10 lutego 2018

Bycie nauczycielką jako spełnienie własnych marzeń


Bardzo lubię pracować ze studentami studiów niestacjonarnych, gdyż zdarzają się w śród nich refleksyjni nauczyciele. Płacąc za studia oczekują jak najwyższej jakości zajęć, ale też wiele wymagają od siebie. Nie jest im łatwo pogodzić studiowanie z własną pracą zawodową, prowadzeniem domu, który jest dla nich jeszcze jednym "etatowym zajęciem". Ciekawe, że nie wszyscy wybierają studia nauczycielskie jako kierunek pierwszego wyboru.

Przytoczę poniżej swobodną wypowiedź nauczycielski-studentki, w której odpowiadała na pytanie - Co znaczy dla współczesnego nauczyciela MYŚLEĆ JAK PEDAGOG? W treści wypowiedzi wprowadziłem zmiany, dzięki którym zachowana jest pełna anonimowość. Niech inspiruje do wymiany myśli, opinii czy stanowisk innych. Pominąłem dużą część wstępną, w której autorka odwołuje się do literatury pedeutologicznej. W tym miejscu najważniejsze są jej osobiste refleksje:

"Nauczyciel powinien przede wszystkim posiadać pasję w tym co robi. W dzisiejszych czasach niestety brak jest nauczycieli z powołania. Większość z nich traktuje swoją pracę jedynie jako korzyść materialną, jako normalny zawód. Zastanawiam się dlaczego tak się dzieje? Większość osób młodych wybierając kierunek studiów tak naprawdę nie zastanawia się nad tym. Często podejmują decyzję pochopnie, bo muszą skończyć jakieś studia, żeby dojść do czegoś w życiu. Sama jestem najlepszym przykładem wyżej postawionej tezy.

W czasie szkoły średniej i wcześniej wiedziałam, że w przyszłości chcę pracować z dziećmi. Zawsze uwielbiałam dzieci i chętnie się nimi opiekowałam. Niestety jak przyszedł czas wybrania kierunku studiów zdecydowałam się na zarządzanie i marketing. Serce podpowiadało mi, żeby studiować pedagogikę, ale rozum mówił, że po kierunkach ścisłych łatwiej jest znaleźć pracę. Dzisiaj już wiem, że popełniłam błąd. W połowie studiów zrozumiałam, że nie interesuje mnie to całe zarządzanie, papierki i liczenie. Praca z małymi dziećmi to jest to co chcę tak naprawdę robić w życiu. Skończyłam jednak zarządzanie i marketing, ponieważ szkoda mi było pieniędzy, czasu i wysiłku jaki włożyłam w te studia. To jednak nie przekreśliło moich marzeń.

Zapisałam się na nowy kierunek, jakim jest pedagogika. Uważam, że w życiu trzeba kierować się sercem, a nie rozumem. Musimy dążyć do realizacji swoich marzeń. Co z tego, że będziemy mieć dobrze płatną pracę, jak nie będziemy czerpać satysfakcji i zadowolenia z tego co robimy. Najważniejsze jest, żebym wstając rano wiedziała, że idę do pracy, którą lubię i która przynosi mi zadowolenie, a nie że idę tam z przymusu zarabiania pieniędzy.

W swoim życiu miałam do czynienia z różnymi nauczycielami. Jedni byli bardzo surowi, a inni za bardzo wyluzowani. Praca nauczyciela, wbrew pozorom jest bardzo ciężka i trudna. Dobry nauczyciel to taki, który nie przekazuje tylko suchych informacji, lecz żyje sprawami ucznia. Bardzo często zdarza się tak, że w klasie są osoby, które nie radzą sobie z materiałem i które potrzebują więcej czasu i zainteresowania ze strony nauczyciela. W dzisiejszych czasach często szkoła woli pozbyć się problemu niż go rozwiązać.

Jak ja chodziłam do szkoły podstawowej nigdy nie było przypadku, żeby nauczyciele zostawili kogoś w tej samej klasie. Zawsze pedagodzy poświęcali takim osobom więcej czasu i mieli więcej zrozumienia. Nauczyciel był przyjacielem, a nie tylko osobom przekazującą wiedzę i wystawiającą oceny. Teraz wszystko się zmieniło, gdyż w wyniku biurokracji stali się typowymi służbistami. Interesuje ich tylko prawo, a nie sprawy uczniów. Z jednej strony trudno się dziwić. To co wyprawia dzisiejsza młodzież i do czego są zdolni uczniowie przechodzi ludzkie pojęcie. Tyle w telewizji się słyszy o zastraszaniu nauczycieli, a nawet o przemocy fizycznej stosowanej przeciwko nauczycielom.

W tym momencie przypominam sobie sprawę jak w jakiejś szkole uczniowie założyli kubeł ze śmieciami na głowę nauczyciela i nagrywali wszystko telefonem komórkowym. Dla mnie jest to sytuacja wręcz karygodna i nie mieści mi się w głowie. Jak uczeń mógł się odważyć na taki czyn. Kiedyś uczeń nie odważyłby się nawet napyskować do nauczyciela, a co dopiero użyć przemocy fizycznej.

Dlatego uważam, że dzisiaj nauczyciel ma wręcz ogromnie trudną misje do spełnienia. Z jednej strony musi być przyjacielem i powinien interesować się sprawami uczniów, ale z drugiej strony nie może pozwolić wejść sobie na głowę. Jak tu w dzisiejszych czasach być dobrym nauczycielem i spełniać wszystkie przykazania dobrego nauczyciela, jak młodzież jest coraz gorsza i nie daje szansy wykazania się w tym zawodzie? Współczesny nauczyciel powinien starać się być jak najlepszym, a praca przez niego wykonywana przyniesie (być może) szacunek i satysfakcję. Jest wiele literatury mówiącej o tym jak być dobrym nauczycielem, ale życie pokazuje, że nie zawsze to co napisane w książkach jest możliwe do zrealizowania.

Myśleć jak pedagog to nie znaczy, że studia i lektury przygotują go do zawodu i że potrzebne wykształcenie można posiąść zza biurka. Przede wszystkim musi sam umacniać swoją wewnętrzną postawę moralną, swój charakter. Zasadniczą kwestią jest jak będzie spostrzegał dziecko. Problemu tego nie wolno ujmować jedynie z zewnątrz. Pedagog musi przygotować się również wewnętrznie. Musi wejść w głąb siebie.

Odczuwać jak pedagog to znaczy być życzliwym i ofiarnym wobec innych ludzi, wykazywać wrażliwość na ich problemy i być współczulnym na ich odczucia i emocje.
Działać jak pedagog, oznacza doświadczać i eksperymentować, orientować się na osiąganie celów, rozwiązywać problemy, podejmować decyzje. Działanie prowadzi do uwolnienia się od zakłóceń lub nowej motywacji, do rekonstrukcji doświadczenia, do nowych prawd lub nowych wniosków wzywających do zaangażowania."



09 lutego 2018

Sześciosłowy profesora pedagogiki







O twórczości artystycznej - malarskiej i literackiej prof. dr. hab. Janusza Kirenki - dziekana Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie miałem już okazję wielokrotnie pisać w moim blogu. Tym razem jednak zaskoczył mnie kolejnym rodzajem literackim, którego edycję zilustrował własnymi obrazami.

Tajemnicę tytułu publikacji pod tytułem "Sześciosłowy" (Lublin 2017) odsłania przed czytelnikami Danuta Kurczab w swoim "Przedsześciosłowiu" wskazując na siedemnastowieczne pochodzenie tej miniatury poetyckiej, którą cechuje mistrzowska zwięzłość, lapidarność oraz aforystyczna mądrość. Jak stwierdza:

"Nie należy więc lekceważyć form pozornie niepozornych, do których zaliczają się i te współczesne sześciosłowy. Ich twórca narzucił sobie wyjątkowo rygorystyczne ograniczenie: "Trzy wiersze/sześć słów/Nic więcej". Ten samoustanowiony reżim nie wydaje się dla niego wędzidłem (...) przypuszczam, że ta spartańska forma paradoksalnie go uskrzydla. Bo świat ukazany w szeciosłowach i odbity w nich jak w ułamkach zwierciadła spartański już z pewnością nie jest." (D. Kurczab, Przedsześciosłowie, tamże, s. 3-4)

Rzeczywiście, ta niezwykle pięknie wydana książeczka trafia do nas tuż przed "Walentynkami" jako znakomity upominek dla tych, których kochamy. Przekonacie się, jak niewiele trzeba słów, żeby wyrazić tak wiele! Autor niezwykle celnie, ale i subtelnie zarazem, z ogromną wrażliwością i empatią dokonuje oglądu naszej codzienności, postaw, zachowań, by nie personalizując adresata dać szansę każdemu na odnalezienie w tym zbiorze swojego "szkiełka" myśli czy doznań.

Jest w sześciosłowach J. Kirenki delikatna ironia na to, czego doświadczamy w różnych środowiskach. Ma ona tak uniwersalny charakter, ponadczasowy i ponadinstytucjonalny, że możemy je odnieść do dowolnej, a doskwierającej nam paradoksalności rzeczywistości. Zacytuję dwa z nich, które mógłbym polecić KADEENOWCOM, czyli twórcom "Konstytucji Dla Nauki" albo moim studentom:

Jedna więcej

Licznik bije

Kto czyta"
(s. 9)

*************

Egzekwować więcej

Żaden problem

Presja pomoże
(s. 13)

*************


A jak ktoś chce koniecznie zrozumieć postawy niektórych VIP-ów, to niech przeczyta i ten sześciosłów:


Butą podszyta

Chamstwem ostebnowana

Życiowa rola.
(s. 15)


Najchętniej zacytowałbym całość, bo jestem pod wielkim wrażeniem metafizycznej i głęboko duchowej zdolności uchwycenia przez naszego Profesora w zaledwie sześciu słowach tego, na co filozofowie potrzebowaliby co najmniej kilkunastu czy kilkudziesięciu stron.

Treść sześciosłowów jest niepowtarzalna, zmysłowa, a przy tym wyzwala ciepłe emocje, pogodę ducha, ale i miejscami uśmiech politowania, poczucie wstydu czy zażenowania. Za niepozorną formą kryje się znakomite poczucie humoru Autora, jego przenikliwość ludzkich dusz i zdolność do dostrzeżenia ziarna swoim okiem.

Oby tylko nasi studenci nie pomyśleli, że jest to właściwa forma wypowiedzi w ich pracach egzaminacyjnych czy dyplomowych. Chyba, że studiują na literaturoznawstwie. Zachęcam do lektury tomiku, który nie pozwoli nam zapomnieć o sobie, innych i świecie wokół nas. Po raz kolejny lubelski pedagog przekonuje nas o swoim wyjątkowym talencie, wrażliwości i pasji, którą bezinteresownie dzieli się z nami. Nievtylko zatem małe, ale także krótkie, bo ujęte w sześciu słowach - jest piękne.



08 lutego 2018

Prof. Andrzej K. Koźmiński jest niezadowolony z projektu ustawy 2.0



Po upowszechnieniu projektu zmian w Prawie o szkolnictwie wyższym nie milkną krytyczne wobec niej głosy. Posłowie PIS twierdzą od kilku miesięcy, że ten projekt to jest zmiana w stylu Platformy Obywatelskiej z 2011 (prof. B. Kudryckiej) tylko o wiele gorsza. Projektu Ustawy nie ma jeszcze w Sejmie, ale wojna o jej ostateczną treść zaczyna narastać. Minister Jarosław Gowin jest tak zachwycony stanem planowanych reform i zapisami ustawowymi, że nie zamierza zgodzić się na zmianę chociażby jednego przecinka.

W mediach ujawniają się lobbyści. Jednym z nich jest profesor Andrzej K. Koźmiński, ekonomista, profesor zarządzania, współtwórca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Jak stwierdza w jednym z wywiadów - ten projekt nie wpłynie na rzeczywistą zmianę statusu o polskiej nauki, z czym absolutnie się zgadzam, gdyż ustawa nie przewiduje większych środków. Przewidywany budżet na najbliższe kilka lat mający osiągnąć 1,8 proc. PKB jest stanowczo za niski. Z takim budżetem nie mamy szans konkurowania ze światem, chyba że w propagandzie.

W całej dyskusji pomija się, a nawet pogardliwie mówi o naukach humanistycznych i społecznych jako tych, od których nie zależą wprost żadne innowacje technologiczne, medyczne czy w naukach przyrodniczych. Rządzący nie chcą znacząco, a więc na poziomie chociażby naukowców z krajów Europy Zachodniej podnieść płac akademikom, gdyż wolą przekierowywać strumień pieniędzy do NCN, gdzie szanse na uzyskanie ich są bliskie zeru, ze względu na antagonistycznie skonstruowane warunki ich pozyskiwania. Tak więc uczeni mają pracować w uczelniach jak prekariat, by godne środki uzyskiwali nieliczni, często zresztą wzajemnie się popierający.

Cóż nam pozostaje? Jak twierdzi prof. A. Koźmiński:

Dobre uczelnie charakteryzują się zasadą „publish or perish”. Albo będziesz publikował w liczących się czasopismach, albo musimy się ciebie pozbyć. Jeżeli nie przynosisz grantów i nie publikujesz dobrych rzeczy, to do widzenia. U nas takiej zasady dotąd nie było i wygląda na to, że nie będzie nadal.

Być może miał na myśli dobre uczelnie niepubliczne, bo przecież doskonale wie, że w uniwersytetach, na politechnikach i w akademiach nie ma prawnej możliwości zastosowania powyższej zasady. Są tam związki zawodowe, socjalistyczne przyzwyczajenia do nieróbstwa, pozoranctwa, relacje pozbawione norm moralnych i etosu naukowego. Oceny pracowników naukowo-dydaktycznych tak są konstruowane, żeby mogło to trwać w nieskończoność.

Prof. A. Koźmiński utyskuje, że: Nie będzie już więc radykalnej koncentracji środków na najlepszych uniwersytetach. Nie bierze pod uwagę tego, że najlepsze uniwersytety, mają wiodące ośrodki czy szkoły badawcze w ramach tylko niektórych dyscyplin, zaś w wielu pozostałych są one poniżej państwowych szkół wyższych, gdyż od ponad 20 lat resort nauki sponsorował masowość kształcenia, a więc koncentracji nauczycieli akademickich na akademickiej dydaktyce, edukowaniu studentów, a nie równoważył tego procesu powinnością prowadzenia nowatorskich badań naukowych, w każdej dziedzinie nauk, także tych humanistycznych i społecznych.

Zdumiewające jest to, że prof. Koźmińskiemu mylą się kierunki kształcenia z dyscyplinami naukowymi, kiedy twierdzi: "Silny rektor mógłby też zlikwidować kierunki, które są słabe, a te środki przeznaczyć na wspomożenie silniejszych." Nie wszystkie kierunki kształcenia są tożsame z dyscyplinami naukowymi. Pytany przez dziennikarza o to: Co to znaczy „słabe kierunki”? - odpowiada: "Takie, które nie lokują się w żadnych krajowych ani międzynarodowych rankingach". O rany, znowu ten kicz rankingowy ma wyznaczać celowość zwiększania środków na jedne kierunki a likwidowania innych?

Co zatem miałby uczynić tzw. "silny rektor"? Przeznaczyć większe środki na te kierunki studiów, które są bardziej oblegane przez kandydatów, a likwidować niszowe? To powinien likwidować np. fizykę czy socjologię, a już na pewno powinien zlikwidować dziedzinę nauk społecznych, bo w tych polska nauka nie jest w ogóle odnotowywana w rankingach światowych. Absurd, nieprawdaż?

Tym bardziej, że A> Koźmiński ma świadomość braku szans w światowym rankingu: Bo po to, by się w nim przyzwoicie plasować, trzeba mieć przynajmniej kilku noblistów. Jak się ich nie ma – a to nie tylko jednostki, ale całe zespoły ludzi, którzy z nimi pracują, odpowiednio publikują itd. – szanse na dobrą pozycję są niewielkie. My możemy próbować zdobyć dobry wynik w rankingach specjalistycznych, na przykład szkół biznesu, uczelni technicznych, sportowych i artystycznych. One też mają swoją hierarchię na świecie i tam można się załapać.

Noblistów nie będzie w naukach społecznych i humanistycznych. To co, zlikwidować je? Czy nadal rzucać pod stół ogryzione przez inne dziedziny kości nędznego budżetu? Postrzeganie tych dziedzin nauk jest wysoce aroganckie nie tylko u tego profesora. Dla niego naukowcy słusznie są (...) dość nisko opłacani, ale jeżeli ktoś ma jeszcze na boku parę innych zajęć, trochę pisze, trochę się udziela tu i tam, to w sumie jako tako funkcjonuje. Tylko w ten sposób nigdy nie napisze wybitnej książki.


Doprawdy, może czas zacząć demaskować rzekomo światowe bestsellery z psychologii, socjologii, filozofii czy teologii, by uwydatnić znacznie wyższą od nich wartość naukową dzieł polskich autorów? Upowszechnianie mitu wybitnych publikacji zagranicznych, za którym kryje się wydanie na ich promocję przez wydawcę co najmniej kilkudziesięciu tysięcyy EURO, jest doprawdy zdumiewające.