14 marca 2019

Scjentometryczne wzory produkcji publikacyjnej



Pan dr hab. Emanuel Kulczycki wyprodukował raport pt. "WZORY PUBLIKACYJNE POLSKICH NAUKOWCÓW W LATACH 2013–2016. NAUKI HUMANISTYCZNE I NAUKI SPOŁECZNE". Jak twierdzi: "(...) raport może służyć jako podstawowe źródło informacji o praktykach publikacyjnych".

Wprawdzie nie wyjaśnia pojęcia "praktyka publikacyjna", ale możemy o tym wnioskować na podstawie zastosowanych przez autora kryteriów analizy źródeł. Praktyka publikacyjne , to nie jest naukowy proces, motywacja badacza, sens publikowania, wartość merytoryczna publikacji, jej cel naukowy, tylko ILOŚĆ.

Dobry naukowiec - w świetle wzorca E. Kulczyckiego - to taki, który publikuje dużo, byle wszędzie i byle w wielu językach, najlepiej nie w języku polskim. Publikacje z nauki humanistycznych i społecznych - zdaniem członka KEN - powinny być produkowane w języku angielskim. Ja bym dodał jeszcze język chiński.

Nie ma co. Skoro zdaniem autora raportu stajemy się jego adresatami, bo powinniśmy wiedzieć, jaki jest stan produkcji, no to czytajmy. Tak wykuwa się stal polskiej nauki XXI wieku!

Przeczytałem zatem ów raport, żeby dowiedzieć się, jakim obrazem interesujących mnie nauk społecznych, a szczególnie PEDAGOGIKI, dysponuje uczony z Komisji Ewaluacji Naukowej. Będzie przecież tym, który dokona oceny także mojej dyscypliny naukowej.

Przyznam szczerze, że już zostaliśmy przyzwyczajeni przez scjentometrystów do kolejnego materiału "naukowego", toteż i tym razem wstrząsu nie będzie. Chyba, że minister Jarosław Gowin jako zaprzeczający własnemu wykształceniu i naukowej profesji stwierdzi, że rzeczywiście najwyższy czas przestać czytać, tylko zacząć liczyć.

Trochę się martwię, że w ciągu swojego życia nie przeczytam wszystkich dzieł, publikacji, które bez jakiegokolwiek sensu dla nauki, policzył autor tego raportu. Dowiadujemy się z treści w/w materiału o sprawach, które niczego merytorycznie nie wyjaśniają, natomiast dobrze będą sprzedawać się propagandowo, a więc populistycznie.

Otrzymaliśmy dane liczbowe o "produkcji publikacyjnej", które można interpretować na wiele sposobów, a nawet trzeba, skoro jest tu mowa o wzorach wytwórczych.

W latach 2013-2016 E. Kulczycki odnotował z baz danych "obecność" 26 296 naukowców, którzy opublikowali 120 111 artykułów naukowych, 14 611 monografii, 8 402 prac pod redakcją, 130 737 rozdziałów oraz 8 577 czasopism naukowych.

Liczby robią wrażenie. Ktoś wyciągnie z nich wnioski.

Jak pisze E. Kulczycki: W tym raporcie po raz pierwszy prezentowane są dane zagregowane nie na poziomie poszczególnych wydziałów, lecz na poziomie obszarów, dziedzin i dyscyplin naukowych przypisanych do pojedynczych naukowców. Oznacza to, że jednostką analizy jest poszczególny naukowiec, który przypisany jest do dyscypliny naukowej, dziedziny i obszaru i na tej podstawie każda z opublikowanych przez niego publikacji jest klasyfikowana.

Nie jest prawdą, że na podstawie tego raportu dowiadujemy się czegokolwiek o poszczególnych naukowcach, skoro zostali tu zagregowani i są anonimowi. To są zatem jacyś historycy, filozofowie, psycholodzy, socjolodzy, pedagodzy itd.

Najpierw stwierdza się, że: "Podstawą analiz wzorów publikacyjnych są dane o produktywności naukowców, która w tym raporcie ujmowana jest jako liczba publikacji, tj. im wyższa liczba publikacji danego naukowca, tym jego produktywność jest większa." by otrzymać kolejną konstatację:

"W ten sposób produktywność nie jest bezpośrednio związana z jakością naukową publikacji."

Skoro E. Kulczycki zapewnia, że produktywność nie jest związana z jakością naukową, to możemy odetchnąć. Nie powinniśmy zatem przejmować się wynikami jego analiz, bo i po co nam ta wiedza, że jakaś grupa naukowców opublikowała więcej, a jakaś mniej, że jest wśród producentów publikacji więcej kobiet niż mężczyzn lub na odwrót (w zależności od dyscypliny), itd. ???

JAKI JEST SENS TYCH WYLICZEŃ, poza gratyfikacją i osobistą satysfakcją producenta tej publikacji? Okazuje się, że sensem jest produkcja informacji nikomu do niczego niepotrzebnych. Nic z nich bowiem wartościowego dla wiedzy o koleżankach i kolegach z mojej dyscypliny nie wynika. A może jednak coś da się z tego raportu wydłubać?

cdn.

13 marca 2019

Trzy recenzje negatywne to za mało?




Jak to jest możliwe, że doktor nauk, któremu jednostka akademicka odmówiła nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego (ponad 60 członków rady wydziału), gdyż wniosek komisji habilitacyjnej był jednoznacznie negatywny, składa do Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów odwołanie? Ma jedna pełne prawo do tego, mimo że otrzymał aż trzy negatywne recenzje, a i pozostali członkowie komisji habilitacyjnej byli przeciw wnioskowi o nadanie mu stopnia doktora habilitowanego.

Odwołać może się każdy, ale musi mieć ku temu podstawy - przede wszystkim prawne, związane z naruszeniem procedury w postępowaniu habilitacyjnym przez komisję czy radę jednostki. Nie są jednak bez znaczenia zastrzeżeni natury merytorycznej.

Zdarzają się nierzetelne recenzje, powierzchowne, zmanipulowane przez autora, ale aż trzy, to jednak nie jest możliwe. Słyszę o kolejnym takim wniosku odwoławczym w sytuacji, kiedy każdy z ekspertów w danej problematyce badawczej stwierdza m.in.:

- nielogiczność wywodu;
- lekceważenie reguł rzetelności naukowej;
- brak problematyzacji badań;
- brak spójności wywodu;
- brak własnego stanowiska zastąpiony cytatologią;
- brak precyzji językowej;
- przypadkowość sądów, dygresyjność, potoczność narracji itp., itd.

Nie cytuję tu zapisu z recenzji jakiejś pracy pedagogicznej, tylko z innej dyscypliny naukowej. W naszym środowisku też spotykamy się z tego typu błędami, często fundamentalnymi, rażącymi.

W czasie posiedzenia komisji habilitacyjnej odbywa się długa debata nad przestudiowanymi przez jej członków publikacjami kandydata/-ki do habilitacji. Dlatego tak ważne jest, by habilitanci uzyskiwali we własnym czy specjalistycznym środowisku akademickim uczciwą, rzetelną a wspierającą ich starania pomoc i informację zwrotną o poprawności merytorycznej i metodologicznej własnych badań.

Gorzej, kiedy któryś z recenzentów czy członków komisji habilitacyjnej nie dostrzeże tego typu braków czy błędów. Wówczas habilitant odwołując się Centralnej Komisji będzie przywoływał jej/jego opinie na swoją obronę, a de facto ją/jego pogrąży.

Na stronie Centralnej Komisji został opublikowany Kodeks etyczny i dobrych praktyk recenzenckich. Warto, by zapoznali się z tymi dokumentami recenzenci, członkowie komisji, bo habilitanci sięgną po nie w sytuacji, kiedy przedłożone argumenty krytyczne nie znajdą swojego potwierdzenia w ocenianych publikacjach.

12 marca 2019

Kiedy punkt widzenia Anny Zalewskiej na reformę szkolną zależy od miejsca siedzenia



Mija dziesięć lat od momentu, kiedy Anna Zalewska udzieliła portalowi doba.pl z Dzierżoniowa wywiadu, w którym zachwalała reformę AWS z 1999 r.

Każdy, kto wysłucha jej krótkiej, a jakże istotnej - w obliczu czekających nas strajków - wypowiedzi, przekona się o trafności porzekadła: "Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia".

W 1999 r. Anna Zalewska zachwycała się reformą szkolną w Polsce, krytykując ją jedynie w takim zakresie, w jakim nie powiodło się ówczesnemu ministrowi edukacji jej przygotowanie i "oprzyrządowanie". Za przykład właściwie wdrażanej reformy szkolnej podała Finlandię wskazując na to, że sukcesy edukacyjne Finów są wynikiem:

po pierwsze, wpompowania przez rząd do systemu szkolnego ogromnych nakładów finansowych;

po drugie, reforma była przygotowywana przez 7 lat;

po trzecie, należało zapewnić nauczycielom wysokie płace, by byli umotywowani i przygotowani do zmiany.

Pani mgr Anna Zalewska ma krótką pamięć. Już mnie martwi to, co będzie mówić o polskiej edukacji w 2029 r.

Swoją prowokacyjną demagogią oraz pełną statystycznych manipulacji aktywnością propagandową obecna minister edukacji dyskwalifikuje się nie tylko jako szefowa tego resortu.


Ministra nie ma najmniejszego zamiaru zapewnić nauczycielom godne płace, gdyż właśnie przygotowała projekt rozporządzenia zmieniające przepisy w sprawie egzaminu ósmoklasisty. Zaostrza zatem konflikt.