04 marca 2016

Nie tylko socjolodzy są w żałobie po śmierci prof. Elżbiety Tarkowskiej

Wczoraj dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci prof. Elżbiety Tarkowskiej - znakomitej socjolog, nauczycielki akademickiej wielu pokoleń młodzieży, która reprezentowała w tej dyscyplinie nurt socjologii kultury a zarazem była zwolenniczką badań inter-i transdyscyplinarnych w naukach humanistycznych i społecznych.

Pedagogom była szczególnie bliska, jak rzadko który z współczesnych socjologów, nie tylko ze względu na problematykę badawczą, którą uczyniła przedmiotem własnej pasji poznawczej i społecznego zaangażowania, a mam tu na uwadze kwestie kultury narodowej, regionalnej i ludowej oraz zjawiska ubóstwa, poszerzającej się sfery nędzy w społeczeństwie polskim, ale także w związku z osobistym wsparciem własnymi wykładami i warsztatami z metodologii badań socjologicznych uczestników Letnich Szkół Młodych Pedagogów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Zżyliśmy się z Panią Profesor tak, jakby od zawsze była "naszą". Ona sama miała za sobą wspaniałe doświadczenia uprawiania w zespole IFiS PAN pod kierunkiem prof. Andrzeja Sicińskiego tzw. socjologii oralnej, a więc rozwijanej nie poprzez publikacje, ale nieustanne dyskusje, rozmowy, wymianę poglądów, podejść badawczych czy prowadzenie autentycznie naukowych sporów.


Dwa lata temu E. Tarkowska obchodziła 70 urodziny, w czasie których Jej uczniowie wspominali wyjątkową empatię pani Profesor, kulturę osobistą, prospołeczną postawę bycia i niewyczerpaną gotowość do udzielania wsparcia każdemu, kto tylko miał jakiś problem. Dedykowaną Jubilatce księgę jej przyjaciele, współpracownicy i znajomi zatytułowali zgodnie z trzema polami problemowymi jej dokonań: "Socjologia czasu, kultury i ubóstwa. Księga Jubileuszowa dla Profesor Elżbiety Tarkowskiej", red. K. Górniak, T. Kanasz, B. Pasamonik, J. Zalewska (Warszawa: Wyd. APS 2015). Tom otwiera rozmowa z profesor E. Tarkowską, w której pięknie zostaje uwydatniona jej postawa wobec świata, ludzi, życia i nauki. Jak mówiła: "Socjologia to coś więcej niż zawód...".

Reprezentowała rzadki typ postaw socjopedagogicznego zaangażowania, o którym prof. APS Jan Łaszczyk - Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - pisał w Liście Gratulacyjnym z okazji powyższego Jubileuszu, jak niesłychanie ważną rolę odegrała w tej Alma Mater. Jej pozycja naukowa, rzadki talent, praca i pasja poznawcza, wkład twórczy w rozwój humanistyki i nauk społecznych, w kształcenie studentów i kadr akademickich były ugruntowane w etosie uczonej o wyjątkowym charakterze. Stworzyła bowiem własną szkołę socjologii kultury.

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że pierwsza rozprawa dyplomowa E. Tarkowskiej, będąca podstawą nadania Jej na Uniwersytecie Warszawskim stopnia zawodowego magistra socjologii, była poświęcona (podobnie jak u mojego Mistrza - Profesora Karola Kotłowskiego) społeczeństwu pierwotnemu. Skupiła się w swoich pierwszych studiach na kategorii czasu w tych społeczeństwach. Studia doktoranckie ukończyła w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN uzyskując na podstawie obrony dysertacji naukowej pt. Durkheim, Mauss, Levi-Strauss: wybrane fragmenty twórczości jako wyraz kontynuacji i przemian koncepcji metodologicznych w socjologii francuskiej stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie socjologii. Doktorat pisała pod kierunkiem wybitnego socjologa, historyka myśli społecznej prof. Jerzego Szackiego.

Po habilitacji, której podstawą była rozprawa pt. Czas w społeczeństwie: problemy, tradycje, kierunki badań (1987)pracowała w Zakładzie Teorii Kultury IFiS PAN, a w ostatnich latach, bo od 2007 r. podjęła pracę na stanowisku profesora w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej, gdzie powstał Wydział Nauk Społecznych, a dzięki także Jej zaangażowaniu i osiągnięciom naukowym uzyskała ta jednostka uprawnienia do nadawania stopnia naukowego w dyscyplinie socjologia. Tu zainicjowała Dni Socjologa, które stały się znakomitą płaszczyzną, forum do prezentowania własnych dokonań i projektów badawczych przez młodych naukowców.

(fot. Karta z Kroniki Letnich Szkół)

Prof. Maria Dudzikowa, której zawdzięczamy obecność Profesor Elżbiety Tarkowskiej w czasie ostatnich prawie dziesięciu Letnich Szkół Młodych Pedagogów KNP PAN, podzieliła się w Księdze jubileuszowej okolicznościową narracją "Na osi czasu". Wspomina tam naszą socjolog jako najlepiej rozumiejącą istotę Letnich Szkół jako wspólnoty osób uczących się ustawicznie.

Pedagodzy traktowali Profesor E. Tarkowską jak bliskiego CZŁONKA RODZINY, a że tworzyliśmy rodzinę uczonych nauk społecznych, to wzajemna aktywność i wynikająca z niej wdzięczność była czymś naturalnym.

(fot. Wśród uczestników XXIX Letniej Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN)

To właśnie w czasie tych SZKÓŁ prof. E. Tarkowska odsłoniła swój talent w pisaniu wierszy. Miała tu godnych w tej twórczości rywali, toteż przytoczę z wspomnienia M. Dudzikowej balladę, jaką socjolog napisała w 2006 r. w Radziejowicach w czasie politycznie zbliżonym do obecnego:

LETNIA SZKOŁA W RADZIEJOWICACH

Słońce świeci, rośnie trawa,
w malowniczych okolicach,
ćwiczą, młodzi pedagodzy
w pałacu w Radziejowicach.

Referaty, doktoraty
i tabelki na tablicach
piszą młodzi pedagodzy -
dobrze im w Radziejowicach.

Bezrobocie, jedynacy,
biedne dzieci na ulicach,
trajektorie, deprywacje -
uczą się w Radziejowicach.

Środowiska niewydolne,
pogranicza na granicach,
przemoc, bieda, patologia -
ale nie w Radziejowicach!

W polityce kupa śmiechu.
Gdzie nadziei jest kotwica?
Lepper odszedł, Roman został.
Lepiej być w Radziejowicach.

Gdy na górze przepychanki,
pełna zmian jest dziś stolica.
Tu - epoka i opoka
podczas prac w Radziejowicach.

Profesura zachwycona:
nie na marne ich krwawica.
Jej efekty już widoczne
w trakcie prac w Radziejowicach.

Nowe plany, perspektywy,
radość młodym krasi lica,
że być mogli w Letniej Szkole
Młodych w Radziejowicach.


(tamże, s. 70-71)


Odeszła od nas wyjątkowej mądrości i duchowego piękna postać polskiej socjologii kultury pozostawiając rodzinę, bliskich, współpracowników, studentów i doktorantów w żalu, że nie będzie im już dany czas bezpośrednich rozmów i spotkań. Nadal jednak będzie z nami dzięki pozostawionym licznym dziełom naukowym, artykułom, esejom i pamięci wspólnych doznań.



03 marca 2016

Sześciolatki jako zakładnicy mediów i nieudolnej polityki oświatowej



Sądziłem, że wraz ze zmianą władz politycznych dzieci przestaną być zakładnikami wojen (w rozumieniu sporów i nieustannych konfliktów), jakie są toczone w naszym państwie. Niestety, nie jest to możliwe niezależnie od tego, kto jest u władzy. Dzieci są bowiem doskonałym środkiem do realizowania celów przez partie polityczne, bez względu na to, czy są one u władzy, czy może w opozycji.

Nie zapominajmy przy tym o "czwartej władzy", jaką są media, które mają - dający się jednoznacznie już odczytać - określony profil ideologiczny, światopoglądowy. Jeśli reprezentowana przez dane medium ideologia jest w centrum uprzywilejowania władzy, to będzie czynić wszystko, by stanąć po stronie własnych odbiorców, elektoratu utożsamiającego się z tą samą czy zbliżoną wizją państwa, społeczeństwa, antropologii człowieka i systemu wartości.

Skoro w poprzednich dwóch kadencjach rządów PO i PSL np. "Gazeta Wyborcza" nieustannie służyła władzy, by wspierając jej projekty reform i działania redakcja mogła mieć z tego tytułu odpowiednie gratyfikacje (np. lokowanie na jej łamach ogłoszeń różnych podmiotów rządowych czy związanych z rządzącą koalicją), to trudno się dziwić, że teraz dziennikarze tego medium czynią wszystko, by nie pozwolić rządzącym na jakikolwiek sukces. Najlepiej to widać w związku z przywróceniem obowiązku szkolnego od 7 roku życia dzieci.

Sześciolatki stały się zatem po raz kolejny zakładnikami nie tylko rządu, ale i opozycyjnych wobec jego polityki mediów. Niemalże codziennie, we wszystkich lokalnych wydaniach GW znajdziemy artykuły wychwalające pod niebiosa fantastyczne przygotowanie szkół na uczenie się w nich sześciolatków. W woj. łódzkim obserwuję nawet jedną taką szkołę podstawową, której dyrektorka stałą się już super-hiper pro- dla minionej władzy, a antyreformatorską wobec obecnej, byle tylko stworzyć obraz rzekomo powszechnej szczęśliwości w szkolnictwie publicznym.

Jakoś dziennikarze nie zaglądają na wieś, do małych miasteczek, tam, gdzie jest brud, smród i ubóstwo, ale za to pasja pracy wielu nauczycieli, których nie dostrzega się, nie docenia, nie wyposaża ich klas w tablice interaktywne, projektory multimedialne, tablety czy nawet płynny dostęp do Internetu. Wszystko opisywane jest z perspektywy szkół wielkomiejskich, a jeśli pokazuje się małe szkoły, to tylko takie, które są placówkami szczególnej troski. Nikt już z GW nie docieka, że nadal nie są przygotowani do pracy z sześciolatkami ani wszyscy nauczyciele, ani wszystkie szkoły. Bazuje się na jednostkowych przykładach, by nadać przekazowi uogólniony charakter.

Manipulacje trwają dalej. Tymczasem prawda, która się za nimi kryje ma oblicze czysto ekonomiczne, a nie pedagogiczne czy psychorozwojowe. Przywrócenie sześciolatków przedszkolom sprawia, że gminy jako organ prowadzący szkoły, otrzymają dużo mniejszą subwencję na cele związane z tym zadaniem. Dziecko staje się kosztem, instrumentem czy produktem płatniczym, bowiem to "za nim" kierowane są środki z budżetu państwa do organu prowadzącego szkoły podstawowe. Z chwilą obniżenia wieku obowiązku szkolnego sześciolatkowie mieli być środkiem do łatania w przyszłości finansów publicznych państwa, bo o rok wcześniej znalazłyby się na rynku pracy i zaczęły płacić podatki (spłacać dług wobec państwa).

Z chwilą przywrócenia poprzedniego stanu rzeczy stają się utraconym dla gmin zyskiem, bo przecież pod subwencję oświatową mogą one m.in. zaciągać kredyty, unikać wydatkowania środków na wsparcie dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych, redukować koszty doskonalenia nauczycieli itd. Dzisiejsze sześciolatki wchodzą w świat życia instytucji publicznych z obciążeniem tak czy inaczej rozumianych strat materialnych. Jeśli prawdą jest, że w niektórych szkołach wielkomiejskich wywiera się presję na rodziców, by zgodzili się na pozostawienie dziecka w I klasie, bo - o czym się jemu nie mówi - skompletuje się dzięki temu oddział klasowy a zatem i przypisana do niego nauczycielka nie utraci etatu, to jest rzeczywiście jeszcze jeden dowód na to, jak głębokiej degradacji społeczno-moralnej uległa nasza oświata.

Aż 40 proc. skontrolowanych przez Najwyższą Izbę Kontroli gmin nie prowadzi żądnej diagnozy i nie ma opracowanej co najmniej kilkuletniej strategii rozwoju edukacji czy prowadzenia polityki oświatowej, toteż radarowo reaguje na pojawiające się z każdym rokiem deficyty, braki, niże czy kryzysy. Zaczyna się nowy sposób handlowania, kupczenia dziećmi poprzez stosowanie wobec ich rodziców różnego rodzaju zachęt, które nie mają nic wspólnego z dojrzałością szkolną tak dzieci, jak i pełną gotowością szkół do ich przyjęcia. Są gminy, w których rodzicom sześciolatków oddającym je do szkoły, oferuje się 200-500 złotowe wyprawki dla dziecka, "bezpłatne" ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków, dostęp do logopedy czy profilaktycznych badań lekarskich itp.

Podkręca się także medialnie rzekomą tragedię z powodu braku w przedszkolach miejsc dla trzylatków. Tymczasem program 500+ może spowodować, że zostaną one w domach, gdyż będą środki na zapewnienie im opieki. Czy ktoś badał potrzeby rodzin z dziećmi w wieku trzech lat w zakresie koniecznego zapewnienia im opieki przedszkolnej? Dzieci stają się kosztem, inwestycją, narzędziem, instrumentem, środkiem, kłopotem, problemem, zmartwieniem tych, którzy albo chcą na nich zarabiać, albo nie chcą tracić. One same jako osoby posiadające przecież własne potrzeby, potencjał rozwojowy, uzdolnienia, deficyty, aspiracje, zainteresowania, nadzieje itp. nie są im do niczego potrzebne.

I jeszcze jedno. Ci, którzy wraz z Elbanowskimi tak walczyli o godne warunki edukacji dla sześciolatków, mają swoje frustracje. Jedni, bo nie zostali przyjęci do grona liderów "dobrej zmiany w edukacji", inni zaś ze względu na kolejny pozór konsultacji.

Obecny rząd musi natychmiast nowelizować przyjętą w grudniu zmianę w Ustawie o systemie oświaty, bowiem tak się spieszono albo mają w MEN urzędnika-trolla, że zapomniano wprowadzić przepisy przejściowe. Tym samym do końca sierpnia 2016 r. obowiązuje poprzednie prawo, w świetle którego rodzice tegorocznych sześciolatków muszą zapisać je do ... szkoły. Szerzej o tym pisze Katarzyna Wójcik w Rzeczpospolitej z dn. 1 marca 2016 r. Po raz kolejny Polak będzie mądry po szkodzie?

Co nagle, to po diable.

02 marca 2016

Stabilizowane akcje na polskie habilitacje


Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE złożyło do Sejmu petycję w sprawie zmian prawnych w zakresie stopni naukowych. O tej organizacji pozarządowej nie słyszało się zbyt wiele zapewne dlatego, że działa na terenie Warszawy dopiero od 2010 r. Jest więc zatem odważnym sześciolatkiem, który postanowił zająć głos w sprawie m.in. akademickich awansów. Celem Stowarzyszenia jest ochrona praw oraz interesu członków i ich rodzin, innych osób za ich zgodą oraz interesu społecznego w sprawach sądowych, podatkowych, administracyjnych, cywilnych lub karnych dotyczących nieruchomości: wieczystego użytkowania gruntów, podatków i opłat, podziału i scalenia gruntów, zagospodarowania przestrzennego i zabudowy nieruchomości, warunków środowiskowych, ochrony zabytków i bezczynności organów

Prezesem Stowarzyszenia jest Daniel Alain Korona - działacz opozycji w okresie PRL, wydawca antykomunistycznych gazetek szkolnych, aktywista z okresu stanu wojennego, który jako uczeń liceum został zawieszony w prawach ucznia. Niezwykle ciekawą biografię tego działacza można przeczytać na stronie Stowarzyszenia. Obecnie jest on adiunktem w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Powyższe Stowarzyszenie powołał do życia, by wspomagać obywateli w sporach z organami państwa. Warto zatem o tym wiedzieć, gdyby ktoś miał problemy czy trudności. Organizacja jest skuteczna, skoro na jej wniosek musiało zostać zwołane w dn. 11 stycznia 2016 r. posiedzenie Sejmowej Komisji do Spraw Petycji.

Przy tej okazji dowiedziałem się, że obecny Sejm powołał taką Komisję, która jest od wszelkich petycji, czyli pośrednikiem między obywatelami a posłami-członkami przedmiotowych komisji i podkomisji sejmowych. To tutaj następuje wstępna weryfikacja składanych petycji. Tak też było i w tym przypadku.

Obradująca w styczniu Komisja pod przewodnictwem opozycyjnego posła z PO Grzegorza Raniewicza rozpatrywała ów wniosek w wąskim gronie, a mianowicie z udziałem poseł ds. specjalnych w MEN w poprzedniej kadencji Urszuli Augustyn (PO) oraz dyrektora Departamentu Szkolnictwa Wyższego i Kontroli Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego Marcina Czaji i poseł Magdaleny Kochan (PO). Głos zabrał też poseł PiS Andrzej Smirnow. Zapewne byli jeszcze inni obecni, ale nie odnotowano w protokole ich aktywności. Nie zaproszono na obrady wnioskodawcy, czyli prezesa Stowarzyszenia Interesu Społecznego "Wieczyste".

Niekompetentna w sprawach szkolnictwa wyższego poseł U. Augustyn, która nie odróżnia stopni naukowych od tytułu naukowego, zreferowała sprawę następująco (podkreśl. - BŚ):

Szczerze powiedziawszy, temat petycji był już wielokrotnie dyskutowany. W ciągu mojego krótkiego żywota, w różnych komisjach co najmniej trzykrotnie. Wnioskujący starają się udowodnić, że warto byłoby podjąć raz jeszcze temat zniesienia stopnia naukowego doktora habilitowanego i doktora habilitowanego w zakresie sztuki. Podmiot wnoszący tę petycję wyposażył nas w projekt ustawy, która miałaby ten problem rozwiązać. Kłopot polega na tym, że, jak już wspomniałam, dyskutowany problem budzi kontrowersje w samym środowisku, nie tylko w środowisku naukowym, ale także w innych środowiskach. Myślę, że także w poszczególnych ekipach rządowych budził bardzo gorące kontrowersje, bowiem ma tyle samo zwolenników, co przeciwników.

Wnoszący petycję starają się uzasadnić i udowodnić, powołując się na własne doświadczenia i różne źródła, że tytuł doktora habilitowanego, czy też doktora habilitowanego sztuki, w żaden sposób nie podnosi poziomu naukowego na uczelniach, czy też u osób, które taki tytuł posiadają. Argumentacja oparta jest m.in. na wywodzie pana doktora Marka Migalskiego, który w tzw. międzyczasie doktorem habilitowanym został…

Głos z sali:

Nie został.

Poseł Urszula Augustyn (PO):

Nie został? Przepraszam, ja mam informację, że tak.

(...)

Reasumując, wnioskodawcy przygotowali projekt ustawy, która znosi tytuł doktora habilitowanego i doktora habilitowanego sztuki argumentując, że nie są one w żaden sposób przyczynkiem do tego, aby poziom naukowy na polskich uczelniach był wyższy.
Jeśli pan przewodniczący pozwoli, to poprosiłabym o opinię ministerstwa, bo mniemam, że dowiemy się nieco więcej na temat tego, jakie są plany w tej sprawie. Potem podjęlibyśmy dyskusję i decyzję.


Jak widać, referująca była świetnie przygotowana. Plotki zostały przez nią opanowane. Chyba przed byciem posłem specjalizowała się tą sferą w gazetkach kobiecych?

Dyrektor Departamentu MNiSW przyznał, że w resorcie podjęto inicjatywę w zakresie kompleksowej zmiany przepisów w obszarze szkolnictwa wyższego, w tym także nadawania stopni i tytułów naukowych, ponieważ system staje się coraz bardziej skomplikowany i mało czytelny dla odbiorców. W planach działania ministerstwa jest zdecydowana wola uporządkowania tego stanu i wydaje mi się, że jednym z niezbędnych elementów nowych ustaw będzie model kariery akademickiej i model awansu zawodowego. Dlatego też, to co mogę zadeklarować, to że w ramach tych prac dyskusja nad utrzymaniem, bądź likwidacją, wyłączenia z systemu stopnia doktora habilitowanego, odbędzie się.

Następnie dyr. M. Czaja poprosił członków Komisji, by nie podejmowała w tej sprawie żadnej uchwały, nie zajmowała stanowiska, gdyż w drugiej połowie maja zostaną przedstawione przez władze resortu założenia zmian prawa. Tym samym Komisja przyjęła uchwałę, by skierować wniosek Stowarzyszenia do Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, która przygotowałaby na podstawie własnej debaty projekt opinii dla Komisji do Spraw Petycji.

Poseł PiS Andrzej Smirnow przyznał, że Komisja do Spraw Petycji jest niekompetentna, toteż proponuje delegowanie Wniosku do właściwej komisji. Przy okazji zwrócił uwagę na to, że sprawa jest szalenie ważna. Jak stwierdził:

Polska i kraje postkomunistyczne, to jedyne kraje, w których istnieje sztywny, jednolity system stopni i tytułów naukowych, a co gorsza, jest on ściśle związany ze stanowiskami. Mogę dać konkretny przykład. Otóż, na uczelniach technicznych średni wiek uzyskiwania tytułu profesora w tej chwili to jest ok. 60 lat. Równocześnie wiele stanowisk akademickich jest zarezerwowanych dla tych profesorów. Co to oznacza?

Mówimy o innowacyjności gospodarki. Mamy początek tej innowacyjności. W technice tworzą ją ludzie w wieku 30–40 lat. Stąd oczywiście istnieje pilna konieczność uregulowania tych spraw. Na marginesie, ustawa, która została uchwalona dwie kadencje temu, przyjęła takie rozwiązania, które pozwalały na zatrudnienie wybitnego specjalisty z zagranicy, bo nasz system właściwie uniemożliwiał zatrudnienie na stanowisku profesora osoby z innego kraju. W Niemczech habilitacja ma zupełnie inny sens, a systemy szkolnictwa poza granicami Polski są bardzo zróżnicowane. (...) nie chodzi o likwidację habilitacji. Chodzi o zmiany w systemie naszego szkolnictwa po to, żeby zróżnicować uczelnie, bo one są zbyt jednolite. Jest też kwestia oderwania zależności awansu od stopni i tytułów.


10 lutego 2016 r. odbyło się posiedzenie Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, a sprawę referował także opozycyjny poseł PO, przewodniczący podkomisji stałej do spraw nauki i szkolnictwa wyższego - prof. Włodzimierz Nykiel. Nie jest opublikowana treść dyskusji, o ile takowa w ogóle miała miejsce, toteż możemy zapoznać się jedynie z końcowymi ustaleniami Komisji, które brzmią:

Komisja negatywnie zaopiniowała powyższą petycję argumentując m.in., że: habilitacja stanowi istotny element polskich rozwiązań składających się na model kariery naukowej. W obecnym stanie prawnym jest również systemowym elementem struktury i funkcjonowania szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce. Dlatego też ewentualna rezygnacja ze stopnia doktora habilitowanego wymagałaby kompleksowego podejścia, tj. opracowania systemowych zmian w tym zakresie, poprzedzonych szeroką dyskusją środowiskową. Tych warunków nie spełnia propozycja zawarta w petycji.

W opinii stwierdza się również, że według zapowiedzi Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego kwestie nowych regulacji odnoszących się do stopni i tytułów będą przedmiotem prac resortu, który planuje przedstawić jeszcze w tym roku propozycje kompleksowych rozwiązań.