej.

Treść polecenia jest niewłaściwa, bowiem nie odróżnia się w wykazie tych dokumentów, które nauczyciele muszą wypełniać bez względu na to, czy im się to podoba czy też nie, czy im to pomaga czy przeszkadza w ich obowiązkach. Ocena opisowa jest wieńczącym rok szkolny obowiązkowym dokumentem, tak jak wypełnianie świadectw szkolnych przez nauczycieli klas 4-8 czy w innych szkołach ponadpodstawowych. Nie jest to biurokratyczne zadanie, z którego mogliby zrezygnować. Dlaczego zatem nie wprowadzono tu kategorii "-wypełnianie świadectw szkolnych"?

Planowanie wynikowe ściśle wiąże się z programami kształcenia, wychowawczymi, profilaktycznymi czy planem pracy wychowawczej, więc nie można tego zadania traktować oddzielnie. Podobnie jest z IPET-em, czyli indywidualnym programem edukacyjno-terapeutycznym dla dzieci z orzeczeniem specjalistycznym odpowiedniej poradni.

Kategoria "sprawozdania z wykonywanych zadań" obejmuje także niektóre z wcześniej wymienionych. Nauczyciel dyplomowany nie pisze okresowych sprawozdań z realizacji planu własnego rozwoju zawodowego, bo już jest "rozwinięty". Nie jest jasna kategoria "planu wynikowego", bo nie wiadomo, czego on dotyczy?

Jak poradzi sobie z wskazaniami wybranej lub wybranych kategorii badacz, żeby zanalizować ilościowo i jakościowe uzyskane dane?

Polecenie 8: Proszę ocenić, ile godzin w ramach 40-godzinnego czasu pracy w tygodniu zajmuje Pani/Panu sporządzanie/wypełnianie dokumentacji jest nonsensowne, gdyż - jak wspomniałem, nie każdy nauczyciel wypełnia tego samego rodzaju dokumenty i nie taką samą ich ilość. Przyznam szczerze, że nauczyciele domyślając się, jaka kryje się w tym poleceniu intencja, zaznaczą, że zajmuje im to powyżej 6 godzin tygodniowo.

Ostatnie polecenie nr 9 brzmi tak:

Proszę dokończyć wypowiedź, wskazując jej dopełnienie (A lub B) właściwie charakteryzujące warunki Państwa pracy: Poza realizacją godzin pensum najwięcej czasu w tygodniu pracy poświęcam:

a) przygotowaniu się do zajęć, samokształceniu i doskonaleniu zawodowemu.

b) sporządzaniu/wypełnianiu dokumentacji szkolnej.


Zapewne nauczyciele podkreślą odpowiedź a i b. Nie znajdą tu A i B, co jest błędnym zapisem.

Nie wiem, ile osób wypełni tę ankietę? Jej wyniki możemy przewidzieć bez powyższego sondażu. Kwestionariusz ankiety został przygotowany intuicyjnie, bezmyślnie, a zatem nie pozwoli na ustalenie, czym jest dla nauczycieli biurokracja w szkole i jaki jest rzeczywisty zasięg oraz stopień jej występowania.

Nie dowiemy się z tego sondażu, jaki rodzaj dokumentów musi być wypełniany przez nauczycieli z mocy obowiązującego ich prawa a jaki jest pochodną wewnątrzszkolnych inicjatyw? Nie poznamy odpowiedzi na pytanie, które dokumenty są jednak ważne, potrzebne i pomocne w pracy nauczycieli, a które zupełnie zbędne?

Po raz kolejny przekonuję się, że za badanie opinii nauczycieli zabierają się osoby, które nie mają właściwego przygotowania. Ignorancja źle służy oświacie na każdym szczeblu zarządzania i w każdym jej zakresie. Szczególnie wówczas, kiedy strona sondująca jest w konflikcie z władzą.

Niepokojące jest to, że skorzystano z portalu oferującego szablonowe sondowanie opinii. Nie wiadomo zatem, kto i do czego wykorzysta dane respondentów oraz ich odpowiedzi na zadane pytania.




12 maja 2019

Wielostronna analiza harcerstwa po 1956 r.


Wczoraj uczestniczyłem w niezwykle interesującej konferencji naukowej poświęconej przekształcaniu harcerstwa z ruchu wychowawczego w organizację polityczną w latach 1956-1964.

Analiza skomplikowanych i wciąż przecież badanych procesów nie byłaby możliwa bez wprowadzenia historyka z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach harcmistrza profesora Adama Massalskiego, który przedstawił najważniejsze wydarzenia społeczno-polityczne lat 1944-1950 rzutujące na sytuację harcerstwa w naszym kraju i poza jego granicami.

Dr Michał Wenklar mówił o reakcji krakowskiego harcerstwa w 1957 r. na poststalinowskie odrodzenie tego Związku. Wyjaśniał powody, dla których krakowskie środowisko postanowiło stworzyć własną Chorągiew 4.12. 1957. Uważano, że decyzje Zjazdu Łódzkiego nie doprowadziły do odzyskania przez ZHP swojej symboliki i metody podporządkowując się ideologii socjalistycznej. Kraków nie akceptował tej zmiany.


Jak się okazuje nie ma dokumentacji UB z okresu listopad-grudzień 1956, toteż trudno jest wyjaśnić wszystkie mechanizmy zmanipulowania środowiska instruktorskiego. Nie bez znaczenia dla badań jest odkrycie, że Marian Wierzbiański był uwikłany we współpracę z UB donosząc w latach 1953-1960 na własne środowisko.

Referujący wyjaśniał, jak wykorzystywano metody polityczne do zneutralizowania harcerstwa, by podporządkować jego inicjatywy wolnościowe oraz by doprowadzić do zsynchronizowania działalności ruchu z polityką ówczesnej władzy. Obywatele cieszyli się, że powstało ZHP, ale nie wiedzieli, na jakich zasadach właściwie eliminowano z niego instruktorów przedwojennego harcerstwa.


Poznańska historyk wychowania dr hab. Edyta Głowacka-Sobiech z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM nawiązała w swoim referacie do sytuacji ZHP po Zjeździe Łódzkim, który skutkował chwilowym okresem względnej poprawy nastrojów społecznych. Referująca skoncentrowała się głównie na zaletach rozwoju ZHP po 1956 r. zaliczając do nich m.in. powołanie Wydawnictwa Harcerskiego, harcerskiej prasy, Rozgłośni Harcerskiej. Eksponowała sukces rozwoju liczebnego ruchu , który w 1962 r. miał już 40 tys. instruktorów, milion członków. Powstał też "Nieprzetarty Szlak" jako forpoczta inkluzji niepełnosprawnych dzieci i młodzieży.

Politolog dr hab. Adam F. Baran przedstawił stosunek władz ZHP poza granicami kraju do próby reaktywacji ZHP po październiku 1956 r. Interesująco dokumentował poufne metody kontaktowania się tych władz z instruktorami ZHP tzw. "podziemia", opozycyjnych wobec władz PRL. Poznaliśmy szereg faktów związanych z przesyłaniem do kraju na 700 prywatnych adresów niezależnych wydawnictw harcerskich na Zachodzie.


Władze ZHP na emigracji nie akceptowały krajowych władz harcerskich ze względu na podporządkowanie Związku partii i usunięcie z roty Przyrzeczenia Harcerskiego służby Bogu. Uważano, ze harcerstwo nie może popierać reżimu. Protestowano przeciwko upartyjnieniu kadr i władz ZHP w kraju. Poruszające były informacje o tym, jak najbliższy przyjaciel Stanisława Broniewskiego ("Orszy") donosił na harcmistrzów Kapiszewskiego, Rosmana i Kerstena.


Dotychczas nieznane fakty na temat postawy kardynała Stefana Wyszyńskiego wobec PRL-owskiego harcerstwa przybliżył nam historyk dr hab. Paweł Stypiński. Słusznie przywołał nieobecny dotychczas w badaniach historycznych nurt harcerstwa narodowo-katolickiego. Kardynał Stefan Wyszyński nie brał udziału w żadnych dyskusjach dotyczących ruchu harcerskiego w PRL, gdyż jego świat wartości był zakorzeniony w tradycji przedwojennego harcerstwa i wykładni harcerskiej pedagogii przez Stanisława Sedlaczka i ks. Kazimierza Lutosławskiego.

Dowiedzieliśmy się także o tym, że w latach 1915-1917 Stefan Wyszyński był zastępowym w I Drużynie Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki w Łomży. Tam też włączył się w wydawanie czasopisma "Czuwaj". Jak wspominał po latach za swoją działalność w harcerstwie współpracującym z POW został ukarany chłostą. Po wstąpieniu do Seminarium Duchownego wygasł jego związek z harcerstwem.

Po 1964 powrócił w swoich wypowiedziach do problematyki harcerskiej, jednak nigdy nie uznał prawomocności i wiarygodności ZHP w czasach PRL. Spotykał się jedynie z przedstawicielami władz ZHP poza granicami kraju. Jak mówił jako Prymas: "Trzeba patrzeć na młodzież ZHP jak zarażonych chorobą".

W 1969 władze ZHP poza granicami kraju przyznały kardynałowi S. Wyszyńskiemu stopień harcmistrza, który został przez Niego przyjęty. Być może było to impulsem do napisania przez ks. Prymasa komentarza do Prawa Harcerskiego w wersji z 1932 r. Podkreślił w nim znaczenie Prawa Harcerskiego dla wychowania religijnego i narodowego. To, czego ks. Prymas nie akceptował w ZHP doby PRL to - jak przywoływał na podstawie badanych archiwów powyższy historyk - umasowienie, upolitycznienie harcerstwa, zanik wewnętrznej demokracji i obniżenie standardów moralnych wymaganych przez organizację.

Ostatnim w tej części debaty wystąpieniem była biograficzna analiza życia i działalności harcerskiej Zofii Zakrzewskiej, którą przybliżył nam Wojciech Baliński - historyk, współtwórca fundacji "Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego" i animator projektu powstania w Krakowie Muzeum Harcerstwa.


10 maja 2019

Kto upokarza naukowca?


We wtorek 7 maja br. odbyło się comiesięczne posiedzenie Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Nie ukrywam, że każde obrady niosą z sobą wiele emocji, rodzą poczucie dumy z referowanych przez recenzentów wniosków o nadanie tytułu naukowego profesora dla samodzielnych pracowników naukowych o wybitnych osiągnięciach, albo wytwarzają poczucie zażenowania, kiedy opiniujący osiągnięcia wykazują kardynalne błędy w rozprawach naukowych kandydatki czy kandydata do tytułu naukowego profesora.

Wielokrotnie pisałem także w swoich rozprawach monograficznych i artykułach o patologii akademickiej, o nieuczciwości, którą słusznie od kilkunastu lat systematycznie, co miesiąc także piętnuje na łamach "Forum Akademickiego" dr hab. Marek Wroński. Każdy członek CK może zatem wsłuchując się w referowane opinie wychwycić ich względną rzetelność, obiektywizm albo coś, co nie powinno mieć miejsca w tym organie, coś odwrotnego.

Dlaczego podejmuję tę kwestię? Z powodu zaskakującego dla mnie a nierzetelnego dla kandydata jednego z wniosków, jakim jest aktywny w przestrzeni publicznej i politycznej uczony UMK w Toruniu, upublicznienia przez któregoś z członków Sekcji I informacji o tym, że Centralna Komisja odmówiła nadania tytułu naukowego profesora panu dr. hab. Andrzejowi Zybertowiczowi.


Ktoś bardzo chce zarobić na pozanaukowych komentarzach. Portale - "wPolityce" i "natemat" zamieściły bowiem tekst pt. "Doradca Dudy upokorzony przez profesorów. Uznano, że Zybertowicz nie zasługuje na tytuł". Natychmiast podchwyciła tę supozycję "Gazeta Wyborcza".

Powołano się na prof. Tadeusza Gadacza, który nie jest członkiem Centralnej Komisji i nie uczestniczył tego dnia w posiedzeniu nawet jako superrecenzent do spraw innego wniosku. Na jakiej zatem podstawie zamieszcza się - wprawdzie jedynie prawdziwą informację o negatywnym wyniku głosowania w sprawie wniosku o nadanie tytułu dla dra hab. A. Zybertowicza - ale nieprawdziwą w zakresie rzekomego jego upokorzenia przez profesorów.


Nic takiego nie miało miejsca. Centralna Komisja nie jest organem do upokarzania kogokolwiek. Wprost odwrotnie, jako organ odwoławczy często musi stanąć po stronie upokorzonych w ich własnych środowiskach akademickich, a nierzetelnie ocenionych naukowców czy kandydatów do stopni naukowych lub tytułu profesora.

Nie będę ujawniał przebiegu i treści obrad nie dlatego, że chcę coś ukryć przed opinią publiczną, ale z powodu, dla którego nie wolno było - moim zdaniem - przekazywać jakichkolwiek informacji o wyniku głosowania w powyższej sprawie, która nie została jeszcze zakończona!

Po pierwsze, Sekcja I wyraziła swoją opinię w sprawie osiągnięć kandydata do tytułu naukowego, a nie była to opinia jednoznacznie negatywna. Musi ona być zatwierdzona przez Prezydium Centralnej Komisji, a to jeszcze nie nastąpiło. Nie wolno zatem opisywać tej sprawy jako zamkniętej.

Kandydatowi przysługuje prawo do odwołania od decyzji prezydium CK. Tym samym wniosek nie został zakończony i nikt nikogo tu nie upokarzał. Wprost odwrotnie. Przyjdzie moment na upublicznienie treści recenzji, a wówczas okaże się, czy rzeczywiście ich negatywna konkluzja miała merytoryczne podstawy. Gdyby członkowie Sekcji I byli przekonani o niespełnieniu przez kandydata ustawowych wymagań, to wynik głosowania byłby zupełnie inny niż podają to media.

Przeciwnicy polityczni pana dr. hab. Andrzeja Zybertowicza postanowili perfidnie wykorzystać "przeciek" z obrad Sekcji I do jego upokorzenia. Proszę zatem nie odwracać kota ogonem i nie przypisywać członkom Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych CK tak niegodnej uczonych postawy. Nic takiego nie miało tam miejsca. Była długa i merytoryczna dyskusja.

Uczestniczyłem w obradach, toteż jestem oburzony sposobem przenoszenia spraw pozanaukowych na rzekome postawy profesorów organu, który rozpatruje każdy wniosek z odpowiedzialnością wobec wnioskodawców, prawa i nauki. Nie jest na tym etapie trwającego jeszcze postępowania prawdą, że Andrzej Zybertowicz nie zostanie profesorem. Jakim prawem formułuje się takie sądy?!

Na Fb huczy od komentarzy, w wielu przypadkach bardzo nieuczciwych. Chyba jednak nie o naukę tu chodzi.