23 grudnia 2016

Pochłonięcia Świętami Bożego Narodzenia


Szanowni Państwo!
życzenia z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia płyną z różnych stron kraju i zagranicy. Chyba każdy z nas doświadcza, jak wiele ciepła, serdeczności, wrażliwości i empatii wpisywanych jest w strofy wierszy, osobiste czy instytucjonalne formy życzeń. Poszerzyła się paleta komunikacyjnych przekazów - od tradycyjnie wysyłanych pocztówek, coraz częściej z gotowym tekstem i zaledwie znajdującym się pod nim podpisem Nadawcy, poprzez mejlowe pocztówki, prezentacje, pliki dźwiękowo-filmowe czy esemesy.

Może to kwestia wieku, że jeszcze oczekuje się na listy pełne osobistych doznań i głębokich a spersonalizowanych życzeń, pozdrowień czy wyrazów nadziei. Wydaje mi się, że warto cieszyć się każdym przekazem jako autentycznie dobrym słowem. W ten jedyny czas w roku, nasze myśli zawsze kierujemy ku Tym, co nie są nam obojętni, a w ślad za owym namysłem podążają życzenia, poparte wolą doznania wszelkiej szczęśliwości. Wszak szczęście rzadko bywa nagrodą, a częściej jest niespodziewanym prezentem.

Przyjmijcie Państwo ode mnie jak najserdeczniejsze życzenia – przede wszystkim dużo zdrowia, by można było cieszyć się zanurzaniem w codzienne życie, pięknem lektur i spotkań z ludźmi, tymi Najbliższymi i mniej lub bardziej nam znanymi. W końcu większość komentujących moje wpisy w blogu loguje się jako "anonimowy". Zdecydowanej większości nie znam lub nie wiem, że zaglądają na moje "pedagogiczne podwórko".

Niech zatem wiara i nadzieja pozwolą Państwu na realizację własnych pasji i marzeń, w klimacie miłości i pozyskiwania wsparcia w sprawach, które wykraczają także poza własne cele i zamiary. Niech na czas świętowania wszystko się zatrzyma, a zwłaszcza ta chwila, gdy przy wigilijnym stole zasiądziemy w rodzinnym gronie.

Życzę wszelkich Bożych darów, radości z przyjścia na świat Bożego Dzieciątka i niech trwa magia Spotkania bez codziennego narzekania, politycznych sporów i utarczek. Niech będą to Święta przepełnione radością, odrobiną czasu na wytchnienie.

Czas deliberatywnej, partycypacyjnej demokracji jest już za nami jako niespełniony i zdradzony przez elity polityczne projekt tworzenia społeczeństwa obywatelskiego.

Życzę spełnienia i dopełnienia planów w pracy zawodowej, aktywności społecznej, by otaczające osoby wspierały w ich realizacji pozwalając zarazem wierzyć w to, że w naszym świecie więcej jest Dobra, niż Zła. Niech rozbłyśnie Gwiazda, popłynie kolęda, a ciepło serc bliskich ogrzeje nasze dusze.


I gałązki świerkowe niech pachną na zdrowie.

Kolęda dla tęczowego Boga (Opublikowany 12 grudnia 2016) słowa: Jarosław Mikołajewski; muzyka: Grzegorz Turnau; wykonują: Magda Umer i Grzegorz Turnau - śpiew, Maryna Barfuss - flet, Jacek Królik - gitara, Grzegorz Turnau - fortepian.




22 grudnia 2016

Główny periodyk pedagogiczny o uniwersytecie w czasach marnych


Kilka lat temu martwił mnie stan radykalnych opóźnień w ukazywaniu się "Kwartalnika Pedagogicznego". Wykluczało to - do niedawna jeszcze znaczący dla rozwoju nauk pedagogicznych - periodyk z debat naukowych, podejmowania w nim aktualnych zagadnień oraz udostępniania najnowszych wyników badań oświatowych. Nareszcie nowa redakcja, władze Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego przywracają pismu właściwą rolę i miejsce w dyskursie naukowym.

Opóźnienie jest już niewielkie, bo tylko kwartalne, ale pamiętam czasy, kiedy "Kwartalnik Pedagogiczny" ukazywał się niemalże po dwóch latach odrabiając straty czasowe łączonymi numerami. Przyzwyczaiłem się do tego czasopisma, publikowanych w nim artykułów, które mimo tych trudności zawsze były dobierane z troską o jak najwyższą jakość. Jeszcze są problemy z publikowaniem spisów treści Kwartalnika, bo ostatni jest sprzed roku (2015 nr 4).

Kiedy zachęcałem doktorantów do systematycznego czytania, a najlepiej związania się z pismem na stałe, by śledzić ewolucję myśli pedagogicznej i standardu badań naukowych w tej dyscyplinie, natrafiałem na przykre komentarze osób rozczarowanych nieregularnością jego ukazywania się. Dzisiaj mogę już śmiało powiedzieć, że ten okres chyba jest już za nami. Piszę z lekką niepewnością, bowiem zawarte w nim rozprawy były przedmiotem międzynarodowej konferencji w ... 2013 r.

W krajach rozwiniętych naukowo takie materiały ukazałyby się albo przed albo tuż po konferencji, ale zrozumiałe jest, że polskie uczelnie publiczne wciąż są w stanie "żebraczym" nie dysponując środkami na szybkie reagowanie w nauce. Łatwiej jest dzisiaj wydać książkę, pracę zbiorową po konferencji, aniżeli czasopismo, które powinno być forpocztą dla takiej debaty i podstawą do prowadzenia kolejnych badań.

Nie ma to jednak znaczenia dla samego czasopisma, które ukazało się z numerem 3/2016 i właśnie dociera do czytelników-prenumeratorów. Najnowsza edycja "KP" jest tym razem tematyczna, bowiem całość została poświęcona studiom nad sytuacją szkolnictwa wyższego, w tym szczególnie rolą uniwersytetów w czasach marnych, trudnych i nieprzejrzystych. Zachęcam do lektury, gdyż opublikowane artykuły mogą być bardzo dobrym punktem wyjścia do debat na naszych wydziałach, w instytutach czy katedrach, by przygotować stanowisko środowiska akademickiej pedagogiki na Kongres Nauki Polskiej w 2017 r.

Redaktor tematyczny numeru dr hab. Rafał Godoń stawia we wprowadzeniu ważne pytania:

"Czy misja uniwersytetu nie jest dziś dalece odmienna od tego, co stanowi sedno kształcenia w kulturze Zachodu? Czy troska o człowieczeństwo jest naprawdę głównym celem kształcenia, czy raczej tylko pustym hasłem, przywoływanym w czasie uroczystości akademickich, takich jak inauguracja roku akademickiego czy wręczanie dyplomów absolwentom? (...) Uniwersytet nie jest przecież dobrem tylko tych, którzy na co dzień w nim wykładają lub się uczą. Jego kłopoty to kłopoty kultury, do której przynależy. Uniwersytet jest naszą wspólną sprawą w tym znaczeniu, że pogorszenie się jego kondycji uderza, bezpośrednio lub nie, w życie każdego. kto przynależy do kultury Zachodu" (s. 8)

Autorzy tego wydania nie koncentrują się na sytuacji uniwersytetów w Polsce, aczkolwiek takie odniesienia także mają tu miejsce, ale zachęcają do debaty, prowadzenia dyskusji o dylematach szkolnictwa wyższego, uwarunkowaniach i skutkach polityki wobec uniwersytetów w świecie oraz inspirują do prowadzenia badań. Warto zatem sięgnąć do tego numeru, by - niezależnie od istniejącej już w kraju literatury przedmiotu - konfrontować myśli i wnioski z badań z wynikami prac zespołów eksperckich, które przygotowują dla Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego przesłanki do radykalnych reform w kraju, także w uniwersytetach i z ich udziałem.

Polecam artykuły:

Eugenii Potulickiej, Sytuacja uniwersytetów amerykańskich w erze neoliberalizmu;

Tadeusza Gadacza, Uniwersytet w czasach marnych;

Urszuli Zbrzeźniak, Uniwersytet pod obstrzałem;

Wojciecha Hanuszkiewicza, Pytanie o aktualność Humboldtowskiej idei uniwersytetu z perspektywy współczesnych zadań humanistyki;

Małgorzaty Przanowskiej, Konwersatorium a hermeneutyczna dialektyka przekładu;

Eweliny Zubali, Transmutacja i obraz studiów doktoranckich w Polsce;

Agnieszki Dremzy, Nowa rola uniwersytetu - szansa czy zagrożenie?;

Agaty Janaszczyk, Katarzyny Leoniuk i Krzysztofa Sobczaka, Nauki o zdrowiu: problem czy wyzwanie dla uniwersytetów medycznych?

Powinniśmy udzielać studentom i młodym uczonym odpowiedzi na pytanie o przyszłość uniwersytetu, którego przestrzeń wolnej myśli, niezależnej od nacisków politycznych i gospodarki staje pod znakiem zapytania.




20 grudnia 2016

Harcerstwo wobec ustrojowej reformy szkolnej


Nie przejmowałbym się reformą ustrojową szkolnictwa w naszym kraju, która została przyjęta przez Sejm i Senat, a wszystkie znaki na Niebie wskazują, że w błyskawicznym tempie zostanie podpisana przez Prezydenta III RP Andrzeja Dudę.

Harcerstwo na szczęście nie jest organizacją szkolną, jak chciano ją taką uczynić w okresie PRL, szczególnie w połowie lat 70. XX w., kiedy doszło do bolszewickiej dewastacji polskiego ruchu harcerskiego wpisując w jego strukturę nie tylko Harcerską Służbę Polsce Socjalistycznej, ale i dążąc za wszelką cenę do jego uszkolnienia. Nie bez powodu żyjący wówczas prof. Aleksander Kamiński apelował na łamach miesięcznika „Harcerstwo” o to, by nie godzić się na scholaryzację ZHP, ani też na uharcerzowienie szkół.


Władze ZHP, ZHR czy innych, alternatywnych związków skautowego ruchu w naszym kraju powinny wziąć sobie to przesłanie do serca i czynić wszystko, by partiokracja w III RP nie ośmieliła się wykorzystywać instrumentalnie Związku do realizacji celów politycznych władzy. Nie oznacza to, że ruch harcerski ma ją kontestować, tylko musi zachować swoją pełną suwerenność jako autonomiczne środowisko społeczno-(samo-)wychowawcze dla wszystkich pokoleń Polaków i przybywających do naszego kraju imigrantów.


Szkoła ma zupełnie inne cele, aniżeli harcerstwo, co przecież nie wyklucza wspólnego mianownika dla ich częściowej realizacji siłami społecznymi i profesjonalnymi. Zapewne pojawi się pokusa, którą wygeneruje prawicowa formacja, by za cenę umocowania drużyn i szczepów w szkołach i lub przy szkołach skorzystać z państwowych dotacji, które mogłyby objąć nie tylko akcję zimową i letnią czy doraźne programy pomocowe w środowiskach lokalnych.

Już widzę, że niektóre chorągwie wpisują się w terytorialne akcje komercyjne, by rozpraszając własną misję i zadania wewnątrzorganizacyjne zarabiać na aktywności usługowej dla innych. Szczytny zapewne zamiar jest jednak nieporozumieniem, bowiem odwodzi pracę drużyn harcerskich czy starszoharcerskich od kształtowania charakterów własnych członków, od ich pracy nad sobą, aktywności w ramach harcerskiego systemu samowychowawczego, a służących Polsce i społeczeństwu. Ma to miejsce nie dlatego, że akurat samorząd terytorialny nie znajduje społeczników czy profesjonalistów do spożytkowania środków unijnych, ale w związku z przyjętą misją jednostek i zaplanowanych przez nie zadań.

Obecna reforma szkolna w ogóle nie bierze pod uwagę związków dziecięco-młodzieżowych jako partnerów wychowawczych, bo sterowana centralistycznie oświata koncentruje się przede wszystkim na realizacji celów edukacyjnych, oświeceniowych, a nie integrujących siły społeczne wokół szkół i placówek opiekuńczo-wychowawczych. Od lat odczuwa się delikatne usuwanie harcerskich drużyn z terytoriów szkolnych, by wygospodarowane po izbach harcerskich pomieszczenia zamienić na świetlice, gabinety do poradnictwa psychologiczno-pedagogicznego czy różnych form terapii.

Ani resort edukacji, ani tym bardziej kuratorzy oświaty i dyrektorzy szkół nie są zainteresowani tym, by harcerze „pętali się” po szkolnych salach i korytarzach, bo przecież stanowią tylko kłopot. Ktoś musi ich nadzorować, do budynku wpuszczać i z niego wypuszczać, udostępniać częściowo szkolny sprzęt audiowizualny itp., a przecież można by było czynić to samo za pieniądze udostępniając szkolna infrastrukturę różnych firmom usługowym (np. nauka jazdy, kursy językowe itp.).


Powrót do ośmioklasowej szkoły podstawowej powinien ucieszyć zuchowych i drużynowych harcerskich, gdyż doświadczenia kilkudziesięciu lat tak funkcjonującego systemu oświatowego do 1999 r., z siedemnastoletnią przerwą, kiedy pojawiły się w nim gimnazja, były bardzo pozytywne. Dzięki przywróceniu wydłużonego cyklu kształcenia podstawowego będą korzystniejsze warunki do kształcenia zastępowych i pozyskiwania nastolatków do pracy z zuchami i młodszymi harcerzami.

Uczniowie szkół ponadpodstawowych staną się ponownie kuźnią kadr instruktorskich dla harcerzy ze szkolnictwa podstawowego. Wiek 15-19 lat jest idealny dla wyłania młodych liderów, osób z talentem przywódczym, organizacyjnym czy edukacyjnym. W tym sensie sądzę, że harcerstwo (od-)zyska szansę na wzmocnienie własnych kadr, gdyż uczeń czteroletniego liceum lub pięcioletniej szkoły branżowej nie będzie lękał się, że poświęcając się służbie harcerskiej nie poradzi sobie z przygotowaniem do matury czy branżowego egzaminu.

Im bowiem dłuższy jest obowiązkowy cykl kształcenia, tym więcej własnego osobistego czasu wolnego będą mogli poświęcić młodzi przyboczni czy drużynowi. Być może piszę o tym w tonacji nieco sentymentalnej, gdyż sam będąc drużynowy młodszoharcerskim miałem w czteroletnim liceum poczucie dużego komfortu dzieląc czas na naukę z poświęcaniem się służbie harcerskiej. Nie było bowiem ani takiego „wyścigu szczurów”, gonitwy za punktami, ocenami, ani też konieczności myślenia kategoriami przyszłej kariery, sukcesu na rynku pracy, bo wolnego rynku wówczas nie było.

Teraz młodzież jest w dużo gorszej sytuacji, bowiem udział w procesie kształcenia i pozytywne sfinalizowanie każdego z jego kolejnych etapów nie jest gwarancją ani przejścia do szkół wyższego szczebla, ani uzyskania satysfakcjonującego miejsca pracy. Warto zatem skupić się na działaniach wewnątrzorganizacyjnych oraz allocentrycznych, by służba bliźnim nie kojarzyła się coraz bardziej z korzyściami finansowymi dla utrzymania aparatu zarządzającego hufcami, chorągwiami czy Główną Kwaterą.

Warto zainteresować się szkołą, do której uczęszczają nasze zuchy i harcerze, by wzmocnić ich edukacyjne szanse, gdyż dzięki temu nie zostaną w przyszłości wykluczeni z godnego funkcjonowania w życiu osobistym, zawodowym i społecznym. Szkoła zawsze była najlepszym środowiskiem instytucjonalnym do pozyskiwania członków harcerskiego ruchu, ale nie zawsze sprzyja drużynom w realizacji przez nie zadań, które przecież dalece wykraczają poza podstawy programowe kształcenia ogólnego.

Może zmiana ustroju oświatowego przywróci myślenie kategoriami (samo-)wychowawczymi, a nie tylko dydaktycznymi, kognitywnymi o dominujących i zapomnianych czy nieobecnych już powodach oraz przesłankach realizowania obowiązku szkolnego. Nie dostrzega się bowiem w instruktorach partnerów do konsultowania i współtworzenia programów wychowawczych (a nawet naprawczych) szkół, ich wewnętrznego systemu oceniania uczniów czy wspomagania ich w rozwiązywaniu trudnych problemów społecznych i egzystencjalnych.

Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że korzystniejszą sytuacją jest ta, kiedy to może dojść do przenikania wartości harcerskiej służby do szkół, niż na odwrót – uszkalniania czy dydaktyzowania harcerskich zbiórek, spotkań lub akcji. Róbmy swoje! – śpiewał Wojciech Młynarski, żeby „nie przyszedł walec i nas nie wyrównał”.

(Niniejszy wpis będzie publikowany w "Czuwaj")