19 listopada 2017

Redaktorzy ogólnokrajowych czasopism naukowych z wykazu B - MNiSW apelują do ministra i posłów!


Szanowny Panie Ministrze, Szanowni Państwo Posłowie,

Jako redaktorzy naczelni wysoko punktowanych polskich społeczno-humanistycznych czasopism naukowych, w kontekście projektu Ustawy o Szkolnictwie Wyższym 2. 0, wyrażamy duże zaniepokojenie zapowiedziami likwidacji ministerialnej listy B czasopism. Takie działanie zagraża funkcjonowaniu polskiej nauki, jest trudnym do zrozumienia zakwestionowaniem wartości wymiany informacji naukowej i jej obiegu w języku narodowym. Uważamy również, że rozpatrując rozwój naukowy z perspektywy wspólnego dobra narodowego błędem byłaby wyłączna orientacja na anglojęzyczne platformy czasopism naukowych, z których wiele jest podporządkowanych interesom komercyjnym.

Dla nauk humanistycznych i społecznych, mających tak duże znaczenie dla tożsamości narodowej i umacniania ważnych społecznie wartości, niezbędne jest tworzenie dorobku naukowego w języku polskim, zorientowanym nie tylko globalnie, ale też lokalnie i regionalnie. Przyjęcie do oceny parametrycznej dyscyplin naukowych oraz oceny pracowników naukowych wyłącznie tekstów z bazy Web of Science lub Scopus będzie nie tylko zagrożeniem dla rozwoju polskiej humanistyki i nauk społecznych, ale też swoistą cenzurą kierunku rozwoju tych obszarów naukowych i będzie prowadzić do zubożenia polskiej tożsamości naukowej.

Prosimy też wziąć pod uwagę, że wśród odbiorców czasopism z obecnej listy ministerialnej B jest wiele osób spoza środowiska akademickiego, w tym przedstawiciele zawodów z różnych obszarów, nauczyciele i studenci, którzy poszukują doniesień naukowych w języku polskim, dostępnych niekomercyjnie, odpowiadających ich zapotrzebowaniu na wiedzę, także tę związaną z wieloma problemami.

Nie obawiamy się zaostrzenia wymagań wobec czasopism naukowych. W samych środowiskach akademickich od dawna silne są głosy o potrzebie ich podnoszenia. Jednak jedyną drogą powinno być odejście od wyłącznie formalnych kryteriów na rzecz ich połączenia z jakościową oceną ekspercką. Jesteśmy nie tylko w pełni gotowi poddawać się takiej ocenie, ale też od dawna zwracamy uwagę na konieczność wypracowania dodatkowych, jakościowych kryteriów, które pozwoliłyby wyselekcjonować czasopisma o najwyższych standardach naukowych, wyłączając z parametryzacji te, które mają charakter popularny.

Nie zapominajmy przy tym, że Polskę jako znaczący kraj europejski stać na wypracowanie własnych bardziej skutecznych procedur oceny czasopism i nie musimy zdawać się na kryteria zewnętrzne. Rezygnacja z listy B byłaby w naszym odczuciu wyrazem porażki, jaką ponieślibyśmy jako kraj w samookreślaniu kryteriów oceny jakości polskiej nauki.

Zwracamy uwagę, że w ostatnich latach środowiska akademickie włożyły ogromny wysiłek i środki by dostosować polskie czasopisma do wymagań międzynarodowych, dzięki staraniom zespołów redakcyjnych, których członkowie w znakomitej większości pracują społecznie. Wiele z nich takie standardy spełnia, a ona same są wartościową platformą obiegu nauki. Nie negując znaczenia dokonań na forum międzynarodowym, nie możemy zaakceptować marginalizacji dorobku lat polskich naukowców publikujących w naszych czasopismach.

Czasopisma z listy B stanowią bardzo ważną i witalną dla polskiej nauki płaszczyznę interdyscyplinarnego dyskursu pomiędzy przedstawicielami nauk społecznych i humanistycznych, m.in. pedagogami, filozofami, antropologami i historykami. Jej zamknięcie nie tylko nie przyczyni się do rozwoju polskiej nauki, ale może stać się instrumentem jego wyhamowania, ograniczenia i zastoju oraz jest niepokojącym wyrazem tendencji do globalizacji nauki, rozmycia i eliminacji z dyskursu naukowego zagadnień o dużym znaczeniu dla naszego kraju.

Na tego rodzaju ryzyko zwracano uwagę w World Social Science Report 2010, w którym pisano „Wytwarzanie i obieg wiedzy naukowej wykazuje silne ciążenie ku językowi angielskiemu i krajom, gdzie angielski jest powszechny w kręgach akademickich. Taka hegemonia lingwistyczna nie tylko tworzy bariery dla udziału w tym procesie uczonych, dla których angielski jest nieadekwatny w ich środowisku akademickim. Ale, co więcej, i jest to bardziej istotne, wyklucza perspektywy i paradygmaty, które są zakorzenione w innej językowej i kulturowej tradycji. Tym samym, zubaża nauki społeczne jako całość.”

Nie przyczyniajmy się do tego osłabienia, własnymi rękami, samowykluczając polską tradycję naukową i polski horyzont teoretyczno-aksjologiczny z możliwości rozwoju. Chyba żaden kraj nie posunął się do kroku tak radykalnej marginalizacji własnego języka i narodowego humanistycznego dorobku narodowego.

Dlatego zwracamy się do Pana Ministra oraz do Państwa Posłów o zachowanie ważnej dla humanistyki i nauk społecznych platformy polskich czasopism oraz zachowanie ich roli i znaczenia w systemie oceny parametrycznej jednostek i indywidualnej naukowców.



18 listopada 2017

Ddoktorancki oscylator cwaniactwa


Trzeba przyznać, że Polacy uwielbiają grę w pozory i są specjalistami w zakresie nieprzestrzegania praw oraz norm moralnych. Najpierw mieliśmy problem z tzw. "turystyką habilitacyjną" na Słowację, teraz rozwija się turystyka krajowa wśród już zdemoralizowanych doktorantów, czyli studentów studiów trzeciego stopnia. Niektórzy rejestrują się na kilku studiach doktoranckich pobierając kilka stypendiów, bo nikt tego nie sprawdza i niczego nie wymaga.

Rozwija się zatem zjawisko oscylatora doktoranckiego, które polega na tym, że osoba zapisuje się na stacjonarne studia III stopnia w kilku uczelniach równocześnie i w każdej jest na nie przyjęta. W żadnej z uczelni nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, ale przynajmniej przez rok pobiera stypendium, korzysta z różnych świadczeń (ulgi komunikacyjne itp.). Mamy już nawet liderów tych wyłudzeń. Jeden z doktorantów okazał się równocześnie zarejestrowanym w 8 uczelniach (sic!)

Ponoć sprawa jest znana w Polsce. Nie wiem, o kogo chodzi. To osoba, która ten sam dorobek poddaje ocenie na kilku uczelniach równocześnie. Kiedy władze kolejnych uczelni zaczynają kwestionować zasadność funkcjonowania takiego doktoranta, to on skarży wszystkie uczelnie po kolei. Na szczęście nie jest to pedagog. Niech się wstydzi ten, kto widzi.

Nic nie pomoże reforma J. Gowina, gdyż nie jest w stanie wyegzekwować od wielu osób odpowiedzialnych za prowadzenie studiów doktoranckich, także już częściowo zdemoralizowanych kadr akademickich, by w uniwersytetach i na politechnikach obowiązywało minimum etycznej przyzwoitości. Jeszcze długo nasz akademicki system nie będzie zdolny do głębszych reform, bowiem poziom dewastacji moralnej sięgnął już niektórych byłych i obecnych dziekanów, dyrektorów instytutów, a ci będą lobbować za zachowaniem nie tylko własnej władzy, ale przede wszystkim na rzecz uwolnienia spod jakiejkolwiek kontroli awansów naukowych.

Jak to jest bowiem możliwe, że nie przestrzega się w jednostkach akademickich podstawowych procedur i praw, które jeszcze obowiązują? Zniesienie habilitacji wzmocni takich pseudo-naukowców. Teraz habilitacja jest mimo wszystko kolejnym sitem dla karierowiczów, choć oczywiście jest również ostatnią deską ratunku dla tych, którzy walczą o przetrwanie w pracy.

Powróćmy do doktorantów. Dla upełnomocnienia pozorów rzekomej troski o nich niektóre jednostki organizują po kilka konferencji w roku, które są jedynie dla tych osób jako prelegentów, a więc dla własnych pracowników i doktorantów z tej samej jednostki "okraszonych" znajomymi królika. Organizatorzy nawet nie informują o tych konferencjach własnych pracowników, bo przecież to jest tylko i wyłącznie kreowanie fikcyjnej rzeczywistości, by można było odnotować ją w sprawozdaniach.

Niepokoi zanik etyczności w aktywności doktorantów, którzy już na tym etapie przejmują najgorsze wzory postępowania od osób, które mają dyplomy, ale są bez dorobku. Wygłaszają te same referaty w kilku miejscach oraz publikują te same teksty pod różnymi tytułami w lokalnych publikacjach. Sztuka się zgadza. Punkty są im przyznawane. Kolejny rok studiów mają zaliczony.

No i mamy nowy trend - niektóre jednostki, a nawet do niedawna szacowne stowarzyszenia profesjonalistów - dla upełnomocnienia "maluczkich" i pozorowania umiędzynarodowienia własnej działalności - organizują wspólne konferencje i wydawanie nieznaczących dla nauki prac zbiorowych. Oscylator uwzględnia już nie tylko Ukrainę, ale i Turcję, tylko nie USA, Wielką Brytanię, Japonię czy Niemcy.


(skan: I to jest wydawnictwo naukowe??? A jakże)

Być może kogoś zainteresują akademickie losy słowackich docentów w Polsce. Niektórzy już tak dobrze się osadzili, że pozorują wydawanie anglojęzycznych prac zbiorowych, za których rozdziały w języku polskim jednostka otrzymałaby zero punktów. Tymczasem po zleceniu wydania pierwszej lepszej drukarni w Norwegii, Kanadzie czy Szwajcarii można "wcisnąć" rzekomo zagraniczną publikację. Drukarnia ulotek reklamowych, wizytówek, etykiet, plakatów, banerów, katalogów wydrukuje wszystko, bo płaci klient. Dostarczą wydrukowane egzemplarze na wskazany adres, zaś skład w pdf można wykorzystywać do otwartego dostępu. Wystarczy zamówienie do 10 egzemplarzy i już jest "Kanada pachnąca żywicą".






17 listopada 2017

Oświatowa kielnia i młotek diagnostyczny



Z Ministerstwa Edukacji Narodowej kierowane są do dyrektorów wybranych losowo szkół zobowiązania do przeprowadzenia w nich ankiety, której konstrukcja potwierdza, że mamy do czynienia z kontynuowaniem przez ignorantów w polityce oświatowej procedur diagnostycznych. Ich wyniki mają być podstawą do dalszych, zapewne równie bezmyślnych zmian, skoro mają one bazować na poniższym kiczu:

Pragniemy poinformować, że Państwa placówka oświatowa została wybrana do udziału w badaniu prowadzonym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej pt. „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze”. ...

Jedna z interesujących autorów tego bubla kwestii dotyczyła "narzędzi doskonalenia zawodowego". Dyrektorzy pokładają się ze śmiechu, niektórzy nawet żartują sobie po wypełnieniu ankiety, bo trudno traktować poważnie tak niepoważne narzędzie diagnostyczne.

Na pytania do dyrektora w ankiecie MEN:
1. Jakie narzędzia doskonalenia zawodowego są aktualnie dostępne dla nauczycieli (np. szkolenia, kursy i inne)?
2. Jakich narzędzi doskonalenia brakuje w Pana/Pani placówce?
3. Jakie przeszkody w doskonaleniu zawodowym identyfikuje Pan/Pani w placówce?

jedna z dyrektorek tak zareagowała: "Nie rozumiem pytania". Tyle. Inna zaś przypomniała sobie podobnej treści pytanie, jakie zadawano w okresie PRL: "Pyt. Jakie znasz narzędzia mechanizacji ręcznej? Odp. Młotek i kielnia."

Nie wiem, skąd czerpią ankiety, albo kto je tworzy, ale nie ulega wątpliwości, że kicz diagnostyczny szerzy się w całym kraju. Oto dyrekcja jednej ze szkół podstawowych przekazała rodzicom ankietę, której treść wskazuje na to, że woli nie usłyszeć wprost prawdy o tym, co oni sądzą o organizacji procesu kształcenia i wychowania w szkole.

Ankieta jest obciążona kardynalnymi błędami metodologicznymi, zaś dokonanie wyboru jednej z pięciu kategorii na skali od "zdecydowanie TAK" poprzez "raczej TAK", "trudno powiedzieć", "raczej NIE" do "zdecydowanie NIE" - może służyć jedynie pozoranctwu rzekomej troski o jakość edukacji w szkole. Jak przyjdzie wizytator z Kuratorium Oświaty, to zapewne dyrekcja przedłoży mu wzór ankiety [on/ona też nie będzie mieć kwalifikacji do oceny poprawności narzędzia diagnostycznego, bo przykład idzie z góry], pokaże zestawienie liczbowe wraz z wykresami i sprawa będzie załatwiona.

Oto klasyczne pytania analfabetów i pozorantów diagnostycznych:

Czy Państwa zdaniem organizacja zajęć odpowiada wymogom bezpieczeństwa i higieny pracy?

Czy organizowane szkolne wyjazdy i wycieczki odpowiadają zainteresowaniom i możliwościom dzieci? (sic!!!)

Czy Państwa zdaniem działania wychowawcze szkoły uwzględniają zapobieganie patologiom i uzależnieniom (np. alkoholizm, narkomania)?

Czy Państwa zdaniem uczniowie mają możliwość poznania swoich słabych i mocnych stron?

Komu i po co mają służyć wskazania rodziców ogólnikowych odpowiedzi na pytania rodzaju: "W jakim stopniu...?" np. W jakim stopniu pedagog szkolny wspiera uczniów i jest pomocny w rozwiązywaniu ich problemów? Rodzice mają do wyboru odpowiedź: "W dużym stopniu", "W średnim stopniu", "Trudno powiedzieć", "W niewielkim stopniu" lub "Wcale".

Wyrzucam ankietę do śmieci. Szkoda papieru, bo jakość narzędzia nie rekompensuje zniszczonych drzew z Białostockiej Puszczy.