23 lutego 2017

Naciągacze czy naukowe startupy?



Komitet Nauk Pedagogicznych PAN otrzymał drogą elektroniczną zaproszenie do publikowania na łamach wskazanych w nim czasopism artykułów naukowych. Dzisiaj, na szczęście każdy może sam zajrzeć na stronę tych periodyków i przekonać się, czy chce lub nie chce publikować na ich łamach swoich rozpraw.

Piszę o tym dlatego, że akademicki świat oszalał na punkcie lokowania artykułów w czasopismach z wysokim Impact Factorem. Tymczasem prof. Konrad Liessmann z Uniwersytetu w Wiedniu krytykuje w swojej rozprawie (Teorie nevzdĕlanosti. Omyly společnosti vĕdĕní, Praha: Academia 2008) ten proceder uważając, że kryteria oceny pracy naukowej nie są jasne. Możliwość wprowadzenia do tego procesu kombinacji zewnętrznych i wewnętrznych ewaluacji nie jest w ogóle klarowna i otwiera szerokie pole do oceniania wg niejasnych kryteriów.

Silnie akcentuje się w szkolnictwie wyższym zewnętrzne finansowanie badań, projektów głównie po to, by odciążyć budżet państwa. Człowiek chętnie czyni to, czego się od niego oczekuje. Jeśli ma więcej publikować, to publikuje, jeśli ma zwiększyć science citation index i journal impact factor, to tak się stanie, a jeśli jeszcze ma zwiększyć w jakikolwiek sposób liczbę zobowiązań projektowych, to też się to zwiększy, kiedy ma wejść do sieci badawczej, to do niej wstąpi a jak ma pozyskać z zewnątrz środki na badanie, to je pozyska, nawet gdyby efekty tego miały pozostać jedynie na papierze.

Dochodzi już do takich paradoksów, że jedni eksperci ocenią innych ekspertów, którzy oceniają jako eksperci. Dawniej określano to mianem interesownej kliki. Kartele cytowań rozstrzygają współcześnie nie tylko o kryteriach swoich członków, ale także o finansowaniu i egzystencji wielu instytucji naukowo-badawczych
. (s. 70)


W związku z tym, że nie mam pewności, zaufania do tego typu ofert, poprosiłem dra Tomasza Huka z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego o komentarz, gdyż ma większe doświadczenie w pracy z mediami i elektronicznymi czasopismami. Bardzo mu za to w tym miejscu dziękuję, a dzielę się jego analizą, by każdy z zainteresowanych mógł na tej podstawie wyciągnąć wnioski dla siebie, bez jakichkolwiek zobowiązań czy gwarancji.

Najpierw przytaczam tekst zaproszenia:

We introduce ourselves as European Journals of Education Studies, a specialized group of Open Access publications dedicated to provide an auspicious scientific environment for the exchange of information between academic researchers and scholars belonging to different educational organization all over the world. Our publishing house, Open Access Publishing Group is located in Bucharest, Romania, European Union.

Our journals are focused to Education area of research and its connected disciplines and are covering numerous research topics including Physical Education, Sport Sciences, Special Needs Education, English and other Foreign Language Teaching, Open Education and E-learning, Alternative Education. A newer group of journals are dedicated to Social Sciences studies, Economic and Financial research and Management and Marketing studies. Our journals:

Education journals:

European Journal of Education Studies
European Journal of Physical Education and Sport Science
European Journal of Foreign Language Teaching
European Journal of English Language Teaching
European Journal of Special Education Research
European Journal of Alternative Education Studies
European Journal of Open Education and E-learning Studies

Social Sciences journals:

European Journal of Social Sciences Studies
European Journal of Economic and Financial Research
European Journal of Management and Marketing Studies

A few real reasons that could convince you to publish your research work with us:
- a wide choice of specialized journals aimed to investigate various aspects of the educational process respectively social science research;
- the author(s) retain(s) the copyright of the research work;
- multiple language publishing: English, Italian, Spanish, Portuguese, Romanian;
- a competent advisory team ready to provide an effective and impartial reviewing process;
- no page, graphic content or authors inferior or superior limit;
- high quality formatting and proofreading output;
- article level metrics and statistics with instant indexing on Academia.edu, and Calameo;
- indexing on prestigious international academic social networks (Academia.edu, Mendeley, Zotero), database engines (Base, Data Cite, BibSonomy, etc.) and specialized educational on line libraries (Eric, Erin, etc.)
- a really low level processing charge.

A teraz cytuję opinię młodego uczonego:

PLUSY:
1) wszystkie wymienione czasopisma należą do jednej rumuńskiej organizacji

2) za publikację płaci się w dolarach – 30 USD – to niewiele + 600-1000 zł za profesjonalne tłumaczenie (to już w Polsce)

3) W redakcji jednego z czasopism „European Journal of Education Studies” jest nasza polska profesor Pani Borowska-Beszta, więc pewnie wie dużo więcej na temat Wydawcy. Może jednak warto im zaufać.

4) Pozytywne jest, że wysyłają certyfikat potwierdzający przyjęcie artykułu do druku – bardzo łądnie wygląda na zdjęciach.

5) Czasopisma są indeksowane we wszystkich możliwych darmowych wykazach, np. google scholar – ale tym może się pochwalić większość czasopism publikujących artykuły online oraz ERIH PLUS – tam są wszystkie czasopisma, wystarczyło się tylko zgłosić czasopismo – bez weryfikacji.

6)Czasopisma są dostępne online – i to jest duży plus, ponieważ zwiększa się dostępność np. artykułów polskich autorów, możemy być bardziej rozpoznawalni oraz podnosi się nasz indeks – H, cytowalność.

MINUSY:

1) W ciągu roku wydają 12 numerów (ok. 10 artykułów w każdym) – zastanawiająca jest jakość artykułów. Przypuszczam, że czas oczekiwania na publikację jest krótki. – to dotyczy tylko „European Journal of Education Studies”. Pozostałe czasopisma z listy opublikowały średnio 4 numery od czasu powstania – artykułów jest tam niewiele.

2)Czasopisma nie są indeksowane w Web of Science oraz w Scopusie.

3)Czasopisma nie są na naszych listach ABC MNiSW, a więc publikujący tam mogą liczyć jedynie na 5 pkt.

4)Z analizy archiwum wynika, że większość czasopism rozpoczęła swoją działalność w 2016 roku (niektóre w 2015).

5)Wszystkie czasopisma są tylko w wersji online.

6) Zdaje się, że wielu autorów artykułów pochodzi z Bliskiego Wschodu – ciekawe ilu rumuńskich naukowców tam publikuje? Polaków nie znalazłem.

7) Jest tylko 7 recenzentów – to trochę mało. Średnio w kwartalnikach jest minimum 10 recenzentów – a tu w miesięczniku jest ich 7. Wszyscy pochodzą z Indii, Wietnamu, Nigerii lub Turcji.


Podsumowując: Rumuni raczkują ze swoimi czasopismami i chcą na nas trochę zarobić. Z drugiej strony w dzisiejszych czasach normą staje się, że autorzy wnoszą opłaty za publikację w czasopismach. Zdaje się, że wyjątkiem są tu polskie czasopisma, które najczęściej nie pobierają opłat za publikację.
Nie można jednoznacznie stwierdzić, że zaproponowane czasopisma są złe, ponieważ w radzie redakcyjnej są naukowcy z afiliacją różnych uniwersytetów.


22 lutego 2017

Niech się wstydzi ten, kto widzi?


Sieć obiegła informacja, że minister edukacji Anna Zalewska odmawia ujawnienia nazwisk autorów podstawy programowej kształcenia ogólnego i wychowania przedszkolnego. Dla mnie nie jest to nowość, bo manipulacje są tu na porządku dziennym. Pamiętam, jak minister Katarzyna Hall ujawniała nazwiska swoich ekspertów. Nie było to dla nich komfortowe, ale musieli zderzyć się z oporem i pochwałami.

Nie tylko naukowcy, ale przede wszystkim nauczyciele powinni wiedzieć, kim są twórcy zmienionych urzędowo dokumentów, które normują wiele kwestii - nie tylko dotyczących treści kształcenia, organizacji i planów zajęć, ale i wymaganych kwalifikacji od nauczycieli mających realizować owe treści. Czyżby kryło się za tym wszystkim lobby wydawnicze?

Jeszcze w poniedziałek z datą 20 lutego 2017 r. Dyrektor Departamentu Podręczników, Programów i Innowacji - Alina Teresa Sarnecka pisała do jednego z obywateli:

Szanowny Panie, w związku z Pana wnioskiem z dnia ... informuję, że w zakresie żądanych we wniosku informacji dotyczących pełnej listy ekspertów wg. poszczególnych zespołów prowadzących prace nad podstawami programowymi zostanie wydana decyzja.

Tymczasem decyzja została podjęta - jak widać na powyższym skanie - w dn. 8 lutego 2017 r. Czyżby była antydatowana, czy pani Dyrektor jej nie znała?

PIS powinien być ostrożny, skoro okazało się, że ponoć na skutek lobbingu czarnego biznesu można w Polsce od 1 stycznia 2017 r. wycinać drzewa na terenach prywatnych. Minister J. Szyszko został już upomniany przez prezesa swojej partii Jarosława Kaczyńskiego, ale przecież to nie on - jak się okazuje - miał w tym biznesie interes.

Zapewne za kilka lat dowiemy się, po powołaniu do życia kolejnej Śledczej Komisji Sejmowej, kto tak naprawdę zarobił na tej wycince i dlaczego nikt tego nie zablokował w imię prawa i sprawiedliwości?

A może ta wycinka drzew wiąże się z lobby wydawniczym, które potrzebuje taniego surowca do drukowania uzgodnionych już w MEN z autorami podręczników szkolnych do nowych podstaw programowych? Czyżbyśmy mieli kolejną aferę? Czy może jednak nie ma tu żadnych powiązań między lobbującymi w MEN wydawcami a curriculum?

Czy istnieje jeszcze w tym kraju prawo o dostępie do informacji publicznej, czy zostało już zawieszone w tajemniczych okolicznościach? Jaki ma interes minister edukacji w tym, by uczynić tajną listę autorów podstaw programowych w sytuacji, gdy w innej centralnej instytucji, której jestem członkiem, każdy obywatel, "z ulicy" może wejść i zażądać danych o tym, kto recenzował, kto wydał opinię itd.?! Wstyd mi za ministerstwo, bo to świadczy o tym, że ktoś w tym resorcie "kręci lody".

Prawdziwa cnota, krytyk się nie boi? Kto stracił cnotę na współpracy z MEN, niech się nie wstydzi? W końcu pani minister stwierdziła, że zapłaciła honoraria, a i tak ktoś inny napisał owe podstawy. Tylko kto?

20 lutego 2017

Akademicka wiarygodność

Wreszcie, po ponad rocznym przygotowaniu, ukazała się pod redakcją Jacka Piekarskiego i Danuty Urbaniak-Zając rozprawa pt. Wiarygodność akademicka w edukacyjnych praktykach (UŁ 2016), której autorzy ustosunkowują się do kwestii wiarygodności w kształceniu akademickim i prowadzeniu badań naukowych.

Taka kwestia nie mogłaby pojawić się sto lat temu. Podejmowana przez każdego naukowca aktywność badawcza i dydaktyczna musiała spełniać kryterium prawdy, gdyż w przeciwnym razie nie mogła być określana mianem naukowej. Kiedy 40 lat temu studiowałem metodologię nauk pedagogicznych, o wiarygodności pedagogiki jako nauki miało stanowić jej zakorzenienie w paradygmacie badań empirycznych, ilościowych, zaś każda próba czy wyłączność odwoływania się do metod badań filozoficznych czy też badań jakościowych (np. biograficznych) nauk społecznych sprowadzana była do pejoratywnego stygmatu – jaki im nadawano - spekulatywizmu, czyli w ówczesnym rozumieniu - pseudonauki.

Wszystkie rozprawy z filozofii wychowania i kształcenia, których autorem był mój Mistrz – prof. Karol Kotłowski traktowane były z niebywałą arogancją przez ówczesne elity władzy naukowej (członków i recenzentów Centralnej Komisji) w kategoriach pseudonauki, wiedzy spekulatywnej, pogardliwie określanej mianem „kotłowszczyzny”. O publikacjach innych autorów np. Bogdana Suchodolskiego - neopozytywiści powiadali "suchodolszczyzna".

Wyniki badań empirycznych ówczesnych cenzorów naukowości, głównie bazujących w badaniach na sondażu diagnostycznym, dawno są już w koszu na śmieci i - jeśli w ogóle kogoś interesują - to co najwyżej historyków wydarzeń oświatowych czy akademickich. Tymczasem rozprawy z filozofii kształcenia, wychowania czy z komparatystyki idei np. Sergiusza Hessena, Andrzeja Niesiołowskiego, Mieczysława Ziemnowicza, Zygmunta Mysłakowskiego, Bogdana Nawroczyńskiego, Aleksandra Kamińskiego, Heleny Radlińskiej, Stefana Kunowskiego. Karola Wojtyły, Ryszarda Wroczyńskiego, Czesława Kupisiewicza, Wincentego Okonia, Romana Schulza, Romany Miller, Kazimierza Sośnickiego itd., itd. wciąż są aktualne i wykorzystywane do konstruowania różnych modeli badawczych czy studiów hermeneutycznych.

Być może potrzebny był okres wyrównywania strat, jakie poniosła polska pedagogika w wyniku panującej w okresie totalitaryzmu ortodoksji ideologicznej i metodologicznej oraz odzyskiwania pól wolności ku prawu do rozwiązywaniu problemów naukowych różnymi metodami badań, w każdym z powszechnie już nam dostępnych paradygmatach poznawczych. W swoich rozprawach wielokrotnie dawałem wyraz temu, jak nienaukowymi metodami i z opresją istniejącej cenzury usiłowano zniszczyć polską kulturę naukowych dociekań i diagnoz.

Minione 27-lecie wolności jest w tym sensie zupełnie innym okresem czasu, który sprzyja odchodzeniu od kłamstwa, eliminowaniu „białych plam” w historii wychowania i oświaty czy przyspieszonemu odzyskiwaniu nieobecnych dyskursów i myśli pedagogicznej, by w poznawaniu prawdy o fenomenach kształcenia i wychowania skończyć z jej pozorowaniem, ideologicznym kreowaniem czy manipulowaniem nią dla interesów głównie podmiotów władzy.

Wraz z dominacją ponowoczesności, która zarazem osłabiła oświeceniowo-modernistyczne walory i fundamentalne przesłanki dla prowadzenia nauki w wolności (jako kategorii autotelicznej), mamy do czynienia z nowym zjawiskiem (a moim zdaniem ukrytym jego renesansem), które określam mianem przesunięcia politycznego. Jego następstwem nauka i jej instytucje są wchłaniane, podporządkowywane władzy politycznej, także wówczas, kiedy skrywa się jej dyrektywizm w procesach globalizacyjnych wpływów obcego naszej tożsamości narodowej i kulturowej korporacjonizmu.

Zachęcam zatem do lektury tekstów pedagogów, filozofów, socjologów trzech pokoleń, którzy włączyli się do dyskusji na temat wiarygodności akademickiej w szeroko pojmowanych praktykach edukacyjnych. Redaktorom tomu - a gospodarzom zarazem debaty z okazji 70-lecia Uniwersytetu Łódzkiego gratuluję tej inicjatywy i konsekwencji w doprowadzeniu do edycji rozpraw, które przetrwają kolejne lata inspirując do badań czy własnych studiów następne pokolenia.