06 kwietnia 2019

Wyszło szydło z worka


No i wyszło szydło z worka. Można było się tego spodziewać, że rządzący już dawno temu podjęli decyzję o minimalnym finansowaniu edukacji publicznej. Tu nie chodzi o nauczycieli, o jakość kształcenia młodych pokoleń, ale o polityczną kalkulację. Władzy nie opłaca się wzmacniać nauczycieli, inwestować w nich, a tym bardziej wspierać Związku Nauczycielstwa Polskiego na czele z prezesem Sławomirem Broniarzem.

Gdyby negocjacje z rządem prowadziła tylko i wyłącznie Sekcja Krajowej Oświaty NSZZ "Solidarność", której przewodniczy radny Prawa i Sprawiedliwości - Ryszard Proksa, czyli "swój" człowiek, to zapewne nie doszłoby do tak ostrego konfliktu. Jej szef podpisałby każdy warunek. Nie przewidziano jednak niezadowolenia z "ochłapów", jakie proponowała nauczycielom strona rządowa. Nie oszukujmy się, nawet gdyby "Solidarność" walczyła o 1000 zł podwyżkę podstawowej płacy, to i tak byłoby to poniżej godności tej profesji.

Wejście z warunkiem podwyżki płac na minimalnym poziomie 1 tys. zł. przez ZNP było zatem realistycznym postulatem, ale przecież także poniżej poziomu godności tego zawodu. Rządzący mają zatem rację twierdząc, że prezes Broniarz milczał przez tyle lat, to niby dlaczego mieliby ulec właśnie jemu?

SPÓR I ZAPOWIADANY STRAJK OD POCZĄTKU NIE DOTYCZYŁ TROSKI WŁADZ ZWIĄZKOWYCH I RZĄDZĄCYCH O NAUCZYCIELI.

Gdyby bowiem którąkolwiek z tych stron ów los zainteresował naprawdę, to podjęto by rozmowy i przeprowadzono konsultacje dotyczące szeroko pojmowanej pragmatyki i etyki tej grupy zawodowej. Jednak każdej władzy, tak lewicowej, liberalnej jak i prawicowej jest "na rękę" proletaryzacja tej grupy zawodowej, bo ona, co przyznali otwarcie politycy PiS, pozwala na radykalne oszczędności w budżecie państwa do realizowania zupełnie innych, a bardziej opłacalnych politycznie celów.

Szkoły muszą być finansowane z budżetu państwa. To oczywiste. Tym samym trzeba obniżać koszty tak dalece i tak długo, jak tylko się da, a że najwyższe koszty wynikają z powinności płacowych sięgając ponad 80 proc. subwencji oświatowej, to dokładnie tak samo, jak czyni to producent np. obuwia czy energii elektrycznej - tnie się płace i/lub zatrudnia najtańszych pracowników. Liczy się także na to, że i tak wejdą do tego zawodu pasjonaci, mistrzowie, liderzy kształcenia innych, toteż zawsze będzie można ich przywołać, zacytować czy pokazać w TVP jako tych, którzy "nie są tak bezczelni, roszczeniowi jak większość".

NAUCZYCIELE SĄ ZBYTECZNYM KOSZTEM DLA KAŻDEJ WŁADZY TAK W PAŃSTWIE O GOSPODARCE WOLNORYNKOWEJ, JAK I W STEROWANEJ CENTRALNIE (socjalistycznej).

W socjalizmie to jeszcze ukrywano tę strategię poniżania nauczycielstwa ideologią misji, posłannictwa, gwarancji stałej i pewnej pracy, egzekwowanie relatywnie niskiego poziomu wykształcenia, skoro studiować mógł każdy. Studia nauczycielskie zawsze były adresowane do absolwentów z najniższymi osiągnięciami szkolnymi.

Gdyby władze państwowe chciały mieć jak najlepszych nauczycieli w szkołach, to dostanie się na studia musiałoby być obwarowane najwyższym progiem punktowym z egzaminu maturalnego, zaś pierwsza płaca w szkole musiałaby być tak wysoka, żeby absolwenci zabiegali o miejsce pracy. Na kształceniu przyszłych nauczycieli, podobnie jak i na ich wynagrodzeniu znakomicie się oszczędza, bo przecież władzy to się nie opłaca.

Odsłony powyższej postawy wobec nauczycielstwa dokonał dr hab. Andrzej Zybertowicz. Nie jest w tym wprawdzie oryginalny, więc i nie ma zasług odkrywczych w tym zakresie, gdyż już znienawidzony przez PiS Zygmunt Bauman (w odróżnieniu od A. Zybertowicza - czytany i cytowany na całym świecie) na początku lat 90. XX w. tak zdiagnozował sytuację nauczycieli w ponowoczesnym świecie:

"Kiedyś posiadali oni luksus bycia jedynymi odźwiernymi gmachu wiedzy – nie było innej drogi. Dzisiaj są tylko takimi pokątnymi odźwiernymi, bez specjalnego munduru, bez lampasów – bowiem istnieje wiele innych dojść do wiedzy."

Prof. UMK Andrzej Zybertowicz z ponad dwudziestoletnim opóźnieniem, i to w sytuacji tak napiętego konfliktu w kraju, ośmielił się wypowiedzieć baumanowską tezę wprost jako zasadną o polskich nauczycielach. Tu wyszło szydło z worka. Tak myśli o nauczycielach nie tylko doradca Prezydenta RP, który ujawnił w PR w dn. 3.04.2019 r., co tak naprawdę o nich sądzą elity władzy:

„nauczyciele są przegrani, nie tylko w Polsce, z powodów cywilizacyjnych. Nawet gdyby lepiej zarabiali, bo są pewne kraje, gdzie lepiej zarabiają…”.

Odniósł się także do akademickiego kształcenia nauczycieli mówiąc: „Współczesna edukacja, także wyższa, to produkcja frustratów. (...) Bo w ogóle nie mają oni [nauczyciele] przekonania, że uczniowie cenią ich pracę i rolę. Nawet gdyby się bardziej przykładali, to nie są w stanie sobie z tym poradzić”.


Zapewne są to zdania wyjęte przez dziennikarza z kontekstu, ale wypowiedziane przez A. Zybertowicza i opublikowane w mediach, których nie mam zamiaru weryfikować, bo blog nie jest miejscem ku temu. Cytuję zatem za dziennikarzem wypowiedź socjologa o nauczycielach:"Kiedyś byli wyspami wiedzy w morzu niewiedzy. Dziś w morzu fejków są zagubionymi bojkami potrząsanymi przez fale informacyjne. Podpięcie młodych ludzi do smartfonów powoduje, że autorytet nauczycieli odszedł bezpowrotnie w przeszłość. Dziś to frustraci.

Wcale nie trzeba godzić się z powyższą tezą. Wystarczy poczytać książki naukowe na temat autorytetu, jak chociażby rozprawę Lecha Witkowskiego pt. "Historie autorytetu wobec kultury i edukacji", by przekonać się, jak daleko odszedł w swoich opiniach od nauki i kultury, a szczególnie od kulturowego pojmowania nauczycielskiej profesji - Andrzej Zybertowicz. Nie będę mu polecał innych dzieł, bo nie ma czasu na lektury. W końcu politycy też są sfrustrowani MABENĄ.

Można dokonać zmiany społeczno-kulturowej, jeśli nam na niej zależy. W istocie bowiem są w tym zawodzie frustraci, tak samo jak wśród polityków, związkowców, posłów, rządzących, doradców prezydenta, nauczycieli akademickich, kuratorów oświaty, urzędników samorządowej edukacji, radnych itd. Czy to jest jednak powód do tego, by świetnie wykształceni i oddani tej profesji nauczyciele musieli od 30 lat transformacji ustrojowej być tak niegodnie postrzegani i traktowani?


Dobrze, że ust polityka rodzice mogli wreszcie usłyszeć, kim są dla tej władzy nauczyciele. Inni, o znacznie niższych kwalifikacjach i kompetencjach też już wyrażali swoje stanowisko w podobnym stylu.






05 kwietnia 2019

O utopiach, historii politycznej i cynikach w edukacji


W środę odbyła się w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego interesująca, a cykliczna już debata naukowa na temat utopii w edukacji. Podtytuł III Ogólnopolskiej Konferencji brzmiał:"O wyobrażeniach edukacji i światów możliwych w społeczeństwie masowym".

Była to bardzo kameralna konferencja naukowa, ale dzięki temu mocno nasycona kluczowymi dla dzisiejszych czasów sprawami. Jak każda sesja tego typu, także i ta była obciążona dużym napięciem czasowym. Obrady trwały tylko jeden dzień. Na szczęście prowadzący poszczególne sesje zabezpieczyli w ich porządku odrobinę czasu na pytania, odpowiedzi i dyskusję z referującymi.

Pomysłodawcą i kierownikiem interdyscyplinarnej konferencji naukowej jest dr hab. Rafał Włodarczyk prof. Uniwersytetu Wrocławskiego, który przesłał każdemu z nas założenia debaty:


Utopie, rozumiane jako spełniające ludzkie nadzieje wyobrażenia o kondycji możliwych czy przyszłych społeczeństw, stanowią wciąż atrakcyjny obszar badawczy. Obejmuje on zarówno traktaty filozoficzne, pedagogiczne i polityczne, dzieła literackie, filmowe i inne teksty kultury popularnej, wizje człowieka i wspólnoty, jak i ruchy społeczne, projekty edukacyjne czy ideologie. Wysiłek tworzenia tego rodzaju wyobrażeń, wiązany jest z wolą udoskonalania, wychowywania, rozwoju i zmiany, z pragnieniem oraz nadzieją tworzenia wystarczająco doskonałej rzeczywistości.

W ten m.in. sposób poszukujemy punktów odniesienia do dyskusji o współdzielonej przyszłości. Owa przyszłość nie jest bowiem rezultatem samoistnego aktu powstania. Wymaga ona naszego zbiorowego i indywidualnego zaangażowania, zarówno na poziomie artykulacji warunków przyzwoitego życia, jak i społecznej praktyki. Retrospekcja, jakiej dokonujemy w poszukiwaniu źródeł utopijnego myślenia, prowadzi nas jednak częściej do dzieł literackich, niż do rozpraw naukowych, w tym pedagogicznych.

Tymczasem literackie utopie dostarczają raczej opowieści o krainach hermetycznych, odizolowanych, niedostępnych, ukrytych czy wręcz tajemniczych. Te „nie – istniejące” miejsca – miejsca, których nie ma, wydają się krainami tylko dla wybranych. Oczywiste przykłady takich enklaw przynoszą klasyczne dzieła Morusa czy Campanelli, a – z bardziej nam współczesnych – warto wspomnieć tę z powieści Ayn Rand Atlas zbuntowany. Umasowienie tego rodzaju utopii wyznaczałoby jej kres, cudowna przystań zniknęłaby z mapy krain niemożliwych.

Klasyczne wizje idealnych społeczeństw, które znamy z literatury i sztuki, to wyobrażenia miejsc elitarnych. To ich hermetyczność i ekskluzywność czyni z nich utopie. Inaczej jednak sprawa może wyglądać wówczas, gdy utopie potraktujemy jako istotną część społecznych praktyk czy pedagogicznego progresywizmu. Ponadto, w perspektywie radykalnych transformacji nowoczesności, tworzenie wyobrażeń wystarczająco doskonałych warunków społecznych ma sens jedynie wówczas, kiedy miałyby one stać się powszechne, a zatem masowe.

Do szczególnych tego przykładów należy zaliczyć funkcjonujące obecnie systemy oświaty, stanowiące następstwo niegdysiejszych wyobrażeń o lepszej edukacji, które wykraczają daleko poza elitaryzm ograniczonych liczebnie społeczności. Należy przy tym dodać, że owo wiązanie utopii i edukacji z masowością nie jest obce zarówno historycznym i współczesnym społeczeństwom demokratycznym, jak i autorytarnym czy totalitarnym.

Aktualnie myślenie utopijne, przedstawiające opis świata w kategoriach wyspy, enklawy, azylu, grupy, dzielnicy, miasta ociera się o eskapizm, a prawdziwe wyzwanie stanowi utopia społeczeństwa masowego z praktyką edukacyjną, która ją czy to wprowadza, czy to reprodukuje. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że współcześnie utopia każe nam konfrontować się z zagadnieniem społeczeństwa masowego i różnymi wymiarami globalizacji, a jako taka powstaje w kontekście wyzwań masowości i urzeczywistnia się poprzez umasowienie. Bez tego pozostaje ona tylko kolejną naiwną ideą, którą możemy odłożyć w niepamięć.


Realia polskiej codzienności przewijały się w wypowiedziach osób referujących wyniki własnych badań. Przywołam tu dwa wystąpienia.
Prof. UWr dr hab. Robert Klementowski, historyk zatytułował swój referat: "Polityka pamięci historycznej jako droga do utopii". Jako pracownik Instytutu Pamięci Narodowej wyjaśniał, że kategoria "polityki historycznej" pojawiła się w badaniach naukowych najpierw w Niemczech, w latach 50. XX w. na skutek konieczności rozliczenia się z nazistowską przeszłością.

Dzisiaj, zdaniem tego profesora, używa się określenia "polityka wobec historii" w celach politycznych, by lepiej zarządzać społeczeństwem, prowadzić do przebudowania tożsamości społecznej zmieniając pamięć historyczną o istotnych dla narodu wydarzeniach. Politykom u władzy lub zamierzającym dojść do władzy nie jest obojętne, co obywatele pamiętają, toteż podejmują działania i manipulują m.in. dekonstrukcją miejsc pamięci, wzmacnianiem rytuałów, celebrowaniem tych, a nie innych rocznic, wydarzeń itp. Im bardziej władza jest centralistyczna, tym silniej będzie korzystać z polityki historycznej celem kontrolowania i kolonizowania pamięci społecznej.
Prof. DSW dr hab. Maria Reut w swoim studium filozoficznym pt. "Utopia i krytyka utopii. Interpretacja rozbieżności między "ideałami" i "rzeczywistością" jako punkt wyjścia do rozumienia statusu etyczności" mówiła o tym, jak współcześni cynicy - w odróżnieniu od tych z czasów Starożytności - niszczą przestrzeń wolności, dyskusji, debat publicznych obracając się przeciwko wartościom moralnym, idealistom i mędrcom.

Zapewne powstaną po tej debacie kolejne publikacje. Wówczas będziemy mogli zapoznać się z pełną treścią wypowiedzi jej uczestników, a muszę dodać, że byli nimi także doktoranci z różnych uniwersytetów w kraju. To oznacza, że wątki humanistyczne nadal są ważne dla przedstawicieli nauk społecznych, a nawet jeszcze bardziej uczulają ich na skrywaną przez sprawujących władzę lub opozycję socjotechnikę władztwa politycznego opartą na cynicznej grze przeciwko jakiejś części społeczeństwa.

04 kwietnia 2019

Ewaluacja i rywalizacja w ramach dyscyplin naukowych powinna być także jednorodna w NCN



W związku z wdrażaną w życie Konstytucją dla Nauki, w świetle której jednostką analizy będzie poszczególny naukowiec, który przypisany jest do dyscypliny naukowej, dziedziny i obszaru, a tym samym na tej podstawie każda z opublikowanych przez niego publikacji będzie klasyfikowana adekwatnie do ustalonych przez MNiSW kryteriów (wykaz punktowanych wydawnictw i wykaz czasopism naukowych), Komitet Nauk Pedagogicznych PAN złożył do ministra nauki i szkolnictwa wyższego wniosek o zmianę zasad ubiegania się uczonych o środki w Narodowym Centrum Nauki.

Skoro ewaluacji podlegają dyscypliny naukowe, to w ten sam sposób powinny być traktowane wnioski o granty w Narodowym Centrum Nauki, to znaczy że konkursy powinny odbywać się nie w ramach grup dyscyplin, ale tylko i wyłącznie w ramach poszczególnych dyscyplin. Nie powinno być tak, że kategoria naukowa będzie przyznawana w ramach jednorodnych dyscyplin naukowych, ale o środki na badania naukowe uczeni mają ubiegać się w ramach grup dyscyplin naukowych.

Reforma powinna być spójna we wszystkich zakresach.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN apeluje zatem o rzetelne i adekwatne do zasad ewaluacji w nauce procedowanie konkursowe w NCN. Mamy nadzieję, że system ewaluacji i związane z jego wynikami finansowanie nauki będzie odbywać się w warunkach izomorficznych, w sposób niesprzeczny z prawem każdej dyscypliny do weryfikowania projektów zgodnie z obowiązującą w nich metodologią badań naukowych.