30 kwietnia 2019

Na marginesie kanciastego "okrągłego stołu"


To nie są czasy powszechnego analfabetyzmu, żeby włączać się w pozorowaną debatę na temat szkolnej edukacji, którą na prędce zorganizował rząd. Sprawujący władzę doprowadzili do największego kryzysu oświatowego w ostatnim dwudziestopięcioleciu III RP i do podważenia autorytetu oraz profesjonalnego zaangażowania setek tysięcy nauczycieli.

Obrady otworzyli prezes rady ministrów Mateusz Morawiecki wraz z b.premier Beatą Szydło, a więc osoby odpowiedzialne za sytuację strajkową. Ponad trzyletnie okłamywanie przez Annę Zalewską - jako ministrę edukacji - polskiego społeczeństwa o rzekomym poparciu nauczycieli i zachwycie obywateli zmianami w szkolnictwie oraz sukcesach w wyniku wymuszonych odgórnie zmian ustrojowych tylko potwierdziło doświadczaną przez uczniów, nauczycieli i rodziców deformę szkolną.

Przed nami jest jeszcze kolejny akt tej deformy, jakim będzie rozczarowanie procesem tegorocznej rekrutacji absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych do wybranych przez nich szkół ponadpodstawowych.

Koalicyjna partia władzy zapomniała, że jej własna ideologia polityczna wymaga szacunku dla elit, dla inteligencji oraz znaczenia kultury, nauki i oświaty w państwie. Jeśli chce się uprawiać lewacki populizm, to postępuje się tak, jak uczyniła to Anna Zalewska i Beata Szydło w pozorowanych negocjacjach ze strajkującą stroną.

Odmawia się związkowcom konstytucyjnego prawa do strajku, zaś przystępujących do niego traktuje się tak samo, jak czynił to reżim PRL w stosunku do ówczesnej opozycji, a więc w stylu "socjalizm-tak, wypaczenia - nie". Zarzutem przedstawicieli władz wobec strajkujących jest polityczny charakter ich protestu, jakby mieli wyzbyć się prawa do walki o własne interesy, zaś w ostatniej fazie I etapu strajku także o własną godność.

Na Zachodzie, w krajach demokratycznych działania związkowe nie ograniczają się do stawiania jedynie żądań pracowniczych, ale także interweniują one w całokształt polityki gospodarczej, społecznej i oświatowej państwa. Tymczasem prezes PiS wyśmiewa się z nauczycieli dla uzyskania poklasku na jednym ze spotkań ze swoimi wyborcami. Taka postawa wskazuje na pozorowaną gotowość władzy do bycia autentycznym partnerem w dialogu ze społeczeństwem i oświatowymi związkami zawodowymi (ZNP i FZZ).


Towarzysze PiS i Zjednoczonej Prawicy zapomnieli o wartościach, które legły u podstaw protestu w latach 1980-1989 przeciwko poprzedniemu totalitaryzmowi. Tegoroczna fasada "Okrągłego stołu" okazała się kanciastym prostokątem władzy, która tak, jak czynił to Edward Gierek w okresie PRL, zorganizowała spotkanie naiwnych (w sensie posiadających szczerą chęć bycia wysłuchanymi), by podzielili się własnymi poglądami. Dla polskiej edukacji nic z tego nie wynika i nie wyniknie.

Podtrzymuje się atmosferę wyśmiewania nauczycieli i przewodniczącego ZNP, bo na coś trzeba wydać publiczne pieniądze. Trolle tylko na to czekają.


Ta formuła nie ma żadnych mechanizmów wykonawczych, egzekucyjnych wobec sprawujących władzę, bo miała tylko i wyłącznie zapewnić partii władzy propagandowy efekt dla podtrzymywanie fałszywego obrazu o jej rzekomej gotowości wprowadzania zmian oraz przykryć efekt niezakończonego sporu z nauczycielami, a nie tylko ze związkowcami reprezentowanymi przez członków ZNP i FZZ.

Strajk nie został zakończony, kluczowy powód jego zaistnienia i nasilenia nie został wyeliminowany. Ten jest zwycięzcą, kto zwycięża ostatni, a zatem żadna ze stron sporu nie ma powodu do ogłaszania czyjegokolwiek sukcesu czy porażki. Od wielu lat ustawicznie przegrywa polska szkoła, bowiem sposób zarządzania edukacją jest katastrofalny.


Dopóki elity polityczne nie uświadomią sobie tego, że to edukacja musi być dobrem ponadpartyjnym, ogólnospołecznym, pozbawionym wpływów każdej partii władzy, co przecież nie oznacza pełnej samosterowności, ale koniecznego wprowadzenia do systemu kontroli społecznej, dopóty będziemy niszczyć z udziałem upartyjnionej i etatystycznej edukacji szkolnej przyszłość kolejnych młodych pokoleń, własnych dzieci i wnucząt.

(źródła memów - Facebook i Twitter)

29 kwietnia 2019

O pograniczu człowieczeństwa


Czas tak wielkiego konfliktu antynauczycielskiego, do którego doprowadziła nieudolna i niekompetentna do makropolitycznego zarządzania szkolnictwem minister Anna Zalewska, sprzyja temu, by sięgnąć do lektur, które łączą w sobie głęboko humanistyczną myśl z realiami naszego świata.

Zachęcam do lektury najnowszej monografii profesora Andrzeja Bałandynowicza pt. POGRANICZA CZŁOWIECZEŃSTWA (Warszawa 2018), do której wprowadzenie napisali Maria Szyszkowska i Krzysztof Czekaj. Mogę przypuszczać, że są to zapewne ich wydawnicze recenzje, choć - co zdarza się absolutnie rzadko - tę książkę opiniowało dla wydawnictwa aż czterech uczonych - specjalistów w zakresie nauk o prawie i nauk pedagogicznych (resocjalizacji). Byli nimi także Czesław Cekiera i Anna Kieszkowska. Potwierdza to zarazem wyjątkową zdolność autora książki do łączenia teorii z praktyką, ale i interdyscyplinarnego podejścia do analizowanych zjawisk społecznych i problemów naukowych.

Filozof, etyk Maria Szyszkowska (nominowana do pokojowej Nagrody Nobla) dostrzega w dziele A. Bałandynowicza kontynuację jego dotychczasowych badań w uniwersalistycznym nurcie humanizmu epoki klasycznej. To konsekwentne odwoływanie się do platońskich wartości absolutnych - Dobra, Prawdy i Piękna jako fundamentalnych w ludzkim życiu do stawania się w dążeniu do nich OSOBĄ moralną, duchową, rozumną i wrażliwą społecznie. Podziwia odwagę autora w jego zabiegach o pacyfistyczne wychowanie w czasach coraz bardziej perfidnych form i metod niszczenia człowieczeństwa nie tylko w toku ustawicznie toczących się wojen.


Krzysztof Czekaj zaś kieruje swoją uwagę na erudycyjny i profesjonalny charakter antropologicznych studiów A. Bałandynowicza na temat pogranicza człowieczeństwa w wyniku zderzania się ze sobą cywilizacji, kultur, środowisk społecznych i naturalnych w naszym cyklu życia. Podziwia podjęcie przez autora problemów miłości, odpowiedzialności, przyjaźni, pokoju, zdrowia psychicznego, sacrum i profanum, cyberprzestrzeni, łamania kodu etycznego młodzieży, tolerancji itp.

Rzeczywiście, trzeba umieć poznawać świat, że rozumieć i zmieniać jego oblicze w duchu najwyższych wartości. To, co warunkuje wolność jednostki i sztukę korzystania z jej dóbr, to przede wszystkim: "(…) wychowanie rodzinne, wzory osobowe, rzeczywiste autorytety kulturowe, wzorce obyczajowo-kulturowe, religia, stereotypy oraz mitologizacja interpersonalna. Czynniki zewnętrzo-socjalizacyjne mogą przybierać jedynie rolę statycznych symulatorów potęgujących wpływ i znaczenie okoliczności mikrośrodowiskowych na faktyczny integralny rozwój osobowościowy" (s. 19)

Jeśli ktoś jeszcze dzisiaj jest w stanie fascynować się utopią świata bez wojen bez przemocy i międzyludzkiej opresji, to w tej rozprawie znajdzie argumenty na rzecz przeciwstawiania się przez ludzkość wyniszczającym i odczłowieczającym wojnom, które skutkują szeroko rozumianymi zniszczeniami i demoralizacją. Bałandynowicz wprowadza do swoich analiz wartości kulturowe literatury pięknej - poezji, dramatów, kiedy rozważa potrzebę uchwycenia istoty światopoglądu człowieka czy myśl racjonalnego humanizmu wybitnych filozofów naszego kontynentu.

Znakomicie, że A. Bałandynowicz przypomina genialną teorię dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, który ostrzegał przed psychopatami w strukturach każdej władzy, gdyż to zaburzenie ich osobowości, oparte na silnych stanach popędowych i emocjonalnych, predestynuje ich do panowania nad jednostkami, grupami społecznymi czy społeczeństwami "Zgoda na rządy psychopatów (…) jest aktem przyzwolenia na pozorowaną wspólnotowość żerującą na prawdach egoistycznych i mających wyłącznie wartości subiektywne, a nie afirmujące wartość osoby jako dobra najwyższego" (s. 113).

Dla pedagogów, podobnie jak służb związanych z resocjalizacją, niesłychanie ważne jest "pozytywne infekowanie" swoich podopiecznych takimi wartościami, jak optymizm, odwaga, miłość, współczucie, spontaniczność, wiara, zaangażowanie i równowaga psychiczna. Autor postrzega pacyfizm jako władzę zintegrowanego w swym rozwoju człowieka nad samym sobą, jego jedność z światem przyrody oraz stan relewantny do współczesnego kulturalizmu państwowo-normatywnego.

Powszechna globalizacja i urynkowienie relacji międzyludzkich nie powinny prowadzić do zacierania się granic autonomii jednostki. "Wiedza, kompetencje, umiejętności oraz zainteresowania i zdolności twórcze nie mogą się plasować na poziomie potrzeb minimalnych kształtujących kondycję psychospołeczną osoby" (s. 138). Ważne jest bezpieczeństwo wewnętrzne obywateli oraz zewnętrzne w relacjach z innymi państwami. Jak wynika z mądrości poprzednich pokoleń: Si vis pacem, para iustitiam, czyli jeśli chcesz pokoju, to czyń sprawiedliwie.

To przesłanie przydałoby się także rządzącym w Polsce. "Imperatyw sprawiedliwości związany z ładem społecznym , czyli solidaryzmem wspólnotowym, zakłada konieczność występowania trzech wartości cząstkowych stanowiących o jego istocie Są nimi: uczciwość, pomocowość i skuteczność, które winny zaistnieć we wzajemnych stosunkach między władzą a obywatelami"(s. 143).

Niestety, ale to rządzący naruszają węzeł zaufania i odpowiedzialności, kiedy kierują się w swoich decyzjach przede wszystkim interesem ekonomicznym. Rządzenie przez dzielenie jest upełnomocnieniem wykluczania osób tworząc "(...) tkankę społeczną opartą na dominacji i hegemonii uprzedmiotowienia" (s. 172).

Pedagodzy i socjolodzy znajdą w rozprawie A. Bałandynowicza jego sposób postrzegania uwarunkowań samobójstw i zajmowania przez suicydologów postaw społecznych wobec tych autodestrukcyjnych aktów. Podejmuje też nietypową dla zainteresowań prawników kwestię złożoności życia osób z niepełnosprawnością i ich integracji społecznej. Problem cyberprzemocy jest tu pogłębiony o hipotezy znieczulenia, społecznego uczenia się, sublimacji emocji i kompasu postępowania.

Autor pisze także o szkole jako instytucji generującej przemoc i przestępczość wśród uczniów "problemowych". Powinien jednak wyjść poza dostarczone informacje i dostrzec w tej instytucji także inne czynniki i podmioty warunkujące agresję i naruszanie norm prawnych. Pedagodzy resocjalizacyjnie znajdą w tej publikacji ciekawe programy i projekty pozytywnej resocjalizacji (np. korczakowski pomysł na mediacje; Teaching Family Program, autorski model probacji).

"Odniesienie się do innego człowieka to dialog: inne imię miłości jako zaprzeczenie wrogości, nieufności, a praktykowanie miłości bliźniego" (s. 245). Polecam tę myśl rządzącym w każdej strukturze, instytucji czy społeczności.







28 kwietnia 2019

Co dalej po strajku?


Każde wydarzenie konfliktowe powinno być dobrze przeanalizowane. Społeczeństwo nie ma dostępu do wszystkich ustaleń jednej czy drugiej strony sporu, powodów podejmowania takich a nie innych decyzji. Wiele z nich jest tajna, niedostępna, chyba że służby specjalne zarejestrowały dla kolejnych ekip władzy lub opozycji przebieg rozmów, by w odpowiednim momencie wprowadzić je do obiegu publicznego.

Strona rządowa dysponowała zdecydowanie lepszym aparatem przemocy symbolicznej i jurydycznej (prawnej), toteż aż dziw bierze, że centrum związkowe nie sięgnęło po najlepszych specjalistów w zakresie psychologii perswazji i erystyki. W takim sporze nie ma równych sobie, absolutnie nie ma postrzegania siebie jako partnerów dialogu. To jest mit, którym operowała władza, by dezawuować działania strajkujących jako tych niezdolnych, niegotowych, niechętnych do dialogu.

Tymczasem było odwrotnie. Strona rządowa od kilku miesięcy perfekcyjnie przygotowała wszystkie możliwe kroki, warianty działań, które będzie musiała podjąć, żeby pozbawić wszelkiej skuteczności akcję strajkową. Tego związkowcy nie przewidzieli. Minister edukacji jednak też nie miała świadomości, że po stronie nauczycieli stanie ogromna część społeczeństwa, które nie ulegnie manipulacji medialnej i fałszowaniu rzeczywistości.


W dużej mierze Internet stał się polem wojny informacyjnej i dezinformacyjnej dla każdej ze stron sporu. Tu jednak, mimo zapewne opłacaniu przez rządzących fejkowiczów, obywatele wykazali większą skuteczność w stawianiu oporu kłamstwom, bucie, pogardzie, agresji polityków partii władzy. Polacy są narodem z ogromnym poczuciem humoru. Potrafią wykorzystać metody "małego sabotażu", którymi posługiwały się w czasie okupacji m.in. Szare Szeregi. Techniki stosowania oraz odsłaniania manipulacji są ponadczasowe, uniwersalne a zatem do wykorzystania przez każdą ze skonfliktowanych ze sobą stron.

W piątek miałem przyjemność uczestniczenia w obronie pracy doktorskiej na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UŁ pani mgr Agaty Marciniak, która napisała i obroniła znakomitą dysertację pod kierunkiem prof. dr. hab. Andrzeja Indrzejczaka pt. "Analiza chwytów erystycznych w trzech dialogach Platona: Protagorasie, Gorgiaszu i Teajtecie".

Doktorantka wykorzystała do sporządzenia najpierw katalogu chwytów erystycznych z opisanych przez Arthura Schopenhauera, by poszerzyć je o wiedzę współczesną na temat technik komunikacji społecznej Kevina Hogana, Marka Kochana, teorii argumentacji Roberta Mayera czy Krzysztofa Szymanka oraz z psychologów społecznych - Roberta Cialdiniego, Dariusza Dolińskiego oraz Marka Tokarza.

Nauczyciele i komitety strajkowe w gotowości od odwieszenia protestu powinni przede wszystkim nauczyć się tych technik, opanować fortele komunikacyjnej perswazji, by umieć z jednej strony radzić sobie z rozpoznaniem kłamstw i manipulacji strony władzy, ale i zarazem wykorzystać erystykę do przekonania rodziców, uczniów i ich grupy społecznego odniesienia do własnych racji.

Publikacje na temat manipulacji i erystyki są powszechnie dostępne. Nie żyjemy w PRL, ale w państwie zmierzającym do demokracji, do budowania społeczeństwa obywatelskiego i społeczeństwa wiedzy. Trzeba zatem umieć z niej korzystać. Inaczej zawsze ci, którzy chcą oszukać, złamać, wzgardzić, poniżyć stronę przeciwną nie zawahają się przed zastosowaniem technik erystycznych. Te bowiem mogą służyć albo DOBRU albo ZŁU.

Jak pisze Benjamin Constant:

"(...) nieprawdą jest, że interesy rządzących pokrywają się z interesami rządzonych. Bez względu na ustrój polityczny rządzącym, których jest zawsze ograniczona liczba, grozi utrata władzy na rzecz kogoś innego. Zatem leży w ich interesie, by rządzeni nie znaleźli się w rządzie, czyli ich interes jest inny niż rządzonych. " (Zasady polityki, 2008, s. 125).

I jeszcze jedna konstatcja:

"Słabość jakiejkolwiek części rządu jest zawsze złem. Nie zmniejsza ona w niczym niedogodności , których się obawiamy, za to uniemożliwia korzyści, których oczekujemy. Nie stawia żadnych przeszkód uzurpacji, za to osłabia gwarancje - ponieważ uzurpacja dokonuje się środkami zagarniętymi przez rząd, zaś gwarancje wymagają środków prawnych. Tak więc osłabiając rząd, zmuszacie go do agresywności" (tamże, s. 123).

Nie jest zatem tak, że rząd nie jest agresywny, nie stosuje przemocy, bo właśnie tak postępuje, tylko musi temu nadać "szlachetny" wizerunek, a przerzucić całe zło na stronę przeciwną. Trudno w to uwierzyć, ale każda władza, także te minione za poprzednich rządów, szkodzi, krzywdzi jakąś część społeczeństwa, które nie godzi się na jej program i z jej postępowaniem. Skoro lud potrzebuje religii, to i władza będzie umacniać swoją pozycję nawiązując do niej i potencjału także tej władzy.

Jak pisze Constant: "Im bardziej kochamy wolność, im silniej wielbimy idee moralne, tym częściej, by odpocząć od ludzi, szukamy schronienia w wierze w Boga".(Tamże, s. 97).