20 stycznia 2016

Komu jest (nie-)potrzebne wykształcenie wyższe, a komu potrzebna słowacka docentura?

Kłamstwo ma krótkie nogi, więc prędzej czy później zostanie 'dogonione". Są fakty, których pamiętać nie musimy, szczególnie gdy dotyczą one dat, okresów takiej czy innej aktywności, przynależności do określonych środowisk, zatrudnienia itd. Są rzecz jasna osoby, które mają znakomitą pamięć do nawet najdrobniejszych zdarzeń i osób, ale ja akurat do takich nie należę. Za dużo mam pracy, różnego rodzaju obowiązków, by przywiązywać wagę do szczegółów, aczkolwiek ktoś może powiedzieć, że diabeł tkwi właśnie w nich.

Natomiast nie mam wątpliwości w sprawach, które są jednak kluczowe w moim zawodzie, a więc kiedy zacząłem i ukończyłem studia, jakie, gdzie i na jakim kierunku. Doskonale pamiętam drogę akademickiego awansu - gdzie i jakie uzyskiwałem stopnie naukowe oraz tytuł naukowy, na podstawie jakich osiągnięć oraz kto uczestniczył w tych procesach w roli promotora, recenzenta czy bezinteresownie wspierającego mnie w kwestiach merytorycznych "opiekuna".

Dlatego ze zdziwieniem przeczytałem, że tak głośna w ostatnich miesiącach postać Dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego dopiero po uzyskaniu mandatu posła raczyła poinformować swoich wyborców, że ma wykształcenie średnie, maturalne, bo studiując wcześniej na kierunku kulturoznawstwo nie zakończyła ich uzyskaniem stopnia zawodowego magistra. Jak pan Krzysztof Mieszkowski nie chciał, nie mógł lub nie potrafił, to miał do tego prawo. Nie ma w tym niczego złego.

Podobnie do debaty publicznej wprowadza się krytykę przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, który nie ma formalnego wykształcenia. Broni go w Onecie lewicowy kolega prof. Tadeusz Iwiński z SLD "(...) każdy z nas zna głupich profesorów i dziesiątki mądrych osób bez wykształcenia."

Czyżby dokonał samooceny? Dopiero co ktoś inny krytykował Marszałka Sejmu, że ma tylko maturę. To w tym przypadku T. Iwiński myślał chyba o nim?

Zostawmy wielką politykę na boku. Otrzymałem informację o wykładowczyniach akademickich, które dzisiaj uzyskają na Słowacji dyplom docenta pracy socjalnej po słowackiej stronie.

Właśnie dzisiaj, w prywatnej wyższej szkole - Vysokej škole zdravotníctva a sociálnej práce sv. Alžbety w Bratysławie (Nám. 1. mája č. 1) - o godz. 9.30 odbędzie się wykład habilitacyjny pani dr Małgorzaty Jagodzińskiej pod tytułem „Interpersonálne, zdravotné a emocionálne potreby obyvateľov Domu sociálnych služieb” oraz obrona jej pracy habilitacyjnej pod tytułem: „Sociálna pomoc pre seniorov ohrozených spoločenským vylúčením v mazowieckom vojvodstve”.

Już o godz. 11.00 odbędzie się wykład habilitacyjny kolejnej Polki - pani dr Kingi Przybyszewskej pod tytułem: „Náhradné rodičovstvo v teoretickej a praktickej perspektíve” oraz obrona pracy habilitacyjnej pt. „Viacdetná a neúplná rodina v sociálnej pomoci. Od diagnózy k činu.”

Obie panie, jak wspomniałem, chcą być docentkami w zakresie kierunku kształcenia, który w odróżnieniu od pedagogiki czy socjologii ma tam zupełnie inny kod nr: 3.1.14 Sociálna práca. Tak więc nie będą mogły wskazywać w swoich oświadczeniach, że są pedagogami społecznymi czy socjologami, bo w świetle także słowackiego prawa nimi nie będą.


Obie panie są starszymi wykładowczyniami w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Płocku. Ciekawe, czy Rektor tej szkoły pokryje koszty tych docentur w łącznej wysokości 16 tys. EURO? Pewnie same zdecydowały o inwestowaniu w dyplom, który w naszym kraju nie odpowiada polskiemu prawu.

Pani dr inż. Małgorzata Jagodzińska uzyskała stopień naukowy doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki na podstawie dysertacji pt. Przygotowanie nauczycieli do nauczania przyrody w szkole podstawowej, którą obroniła w dn. 16.12,2003 w słynnym już Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie. Promotorką tej pracy była pani prof. dr hab. Danuta Cichy.

Pani dr Kinga Przybyszewska jest socjologiem, bowiem w dn. 6 grudnia 2007 r. obroniła swoją dysertację doktorską pt. Świadomość własnej tożsamości społeczno-kulturowej studentów miasta Płocka a ich postawa wobec Unii Europejskiej na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie.

Na stronie PWSZ w Płocku, gdzie pracują obie panie w Instytucie Nauk Humanistycznych i Społecznych - pani dr inż. M. Jagodzińska nie podaje żadnych danych o dokonaniach naukowych, ani też swoich zainteresowaniach badawczych. Podobnie jest z jej koleżanką dr K. Przybyszewską.

Słusznie. Starszy wykładowca nie musi prowadzić żadnych badań naukowych i publikować rozpraw z dyscypliny naukowej. Na jakiej zatem podstawie habilitują się na Słowacji? Zapewne zainteresowani dowiedzą się o tym po ich powrocie do kraju, witając w Instytucie kwiatami, szampanem oraz wzbogaceniem lokalnej biblioteki o wydane na Słowacji jakiegoś ich dzieła.

Jeżeli spojrzymy na strukturę kształcenia w PWSZ w Płocku, to przekonamy się, że ma tam miejsce edukacja na kierunku PEDAGOGIKA, w specjalności - praca socjalna. Ciekawe, bo przecież praca socjalna jest odrębnym kierunkiem kształcenia, a nie specjalnością w ramach dyscypliny naukowej, jaką jest pedagogika. Odróżniają to też sami Słowacy. Tylko w Polsce "kombinuje się" jak może, byle tylko wprowadzić studentów w błąd. Czyżby nie wiedzieli, że do pracy socjalnej zatrudnia się w naszym kraju po kierunku praca socjalna, a nie po tej tzw. specjalności na pedagogice?

Na marginesie- kierownikiem Zakładu Pedagogiki Resocjalizacyjnej, Profilaktyki Społecznej i Pracy Socjalnej jest także polsko-słowacki docent pracy socjalnej (choć o tym nie informuje w OPI), który na stronie tej PWSZ w Płocku afirmuje się jako profesor tytularny, chociaż nim nie jest. No, ale habilitował się w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, więc być może nie zna różnic w polskich stopniach i tytułach naukowych.


















19 stycznia 2016

Seminarium doktorskie i podoktorskie z pedagogiki



W związku z tym, że jeszcze nie wszyscy zainteresowani mają plan zajęć w semestrze letnim, już teraz informuję o uruchomieniu seminarium doktorskiego i podoktorskiego z nauk pedagogicznych, które odbędzie się w dn. 23 lutego 2016 r. w godz. 11.00-14.30 w Katedrze Teorii Wychowania Uniwersytetu Łódzkiego na ul. Pomorskiej 46/48, budynek B, II p.

Zachęcam do udziału w tym seminarium innowacyjnych nauczycieli, wychowawców, pedagogów instytucjonalnych i nauczycieli akademickich. Przedmiotem moich zainteresowań naukowych i kompetencji badawczych są:

1) współczesne teorie, kierunki, prądy, doktryny i ideologie wychowania oraz kształcenia;

2) pedagogika porównawcza oraz makropolityka oświatowa;

3) pedagogika szkolna z pedeutologią;

4) pedagogika ogólna (podstawowe kategorie, fenomeny pedagogiczne, prawidłowości wychowania itp.).


W latach 1995 -2015 wypromowałem następujących doktorów nauk humanistycznych/społecznych w dyscyplinie pedagogika:

Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego:

1. dr Małgorzata Rosin - Nieautorytarna pedagogika Thomasa Gordona w kształceniu wychowawców (obrona pracy doktorskiej - 4 czerwca 1998);

2. dr Joanna Michalak - Poczucie odpowiedzialności zawodowej nauczycieli w kontekście pełnionej przez nich roli społecznej (obrona pracy doktorskiej - 6 czerwca 2002);











3. dr Joanna Szewczyk-Kowalczyk: Szkolne obrzędy i rytuały w kontekście mitycznej podróży bohatera (obrona pracy doktorskiej - 14 czerwca 2002);







4. dr Monika Wiśniewska-Kin: Słownictwo z zakresu życia psychicznego w języku dzieci. Zasób – tworzenie – rozumienie (obrona pracy doktorskiej - 29 kwietnia 2004);








5. dr Magdalena Błędowska - Autorytet wychowawczy w dobie transformacji społeczno-ustrojowej w świetle opinii kandydatów do zawodu nauczycielskiego (obrona pracy doktorskiej – 10 marca 2005);




6. dr Teresa Wejner-Jaworska - Funkcje założone a rzeczywiste egzaminu zewnętrznego dla uczniów szkoły podstawowej (obrona pracy doktorskiej – 10 marca 2005);






7) dr Alina Wróbel - Wychowanie a manipulacja. Konteksty teoretyczne a praktyka pedagogiczna (obrona pracy doktorskiej - 7 lipca 2005);




8. dr Beata Owczarska (Matyjas) - Wewnątrzszkolne doskonalenie nauczycieli jako strategia wdrażania zmian w szkole (obrona pracy doktorskiej - 8 marca 2006);





9. dr Małgorzata Kosiorek - Metateoretyczna analiza współczesnej pedagogiki autorytarnej (obrona pracy doktorskiej - 29 marca 2007);


10. dr Ewa Lewik-Tsirigotis: Kształcenie przyszłych nauczycieli w Kolegium Nauczycielskim w Wieluniu. Oczekiwania wobec roli zawodowej a wymagania reformy (obrona pracy doktorskiej - 10 lipca 2008);


11. dr Katarzyna Szumlewicz - Od Rousseau do Deweya: wątki emancypacyjne w nowoczesnej filozofii wychowania (obrona pracy doktorskiej - 28 maja 2009);



OBRONY Doktorantów Wydziału i na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie:

12. dr Arleta Suwalska - Ideologie edukacyjne jako czynnik zmian w polityce oświatowej Wielkiej Brytanii przełomu XX i XXI wieku (obrona pracy doktorskiej - 3 grudnia 2014);


13. dr Bernadeta Agnieszka Botwina - System wartości młodzieży szkół ponadgimnazjalnych na Podkarpaciu - promotor pomocniczy - dr Sylwia Jaskulska z Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu (obrona pracy doktorskiej - 4 marca 2015);

14. dr Aneta Wnuk - Przygotowanie nauczycieli do realizacji zadań z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego - promotor pomocniczy: dr Stefan T. Kwiatkowski (obrona pracy doktorskiej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie 4 listopada 2015 r.).


Przygotowuje się do obrony pracy doktorskiej na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie pani mgr Magdalena Ostolska, która przygotowała dysertację pt. Efekty wychowania w szkołach waldorfskich w Polsce (promotorem pomocniczym jest dr Marta Kotarba- Kańczugowska z Instytutu Wspomagania Rozwoju Człowieka i Edukacji w APS w Warszawie).



18 stycznia 2016

Bezsensowne wysłuchanie oświatowe



Jakiś czas temu pisałem, dlaczego nie wezmę udziału w wysłuchaniu publicznym, jakie zorganizował m.in. Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego na temat projektowanych przez PiS - i częściowo już wdrożonych - zmian w systemie szkolnym. Jeden z pracowników naukowych podesłał mi link do nagrania tego wysłuchania, którego przebieg i treść potwierdziła słuszność podjętej decyzji. TOTALNA STRATA CZASU. Skoro go jednak straciłem, to podzielę się tym doświadczeniem z innymi.

Nie twierdzę, że w swej całości wypowiedzi uczestników wysłuchania obywatelskiego były bez sensu, bo trzeba byłoby określić, co miałoby być kryterium dla tego typu oceny. Jeśli miałaby być nim - ocena minionych ośmiu lat rządów w MEN polityków PO i PSL - to trzeba przyznać, że odliczyli się niektórzy beneficjenci owych reform. Dominowały tu wypowiedzi "wyczyszczone" z elementów krytyki, bo - jak mówiła pani Dziekan Wydziału na temat opublikowanego "Stanowiska członków Rady" - "Oczywiste, że były różnice zdań, to te fragmenty usuwano".

Na UW było dokładnie tak samo, jak w poprzednim ustroju. Co nie pasuje do obowiązującej doktryny, musi być usunięte. Ponoć powstała (nie wiemy, kiedy i gdzie?) baza raportów naukowych dotyczących polskiej edukacji. To one powinny stać się bazą do refleksji na temat kierunku i metod koniecznych zmian. Zakłada się zatem, że owa baza jest bezdyskusyjna, wiarygodna i politycznie wartościowa. Nie jestem przekonany, skoro duża część tzw. raportów powstawała na zamówienie MEN i była przez ten urząd cenzurowana. Pomijam już kwestie metodologiczne, które - poza obliczeniami statystycznymi - nie najlepiej świadczą o niektórych wykonawcach z naukowymi stopniami.

Kiedy zatem pani Dziekan mówiła o tym, że zmiany w systemie oświatowym "(...) nie powinny być wynikiem pospiesznych decyzji, bowiem nie da się z całego systemu usunąć jeden element, by nie naruszyć całości", to w 100 proc. zgadzam się z tą tezą. Tyle tylko, że urzędnicy i politycy PO i PSL właśnie tak postępowali i jakoś nie przypominam sobie protestów naukowców z tego powodu, i z tego środowiska, poza krytyką ze strony KNP PAN. Czyżby 3 lata temu nie wyjmowano jednego elementu z całego systemu?

W książce państwa Elbanowskich pt. "ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja" (2015) czytam, że MEN zapłaciło naukowcom z UW za przygotowanie ekspertyzy na temat przygotowania szkół do przyjęcia 6-latków (s. 32). Oczywiście ekspertyza była pozytywna.



Absolutnie trafna była też opinia, że (...) trzeba brać pod uwagę opinie ekspertów, praktyków i rodziców, a te są bardzo różne." Należało jednak do niej dodać, że ówczesna władza miała "swoich" ekspertów, rodziców (także obecnych w czasie tego wysłuchania) i praktyków, którym obce były kwestie naukowych uzasadnień, bowiem korzystniejsze okazywało się uzasadnianie zmian wybiórczo dobieranymi poglądami niektórych naukowców. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN podkreślał w swoich opiniach podobnie, jak miało to miejsce w wypowiedzi pani Dziekan, że wiek rozpoczynania obowiązku szkolnego jest sprawą wtórną w stosunku do funkcji edukacji wczesnoszkolnej.

Natomiast profesor zaprzeczyła badaniom pracownika UW i IBE (prof. UW R.Dolaty i dra M. Sitka), ale także wynikom badań longitudinalnych prof. Zbigniewa Kwiecińskiego (honorowego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego) głosząc tezę, że szanse edukacyjne dzieci nie zależą od wykształcenia rodziców. Zupełnie bezkrytyczny wobec manipulacji danymi z-ca dyrektora ds. badawczych IBE dr Michał Sitek nadal głosił tezę o tym, że brakuje mocnych argumentów opartych na badaniach wśród dyskutujących tu. My mamy takich niewiele, ale jak mamy, to rzadko z tego korzystamy. IBE badało 6-latków w 2012 i 2014. Środowisko naukowe ustosunkowuje się bez wnikania w dane.

Nie wiem, czy to jest przejaw intelektualnego autyzmu, arogancji czy dalszej manipulacji opinią publiczną? Opublikowane wyniki rzekomych badań z nauką nie mają wiele wspólnego. Jeszcze do tego pana to nie dotarło.



To prawda, że potrzebna jest w przypadku każdej reformy (...) analiza konsekwencji ekonomicznych i społecznych takiej decyzji". Wiemy jednak, że obniżenie wieku obowiązku szkolnego przez poprzednią ekipę MEN miało spowodować skutki ekonomiczne i społeczne pod pozorem wyrównywania szans edukacyjnych dzieci. O skutkach psychopedagogicznych nie będę tu pisał, bo wielokrotnie wskazywałem na pseudonaukową manipulację, jakiej dopuścili się w tej właśnie kwestii pracownicy Instytutu Badań Edukacyjnych.


Od reformy ustrojowej szkolnictwa pod koniec lat 90. XX w. nie było w Polsce żadnych badań dotyczących sieci placówek wychowania przedszkolnego ani też diagnozy potrzeb i aspiracji rodziców w środowiskach rzekomo zaniedbanych, sprzyjających wykluczeniu społecznemu czy edukacyjnie defaworyzowanych. Z jakiego zatem tytułu państwo miałoby zmusić rodziców czy prawnych opiekunów dzieci od urodzenia do 5 roku życia, aby koniecznie oddali swoje dzieci pod codzienną, instytucjonalną pieczę? Czy nasze dzieci są własnością profesorów UW z ich pedagogicznymi roszczeniami instytucjonalizacji nadopiekuńczości państwa wobec nich, a dla rzekomego ich dobra? Czy ktoś pytał, czy i jaki odsetek rodziców dzieci w wieku 3-5 lat rzeczywiście chce i potrzebuje dostępu do przedszkoli?

Może jednak warto sięgnąć do Konstytucji III RP i Ustawy o systemie oświaty, by doczytać, że państwo ma spełniać rolę pomocniczą, a nie tworzyć po raz kolejny w naszych dziejach "kołchozy" sterowanej przez MEN indoktrynacji. Dlaczego rządzący ukrywają przed społeczeństwem dyrektywy Unii Europejskiej w kwestii wymuszonego zwiększenia liczby dzieci objętych edukacją przedszkolną? Może należy podać te wskaźniki, a nie zasłaniać się naukowcami, którzy - jak prawnicy i marketingowcy - mogą do każdej politycznej tezy "dorobić" właściwą interpretację?

Prof. Krzysztof Konarzewski okazał się tu mistrzem analogii, bowiem przyrównał odwracających stan psychopedagogicznej normalności do "strażaków, którzy sami podpalają las, by potem jechać do pożaru i go gasić". Tego typu działania określił mianem "interesownego szkodnictwa" ."Nie pochwalamy ale wiemy, po co on to zrobił. Mamy w MEN do czynienia ze szkodnictwem bezinteresownym. Nie mówi jednak, po co to się robi. PiS walczy z Tuskiem, bo to on zdecydował o sześciolatkach."


Zgadzam się z profesorem, że to władze PO i PSL popełniły kardynalny błąd każąc dostosowywać się niedojrzałym do uczenia się w szkole dzieciom do tej instytucji, zamiast uczynić odwrotnie. Potwierdził znane nam od lat fakty: Oddziały są duże, nauczyciele są zmęczeni, jest problem świetlic, cateringu, ale ... to są dwa przejściowe lata. Potem miało być w porządku. Odcinalibyśmy kupony od zmiany. Przez dwa lata cierpiałyby dzieci, rodzice, ale mamy teraz lepszy system szkolny, bo te placówki się zmieniły. Fajnie. W końcu przez dwa lata nie cierpiałyby dzieci profesora. Nikt mu nie zapewni, że będzie to, co miało być.


Powinny być żłobki i przedszkola w każdym środowisku życia Polaków, w którym na podstawie analiz demograficznych i badania potrzeb instytucjonalnej opieki zapewnia się do nich dostęp, bez względu na stopień ubóstwa czy zamożności. Płacimy podatki, więc mamy prawo oczekiwać wywiązania się samorządów i warunkujących ich budżet władz państwowych z powinności wobec podatników. Nie trzeba tu "wciskać kitu" na temat wyrównywania szans edukacyjnych, bo wyrównywać można co najwyżej asfalt, jak się go dobrze wyprodukuje i położy. Przyjdzie walec i wyrówna. W edukacji nikt niczego nikomu nie wyrówna. Czas przestać podtrzymywać mit dla celów odmiennych od możliwości jego spełnienia.

Oczywiście, nie mogło zabraknąć na tym spotkaniu w UW pani Ligii Krajewskiej, prawej ręki b. minister edukacji Katarzyny Hall, która trafnie przedstawiła się sama jako "gorszy sort Polaków". Miało być dowcipnie, ale okazało się prawdziwe, skoro postanowiła bronić biznesu swojej pryncypałki narzekając ironicznie na to, że "ludzie wychodzą z radości na ulice. Zmniejszono teraz o 22 mln. dotację na dzieci w edukacji domowej.". Nagle MEN pozbawiło nieuzasadnionych dochodów panie, które nadużyły szyldu edukacji domowej do zupełnie innych celów. W świetle powyższego hipokryzją jest kończący wypowiedź apel tej pani: "Nie krzywdźmy dzieci, które niczemu nie zawiniły."

Spotkali się i rozeszli. Nic z tego nie wynika, ani dla oświaty, ani dla polityki, ani dla prawa, ani dla rodziców, ani dla dzieci.

(źródło: memów politycznych - Facebook)